Strona 7 z 13 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 61 do 70 z 121

Wątek: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

  1. #61
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    chronologicznie....Kolejne dni upływały rytmicznie, a każdy ze świeżym powiewem nieznanej przygody. Tej w górach i podczas odpoczynku, gdzie wciąż poznawało się nowych ludzi i siebie nawzajem. Wtedy wszystko było dla nas nowe i dziewicze... a z kolejnymi naszymi wyjazdami mimo poznawania nowych miejsc... wracało się w te już wcześniej poznane. Teraz z biegiem czasu, kiedy odkrywam jakieś nieznane wcześniej, nowe bieszczadzkie miejsce, odczówam to bardziej jako powrót niż odkrywanie i choć pierwszy raz tam stoję, to mam wrażenie jakby się wracało i odwiedzało stare Bieszczady, po mimo wielkich zmian, które zaszły z biegiem lat....
    Nadchodził jednak nieubłagalny koniec naszego pierwszego spotkania z Bieszczadami .... z Biszczadami w których już było trochę turystów, ale znajdowały się też miejsca nieodkryte, bezludne, zakazane, magiczne i niezrozumiałe, gdzie po dawnych domostwach i cerkwiach było więcej śladów, ale prawie nikt się nimi nie przejmował... Do domu jechaliśmy wykończeni brakiem snu, a rozmowy jakoś się nie kleiły i tylko następne większe dworce kolejowe pokazywały jak bardzo się oddalamy od naszej przygody... drzemiąc w pociągu i się przebudzając ... ale tak naprawdę to chyba nie tyle to było zmęczenie co żal za tym co za sobą zostawialiśmy.
    Minęło trzydzieści kilka godzin podróży i kiedy znalazłem się w swoich czterech ścianach... swoim azylu i środku antykoncepcyjnym na wszechogarniający świat to musiałem zapaść w długi chorobliwy sen. Sen który miał pozwolić otrząsnąć się ze stanu w którym tkwiłem... zawieszenia między dwoma tak odległymi światami...
    Próbuję otworzyć oczy, a pierwszą rzeczą realną, którą zauważam jest to, że nie obudziłem się z powodu zaduchu rozgrzanego do granic możliwości przez promienie słońca namiotu... nie byłem w namiocie... Z uporem maniaka otwieram okno i nie słyszę śpiewu ptaków tylko skrzeczenie wron, a ulicami po których już od lat nie chodzą kondukty pogrzebowe leniwie przejeżdżają pojedyncze samochody. Idę do piwnicy, wynoszę rower i jadę przed siebie do lasu, gdzie kiedyś bawiliśmy się w indian, gdzie stał nasz szałas na górce otoczonej wąwozem. Zalegam pod drzewami, zamykam oczy i zalewa mnie błoga cisza falująca na przemian z podmuchami wiatru... Otwieram oczy, a w górze kołyszą się korony sosen i brzóz... Jeszcze raz zamykam oczy w nadzei że gdy je otworzę to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zakołyszą się buki, jodły, czy olsze... To jednnak nie chciało i nie mogło nastąpić...
    Ostatnio edytowane przez Szkutawy ; 08-05-2014 o 23:56

  2. #62
    Bieszczadnik Awatar Gienia
    Na forum od
    05.2011
    Postów
    114

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    Pięknie piszesz chłopaku....pisz dalej...

  3. #63
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    .... no to piszę, ale czy pięknie, czy też smętnie.... tego nie wiem..... a dzień dzisiaj najlepszy nie był i humor raczej taki nie bardzo dobry, ale tak to już jest jak ktoś na Twoim garbie chce się ślizgnąć i jeszcze od tyłu w d..ę podszczypuje....więc ciągnę te smarkociny dalej, w nadziei, że następnym razem, kiedy się powróci z Bieszczadów... będzie weselej.......

    Nie wiedząc co ze sobą począć postanowiłem sprawdzić co tam u Skrzypa. Kiedy szedłem do niego napotykałem znajomych, którzy pytali jak było i co słychać, ale jakoś zbyt rozmowny nie byłem i po zdawkowych odpowiedziach, że fajnie... ruszałem dalej. Skrzypu otworzył drzwi, a kiedy wszedłem, odpalił gramofon z The Eagles. Tą płytę na której jest Desperado. Pierwszy raz ją wtedy słyszałem i była całkiem odmienna od muzyki, która rozbrzmiewała w mojej głowie, ale wtedy po raz pierwszy od powrotu zobaczyłem dosyć wyraźnie te jodły, buki, olsze, potoki, połoniny i ludzi, których tam spotkaliśmy. Była prosta... melodyjna.. trochę nostalgiczna , opowiadająca coś co mogłem sobie wyobrazić i w sposób taki jak mi się tylko podobało.
    Rozłożyliśmy później sfatygowaną mapę i oglądaliśmy. Chyba bardzo chcieliśmy się tam znowu znaleść. Mimowolnie... tak od niechcenia... na początku nieśmiało... a później z co raz większym zapałem zaczęliśmy planować swój kolejny wyjazd w Bieszczady. Wyjazd który był bardzo odległy, ale jakże realny i namacalny. Już go wtedy dotykałem i smakowałem.... jeden dzień po powrocie.
    Po kilku dniach nie mogąc już wytrzymać pojechałem w Karkonosze. Wieczorem sobie wymyśliłem, a nad ranem siedziałem w pociągu pomykającym do Jeleniej Góry. Jako, że fundusze były bardziej niż mizerne musiałem wracać wieczorem, bo na nocleg nawet ten na glebie w schronisku nie było mnie stać. Trzeba było wymyślić trasę jednodniową, a treściwą i w miarę odludną. Ciężki orzech do zgryzienia latem, kiedy to wielu turystów podążało wszelkimi możliwymi szlakami. Dziś w takiej sytuacji wybieram Sokoliki, Góry Krucze lub Rudawy Janowickie ( od kilku lat i tam jest tłoczno), ale wtedy dla człeka nie zmotoryzowanego to była spora wyprawa. Padło na Kocioł Łomniczki. Strzał był w dziesiątkę, bo po pociągu, autobusie i szybkiej przebieżce do schroniska Pod Łomniczką mym kaprawym oczętom ukazał się widok kotła do którego wlewały się chmury gonione wiatrem z nad Równi pod Śnieżką. Ludzi było mało. Ruszyłem mozolnie w coraz bardziej stromą ścieżkę, a kiedy wychyliłem swoją głowę i spojrzałem na Równię to wtedy zobaczyłem ile ludzi może być w górach. Przypominało to trochę tatrzańskie szlaki. Szybko przegalopowałem to ludne miejsce by znaleźć się w Dolinie Sowiej, a tam było już o niebo spokojniej. Siadam... odpoczywam I zastanawiam się czy aby na pewno tu chciałem się znaleźć. Byłem w górach... pięknych górach, ale czy o to mi szło? Boże... czemu jestem tak daleko... czemu wciąż dzielą mnie setki kilometrów od miejsca, które pragnę teraz zobaczyć...a może tylko... tak po prostu w nim być....miejscu naznaczonym magią... niewiadomą... a może wolnością. Nie wiem z czego wynikającą... może tylko z odległości... Może to co dalekie i wciąż nie doścignione jest dlatego takie piękne... Może właśnie dążenie ma największy sens...
    Czas zaczynał płynąć swoim zmiennym tokiem. Szkoła, czyli miganie się od wojska, jakieś tam różne granie, przyjaciele, dziewczyny i zimowe wyjazdy w Karkonosze, a między tym wszystkim mapa Bieszczadów ta w głowie i ta na stole, a na niej zapisane wszystkie drogi, szlaki, potoki, miejscowości, góry i doliny, które chciałoby się zobaczyć. We wszystkich nazwach tkwiło coś więcej niż na mapie....wspomnienia i tęsknoty... zaostrzające koloryt...chyba pastelowy....
    Ostatnio edytowane przez Szkutawy ; 10-05-2014 o 22:37

  4. #64
    Forumowicz Roku 2015
    Debiutant Roku 2013
    Awatar Jimi
    Na forum od
    03.2010
    Rodem z
    Rzesza
    Postów
    1,439

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    Co za piękne opowiadanie! Masz fantastyczny styl pisania, taki sielski, leniwy... W poprzednich opisach w tym wątku były sielankowe zdjęcia a teraz są sielankowe myśli. Sielankowe a jednak pełne nostalgii. Mam cały czas wrażenie, jakbym czytała swoje myśli, jota w jotę. Czytając to, przypominam sobie siebie dokładnie w sytuacjach, o których pisałeś. Ale te moje myśli właśnie kilka lat temu, nie bieżące. Dziś spojrzenie mam inne, właściwie już pozbawione nostalgii zupełnie, co z jednej strony odbiera im tego pięknego uroku, jaki miały kiedyś.
    Pamiętam czasy, gdy przyjeżdżałam w Bieszczady tylko raz w roku. Wtedy odjeżdżając serducho się krajało z żalu, że trzeba czekać aż cały rok. A gdy się powracało znów a zwłaszcza autostopem z Leska w Bieszczady to kierowca nie mógł się nadziwić i nacieszyć z tych szalonych wariatek, które wiózł ze sobą a gdy jeszcze puścił w aucie SDM to dziewczyny były w pełni szczęścia. Spało się w stodole na sianku i czasem jadło sam chleb z ogórkiem i keczupem, bo dzięki temu stać nas było na jedną noc dłużej, gdy fundusze, jakie zarobiłam z Aśką zbierając jagody w Jagodowej Stolicy Polski (czyt. Stalowej Woli), powoli się kończyły. Zbierałyśmy jagody, by zarobić na Bieszczady.
    Potem podobnie największą radość z Bieszczadów niegdyś czerpałam, gdy przyjeżdżałam pierwszy raz na wiosnę. Po długim, zimowym wyczekiwaniu w końcu nadchodziła wiosna...
    Największy szok wynikający ze zderzenia tych dwóch odmiennych światów odczułam pewnego razu mieszkając w Krakowie. To było kilka lat temu. To było po tym, gdy całe wakacje spędziłam pracując w znajdującym się na uboczu wetliny hotelu górskim. Wszyscy pracownicy byli jak jedna wielka rodzina i to właśnie tam poznałam najbardziej mi bliskich ludzi w Bieszczadach, dziś rozsypanych po całych górach. To właśnie tam narodziła się piękna ekipa ludzi rawczańskich, jaworeckich. Uwielbiałam mieć na 6 do roboty, ponieważ gdy ja byłam już na nogach, wszyscy spali a bieszczadzki świat dopiero budził się do życia. Zaczarowane były te leniwe poranki pijąc kawę pod jarzębiną i patrząc na zamglone, zroszone Bieszczady. Dlatego właśnie, gdy pojechałam do miasta ogarnął mnie wszechobecny wstręt do wszystkiego i kilka miesięcy musiało minąć, bym wtopiła się w rytm miasta. Pamiętam, że czułam wtedy straszny smród.
    Odczucia co do innych gór również mam takie same. Mieszkając w Krakowie rzut beretem było w Beskidy Zachodnie, dlatego wtedy dopiero zaczęłam je poznawać. Ja, bieszczadzka dusza, nie mogłam się w nich odnaleźć, wydawały mi się takie banalne, pospolite i bez wyrazu. Najbardziej raziło mnie, że z każdej strony było blisko do większej wioski. Nie było tego odosobnienia bieszczadzkiego, po którym mógłbyś chodzić nawet kilka dni nie spotykając większej ilości domów. Dla mnie chodzenie po Beskidach Zachodnich było chodzeniem dla samego chodzenia. Coś trzeba było robić, gdy się nie pojechało w Bieszczady. Ale pamiętam mój pierwszy raz, gdy wybrałam się w Beskidy inne niż Bieszczady. To były Gorce. Nocując na Turbaczu, rankiem inwersja i widoczność były tak powalające, że ze szczytu widoczne były hen, hen daleko w dali, Bieszczady, Smerek. Pierwszy raz udałam się gdzieś indziej a one szybko przypomniały mi o sobie.
    Ostatnio edytowane przez Jimi ; 11-05-2014 o 12:49
    "Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.

  5. #65
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    ....Jimi... dzięki za tak wyczerpujący temat post....cieszę się, że ktoś tak normalnie i w szerszy sposób odniósł się do tego ,bardzo subiektywnego spojrzenia... każdy ma tam jakieś swoje „prawdy” i swoje 'przemyślenia” i właśnie to jest ok, że nie ma zbyt wielu podobnych.... każdy spostrzega wszystko wokół w różny sposób... a jeśli coś, trochę się pokrywa... to jest budujące i w jakimś stopniu jednoczące...ha,ha, ha, albo cha, cha, cha ... zachowuję dowolność .... przynajmniej dla tych , których to dotyczy...takie spojrzenie nie jest w modzie... ale jakże fajowo jest stanąć z boku i tak po prostu popatrzeć na wszystko z dystansu....

  6. #66
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    .....teraz napiszę ... niechronologicznie... z pewną nutą chronologiczną... czyli trochę pomieszane i trochę poplątane...
    Zapakowałem swoje rzeczy do auta i wyruszyłem w ten drugi wtorek miesiąca... czyli trzynastego maja roku bieżącego... data niby pechowa, ale kto wie... może wcale nie...
    Wieczór był o miękkim świetle... od wschodu mżawka , a od zachodu słoneczko chyliło się do horyzontu...ruszyłem więc drogą, którą kilka razy dziennie wyruszam... ale nie zawsze jest taka długa....zwykle jest krótka... w szczególności do tej podróży....
    1-DSC_9697 kopia kopia.jpg
    Jadę sobie tą leśną drożyną i tak sobie myślę, że to całe moje pisanie w tym necie, to psu na budę się zdało, jeśli wziąć moje przesłanki pod uwagę. Wyjaśniam dlaczego.... Pomijając fakt, że gatunek ludzki ma nieodpartą chęć dzielenia się czymś... (czytaj narzucania swojego ego)... jednym z ważniejszych powodów, było napisanie dla moich przyjaciół z którymi kiedyś wędrowałem po Bieszczadach. Miała to też być moja “ostatnia deska ratunku”. Zamarzyłem sobie, że w wakacje tak jak dziesiąt lat temu, wyruszymy w Bieszczady... wszyscy razem... nakłaniałem... rozbudzałem wspomnienia, spotykałem się i dzwoniłem...ale już wiem, że nic z tego nie wyjdzie.... Wyruszę tylko z Ridolem i jeszcze z kilkoma osobami z którymi kiedyś nie wędrowałem...
    Wszystko miało dojść do skutku, a nie dochodziło... im dalej tym gorzej, ale miałem przecież asa w rękawie... te spisane wspomnienia...których w efekcie nie pokazałem... sam nie wiem dlaczego.... ha,ha,ha.... może wcale nie po to, to pisałem....
    Leśna drożyna przeszła w taką trochę szerszą i głębszą... z uwagi na dziury i wyboje... te drogowe i życiowe... Potem stała się wiejskim asfalcikiem i asfaltem powiatowym, a po chwili europjeską autostradą, gdzie można było wcisnąć śmielej pedał gazu i głośniej puścić muzykę, ruszając żwawiej na południowy wschód.
    Jechałem spokojnie, słuchając muzyki … czasami przyspeszając... a rano mieliśmy wyruszyć w Bieszczady.
    Po ponad trzech godzinach jazdy byłem w Sosnowcu, a nazajutrz po śnie przywitał mnie koszmarny widok, na który pewnie mój przyjaciel nie zwraca w codzienności uwagi, tak jak i ja swój widok codzienny dostrzegam od parady... Słynne blokowisko ukazało się w swej krasie....
    1-DSC_9700.jpg

    Otrzepałem się, niczym mokry pies z tego widoku i po krótkiej chwili opuściliśmy to szare miejsce. Dzień zapowiadał się z widoku na pochmurny, a z prognoz radiowych na ulewny. Wyskoczywszy na autostradę pojechaliśmy szukać tego deszczu. Po drodze, co by tradycji stało się zadość zboczyliśmy na południe i tym razem odwiedziliśmy jeden z największych drewnianych kościołów w Polsce.... w Srzyszowie. Skwapliwie obeszliśmy całą świątynię, aby znaleźć najbardziej odpowiednie miejsce, by ją uchwycić w obrazie., czyli tam gdzie nie ma znaków drogowych, samochodów i linii energetycznych.... Niestety musieliśmy troszkę się nadreptać i prawie wyjść z miejscowości, ale na zdrowie to jednak wyszło, bo nie ma odcisków na tyłkach od siedzenia .
    1-DSC_9706 kopia kopia.jpg

    Wnętrza jednak nie mogliśmy obejrzeć, ponieważ kościelne wrota skutecznie się nam oparły. Usadziliśmy się w samochodzie i ruszyliśmy omyłkowo nie w tym kierunku co trzeba, zwiedzając przy tym Pogórze Ciężkowickie . Wprawdzie z okien samochodu, ale lepsze to niż nic. Może kiedyś inaczej... Wracać się już nie wracaliśmy i podrzędnymi drogami minęliśmy Gorlice. Na wysokości Beskidu Niskiego pokazały się pierwsze samotne krzyże i pierwsze krople deszczu.

    1-DSC_9709 kopia kopia.jpg

    Zatrzymaliśmy się przy przydrożnej Biedronce kupując artykuły pierwszej potrzeby, czyli chleb, śledzie, cebulę, konserwę zwaną turystyczną i przeróżne napoje. Niestety ręcznika, którego zapomniałem spakować, nie było w tym sklepie gdzie niskie ceny i wszystko jest. Okazało się w sobotę na KIMBie, że takowy dostałem w prezencie, ale żal trochę mi było go używać, więc dalej wycierałem się koszulą flanelową.
    Potem się przejaśniło , a ruch na drodze był minimalny i mogliśmy się delektować bardziej śmiałymi widokami.

    1-DSC_9710 kopia kopia.jpg

    Po pewnym czasie minęliśmy Duklę, a później Komańczę. Droga zrobiła się zupełnie pusta i trochę nareszcie znowu popadało (tak, aby prognozy się sprawdziły). Ridol, jak na “wytrawnego turystę” przystało, skończył właśnie browara i rozpoczynał coś mocniejszego.... po chwili gdy wjechaliśmy już w Bieszczady ni z gruszki, ni z pietruszki wypalił... Ty, a pamiętasz te dwie dziewczyny, bo nie mogę sobie przypomnieć jak je poznaliśmy....aż przyhamowałem...nawet mało łagodnie.... Jakie dziewczyny?... pytam … a On na to, że te co odprowadzaliśmy je na autobus w UG, wtedy, a wtedy... w autobusie już siedziały, a później wysiadły... były u nas pod wiatą, impreza była, a później je asekurowałem (On) do Dwerniczka... i stopem jechaliśmy, a później na drugi dzień wróciłem... rozkręcił się i opowiadał, a ja słuchałem i czułem się jakbym pierwszy raz w życiu to słyszał... nic nie pamiętałem... luka w pamięci... czarna dziura...myślę sobie, że to przecież dwadzieścia osiem lat temu było...ale po chwili coś mi zaczynało świtać, że Ridola kiedyś nie było i się spóźnił z tego Dwerniczka, kiedy mieliśmy już zamiar lecieć tam z odsieczą. Teraz jeszcze większa eureka mnie dopadła, bo wiem, że poznaliśmy je w Letniej... chyba na Tarnicy były...
    Pomyślałem wtedy, że jak wiadomo każdy ma swoją opowieść. Z biegiem czasu coś tam się pamięta, a coś ulatuje, ale jak by tak złożyć do kupy przeżycia każdego z osobna to by dopiero coś pełnego wyszło. Dlatego fajnie w pojedynkę, ale w więcej ludków też fajowo... może być i szansa na zapomnienie czegoś mniejsza....a i odżyć coś w głowie może po latach....
    Kiedy po pewnej chwili ciszy popatrzyłem na licznik, to zobaczyłem 40 km/h … no to przez te nasze gawędzenie niezłemu spowolnieniu ulegliśmy... taki powrót do przeszłości... prawie przenieśliśmy się w czasie... Wcisnąłem mocniej gaz i po chwili musiałem mocniej hamować, bo po lewej stronie stały już lokomotywki. Ridol... kolejarz z dziada, pradziada, a pierwsze szlify zdobywał jeszcze na parowozach....choć je oglądał i podróżował nimi, to musiał je po raz kolejny obejrzeć, powąchać i obmacać...

    1-DSC_9715 kopia kopia.jpg

    Deszcz mu w tym nie przeszkodził i po chwili znikł gdzieś na bocznicy i tyle go widziałem...

    1-DSC_9714 kopia kopia.jpg

    Po pewnym czasie kiedy się wyłonił z chaszcza lokomotyw, zapytałem aby powiedział którą jechaliśmy pierwszy raz. Zadowolony z lokomotywozagadki zaczął eliminować... kopciuch to nie był.... ta za słaba... ta chyba nie stąd.... Kolejką pierwszy raz jechaliśmy w 85, albo 86 roku. Skład wyglądał tak, że były tylko dwa bodajże wagoniki, typowo osobowe w których jechał też konduktor (kierownik składu, albo ktoś w tym stylu) i kilka platform z kłonicami na których transportowano drewno. Puste platformy na przystankach odczepiano i pozostawiano do załadunku, a załadowane podczepiano. Na platformach z drewnem byli też hamulcowi, którzy ręcznie wyhamowywali poszczególne wagoniki na bardziej stromych odcinkach. Osoby miejscowe z tego co zauważyłem, nie płaciły za przejazd. Na niektórych przystankach gdzie podczepiano wagoniki z drewnem, dosyć długo się oczekiwało na odjazd. Wracając do zagadki.... wskazał na dwie praktycznie identyczne lokomotywy.... ta, albo ta... innej możliwości nie ma.....
    Ostatnio edytowane przez Szkutawy ; 02-06-2014 o 20:42

  7. #67
    Forumowicz Roku 2015
    Debiutant Roku 2013
    Awatar Jimi
    Na forum od
    03.2010
    Rodem z
    Rzesza
    Postów
    1,439

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    Bardzo miło mi się czytało; sentymentalne wspomnienia -pewnie miło się do nich wraca ale też miło innym je poczytać

  8. #68
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    Potem ruszyliśmy dalej na wschód napychając brzuchy w Smereku, a kiedy po posiłku wyszliśmy zapalić. przed nami roztoczył się zielony widok z niewidocznym już trzecim planem....
    1-DSC_9717 kopia kopia.jpg
    Zatrzymaliśmy się też w UG, żeby tak po prostu rzucić okiem i sprawdzić co też się zmieniło, a kiedy skręciliśmy ze Stuposian w kierunku Mucznego zaczęło już lekko siąpić. Żubry jak to zwierzęta domowe, a nawet pokojowe... odpoczywały sobie pod dachem i nie miały zamiaru się pokazać.... tak więc najbliżej można było je zobaczyć w sklepie w Mucznem.
    Dojechaliśmy do Tarnawy, gdzie za pomocą dzwonka oderwaliśmy Gospodarza od jego prac i po przywitaniu i krótkiej rozmowie udaliśmy się na miejsce stałej dyslokacji. W całym hoteliku byliśmy tylko we dwóch, a po przeciwnej stronie mieliśmy sąsiada, który czekał na lepszą pogodę, by wyruszyć dalej. Mżyło sobie tak średnio na jeża, konie były jeszcze w Wołosatem i tylko relikt przeszłości niczym punkt orientacyjny tkwił na swoim miejscu....
    1-DSC_9887 kopia.jpg
    Zbliżały się godziny około wieczorne, więc poszliśmy nad potok Roztoki sprawdzić stan wody....bo okropne niby kataklizmy miały nadejść....
    1-DSC_9723 kopia kopia.jpg
    Stan wody raczej średniawy z naciskiem na kiepski. Po tym jak wszyscy w radio i w Tarnawie trąbili, że jutro to dopiero się zacznie... postanowiliśmy pomimo późnawej już pory ruszyć......
    1-DSC_9719 kopia kopia.jpg
    Jak już podjęliśmy taką decyzję... zaczęło wreszcie mocniej padać....
    1-DSC_9726 kopia kopia.jpg
    No to ruszyliśmy asfalicikiem, bo tak też można, choć nie jest to wprawdzie pętla bieszczadzka..... w stronę tej najważniejszej rzeki w Bieszczadach....
    1-DSC_9736 kopia.jpg
    … a przy słupie granicznym mogłem radośnie i dumnie choć raz zapozować... bo jak to zwykle bywa, gdy się robi zdjęcia to prawie nigdy się na nich nie jest....ale się udało...
    1-DSC_9731 kopia kopia.jpg
    Padało coraz mocniej, a my zadowoleni rozglądaliśmy się w kółko i sobie niespiesznie szliśmy.....
    1-DSC_9738.jpg
    Coś tam jeszcze z uwagi na pogodę było widać, lecz dalszy obraz się wyraźnie zacierał...
    1-DSC_9746.jpg
    Podążając betonką ni więcej, ni mniej w tym miejscu byliśmy już zupełnie mokrzy.... każdy w innych miejscach.... Ridol miał dobrą deszczówkę, więc plecy miał suche, a ja nogi bo obute w gumowce były.... a miejsce to jedno z bardziej charakternych w tej wycieczce....
    1-DSC_9750-001.jpg

  9. #69
    Szkutawy
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    Niedaleko kwitło sobie jeszcze drzewo owocowe....
    1-DSC_9751.jpg
    … a po chwili zobaczyliśmy ten krzyż.....
    1-DSC_9754 kopia kopia.jpg
    Tu już trzeba było dobrze się napocić, aby zdjęcie jakieś zrobić.... ciemno zaczęło się robić powolutku.... iso w górę na maksa i lampą trzeba było doświetlać...
    1-DSC_9755.jpg
    Potem naszym oczom ukazała się gustowna wiata, gdzie na moment zasiedliśmy....
    1-DSC_9756 kopia kopia.jpg
    … ale musieliśmy się udać w to miejsce, bo za parę minut już ciężko by było bez statywu wykonać zdjęcia....
    1-DSC_9757 kopia kopia.jpg
    tutaj szybko popstrykaliśmy co bardziej świetlne miejsca i mogliśmy spokojnie pochodzić i pozwiedzać...
    1-DSC_9758-001 kopia kopia.jpg1-DSC_9760 kopia kopia.jpg
    Wracaliśmy zmoknięci do szpiku kości, a do hoteliku dotarliśmy tak nie całkiem w jasności. Po drodze jeszcze widzieliśmy wystrzeloną racę świetlną za Sanem. Nie wiem co to miało być, ale po drugiej stronie dzieją się czasami dziwne rzeczy. Nasz sąsiad co to czeka na pogodę, popatrzył na nas... no może nie z politowaniem... ani nie ze zdziwieniem... a z czymś pośrednim w oczach.
    Nie zostało nic innego tylko wyciągnąć artykuły pierwszej potrzeby na stół.....
    1-DSC_9763 kopia.jpg

  10. #70
    diabel-1410
    Guest

    Domyślnie Odp: Jak postrzegam te góry i ludzi, po nich chodzących i w nich mieszkających...

    Przemolla drogi - czy Ty aby przy nadziei nie jesteś i na nagrodę Rockefelera się nie czaisz- zaiste dziwne połączenia smakowe na zdjęciu odkryłem.Jeszcze czekolady brakuje

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Stanisław Kłos - Krajobrazy nieistniejących wsi
    Przez Misieg w dziale Bibliografia Bieszczadów
    Odpowiedzi: 6
    Ostatni post / autor: 22-03-2011, 21:06
  2. Zwierzęta i co po nich zostaje
    Przez Barnaba w dziale Fauna i flora Bieszczadów
    Odpowiedzi: 33
    Ostatni post / autor: 24-03-2008, 19:04
  3. Rada dla szukających chatek...
    Przez Jabol w dziale Oftopik
    Odpowiedzi: 4
    Ostatni post / autor: 18-07-2005, 23:19
  4. do wszystkich czatujących...
    Przez KASZKA w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 06-10-2003, 17:10
  5. wierszyk dla wyjeżdżających w góry
    Przez Szaszka w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 14
    Ostatni post / autor: 19-06-2002, 21:58

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •