Strona 6 z 7 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 6 7 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 51 do 60 z 61

Wątek: Bieszczadzkie okruchy

  1. #51
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,683

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Jako jednostka wrażliwa, jestem w pełni gotowa na turbulencje podczas czytania o marcowej kurtce puchowej i już się nie mogę doczekać

  2. #52

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Czytam sobie te Wasze opowieści i uciekam myślami daleko... Proza życia jest nieugięta, tak jak u każdego. Nakruszę jednak i ja...
    Mój pierwszy wyjazd w Bieszczady to rok 1993. Zachęcony przez kolegów i koleżanki z licealnej klasy udałem się wraz z nimi na zebranie lokalnego SKBP, czyli Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich. Tamże dowiedzieliśmy się o planach organizacji rajdu. Rajdu w Bieszczady. Termin: przedłużona majówka, czyli okolice 1-3 maja.

    Tam też dane mi było zaznajomić się z sentencjami, które do dziś pozostały mi w głowie, czyli: "Prawdziwy turysta z mydła nie korzysta", "...macie do wyboru albo ładnie pachnieć albo nosić lżejszy plecak", tudzież kultowe już dla mnie i moich przyjaciół określenie, którego używamy w różnych sytuacjach: "...bo to są w końcu góry". Wtedy oczywiście odnosiło się do Bieszczadów i było ripostą na lekceważące określenia niedoszłych adeptów turystyki górskiej.

    A więc z głowami pełnymi teorii stawiliśmy się na Dworcu Centralnym w Warszawie odpowiednio wcześniej, aby o godz. 20.00 załadować się do pociągu o wdzięcznej, ale wtedy niewiele nam mówiącej nazwie "Wetlina". Pociąg leniwie wtoczył się na peron a my zajęliśmy miejsca w przedziale wagonu 2 klasy. Jak się okazało owa leniwość cechowała całą naszą podróż, bo na stację docelową w Zagórzu dotarliśmy równo po 12 godzinach jazdy... Już wtedy dawała się we znaki charakterystyczna woń skarpetek z ośmiu par nóg, z których zawczasu ściągnęliśmy nasze traperki.

    Potem już tylko rozklekotany bus do Wetliny i byliśmy na miejscu. C.D.N

  3. #53
    Bieszczadnik Awatar Kura8210
    Na forum od
    03.2017
    Postów
    35

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Będzie ten ciąg dalszy??

  4. #54
    Bieszczadnik
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Biała Podlaska
    Postów
    50

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Na początku lat osiemdziesiątych wyruszaliśmy z chłopakami ze studiów w Bieszczady pociągiem z Lublina. Wyjazd z Lublina ok 10-tej by w Ustrzykach Dolnych być ok 18-tej. Trasa wiodła wtedy też przez tereny byłego ZSRR. Z Ustrzyk do Polany PKS-em, potem z 6 km z buta i wymarzony Chrewt /cypel tam gdzie była stanica harcerska/ .
    100_1625.jpg100_1626.jpg
    A tak wygląda to miejsce w 2012r .Na zielonej łące stały namioty, schodziło się wprost do wody , ktrórej dziś jak na lekarstwo, bajorko ostało się........
    Ostatnio edytowane przez januszcz1 ; 08-12-2017 o 18:05

  5. #55
    Powsimorda h.c.
    Awatar Marcowy
    Na forum od
    09.1998
    Rodem z
    Zacisze
    Postów
    2,663

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez Marcowy Zobacz posta
    A już wkrótce niewiarygodna historia kurtki puchowej, która każdą wrażliwą jednostką porządnie wstrząśnie...
    Jako się rzekło :)

    Trwa przedświąteczna gorączka, więc to idealny moment, żeby zaszyć się ze szklanką i laptopem w kącie domu, by zebrać myśli i wspomnienia.

    Nie muszę chyba nikomu mówić (ani też przypominać), jak mrocznym przedmiotem pożądania była ćwierć wieku temu puchowa kurtka. Odzież zarezerwowana dla himalaistów i innych zawodowych hardkorów stałą się na początku lat 90 dostępna dla wszystkich, a przynajmniej dla wszystkich tych, którzy dysponowali odpowiednią gotówką. Niestety, przez dłuższy czas takową nie dysponowałem, dopóki nie przepracowałem całego września 1990 roku w pierwszej w Poznaniu budzie z kebabem, która stanęła radośnie bez żadnych zezwoleń na Starym Rynku. Paszę miałem darmową, więc całe honorarium za ten miesiąc mogłem przeznaczyć na wymarzony cel odzieżowy. To znaczy byłem w stanie sfinansować za pensję jakieś pół kurtki, ale na drugie pół dorzucili rodzice w ramach prezentu gwiazdkowego.

