Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Dzięki Krzychu że chciałeś podzielić się swoimi wspomnieniami sprzed ćwierć wieku.
Dla mnie jako gówniarza łażącego podówczas po Niskim Beskidzie to kosmos.
Ta relacja z odwróconym czasem jest refleksją nad pojmowaniem wędrówki wówczas, takiej prostej pozbawionej rekordów ale pełnej symboliki
Poruszanie się po terenie gdzie najlepszym wyznacznikiem były mapy WIG-owskie jest dla współczesnych wędrowców opartych na GPS-ie jest niezrozumiałe.
Nie jestem miłośnikiem Czarnohory, ale po Twoich wspomnieniach zaczyna mnie tam ciągnąć znów....
Dzięki.
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Recon, don Enrico - bardzo się cieszę, że tego rodzaju wynurzenia, ocierające się wręcz o jakiś mentalny ekshibicjonizm, znajdują swoich Czytelników. Właściwie nie wiem, czy piszę dla siebie, dla swoich bliskich, czy też może dla nieco szerszego kręgu odbiorców. Przeważa jednak refleksja, że chyba jednak te maleńkie celuloidowe barwne prostokąty, czyli przeźrocza, trzeba w jakiś sposób skomentować, dla kogoś - bo chyba już nie dla siebie - uratować.
Kilka lat temu na jednym z wrocławskich osiedlowych śmietników widziałem kilkadziesiąt (jeżeli nie więcej) wyrzuconych tam, przemoczonych już deszczem i przywalonych obierkami od ziemniaków, zaramkowanych przeźroczy...
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Cytat:
Zamieszczone przez
Krzysztof Jaworski
[....] Właściwie nie wiem, czy piszę dla siebie, dla swoich bliskich, czy też może dla nieco szerszego kręgu odbiorców.
Pewnie dla wszystkich, wyżej wymienionych, po trosze.
Ja czytałem z łezką w oku. I odrobiną zazdrości, ale takiej pozytywnej. Trafiłeś na swój czas. I dobrze go wykorzystałeś.
Henio nadmienił, że wtedy był za młody, więc - chociaż z Rzeszowa - szwendał się bo Beskidzie Niskim. A ja pewnie byłem trochę za stary. Czyli: dom, praca, dzieci, próba wskoczenia do rozpędzającej się maszyny raczkującego kapitalizmu.
Fajnie, że to opowiedziałeś i pokazałeś.
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Piękna historyczna relacja.
Cytat:
Zamieszczone przez
Krzysztof Jaworski
Pamiętam ten szałas. Podczas pierwszego wyjazdu w ukraińskie góry (Czarnohora 2002) kupowaliśmy tam ser :)
http://s1.bild.me/bilder/030315/3408...Popa-Iwana.jpg
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Wojtku, coshoo - Wasze słowa bardzo mnie ucieszyły, dziękuję !!!
Szałas na Polanie Czufrowej w sierpniu 2008 r. był już w opłakanym stanie.
https://lh3.googleusercontent.com/-Z...2/IMG_8353.JPG
Na wydanej w 2010 r. mapie "Czarnohora" W. Krukara i M. Trolla (1:60 000; wyd. Ruthenus) szałas ten nie jest już zaznaczony. Trochę szkoda, gdyż bacówki i większe szałasy, to podobnie jak cerkwiska, świetne punkty topograficzne. Nawet jeżeli z budynku nic nie pozostanie, to miejsce, w którym bacówkę zlokalizowano, jest doskonale widoczne nawet z dużej odległości. Charakterystyczne "pola barszczu", w miejscu, w którym trzymano stado, przeobrażone nieco miejsca dojścia do wody itp. Zaglądam w tej chwili na leciwą już WIG-ówkę - bacówka jest oczywiście zaznaczona.
