Tasiek widze, że mamy podobnie;) ....z tą drobną różnicą,że ja mam ciut bliżej...ale gnam te prawie 5 godzin, żeby połazić po ukochanych górkach cały dzień i tłuc się zpowrotem do domu w ciemnej nocy...echh....na Bieszczady nie ma rady:grin:
Wersja do druku
ostatnio w Bieszczady jechałem prawie 13 godzin. Było warto! Tak naprawdę zakochałem się w tych górach w październiku ubiegłego roku. Poczułem sie wolny. Prawie jak Zakapiory z książki Andrzeja Potockiego (no zdecydowanie mniej alkoholu we krwi). I to jest chyba to co przyciąga w te góry, zwłaszcza poza sezonem.
Mnie sie zaczeło jakies 8 lat temu i do tej pory nie puszcza. Tesknie za Bieszczadami o każdej porze roku. Ja dopiero tam zaczynam zyc naprawde.Magiczne miejsce. Bog mial dobry dzien kiedy je tworzyl ;-)
Ja też tęsknię... i przeglądam forum co by wiedziec gdzie iść, co zobaczyć następnym razem:)
w tym roku pojechałam pociągiem... warto było te 18 godzin w nim spędzić:) (droga do domu... 22 h ;D )
chyba każdy kto tam pojedzie marzy o tym żeby kiedyś tam zostać.. żeby nie wracać do tego hałasu do tych ludzi co gonią za czymś i nie mają czasu się zatrzymać, w Bieszczadach jest inny świat.. taka "oaza spokoju" do której jak narazie mogę tylko wracać ale kto wie co będzie kiedyś
pozdrawiam gorąco:)
Ja wiem jedno....to jest moje miejsce na ziemi i predzej czy pozniej zamieszkam tam albo przynajmniej duzo blizej. Chcialabym moc jezdzic tam przynajmniej raz w miesiacu. Na weekend, dzien, pare godzin......
Jeździć codziennie w Biesy... Ale czy urok tych miejsc nie polega także na niedostępności (fakt, coraz łatwiej wszędzie dotrzeć)? Jechać te 13-..., 18-..,czy też 22-ie godziny. To jest dopiero frajda. Kolejny wyjazd planuję w październiku, i nie przewiduję, że wsiądę w samochód i po siedmiu godzinach będę w Biesach. Autobusem, pociągiem, czym się da. To także jakaś bieszczadzka przygoda
Zgadzam sie. Podroz w Biesy to tez przygoda. Scisk w pociagu, niespokojna noc, dlugie Polakow rozmowy.....samochodem jeszcze nie jechalam...pewnie wygodniej i szybciej ale ja lubie pociagiem albo Pekaesem. A jak nie ma z kim pogawedzic to dobra ksiazka albo WGB w sluchawkach i odliczam godziny do spotkania z moimi gorami :-)
Hmmmmmmmm co prawda mieszkam w Ustrzykach Dolnych ale chyba tak samo tęsknię za tymi górami jak wy. Może to wam się wydaje trochę śmieszne ale jak się pracuje w turystyce - organizuje ją dla kogoś innego to często samemu brak czasu by iść w góry. Dobrze że już jesień zbliża się milowymi krokami, trochę opustoszeje.... i już niedługo będzie się miało znowu wrażenie , że się je ma tylko dla siebie.
Nika, rzeczywiście jazda samochodem w Biesy jest wygodniejsza. Zwłaszcza w sytuacji, gdy z Warszawki po sezonie (czyli po wakacjach) jest tak kiepskie połączenie. Jedyne sensowne to autobus nocny do Sanoka (jedzie dziwnie okrężną drogą). W autobusie oprócz kierowcy znajduje się czterech podróżnych. W tym ja, jedyny z plecakiem. I to jest to!!!!Wtedy wiem, że w górach będzie cisza i spokój. A przecież po to właśnie jedzie się w Bieszczady.
@elaslob...mysle tez , ze czasami przestaje sie zauwazac co jest wokol. Staje sie to codziennoscia. Ale piekna codziennoscia....zazdroszcze.