    Astronomiczna cena wynikała m.in. z faktu, że takiej kurtki nie można było wówczas po prostu kupić, można było jedynie zamówić, by uszyto ją na miarę. W Poznaniu zajmowała się tym firma produkująca kołdry puchowe. Przez ćwierć wieku nosiłem w sobie fiszkę z informacją, że firma mieściła się przy ul. Gołębiej, niedaleko Starego Rynku. Przed chwilą z ciekawości wpisałem odpowiedni zestaw słów w Google'a i ze wzruszeniem skonstatowałem, że przedsiębiorstwo o tym profilu nadal mieści się pod tym adresem.

    koldry.jpg

    Określenie "kurtka na miarę" nie oznaczało jednak, że ktoś tu z kogoś brał miarę. Po prostu produkt występował w dwóch wersjach: dużej i małej. Mistrz krawiecki, zanim przyjął zamówienie, obrzucał klienta krytycznym spojrzeniem i bezdyskusyjnie wyrokował: duża albo mała. W moim przypadku oczywiście duża. Ale odzież była faktycznie robiona na zamówienie, więc trzeba było swoje odczekać. Kurtka występowała oczywiście w jednym, jedynie słusznym kolorze - czarnym, za to od wewnątrz była szara. Krawiec zapewniał, że materiał z zewnątrz był impregnowany i faktycznie, przez jakiś czas był. Poza tym - co za ekstrawagancja! - kurtka miała odpinany kaptur, sznurki ze stoperami i wewnętrzną kieszeń. Do końca nie było wiadomo, jakiego rodzaju pierza użyto do jej produkcji, ale gdy parę lat później zaczęło wyłazić, rzeczywiście wyglądało jak pierze. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że pierza nie żałowano - nawet ja, wówczas młody i szczupły, od początku wyglądałem w kurtce jak ludzik Michelina.

    Chrzest bojowy "puchatek" przeszedł - jakżeby inaczej - w Bieszczadach. Wyprawa ta jest warta odnotowania także z dwóch innych \względów: był to mój jedyny zimowy wyjazd w Biesy, a zarazem najkrótszy pobyt w tej magicznej krainie. Pojechałem sam, na pełnym spontanie, w przerwie po sesji zimowej. Na nizinach była już wiosna, ale bieszczadzkie chałupy były okazały się zasypane śniegiem po kalenice. Pamiętam moje bezbrzeżne zdumienie, gdy wysiadając z autobusu pod dworcem w Ustrzykach Dolnych zrobiłem krok i... wpadłem po kolana w śnieg. Ale się nie poddawałem. Jakimś zupełnym fartem złapałem stopa w stronę interioru i w środku nocy wylądowałem w jakby wymarłych Ustrzykach Górnych. Przesiedziałem do rana pod jakąś wiatą, a ze świtem próbowałem wyjść gdzieś w góry. Okazało się jednak, że nikt nie odśnieżył szlaków, więc nie było szans, żeby bez zimowego sprzętu (a takowego - oprócz kurtki i butów - nie miałem) oddalić się choćby na 5 metrów od bieszczadzkiej pętli. Cały dzień próbowałem straceńczo wbić się na jakiś szlak, ale bez powodzenia. Już nie pamiętam, jak dotarłem wieczorem do Wetliny, skąd jakiś cudem od razu przesiadłem się w autobus do Rzeszowa, a dalej w pociąg powrotny do Poznania. Byłem wykończony - głodny, zmęczony, niewyspany... - ale nie zmarznięty, więc można uznać, że "puchatek" zdał egzamin. Jednak od tej pory konsekwentnie (choć pewnie niesłusznie) omijam Bieszczady zimą.