Opisując kiedyś jedno z rumuńskokarpackich przejść napisałem kiedyś takie słowa o bacówkach:
"Wędrówka przez Góry Tǎtaru to takie swoiste zmierzenie się z pewnym stereotypem, często obecnym w mentalności polskich turystów. Takim mianowicie, że karpackie bacówki (w języku rumuńskim określane jako "styny", w mianowniku "styna", zapisywana jako "stâna") to budynki nietrwałe, funkcjonujące najwyżej kilkanaście lat. Nic bardziej błędnego. To, że są one wykorzystywane sezonowo, od połowy wiosny do wczesnej jesieni, nie oznacza, że jest to budownictwo efemeryczne. Bardzo często konfrontując stare austro-węgierskie mapy z 2 połowy XIX w., jeszcze takie, w których wysokość odzwierciedlano nie poziomicami, ale tzw. kreseczkami, z mapami nam współczesnymi, ze zdumieniem stwierdzamy, że np. zasięgi lasów, przebiegi dróg, granice miejscowości uległy nieraz dość radykalnym zmianom, natomiast bacówki, często mające swoją własną i określoną na mapie nazwę, znajdują się ciągle w tych samych miejscach. Dlatego też podczas naszych górskich wędrówek po rumuńskich Karpatach do dzisiaj można korzystać z opracowanych jeszcze w latach 70. i 80. minionego wieku map dołączanych do poszczególnych tomików przewodników z serii "Munţii noştri" (Nasze góry), a których to map skany dostępne są w internecie. Bo bacówki są na nich pozaznaczane, stanowiąc zarazem świetny punkt orientacyjny.
O wyborze miejsca na założenie bacówki pisano już wiele: że musi znajdować się w tym miejscu woda (o, to ważne dla wędrujących po górach), że dochodzące z dolin do nich płaje i ścieżki winny być dopasowane do sił przepędzanego stada, a nie człowieka, czy tym bardziej kół samochodu. Zwracano też uwagę na wiele innych kwestii. Pisano o tym nie tylko w opracowaniach naukowych, przede wszystkim etnograficznych, ale także w literaturze pięknej - z wielką pasterską epopeją "Na wysokiej połoninie" Stanisława Vincenza w pierwszoplanowej roli."
Jeżeli kiedykolwiek na Polanie Czufrowej stanie nowy budynek pasterski, z pewnością wzniesiony zostanie w dokładnie tym samym miejscu, w którym znajduje się ruina (a może i jej już nie ma?) dawnego szałasu.
W sierpniu 2008 r. opuszczona też była bacówka w dolnej części Połoniny Gadżyny
https://lh3.googleusercontent.com/-3...2/IMG_7769.JPG
Nie wiem, jaki jest jej los. Na mapach - póki co - jest zaznaczona.
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Świetna relacja z wyprawy sprzed (już z górą) ćwierć wieku. Na szczęście (ale chyba tylko dla nas - turystów (?)), tak wiele przez ostatnie 25 lat się tam nie pozmieniało. Podobnie jak Don Enrico, ja także nie przepadam za Czarnohorą - ale szczęśliwie tuż obok są jeszcze ciekawsze (moim zdaniem ) i mniej uczęszczane (a w zasadzie wcale nie uczęszczane ) turystycznie pasma, gdzie można się jeszcze poczuć jak na dawnej Huculszczyźnie...
Cytat:
Zamieszczone przez
Krzysztof Jaworski
Trochę żałuję, że na Naszym forum konieczność dzielenia relacji zawierających większą liczbę zdjęć, automatycznie blokuje możliwość edycji wcześniej wprowadzonych na forum odcinków relacji. Dostrzeżonej nawet po chwili pomyłki już poprawić nie można(...)
Tu i tak jest nieźle, bo np. na forum sudeckim wykasowano moje jedyne dwa posty, prawdopodobnie uznając mnie za spamera (bo podesłałem link ) :-) .
P.S. Cieszę się, że kolejny "wschodniokarpacki" wrocławianin udziela się aktywnie na forum!
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Ciesze się,że jest możliwość zobaczenia takich zdjęć.
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Luki, Slav - bardzo Wam dziękuję za bardzo miłe słowa, dopingujące mnie do dalszego grzebania w pudełkach z przeźroczami sprzed przeszło ćwierćwiecza!
Cytat:
Zamieszczone przez
luki_
Tu i tak jest nieźle, bo np. na forum sudeckim wykasowano moje jedyne dwa posty, prawdopodobnie uznając mnie za spamera (bo podesłałem link ) :-) .
Dla mnie najgorsze jest to, że te dwa Twoje posty znajdowały się w założonym przeze mnie wątku! Też to zauważyłem. A naprawdę bardzo wiele wnosiły do toczonej wtedy dyskusji. Admin chyba nawet nie zauważył, że kilka późniejszych wpisów innych forumowiczów cytowało i odnosiło się do Twoich słów. Rezultat jest taki, że i moje związki z FS mocno osłabły.
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Wiem, że dla wielu będzie to nudne, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać...
Wczoraj musiałem w mieszkaniu moich Rodziców trochę pogrzebać w mych starych książkach i czasopismach. W jednym z kartonów z czasopismami sprzed ćwierćwiecza znajdowała się ponad setka zeszytów niewydawanego już drukiem od lipca 1991 r. "Gościńca" - "Miesięcznika Turystów i Krajoznawców"; wydawcą był Zarząd Główny PTTK). Zacząłem przeglądać niektóre numery pisma. Pozapominane - ale jakby znajome - teksty... Pozapominani - ale jakby znajomi - autorzy... Piszący o górach, dolinach i morzu, o Kolbergu i generale Zajączku, o Kukuczce, Orłowiczu i Bonattim...
Rzeczy nieaktualne oraz aktualne zawsze...
W numerze 140-141 z lutego-marca 1981 r. natknąłem się, na s. 28, w dziale Recenzje, na stosunkowo krótki tekst. Był to artykuł, sygnowany tylko inicjałami autora (T.K. - współpracujący niegdyś z "Gościńcem" Tomasz Kowalik, na którego obszerniejsze teksty można natrafić chociażby na łamach "Wierchów"), a zatytułowany Wielka gawęda o przeszłości. Czytałem wtedy "Gościńce" od deski do deski - miałem czas, studiowałem na I roku chyba dość łatwo przyswajalnego kierunku, czyli archeologii. Duża część publikowanych w "Gościńcu" tekstów wylatywała z głowy już po pięciu minutach. Ta zaś recenzja w mej pamięci pozostała chyba na zawsze.
Lektura tekstu T.K. była to dla mnie wtedy, na początku 1981 r., prawdziwym odkryciem. Spowodowała najpierw pośpieszne i nerwowe bieganie i rozglądanie się po wrocławskich antykwariatach, a potem ustawiła w dużym stopniu "profil" moich górskich zainteresowań. Nieco późniejsze, od chwili lektury tekstu T.K., wyjazdy w góry Rumunii (od 1982 r.), znacznie późniejsze Ukrainy (od 1990 r.), to chyba konsekwencja tego czegoś, co wtedy - w czasie czytanie tych kilkudziesięciu zdań T.K. - naprawdę mną szarpnęło. Bo czytałem wówczas, w wydawanym w socjalistycznej Polsce (ale już po sierpniu 1980 r.) "Gościńcu", o czymś mi wcześniej zupełnie nieznanym. Egzotycznym i tajemniczym... A mimo to bliskim, może z racji karpackich korzeni mojego Taty, i jednocześnie jakże odległym. Wtedy - w 1981 r. - prawdziwie nierealnym...
Tekst Wielka gawęda o przeszłości był recenzją wydanego w końcu 1980 r. przez Instytut Wydawniczy "Pax" I tomu dzieła życia Stanisława Vinzenza - "Na wysokiej połoninie - prawda starowieku. Obrazy, dumy i gawędy z Wierchowiny Huculskiej". Słyszałem wcześniej nazwisko autora, uszeregowane w ciągu naszych emigracyjnych literatów, filozofów i historyków gdzieś tam obok Miłosza, Giedroycia i innych. Ale mimo wszystko mniej znanego... Bo przecież Nobel dla Miłosza, bo przecież paryska "Kultura" Giedroycia, bo jeszcze coś innego... jakoś to bardziej działało na nasze uczniowskie i wczesnostudenckie umysły oraz nasze emocje niż praktycznie nieznane nam teksty jakiegoś tkwiącego gdzieś na szwajcarskiej prowincji prozaikopoety, etnografa i filozofa.
Tekst recenzji "Starowieku" przepiszę. Dla mnie ważny, może i kogoś poruszy - bardzo bym tego pragnął.
"Mało kto dziś na własnych nogach pójdzie tam, gdzie wiodą owiane legendą szlaki pośród Huculszczyzny, Pokucia, Czarnohory. Pozostały nam opowieści weteranów szlaku, dawne przekazy pisane i nieliczne relacje współczesnych wędrowców. Nie może być inaczej. W tym roku otrzymaliśmy od wydawców dwie niezwykłe pozycje, których autorem jest Stanisław Vinzenz: "Z perspektywy podróży" i "Na wysokiej połoninie". Pierwodruki tych książek ukazały się przed wojną, a druga z wymienionych tu pozycji dopiero obecnie wyszła w pełniejszej wersji, poprawionej przez autora, zmarłego w 1971 r. na emigracji. Stanisław Vinzenz należy do tych autorów, których pamiętają nieliczni. Leksykon PWN poświęca mu kilka uwag, m.in. informuje, że był tłumaczem, eseistą i filozofem, po wojnie przebywającym na Węgrzech, we Francji i Szwajcarii.
Czymże jest "Na wysokiej połoninie"? Opowieścią z przeszłości, dokumentem folklorystycznym, reportażem z Huculszczyzny? Trudno określić jednoznacznie. Krytycy prac Vinzenza mówią, że nikt nigdy o górach nie pisał w języku polskim tak, jak on. Istotnie, dopiero pełna lektura, niespieszna zaduma nad tymi kilkuset stronami pozwala zrozumieć wielkość jego pisarstwa, wartość "Na wysokiej połoninie" jako opisu egzotycznego dla nas regionu. Mamy tylko w powszechnym użyciu nieskończoną liczbę mitów, wspieranych niepełnymi relacjami z literatury turystycznej. Vinzenz dał nam dzieło, które wytrzymuje porównanie tylko z "Chłopami" Reymonta.
Opowieść lub wielka gawęda - takie określenia przybliżają czytelnikowi to dzieło o Huculszczyźnie, ziemi i ludziach, mitach, wierzeniach, obrzędach, codziennym bytowaniu pośród odwiecznych puszcz i połonin. Trudno oprzeć się zachwytowi, gdy z kart tej wielkiej sagi huculskiej wyjdą ku nam: przyroda gór, obyczaj ludu, niezwykły dźwięk mowy, prastare wierzenia, opisy redyków, spławu drewna, wypasu bydła, budowy domów, tańca odświętnego. Ale przecież po pewnym czasie przychodzimy do siebie po tym zauroczeniu, bo to nie miał być pokaz egzotyki, to nie miała być encyklopedia folkloru. Stanisław Vinzenz dał nam niezwykły dokument, zapis własnych myśli i wspomnień stamtąd, jedyny tak obszerny dowód bogactwa kultury ludu z legendarnej krainy borów i podniebnych połonin.
Na czym polega wartość tego dzieła w literaturze? Na pełni przekazu, na pełni języka, na pełni życia, które postanowił dać autor. Tam się urodził w roku 1888, tam dojrzał, tam zaczął rozumieć, iż stary świat huculski już odchodzi w przeszłość. Wraz z autorem wstępujemy nie tylko w gąszcz problemów człowieczych, ale i zjawisk przyrodniczych, niemal wprost w karpacką puszczę, uroczyska, bory przepastne, jakie mogą się ostać tylko w legendach i bajach. Gdy jeszcze nauczymy się słuchać tonacji, gdy zrozumiemy więcej niezwykłych słów zapomnianej polszczyzny kresowej, wówczas obraz połoninnego kraju ukaże się nam w pełni. Ale ciągle będzie brakować tych realiów, jakie tylko autorowi od dzieciństwa były dostępne. On nawet po latach musiał je zachować w bogatej pamięci i może właśnie dlatego w ostatnich latach życia pokusił się o uzupełnienie "Na wysokiej połoninie", dodając barw swej opowieści.
Trudno uznać dzieło Stanisława Vinzenca za literaturę turystyczną, byłoby to niepotrzebne spłycenie. Ale ta opowieść o Huculszczyźnie jest lekturą dla turysty, zwłaszcza tego który choć kilka razy przemierzał karpackie drogi. Znajdzie on w dziele Vinzenza odbicie swych myśli. To połączenie mitu i prawdy jest ucztą krajoznawczą i "prawdą starowieku", jak zatytułował dodatkowo swoje dzieło Vinzenz. (T.K.)"
https://lh3.googleusercontent.com/-6...ae3919c704.jpg
Odp: Czarnohora wyśniona, wymarzona i spełniona... (czarnohorskie wędrówki w 1990 r.)
Cytat:
Zamieszczone przez
Krzysztof Jaworski
"Mało kto dziś na własnych nogach pójdzie tam, gdzie wiodą owiane legendą szlaki pośród Huculszczyzny, Pokucia, Czarnohory. Pozostały nam opowieści weteranów szlaku, dawne przekazy pisane i nieliczne relacje współczesnych wędrowców. Nie może być inaczej. [...]"
Jak dobrze, że w tym małym fragmencie cytowana recenzja jest już nieaktualna.