@Szaszlyk.....ja z Katowic czesto autobusem jade. Raniutko i jestem w Sanoku pod wieczor. Dobre polaczenie bo nastepnego dnia juz od rana moge zaczac moje wedrowki. Pociag bardziej meczacy ale ma ten klimat ;-)
Bakcyl Bieszczadu....to bakcyl wędrowania ! Poznawania nowych gór, nowych ludzi, nowych przygod ! Także spotykania starych, zapomnianych znajomych i odgadywania; skąd my się właściwie znamy ! Swiadomość że w każdej chwili mogę się zatrzymac, tam, gdzie mi się spodoba ! Używając słów Jędrusia Połoniny : TAM GDZIE ZŁOŻĘ MÓJ KAPELUSZ TAM JEST MÓJ DOM !!!
Ehh, zima zima... a ja ciągle daleko od bieszczadów ale moze jesienia znów wyrusze. Wkazdym razie dla wszystkich stesknionych polecam webcam na tej stronie (Lutowiska z widokiem na Tarnice). Mimo zeobraz sie prawie nie zmienia jakoś tak miło sie pogapić na Bieszczadzkie tereny.
Pozdrawiam
p.s. Gawra na Serednim to juz legenda tylko ze jakoś nikt tam jeszcze nie widzial niedzwiedzia - dowodów brak ale tropów pełno:)
Fraszka.
Bakcyl to jest taki mikrob,
co go wdychasz na wędrówce.
Nie pomoze żaden medyk,
bo nie zamkniesz go w probówce.
Jeśli chodzi o szkodliwość,
raczej życiu nie zagraża.
Za to bardzo łatwo wszystkich,
Bieszczadami pozaraża.
Pozdrawiam "zarażonych". WUKA
Qwszem, jestem zarażony !!! Jeśli tylko opieka medyczna będzie opowiadac TAKIE fraszki i wiersze jestem gotów chorować i chorować.....!
bakcyl, to jest taki głupek
co ci wlezie w każdą dziurkę
czy od góry, czy pod górkę
nawet bardziej, gdy ma tupet
a propos bieszczadzkiej pomocy medycznej - polecam usługi niepublicznego, niefachowego i kosztownego Górskiego Ochotniczego Pogotowia Rabunkowego z placówką w SM "Kuźnia" :D ... tylko, że aktualnie nikt tam nie dyżuruje... chyba, że się mylę...
pozdrawiam
GOPRsp.ZOO
Nie wiem Domina co czujesz do GOPRU, lecz ta interpretacja skrotu jest bardzo niewłaściwa i obrażająca !!! Nigdy nie byłem związany z GOPREM i nigdy nie byłem ich klientem ! Czasem żartuję że jestem ich niedoszłym klientem ! Wiem że ludzie którzy tam są, to rzetelni ludzie gór ! Wiem co mówię, bo po górach chodzę od dziecka, a mam sześdziesiąt lat ! Nie znam powodów dla ktorych ich obrażasz, lecz to bardzo niewłasciwe miejsce by rzucać takie kalumnie !!!
Czytając "Wołanie z Połonin"p.Edwarda Marszałka,szczerze podziwiałam ogromne zaangażowanie i poświęcenie GOPRowców.Ponosiły mnie też nerwy na głupotę i beztroskę tych ,którzy ryzykują nie tylko swoim życiem ale także ratowników.Oj,byłoby straszno gdyby nie ONI!
No właśnie. Można zajrzeć na stronę, jeśli się komuś zechce i poczytać o akcjach. Głupota ludzka nie ma granic i gdyby nie GOPR - wielu by zaginęło
na wieki. Całonocne akcje w śniegu do pasa ( albo powyżej ) i trzaskającym mrozie nie są rzadkością.
A propos "bakcyla"-myślę,że każdy GOPRowiec go posiada w dużym stężeniu.Przecież to swego rodzaju misja(tak potrzebna w zawodach ratujących życie,o duszy nie wspomnę)
Panowie, panowie bez emocji! Przecież ja nie pisałam o Górskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Musiałabym być niespełana rozumu, żeby nie doceniać pracy chłopaków (i dziewczyn) z GOPR, z których kilku znam osobiście:). Górskie Ochotnicze Pogotowie Rabunkowe sp. ZOO to zupełnie inna organizacja - zresztą bardzo wesoła, która ma nieformalną siedzibę w pewnej wiosce w Bieszczadach (SM) - jak mnie tam kiedy spotkacie, to poczęstuję herbatą i nie obrabuję:-D.
Dziwię się, że ten żart słowny wywołał takie oburzenie, ale mam też nadzieję, że teraz sprawa wyjaśniona, honor GOPRu uratowany, a ja nadal mogę bezpiecznie poruszać się po ścieżkach wspólnego raju.
pozdrawiam
Dominika 25 lat
No to masz szczęście, bo jako współlokator grodu - już ja bym Cię namierzył.
Nie przejmuj się, na tym forum byłem co najmniej raz (a jestem krótko)
mało komunikatywny i musiałem później ( nie musiałem, ale ciśnienie mi wzrosło) wytoczyć armaty. Wytoczyłem moździerz.
Jak prześwietlę SM to poszukam Twojej tajnej organizacji i zobaczę jakie herbatki tam serwują.
Poza tym Pozdrawiam Goprowców, Toprowców i innych Ratowników.
Kiedyś, jako zaawansowany medycznie pogotowiarz ratunkowy "nadzorowałem" przewóz powypadkowego toprowca w jego rejony (po poskładaniu kości w specjalistycznej jednostce na nizinach). Całą drogę uprawialiśmy czarny humor. Nie chcielibyście tego słuchać.
Rzecz jednak w tym, że min czarnym humorem i On i ja odreagowywaliśmy w naszej pracy. Coś w tym jest.
Pozdrawiam
Ludwiku dzięki za obronę. Widzę, że czarny humor to standard w środowisku medyków i ratowników;)
pozdrawiam
Każdy z nas w górach naraża swoje życie i potencjalnie także życie ratowników. 1.Zawsze chodzicie po trasach oznakowanych? 2.Sypiacie wyłącznie w schroniskach? 3.Informujecie o każdym wyjściu i powrocie? 4.Wędrujecie zawsze w towarzystwie? 5.Nigdy nie błądzicie?...
Ja nie potrafię dać chodźby jednej twierdzącej odpowiedzi. Kto wie gdzie kończy się przygoda a zaczyna bezmyślność???
Nie ma się co sprzeczać. Wypadki chodzą po ludziach ( a ludzie - parami, chłe,chłe).
Myśleć wypada zawsze, nawet w latrynie.
Przyznaję się bez bicia, że dwa lata temu (na Słowacji) poprowadziłem
parę znajomych, kawałeczek przez zamknięty szlak (czerwony koło Strbskiego Plesa), bo akurat z tamtego miejsca widok był nieprzeciętnie czarodziejski. Był kwiecień. Musieliśmy "przeciąć" dużą łatę śnieżną na dość stromym stoku. Bezmózgowie - zdałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa na jakie naraziłem siebie i innych. Ważniejsze, że tych innych, bo ufali mi jako "wyjadaczowi".
Tydzień później, w Bieszczadach - dokonałem ekspiacji. Nie zmienia to faktu,
że zdarzenie miało miejsce. Wstydziłem się tego.
Mieliście może podobne "wpadki"?
Bertrand 236 : Masz mego maila, podaj swego lub telefon !
Domina ! Calkiem zgrabnie się wytlumaczyłaś, a już miałem zdecydowanie negatyne myśli o Tobie ! Wyjaśnienie przyjęte z zadowoleniem !!! Życzę miłych wędrowek, bez udziału GOPROWCOW....1
...Wędrówki z goprowcami też bywają przyjemne;) ale najbardziej lubię samotne - o nikogo (oprócz siebie) nie muszę się troszczyć. Choć samotnych wędrówek zimą reklamować nie będę. Zeszłej zimy koleżanka wędrując samotnie i poza szlakiem poślizgnęła się i złamała rękę. Zadzwoniła do mnie z prośbą o wezwanie GOPRu (też byłam w okolicy). Okazało się, że szybciej niż GOPR dotarła do niej inna moja znajoma i akcja ratunkowa się powiodła (stąd inicjatywa powstania Rabunkowego jako konkurencji:twisted:), ale po tym zdarzeniu przestałam bezgranicznie ufać Goprowi jako instytucji, a zaczęłam doceniać, to że się zna wielu ludzi w wielu miejscach i zawsze można liczyć na przyjaciół.
pozdrawiam
Hm.Koleżanka tylko złamała rękę i mogła wezwać pomoc samodzielnie.A gdyby miała kontuzję głowy i straciła przytomność?
Poza tym,co kto lubi-ja lubię się o kogoś troszczyć!Każdy ma jednak wolną wolę i ja to też szanuję.