10 załącznik(ów)
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Minęły 2 tygodnie od ostatniego pobytu w Bieszczadach, a ja w dalszym ciągu nie mogę dojść do w miarę przyzwoitego stanu psychicznego. Odczuwam pewną presję, aby podzielić się wrażeniami z tego pobytu, ale jak to humanista by powiedział, to moją "wenę" diabli wzięli. Może przyczyną takiego stanu, była wyprawa na Piekło, podczas otwarcia kolejnego, wyjątkowo atrakcyjnego pobytu, do którego wkradły się nawet wątki metafizyczne. Muszę przyznać, że atrakcyjność tego pobytu pobiła wszystkie dotychczasowe rekordy. Zarówno pod względem towarzyskim, jubileuszowym, pogodowym jak i przebytych kilometrów po bieszczadzkich bezdrożach. Kilkukrotne przeglądanie "dokumentacji" z moich pobytów w latach 2012/2014, wprawiło mnie tylko w zakłopotanie, od czego tym razem zacząć?. Jednak myślę, że ostatnia relacja Dlugiego z okolic, które lekko zazębiły się z wyprawą w miłym i nowym towarzystwie, zadecydowała o wybraniu trasy, Chryszczata - Sukowate - Huczek. Samą wyprawę poprzedziły wcześniejsze kontakty telefoniczne i piątkowe wieczorne spotkanie, na którym było poruszonych tyle ciekawych wątków, że nie sposób było nawet tego zapamiętać. Tym bardziej, że szlachetności spożywanych nalewek, mogli by pozazdrościć bywalcy wielogwiazdkowych lokali ;). Sobotni poranek dnia 7.06.2014 r. powitał nas piękną słoneczną pogodą, która w niektórych chwilach, była nawet utrapieniem i przyczyniła się do wylania wiaderka potu z każdego uczestnika wyprawy. Wstępne plany nie brzmiały groźnie, z ust Don Enica padały orientacyjne czasy przejścia poszczególnych odcinków, ten odcinek 1-2 godz., następne po 20 min. itd, itd. W praktyce jednak, w sumie wyszło 9 godz. i 22,9 km. Pomimo tego, nikt głośno nie kaprysił i wszyscy dzielnie maszerowali w rytm i tępo zaproponowane przez przewodnika wycieczki. Całość przebytej trasy wyglądała tak.
Załącznik 34989
Pierwszy etap do J. Bobrowego rozpoczęliśmy od „Chatki studenckiej Huczwice”, co znacznie zaoszczędziło energię na dalsze odcinki.
Załącznik 34990
Tuż przed J. Bobrowym trafiliśmy na dziko rosnące hiacynty, które zmobilizowały do wykorzystania posiadanego sprzętu fotograficznego.
Załącznik 34991
Jeszcze ciepła platforma widokowa przy jeziorku, pozwoliła ma utrwalenie widoków z wyższego poziomu, co skrzętnie wszyscy wykorzystali. Dodatkowo, krótki odpoczynek i uzupełnienie płynów ustrojowych przygotowały nas do następnego etapu.
Załącznik 34992 Załącznik 34993
Na horyzoncie widać już pasmo Chryszczatej, z nadzieją na odrobinę cienia, gdyż zbliża się godz. 11 a słońce dawało się we znaki.
Załącznik 34994
Po kilkudziesięciu minutach chaszczowania, trafiamy na potok, który chłodzi nasze rozgrzane do czerwoności ciała.
Załącznik 34995
Krótka dyskusja na temat dalszego kierunku wspinania się na Chryszczatą, owocuje dotarciem do szlaku papieskiego i pokonaniu dość stromego podejścia.
Załącznik 34996
Godz. 11:30, z ulgą zasiadamy do konsumpcji i uzupełnienia kalorii na szczycie Chryszczatej. Do dnia dzisiejszego pamiętam zapach i smak groszku konserwowanego, którym zostałem poczęstowany. Podczas naszej biesiady, raptownie zaludniło się na szczycie i przypominało to dosłownie zlot gwiaździsty turystów. Oczywiście, jak to w takich chwilach bywa, dyskusja dotyczyła tematyki bieszczadzkich wydarzeń i problemów, na które zazwyczaj wszyscy mają podobne zdanie. Więc poszczególne grupy, zgodnie poszły w swoją stronę. A przed nami jeszcze 2/3 trasy do pokonania.
Załącznik 34997 Załącznik 34998
10 załącznik(ów)
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Z Chryszczatej poszliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Kamionek, zostawiając z lewej strony Hruń, który nie cieszy się dobrą sławą na forum. Po wyjściu z lasu, naszym oczom, ukazał się widok ukwieconych łąk w okolicach Kamionek.
Załącznik 34999 Załącznik 35000
Z racji wyjątkowo wysokiej trawy, udanie się na cerkwisko, wydawało się mało sensowne, więc trawersując i uważając aby nie wpaść do jakiejś zamaskowanej trawą studni, poszliśmy w kierunku nowego przepustu. Tu nastąpiła ponowna sesja zdjęciowa i usuwanie pęcherzy na otartej pięcie, powstałych w wyniku dynamicznego marszu. Niezbędnik medyczny noszony przez kilka lat, w końcu się przydał:).
Załącznik 35001
Dalej już stokówką podążyliśmy do brodu na Tarnawce, aby dotrzeć do cudownego źródełka w Sukowatem. Zajrzeliśmy po drodze do zakładu karnego pszczół (gratulacje dla Recona1 za pomysłową nazwę), penitencjariusze byli zajęci swoją pracą, więc nie wzbudziliśmy większego zainteresowania. Bród okazał się dość płytki i pozwoliło to na jego pokonanie, bez zdejmowania butów. Jednak nie wszystkich uczestników ten przywilej objął :).
Załącznik 35002
Ciekawe kto był szybszy, Heniu czy samowyzwalacz ?.
Załącznik 35003
Tuż za brodem nastąpiła konsternacja, idziemy prosto, czy w lewo? . Jedna grupa, widocznie o skłonnościach bardziej lewicowych poszła za głosem serca, czyli w lewo, a druga bardziej prostolinijna, poszła prosto.
Załącznik 35004
Po kilkunastu minutach wszyscy spotkali się razem, z małą różnicą czasową i zachłannie korzystali z dobrodziejstw płynących z cudownego źródełka.
Załącznik 35005
Dalsze wędrowanie szlakiem papieskim do Huczka odbyło się w spokojnej i miłej atmosferze, pomijając uciążliwość much i komarów w czasie postoju, które okazały się bardzo higieniczne, gdyż dym papierosowy skutecznie je odstraszał. Po wyjściu z lasu ponownie mogliśmy podziwiać widoki i kolorowe łąki w okolicach Huczwic.
Załącznik 35006
Aby dotrzeć do skokówki prowadzącej do punktu wyjścia, czekała nas jeszcze jedna i tym razem już ostatnia przeprawa przez potok wypływający z J. Bobrowego. Sam potok okazał się dość łatwy do pokonania, jednak dojście do niego i przedarcie się przez gąszcz pokrzyw i innej roślinności, wymagało pewnego samozaparcia.
Załącznik 35007
Zbliżała się godz. 18:00, a my raźnym krokiem i z poczuciem pełnej satysfakcji zbliżaliśmy się do mety naszej wycieczki. Dzięki Ci Heniu za wspaniałą organizację spotkania i wspólnego spędzenia tych kilku godzin w miłym towarzystwie:).
Załącznik 35008
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Dodam jako ciekawostkę, że skład osobowy tej wspólnej wędrówki jest odzwierciedleniem tego FORUM.
Całkowita mieszanka osobowości pod względem płci, wieku, podejścia, cyfryzacji i zaangażowania forumowego.
I to jest piękne , że można razem.
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Przepiękny spacerek,
a ja siedzę i tyram, ale nic, już niedługo przywitam Duszatyn... tak w połowie sierpnia
jak zwykle
Dziękuję za relację, zdjęcia i... i to coś w tej wędrówce, niespiesznej,
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Cytat:
Zamieszczone przez
zbyszek1509
Da się wypić groszek? Da się! :-)
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Cytat:
Zamieszczone przez
zbyszek1509
I w dalszym ciągu nie wiem, kto był szybszy :-) .
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Cytat:
Zamieszczone przez
Dlugi
Da się wypić groszek? Da się! :-)
... właśnie przypatrywałem się temu zdjęciu i chciałem rozszyfrować co tam było pite.... no i jest groszek....:-(
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Cytat:
Zamieszczone przez
przemolla
... właśnie przypatrywałem się temu zdjęciu i chciałem rozszyfrować co tam było pite.... no i jest groszek....:-(
Bardziej kaloryczne - czytaj procentowe, też były:-P .
1 załącznik(ów)
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Przemolla swoją relacją z wyprawy do Łopienki wyłuskał z pamięci, mój zupełnie nieświadomy i przypadkowy, pierwszy z nią kontakt. Zdarzenie, które pragnę opisać, na dzień dzisiejszy, może wywołać uśmiech politowania, a na usta będą cisnąć się wyrazy współczucia. Obecnie zapoznany z pewną ilością publikacji dotyczących legend bieszczadzkich, mogę tylko puścić wodze fantazji i przypuszczać, że to dobre duszki, czyli Czady, doprowadziły mnie do tego miejsca bez moje świadomości, gdzie idę i w efekcie końcowym, gdzie dotarłem. Ówczesne badanie alkomatem, by wykazało, tylko same zera:-(. Pragnę zaznaczyć, że w owym czasie, moja wiedza na temat Bieszczadów i takich urokliwych miejsc, jak m.in. Łopienka, była na poziomie embrionalnym i ograniczała się tylko do dobrze oznakowanych i czytelnych szlaków turystycznych, zaznaczonych na mapie. Dzień wcześniej „zaliczyłem” szlak Wołosate-Rozsypaniec-Halicz-Tarnica-Wołosate, czyli, dzień następny 22.09.2004 r. miał być dniem relaksacyjnym, ale mały spacerek drogą asfaltową, nie powinien zaszkodzić. Z Dołżycy wybrałem się, bez mapy, kompasu i jedynie z małym batonikiem w kieszeni, w kierunku na wschód, do skrzyżowania Buk – Wetlina. Zafascynowany przełomem Solinki, dotarłem do drogi odbijającej w lewo i pod presją ciekawości, dokąd ona prowadzi, podążyłem całkiem przyzwoitym asfaltem, pod górę. Kolejne zakręty, tylko potęgowały ciekawość, co będzie za następnym?. W zasadzie, to jedynie salamandry budziły ciekawość i zainteresowanie aż do końca drogi, czyli do przełęczy 748. Wtedy nie wiedziałem, gdzie się znajduję i jak wrócić z powrotem. Wracanie tą samą drogą, jakoś nie wchodziło w rachubę i postanowiłem, że bardziej atrakcyjny będzie powrót, na skróty w dół. Serpentyny tak pomieszały mi w głowie, a brak słońca również się do tego przyczynił, że nie potrafiłem określić kierunków świata. Żadnych znaczków prowadzących do bazy studenckiej nie zauważyłem, a jeśli nawet bym zauważył, to i tak nic by to mi nie powiedziało, dokąd prowadzą. Przewodnia myśl, która kołatała się w głowie, to trzeba iść w dół. Znalazłem jakąś marną ścieżkę, pewnie zwierzęcą, która po krótkim czasie zlała się z poszyciem i tyle ją widziałem. Na dzień dzisiejszy to mogę jedynie stwierdzić, z pewnym prawdopodobieństwem, że szedłem równolegle do szlaku prowadzącego do bazy studenckiej. I tu muszę przyznać, że wtedy przeszedłem chrzest bojowy z zakresu chaszczowania. Po pewnym czasie dotarłem do jakiejś drogi, po wcześniejszym przeprawieniu się przez potok i dalej nie wiem gdzie jestem. W prawo, czy w lewo, chodziło po głowie. Pierwszym obiektem, który rzucił się w oczy, był paśnik. Usiadłem w nim i aby wzmocnić myślenie skonsumowałem batonik, który jedynie zabrałem na ten niby chwilowy spacer. W czasie konsumpcji pojawiła się jadąca od lewej strony furmanka z woźnicą. Jednak, jakaś siła nie pozwoliła mi zapytać tego pana, gdzie ja jestem?. Tak sobie pomyślałem, że jeżeli on jedzie w prawo, to i ja powinienem w tym kierunku się udać. Zdjęcie tego paśnika zrobione rok temu, na pamiątkę mojego pierwszego i nieświadomego kontaktu z Łopienką.
Załącznik 35068
Jak pomyślałem, tak zrobiłem i udałem się w prawo stokówką. Po krótkim czasie ukazał się jakiś sakralny obiekt, który z ciekawości obszedłem i zawierzywszy zachęcającemu napisowi, wszedłem do środka. O wrażeniach już nie będę pisał, gdyż ci którzy tam byli, to na pewno to samo odczuli. Potwierdzeniem tego, niech będzie fakt, że przez kolejnych kilka pobytów w Bieszczadach, Łopienka musiała być odwiedzona. Jednak do miejsca zakwaterowania trzeba jakoś wrócić. Dalej idę w prawo stokówką, napotykam po prawej stronie element cywilizacji, czyli retorty, ale dale nie pytam gdzie się znajduję. W końcu doszedłem do drogi asfaltowej i znowu nie wiem, w prawo, czy w lewo. W lewo pod górę, to chyba jednak nie. Po pewnym czasie widzę drogową tablicę informacyjną, a moja radość i satysfakcja dosłownie szczytują. Idę dobrze, ale do Dołżycy to jeszcze spory kawałek. Ważne, że w dobrym kierunku. Po powrocie do miejsca zakwaterowania, opowiedziałem gospodarzowi i właścicielowi GGG swoją wycieczkę do nieznanego miejsca i dostałem krótką odpowiedź. Byłeś w Łopience i na pewno tam jeszcze nie raz pójdziesz. Minęło prawie 10 lat, od tego mojego pierwszego i nieświadomego spotkania z Łopienką i muszę przyznać, że to chyba jakieś dobre duszki zaprowadziły mnie do tego miejsca, abym zaraził się urokiem bieszczadzkiego bakcyla:-).
10 załącznik(ów)
Odp: Nasze wędrowanie po Bieszczadach
Zaraz minią 3 miesiące od ostatniego pobytu w Bieszczadach, a ja mam wyrzuty sumienia, że w tak małym stopniu podzieliłem się swoimi wrażeniami. Wiele czynników się na to złożyło, ale winą za swoje milczenie obarczam jedynie siebie. Niedługo będę odliczał dni do następnego wyjazdu i aby zaległości nie uzbierało się zbyt wiele, to postaram się jeszcze coś napisać. Nadszedł upragniony dzień 1.06.2014 r. i zawitałem ponownie do ośrodka Wisan. Podczas pogłębiania swojej wiedzy o wydarzeniach sprzed prawie100 lat w tych okolicach, postanowiłem na rozgrzewkę, prosto z „marszu”, udać się na Piekło.
Załącznik 35363 Załącznik 35364
Tuż przed Leśnictwem Żernica skręciłem w lewo, w nową zrywkową drogę. Na początku wydawała się dość przyzwoita pod względem przyczepności, lecz po kilkudziesięciu metrach, byłem szczęśliwy, że założyłem gumowce. Pod szczytem zdecydowanie się jednak poprawiła.
Załącznik 35365 Załącznik 35366
Sam szczyt nie serwował zbytnich widoków, a jedynie, w przerwie między drzewami można było rzucić okiem na odległą Chryszczatą.
Załącznik 35367
Przebywając na szczycie i rozglądając się na boki oraz mając w pamięci przeczytane informacje o toczących się tu walkach, doznałem pewnego metafizycznego przeżycia. Można zrzucić to na przemęczenie całonocną jazdą lub jakieś przewidzenia (przesłyszenia), ale pomimo tego, bardzo zdziwił mnie fakt, usłyszenia pewnych rozmów. Dosłownie wyglądało to tak, jakby kilka osób jednocześnie rozmawiało ze sobą przez telefon komórkowy, czyli taki ogólny gwar. Spojrzałem w dół, widoczność była dość dobra z racji wysokich drzew i nie widać, aby ktoś szedł przez rosnące niżej krzaki. Trwało to dosłownie kilka sekund i cisza. Powtórzyło się to samo jeszcze dwa razy i to w dość odległych od siebie miejscach. Po powrocie „pochwaliłem” się znajomemu, który amatorsko zajmuje się eksploracją, że znalazłem na Piekle starą zardzewiałą podkowę:-). Oczywiście roześmiał się i powiedział, że to jest zły znak dla poszukiwacza „skarbów”, natomiast Piekło omija z daleka. Jednak gdy w dalszej rozmowie wspomniałem o swoich przesłuchach, to wtedy spoważniał i powiedział, „ tyle tam ludzi zginęło”. Oczywiście nie upieram się, że usłyszałem jakieś głosy zza światów, ale pozostało to w mojej świadomości, jako zdarzenie trudne do racjonalnego wytłumaczenia.
Gdy już więcej się to nie powtórzyło przez dłuższy czas, poszedłem dalej w kierunku Dzidowej. Trasa dość atrakcyjna, a pod samym szczytem, nawet wymagająca trochę wysiłku.
Załącznik 35368 Załącznik 35369 Załącznik 35370
Po wdrapaniu się na szczyt ponownie zobaczyłem przyjemny dla oka widok.
Załącznik 35371
Zejście trasą zjazdową okazało się bardzo bolesne. Brak wcześniejszej rozgrzewki i odpowiedniej aklimatyzacji, sprawił, że mięśnie ud odmówiły posłuszeństwa podczas schodzenia. Nigdy do tej pory nie czułem takiego potwornego bólu nóg. Dosłownie odnosiłem wrażenie choroby Alzheimera w dolnych częściach ciała. Nawet odpoczynek nie przynosił pozytywnych efektów. Dopiero „genialny” pomysł, aby może schodzić tyłem, uratował mnie przed nocowaniem na stoku Dzidowej.
Załącznik 35372