    Kurtka spisywała się dzielnie przez kolejne kilkanaście lat i przetrwała wiele zimowych ataków (głównie na knajpy), a poległa głównie ze względów estetycznych. Zeszła z niej impregnacja, a próby jej przywrócenia spełzły na niczym za sprawą jakichś absurdalnych właściwości materiału, które się po latach ujawniły - materia dumnie nie przyjmowała żadnych obcych impregnatów. Jedynym skutkiem tych zabiegów oraz chemicznego czyszczenia "puchatka" było pojawienie się na materiale plam i zacieków. Dla urozmaicenia metalowe zatrzaski (na patce zasłaniającej zamek i przy kapturze) zaczęły radośnie rdzewieć. Ponadto, jako było już napisane, przez pozbawiony zabezpieczenia materiał garściami zaczęło wyłazić pierze. Bolesną prawdę wypierałem, ile się da, ale wreszcie do mnie dotarło: na nizinach kurtka stała się obrzydliwa, a w górach bezużyteczna. Byłem w rozterce. Nie miałem pojęcia, co zrobić z tak zdekapitalizowaną sztuką odzieży, z którą byłem - jak by nie patrzeć - silnie związany emocjonalnie. Ostatecznie, z bólem serca, wrzuciłem kurtkę do pojemnika PCK. Do tego samego pojemnika wrzuciłem niegdyś (prawie nieużywane, ale uszkodzone) górskie buty, które potem zobaczyłem na stopach miejscowego żula. Pociesza mnie zatem myśl, że i kurtka dostała jakieś drugie życie.

    Wesołych, białych Świąt!

  6. #56
    Fotografik Roku 2010
    Fotografik Roku 2009
    Fotografik Roku 2008

    Awatar bartolomeo
    Na forum od
    07.2005
    Postów
    4,243

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Ależ historia!

    Cytat Zamieszczone przez Marcowy Zobacz posta
    Wesołych, białych Świąt!
    Wesołych i białych, w nagrodę za taką historię możesz sobie wybrać jedną choinkę



    Tegoroczne, prawie bieszczadzkie (bo beskidzkoniskie)!
    Czterech panów B.

  7. #57
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,127

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Zainspirowany wigilijną opowieścią w/g Marcowego postanowiłem przypomnieć sobie pierwszy zimowy wypad w Bieszczady.
    To było dawno temu, może nawet bardzo dawno.
    Padło hasło i razem z kumplem ruszyliśmy na podbój krainy wilków, (które jak wiadomo w zimie stają się głodniejsze)
    Za punkt startu wybrane zostały Lutowiska, a to z racji takiej że w tej miejscowości proboszczował znajomy ksiądz. Znajomość polegała na tym że ja go znałem ale on już niekoniecznie.
    Logistyka była prosta. Piętrusem kolejowym z Rzeszowa do Przemyśla a tam łapaliśmy międzynarodowy pociąg relacji Warszawa - Zagórz.
    Międzynarodowy ??? z jednego miejsca w Polsce do drugiego też w Polsce ??
    Też się dziwiliśmy i z zaciekawieniem, a niejako przestrachem obserwowaliśmy dziwne poczynania żołnierzy w odmiennych mundurach.
    Była to moja pierwsza w życiu podróż poza granice kraju, wiec wszystko było interesujące, zarówno to co przesuwało się za oknem jak i wewnątrz wagonu.
    Gdy pociąg na powrót wrócił do ojczyzny i żołnierze opuścili go na granicy, cały skład zatrzymał się na pierwszy odpoczynek na stacji w Krościenku.
    Aby zostawić sobie pamiątkę po tych niebywałych przeżyciach postanowiłem zrobić zdjęcie. Poprosiłem kolegę o wystawienie głowy przez okno przedziału
    a ja wyskoczyłem na zewnątrz i z peronu zrobiłem fotkę z użyciem lampy błyskowej ( bo ta porą już się ściemniało)
    Ten błysk wywołał emocje u jednego z kolejarzy i gdy pociąg ruszył zablokował przedział, powiadamiając wcześniej Wojska Ochrony Pogranicza że zatrzymał szpiegów.
    Na stacji w Ustrzykach Dolnych czekał już na peronie gazik z patrolem wojskowych.
    Przekazanie szpiegów odbyło się sprawnie i zostaliśmy zawiezieni na stażnicę, gdzie poddano drobiazgowemu i długiemu przesłuchaniu wraz ze spisaniem stosownego protokołu.
    Wtedy dowiedziałem się, że swoim działanie naruszyłem obronność Układu Warszawskiego poprzez wykonywanie zdjęcia na stacji granicznej i grożą nam bardzo surowe konsekwencje.
    W końcu nas wypuszczono z czego cieszyliśmy się ale połowicznie, bo po dotarciu na miejscowy dworzec autobusowy okazało się że wszystko już odjechało
    Pozostał ostatni ok 21-szej jadący do Czarnej. Wykorzystaliśmy tą szansę i nim zeszła godzina byliśmy bliżej celu.
    Z czarnej do Lutowisk tylko jedna górka. Księżyc ładnie świecił, mrozik przypominał że jest luty i trzeba mieć buty.
    Ruszyliśmy więc z kopyta w mocnym tempie urozmaicając sobie drogę opowieściami o głodnych wilkach, już o północy byliśmy u celu.
    Pukanie i stukanie do drzwi plebani nie przyniosło żadnego odzewu. Cisza.
    Obok stał mały budyneczek z gankiem. Ganek był otwarty więc tam zrobiliśmy kwaterę i zakładając na ubranie śpiwór próbowaliśmy spać.
    Ganek chronił przed wiatrem ,ale nie przed mrozem, który jak potem dowiedzieliśmy się postanowił zejść poniżej 20-stu
    Już o 5-tej rano biegaliśmy wzdłuż przystanku PKS-u wypuszczając imponujące kłęby pary.
    Wkrótce nadjechał autobus do Górnych i zabrał nas w pierwszą zimową podróż
    (ale nie była to ostatnia zimowa eskapada po Bieszczadach)
    Ostatnio edytowane przez don Enrico ; 25-12-2017 o 17:55

  8. #58
    Bieszczadnik Awatar zbyszek1509
    Na forum od
    04.2007
    Rodem z
    Gostynin
    Postów
    810

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez don Enrico Zobacz posta
    Wtedy dowiedziałem się, że swoim działanie naruszyłem obronność Układu Warszawskiego poprzez wykonywanie zdjęcia na stacji granicznej i grożą nam bardzo surowe konsekwencje. W końcu nas wypuszczono z czego cieszyliśmy się ale połowicznie, bo po dotarciu na miejscowy dworzec autobusowy okazało się że wszystko już odjechało
    Pozostał ostatni ok 21-szej jadący do Czarnej. Wykorzystaliśmy tą szansę i nim zeszła godzina byliśmy bliżej celu.
    Z czarnej do Lutowisk tylko jedna górka. Księżyc ładnie świecił, mrozik przypominał że jest luty i trzeba mieć buty.
    Ruszyliśmy więc z kopyta w mocnym tempie urozmaicając sobie drogę opowieściami o głodnych wilkach, już o północy byliśmy u celu.
    Pukanie i stukanie do drzwi plebani nie przyniosło żadnego odzewu. Cisza.
    Z tego wynika, że relacja dotyczy wydarzeń historycznych, ale pomimo tych przeciwności losu, z zapartym tchem oczekuję, że mrożące krew w żyłach wydarzenia, zakończą się pozytywnie dla uczestników tej wyprawy.

  9. #59
    Powsimorda h.c.
    Awatar Marcowy
    Na forum od
    09.1998
    Rodem z
    Zacisze
    Postów
    2,663

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez bartolomeo Zobacz posta
    w nagrodę za taką historię możesz sobie wybrać jedną choinkę
    A mogę drugą dla brata?

    Cytat Zamieszczone przez don Enrico
    swoim działanie naruszyłem obronność Układu Warszawskiego
    I to jest mrożenie krwi w żyłach, co się zowie!

  10. #60
    Fotografik Roku 2010
    Fotografik Roku 2009
    Fotografik Roku 2008

    Awatar bartolomeo
    Na forum od
    07.2005
    Postów
    4,243

    Domyślnie Odp: Bieszczadzkie okruchy

    Cytat Zamieszczone przez Marcowy Zobacz posta
    A mogę drugą dla brata?
    Jak trzeba to bierz wszystkie!
    Czterech panów B.

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 2 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 2 gości)

Podobne wątki

  1. Limeryki bieszczadzkie
    Przez Piskal w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 45
    Ostatni post / autor: 10-07-2010, 18:58
  2. Aleksander Sołżenicyn – Okruchy.
    Przez Gryf w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 13-11-2006, 16:54
  3. Czasopisma bieszczadzkie
    Przez yorick w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 8
    Ostatni post / autor: 08-11-2005, 19:01
  4. Bieszczadzkie...
    Przez Ewa_natta w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 68
    Ostatni post / autor: 03-09-2004, 19:13

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •