-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez Quentin
. Nie nadaję się do miasta...
Ty nie jesteś chory, Ty jesteś CIĘŻKO chory ;P Rak górski Cię toczy. Będziesz miał na starość żylaki i korzonki :lol: Wiatry i zimnice pogorszą Twój słuch, pot ze słońcem wypali kark, piwo rozpuści wątrobę :lol: Czeka Cię sromotny koniec w błocie po brodę, gdzieś w zapomnianych zapustach w okolicach, powiedzmy, Baligrodu, z nosidełkami dla dzieci na barach i wnerwioną żoną za plecami :D Wszystkie Twoje ubrania prześmiardną dymem i potem, każdy ciuch będzie miał w szwach błocko i powypalane przez iskry ognisk dziury w rękawach - no oczywiście nie licząc garnituru ślubnego ;-) Tego nie kupisz tylko pożyczysz, bo wydasz kasę na nowy plecak i namiot :-D A po domu będziesz chodził w koszuli kraciatej z flaneli albo wełenki i co dwa, trzy dni będziesz zaglądał do pakamery, gdzie będzie cała górska graciarnia. Ostatni kawałek wolnej ściany w mieszkaniu zakleisz wielkim zdjęciem Wetlińskiej, a odkurzanie pokręconych korzeni bukowych walających si po wszystkich kątach chałupy, będzie gehenną wszystkich domowników :P Tak będzie, już to czuję ;P
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Derty,przecież nie byłeś u mnie a opis jakby się zgadza...Jasnowidz czy telepata?
Tylko z tą flanelą,nie noszę(kiedyś tak).Nawet moja córka jak przymierzałem ostatnio sandały "khaki" stwierdziła że jestem "omszały głaz" ;))
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Scian wolnych mam duzo, duzo zdjec sie zmiesci:) ale jak narazie wisi tylko ,,Widok z Rozsypańca na Kińczyk Bukowski" . Pojawi się z pewnością więcej. Co do ubioru to cholera wie. Wiem tylko, że z Łodzi muszę uciekać. Wole być wypalony przez iskry z ogniska lub Słońce, niż przez smog i spaliny. Pozdrawiam - nosiciel Raka odmiany Bieszczadzkiej z przerzutami.
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Uważaj, ta odmiana raka przerzuca się również na ludzi, z którymi się zadajesz... Nigdy nie byłam w Łodzi i nie wiem jak tam jest, ale sama też nie mieszkam już w mieście tylko parę kilometrów za... w kierunku na Krosno... Za miom domem cicho szemrze strumyk, z jednej strony las, z drugiej strony las... tylko pracować w mieście trzeba...
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Ach te Bieszczady, co one robią z człowiekiem. Czy ktoś z was planuje zrobić sobie długi łikend listopadowy? o choinka chyba nie będzie jeszcze śniegu co?
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez iFka
Ach te Bieszczady, co one robią z człowiekiem. Czy ktoś z was planuje zrobić sobie długi łikend listopadowy? o choinka chyba nie będzie jeszcze śniegu co?
A kto ja tam wie, tę choinkę?:shock: Może się zdarzyć, że będzie pięknie w śniegu stała...
A jestem ciekaw, czy już co wiadomo o następnym jesiennym Czart-graniu: kiedy, gdzie, dlaczego tak krótko?
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
:D
Ale tak w ogóle i bajdzełej, może byźmy tak opisaliźmy nasze pierwsze zetknięcia z Bieszczadami? Takie mini rozprawki na zadany temat.
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
pierwsze zetkniecie z bieszczadami?
lipiec 1997, wlasnie skonczylam podstawowke...pojechalam z rodzicami do ich znajomych z dawnych lat do polanczyka..Polanczyk jak polanczyk uzdrowisko jakich wiele wczesniej widzialam- tylko te gory nad solina wydawaly sie troche bardziej puste i ciemne niz znane mi z krynicy czy szczawnicy.. kiedys pojechalismy do tarnawy niznej, bo tam spedzal wakacje inny znajomy rodzicow.. nie zapomne pierwszego wrazenia, miejscowosc nad sama granica, ostatnia zamieszkana na trasie, opuszczony hotel na wzgorzu, droga ktora prawie nikt nie jezdzi, szumiace plowe laki, historie wysiedlonych, nieistniejacych wsi gdzie tylko wiatr szumi w starych cmentarzach.. juz nigdy w zyciu nie doznalam takiego wrazenia, a przynajmniej juz nie tak mocno.. zapragnelam zostac tam dluzej, ale rodzice musieli wracac. Zostawili mnie pod opieka swojego znajomego, ktory jak pozniej sie okazalo za bardzo nie interesowal sie co robie i gdzie laze ;) byly to wiec moje pierwsze samodzielne wakacje, bez nadzoru rodzicow, ciotki, pani na koloniach itp, wspaniali znajomi z ukrainy- z ktorymi spedzalam wakacje przez kolejne 5 lat, ogniska przy blasku gwiazd (tak tego roku zdarzylo sie pare pogodnych nocy ;) , bimberek ukrainski pity przy blasku iskier (nie wszyscy swoj kontakt z alkoholem zaczynaja od piwa ;) , zabawy w chowanego w przepastnych korytarzach opuszczonego hotelu, wycieczki na dzwiniacz, sokoliki, bukowiec, sianki..lazenie bez szlaku po zboczach bukowego berda, jeleniowatym.. wysluchiwanie opowiesci starych bieszczadnikow o losach tej krainy po wojnie, o wyprawach w latach 50 tych w bieszczadzka glusze, wspolne wyprawy po grzyby, jagody, przypadkowe odnajdywanie srodlesnych chat a nawet opuszczonych gospodarstw zagubionych na zboczach bezimiennych gorek , pierwsze wypady na ukraine, takie bez paszportu ,ktorego wtedy jeszcze nie posiadalam.. fascynacje tym dziwnym, pozornie odleglym zlowrogim krajem, gdzie ludzie mowia podobnie do nas a laki nad sanem maja ten sam kolor... w koncu wycieczki samochodowe na ukrainskich blachach po czesci bieszczadu- wspaniala impreza z pseudohipisami na carynskim i 2 dni spedzone z harcerzami ZHRu na ich stanicy.. w koncu pozegnania, plany na nastepny rok i straszne slowo POWROT...
niby niecaly miesiac ale troche duzo jak na pietnastoletniego dzieciaka.. powrot do miasta..z ktorego wyjechalam jakis miesiac wczesniej.. jednak nie bylo juz to samo miasto, bo ja patrzylam na niego innymi oczami, wiedzac ze tam daleko, gdzie za oknem wschodzi slonce pozostal moj swiat..
o istnieniu polonin, bazie turystycznej wetliny i ustrzyk dowiedzialam sie duzo pozniej.. moze dlatego "prawdziwymi" bieszczadami pozostana dla mnie zawsze bieszczady dolin i zarosnietych mokrym lasem szczytow...
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Buba,a jeśli można spytać to u kogo w Tarnawie?
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
gosciu pod "opieka" ktorego zostalam w tarnawie spedzal tam wakacje, mieszkal w hoteliku a na stale mieszka w krakowie. Nie wiem czy ci cos powie jego nazwisko..chyba ze tez w 97 byles w tarnawie i uczestniczyles w ogniskach???? Hmm.. tak z nazwiska z mieszkancow tarnawy kojarze tylko panstwa Czuluk- kiedys noca wiezlismy ich malutkie dziecko do szpitala, bo ponoc zlamalo reke, najpierw do ustrzyk, potem do leska... a na koniec okazalo sie ze reka wcale nie byla zlamana.. ale ten nocny przejazd przez cale bieszczady, dwukrotna kontrola strazy granicznej po drodze, dziwne zwierzeta przebiegajace droge- dlugo pozostanie w pamieci :D
czesto w tarnawie bywal tez tzw. mnich ale on mieszkal w baraku w stuposianach (to z nim chodzilismy na jagody i grzyby)
myslisz ze mamy wspolnych znajomych?? :D
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
Quentin
Scian wolnych mam duzo, duzo zdjec sie zmiesci:) ale jak narazie wisi tylko ,,Widok z Rozsypańca na Kińczyk Bukowski" . Pojawi się z pewnością więcej. Co do ubioru to cholera wie. Wiem tylko, że z Łodzi muszę uciekać. Wole być wypalony przez iskry z ogniska lub Słońce, niż przez smog i spaliny. Pozdrawiam - nosiciel Raka odmiany Bieszczadzkiej z przerzutami.
Przy okazji sie przywitam :)
Również jestem z Łodzi i gdybym tylko miała takową możliwość (wrrr, życie jest podłe, bo takiej nie mam) opuściłabym to miasto w tempie znanego strusia :)
Jesli chodzi o mój pierwszy pobyt w Bieszczadach to przypadł on na Wetlinę. Jakieś 1o lat temu i do tej pory klimat bieszczadzki tkwi we mnie mocno, tak się zadomowił skubany :)
Kilka lat z rzędu witałam w Wetlinie wakacyjne dni, aż któregos pięknego roku wybrałysmy się z koleżankami do pewnej wioski w okolicach Komańczy. Wyprawa w ciemno, szukałyśmy czegoś bardziej na uboczu (Wetlina z roku na rok stawała się coraz bardziej "turystyczna") i znalazłysmy. Jestem zauroczona tym miejscem i cały rok czekam na kosmicznie krótki - dwutygodniowy urlop, żeby naładować się energią na cały rok. Z różnych dziwnych przyczyn nie mogę odwiedzać Bieszczadów częściej, nad czym ubolewam co jakieś 12 minut.
Buziaki dla wszystkich szalonych :)
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Jeśli chcesz się wyrwać z miasta na pare godzin pochodzić po ładnych lasach i pagórkach, to zapraszam do Krajobrazowego Parku Wzniesień Łódzkich. Jest tam pięknie. W pobliże dojeżdzają autobusy 91, 91A, 54A. Można sobie spokojnie pospacerować. Całkiem przyjemnie tam:) Pozdrawiam!
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Dzięki za radę :) Ponieważ mieszkam akurat po tej stonie Łodzi, więc wzniesienia "zaliczam" rowerkiem :)
Szkoda tylko, że moje towarzystwo zalicza się do tych bardziej leniuchowatych (ale spierniczałych hihi) i nie często mam z kim sobie popedałować. Ale faktycznie, miło tam i przyjemnie. Zupełnie jak nie w Łodzi hihi
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
W takim razie mieszkamy rzut moherkiem od siebie:) Obecnie nie jestem zdolny do jazdy, rower w naprawie. Lecz jeśli kiedyś chciałabyś się przejechać to nie mam nic przeciwko:) pozdrawiam, Romek.
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Mieszkałem w Bieszczadacz 17 lat,od 6 jestem na wygnaniu (z własnej woli) na drugim końcu Polski.Jestem dość często w tamtych stronach i kiedy muszę jechać z powrotem to coś się ze mną dzieje.Żona do tej pory robi mi wyrzuty,że "walizek jeszcze nie wypakowałem".To jest dopiero RAK.Powstaje dylemat,Rodzina czy Bieszczady?Rodzina nie wyjedzie.
Pozdrawiam
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
Quentin
W takim razie mieszkamy rzut moherkiem od siebie:) Obecnie nie jestem zdolny do jazdy, rower w naprawie. Lecz jeśli kiedyś chciałabyś się przejechać to nie mam nic przeciwko:) pozdrawiam, Romek.
Na pewno kiedyś skorzystam z miłego towarzystwa :) dzięki
fab3, faktycznie masz problem, mój narzeczony przeprowadził się z woj. podkarpackiego (co prawda nie Bieszczady, ale spokojna i ładna okolica) w łódzkie i jest zniesmaczony. Na razie daje sobie jakoś radę, przynajmniej ma za czym tęsknić :)
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Ja mam za czym tęsknić.Znam je na wylot,znam ludzi i ich mętalność,znam lato,jesień,zimę,wiosnę.......
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
No, Buba, piknie napisałaś... :D Kto da więcej?;) Mój start w Bieszczady odbył się troszkę wcześniej :D Właśnie niedawno minęło kolejne okrągłe dziesięciolecie. I wcale wtedy nie poznałem 'słynnych' zakapiorów. Bo oni wówczas tam nie byli wstawiani na piedestały postaci legendarnych. To przysło później. Po prostu byli i wielu z nich zobaczyłem w roli zwyczajnych ludzi ciężko walczących o byt. Nawet nie wiem, czy dobrze kojarzę ich 'nicki'.
Zaczęło się, gdy jeszcze panował w tym kraju ustrój sprawiedliwości społecznej, a ja wyjeżdżałem na obozy organizowane przez firmę ojca. Ten najważniejszy obóz trwał równe 4 tygodnie, a został ulokowany w stałym miejscu - w Starym Siole przy dawnej leśniczówce (albo gajówce-tego akurat dobrze nie pomnę).
Od przyjazdu otrzymałem od tych gór serię wspaniałych lub nietypowych przeżyć. Pierwszego dnia polazłem za tory kolejki, przy których stało obozowisko, na tzw maliny. I stanąłem oko w oko z chmarą jeleni. Teraz tam jelenie chyba już nie podchodzą - za dużo cywilizacji. Tego samego dnia dusiłem się po raz pierwszy w życiu w kopciu z bieszczadzkiej ciuchci, wysłuchując kąśliwych żarcików na nasz temat od jadących na lorach robotników leśnych. Było coś o świeżym mięsie dla wilków itp. Tego samego dnia poznałem też okrutną rzekę Wetlinkę. Schodząc ze skarpki nabrzeżnej, aby umyć zęby, poślizgnąłem się po raz pierwszy na tamejszym błocku. Umyłem się od razu cały ciesząc się, że mogę też myć nadal zęby.
A następne dni i tygodnie to były bezustanne wyprawy i włóczęgi po połoninach (Wetlińska nie była wtedy rezerwatem), wysiadywanie pół dnia na serpentynach nad Berehami w oczekiwaniu na stopa do Wetliny, gdy nasz kierowca nieco pokrzepił się piwkiem, przemykanie ukradkiem doliną Wołosatego, gdzie w zasadzie nie wolno było chodzić, odkrywanie Dwernika Kamienia, Otrytu, Magury Stuposiańskiej ścieżkami zupełnie zwierzęcymi, nie szlakiem, pierwsza burza letnia nad Tarnicą, urzekająca cisza Caryńskiego, zapomniane już mielerze, ich niezwykły zapach i próbowanie wódki z robotnikami-wyrokowcami, usmolonymi, jak przystało na węglarzy 'na Murzyna', słuchanie o tym, jak to Janek, czy inny Stasio zapadł się w żarzącą pryzmę bukowego drewna i nic z niego nie zostało, spoglądanie z władczą miną z Hnatowego w dalekie, zielone doliny. Nawet Zalew był wtedy inny, pusty, spokojny, a od strony Chrewtu zupełnie dziki, aż przerażający. I Jasło było inne i Łopiennik i droga na Wołosań i na Chryszczatą. Tamta wyprawa była chyba najświetniejszą wyprawą mojej młodości. Zmącił nieco jej smak widok wojska pilnującego Mucznego niczym centrum lotów kosmicznych, ale poza tym nawet milicyjna kontrola w obozie zamieniła się w wesołą pogawędkę.
Kto tam teraz pamięta wieczorne oglądanie dziennika TV w świetlicy w Wetlinie wraz z miejscowymi. Gapili się w ekran, przepijali opalizującym płynem w musztardówkach, coś tam sobie wyjaśniali na zewnątrz izby i wracali pocharatani dalej patrzeć na daleki, obcy świat z ekranu. Kto z Was mógł wjechać do Moczarnego kolejką? Kto pamięta, jak się szło na Mylniów i Zdegową od dołu, albo ze ścieżki na Dziale? W tych mini wyprawach pomagał nam dzielnie kierowca obozowego Stara. Podwoził nas lub zabierał z umówionych punktów w górach dzięki czemu w jeden miesiąc poznaliśmy kawał Bieszczadów. A wszystko z marną mapą bodaj WZKartu i książeczką z serii Przyroda Polska. To było jak odkrywanie zamorskich krajów. Teraz już nie robi wrażenia widok jeźdźca wlokącego się na kobyle znakowaną ścieżką po stokach Caryny. A wtedy, gdzieś na ścieżynach u stóp Smereka nagle zza zakrętu wynurzał się jeździec przypominający strojem westernowego idola, pozdrawiał i odjeżdżał w nieznane, za swoimi sprawami, a ja stałem i gapiłem się za nim i zaczynałem marzyć. Zapamiętałem dokładnie pieczenie barana kupionego od podhalańskiego bacy, sraczkę 3/4 tych obozu po żętycy, furmanki pod dyskoteką w Polańczyku, albo zwyczajne leżenie przez chyba 4 czy 5 godzin na Haliczu i słuchanie opowieści wiatru przeplatanych krzykami orlika- nikt wtedy tam prócz nas nie przyszedł. Bardzo mi zapadła w pamięć tamta wyprawa, te niezwykłe obrazy i ludzie. Wtedy to był kawałek tamtejszego, naturalnego stanu rzeczy, a nie namiastka, marne kopie, komercyjny erzatz, jak obecnie. A później zetknąłem się z innymi górami. Gorce, Żywiecczyzna, Wyspowy, Sądecki, Tatry, wreszcie Alpy. I powiem na zakończenie – od lat wracam w Bieszczady, a w inne góry tylko jeżdżę...
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
Quentin
Pięknie...pozazdrościć.
Ano, tylko... Ja zaczałem Biesy poznawać nie wiem kiedy, jakiś 79/80/81 rok to był, a ja byłem 6/7/8 letnim gówniarzem. Jeździliśmy wtedy do Bereżek. NIestety, aż tak pięknych wspomnień jak Derty czy Buba nie mam... Pomagałem wtedy paść krowy córce gospodarza, u którego mieszkaliśmy, mojej rówieśnicy. Paść zresztą to złe słowo - rano dorośli je wyganiali, a potem wieczorem myśmy szli po krowy do lasu i przyganiali z powrotem. Do lasu, bo bydlęta miały zwyczaj wędrować z łąk ponad wsią, a to na Przysłup Caryński, a to gdzieś na stoki Berda (909 m.)... Resztki zagród i stare studnie na Caryńskim, raz w takiej studni znależliśmy utopioną owcę....
Na drugę stronę Wołostatego, w las na stoki Widełek, chodziło się na maliny, zwiedzajac przy okazji niesamowitości w rodzaju nasypów i przyczółków mostowych kolejki leśnej, wylewajac wodę z gumowców po przeprawie w bród przez rzekę... Bajdełej, całe Bereżki pielgrzymowaly wtedy po wode z potoku do mostku na Bystrym, na początku wsi od strony Lutowisk, bo nie było wodociągu ani nawet hydroforów przy studniach, a woda w nich nie zawsze nadawała się do picia... Pamiętam wyprawy z tatą na San, na ryby (ja tylko asystowałem, kija nie moczę), na Muczne, na Tarnawę, na Sokoliki, rozjeżdżanie dużym fiatem po nadsańskich łąkach i drogach wyłożonych przez Igloopol (to już późniejszy etap) betonowymi płytami... Wypady na maliny, borówki i grzyby, w dolinę Roztoki, na stokówkę ponad Wołosatym na stokach Kańczowej - pierwszy raz widziałem tam przemarsz leśnych mrówek, szły nieprzerwanym strumieniem, dobre kilka minut, a strumień miał chwilami z metr szerokości... Samotne włóczęgi po rzece, po torfowiskach... Tropienie śladów niedżwiedzia na poboczu drogi, a potem w lesie, z duszami na ramieniu... Zwiedzanie hotelu na Mucznym, zaraz potem jak wyprzągł zeń rządowy ośrodek łowiecki - całe Bieszczady tam wtedy pielgrzymowały, ludziska jeździli popatrzeć... Który to rok mógł być?
Pierwsze wypady w góry, bodajże na Caryńską, jeszcze z mamą, i to jak wymiękałem na podejściu, i falowanie traw na szczycie... Ech, tysiące obrazów.
To se już ne wrati...
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
ech , derty, takie bieszczady gdzie podjezdzalo sie w gory ciezarowka i jezdzila kolejka z robotnikami lesnymi..takie bieszczady znam juz tylko z ksiazek..ale zawsze probowalam odnalezc ich namiastke i nieraz sie nawet udawalo...ech..a ja nawet spoznilam sie na lesna kolejke w gorganach.. czy gdzies sa jeszcze takie kolejki?
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Hej :)
No i co? Nikt więcej nie chce sobie przypomnieć swego pierwszego razu? Pisać, pisać:) Zboki bieszczadzkie uwielbiają opowieści o pierwszym razie :D Oczywiście w Bieszczadach...
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
buba
ech , derty, takie bieszczady gdzie podjezdzalo sie w gory ciezarowka i jezdzila kolejka z robotnikami lesnymi..takie bieszczady znam juz tylko z ksiazek..ale zawsze probowalam odnalezc ich namiastke i nieraz sie nawet udawalo...ech..a ja nawet spoznilam sie na lesna kolejke w gorganach.. czy gdzies sa jeszcze takie kolejki?
W Rumunii są ponoć gdzieniegdzie, ale spalinowe. A kopciuchów już chyba nie ma nigdzie:(
A co do poznawania gór - ja czytałem wspomnienia różnych przedwojennych górołazów. I aż mi dusza wyła, że teraz tak nie ma. Polecam Krygowskiego - moim zdaniem jedne z najciekawiej napisanych książeczek o Karpatach i turystyce. Jedną ze smutniejszych różnic między tamtymi czasami a współczesnością jest obecny brak schronów górskich. Celowo i planowo stawianych przez PTT i inne organizacje kiedyś przed wojną. W schronach nie było zarządcy, a tylko ściana z desek, kilka prycz, jakieś świeczki, opał, pozostawione jadło i sól, a niedaleko źródło dobrej wody. Ludzie przychodzili tam i odchodzili dalej, a po ich odejściu zawsze zostawał ład i kilka uzupełniających skromne zapasy rzeczy. Wspaniały obyczaj, który 'nowe czasy' wykorzeniły z mentalności turystów w dużej mierze. W pewnym stopniu zastępują je chatki, ale większość z nich jest starannie ukrywana przez wtajemniczonych. Zresztą słusznie, bo tępych wandali i chamów na szlakach niestety nie brakuje. O tych różnicach można by więcej, bo obraz gór i turystyki wciąż ulegają zmianie. Kto chce odbywać podróże w czasie niech się spieszy ku Rumunii, Ukrainie. Niedługo nieubłagany postęp zmiecie resztki dawnych obyczajów i stamtąd.
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
Derty
Hej :)
No i co? Nikt więcej nie chce sobie przypomnieć swego pierwszego razu? Pisać, pisać:) Zboki bieszczadzkie uwielbiają opowieści o pierwszym razie :D Oczywiście w Bieszczadach...
Derty, paskudo :-P :-P :-P
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
echhhh, takie czasy gdy byly takie schrony.. jak teraz udaje mi sie odnalezc jakas ukrywana chatke w bieszczadach lub sudetach to wariuje z radosci! a wtedy to byla normalka..ech.. ze wspomnien krygowskiego to najbardziej mi sie podobalo jak szli gdzies przez bieszczady, pare dni dziko nic nie ma i postanowili rozbic namiot. Rozbijaja a sledzie im nie chca wchodzic w ziemie..po pewnym czasie odkryli ze pod warstwa trawy jest brukowana droga a oni sa w centrum wsi...
a to prawda ze zeby zlapac resztki dawnych lat trzeba jezdzic na wschod.. dlatego we wtorek ruszam w gorgany :D :D ale schronow tam tez nie ma :(
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
No, czasów schronów też nie pamiętam, ale pamiętam jeszcze te czasy, kiedy Biesy były schronem dla ludzi represjonowanych przez PRL. To było niesamowite. Przyjeżdżałam tu z plecakiem pełnym konserw i śpiworem. Chodziłam gdzie chciałam i jak chciałam, albowiem kiepskie było oznaczenie szlaków (nie to co teraz). I właśnie te niespodzianki, kiedy w lesie przy wyrębie można było spotkać ludzi tak niezwykłych i słuchać ich niezwykłych historii. W głębi Bieszczad biednie wtedy było. W niektórych wioskach były chaty kryte strzechą i z klepiskiem zamiast podłóg, ale zawsze gościnnie i miło.
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
A ja zapraszam na swoją stronę,gdzie wspominam Bieszczady z czasów,gdy stały się dla mojej rodziny DOMEM,a nie wakacyjną przygodą.Tak to było!Teraz dopiero,od kilku lat,mogę po nich wędrować i chłonąć uroki i wracać ciągle i tęsknić!
www.kwinto.com/wuka.htm
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
Derty
Wtedy to był kawałek tamtejszego, naturalnego stanu rzeczy, a nie namiastka, marne kopie, komercyjny erzatz, jak obecnie.
Ech .... Derty.. Tak to drzewiej bywało.
A poza tym piszesz pięknie i sercem.
Pozdrawiam
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
banana
...Przyjeżdżałam tu z plecakiem pełnym konserw i śpiworem...
Z tym obyczajem wiąże się jedna z kilku historii o podobnym podłożu, których byłem świadkiem a to w Bieszczadach, a to w Niskim, a to wreszcie w Tatrach. Ta BieszcZadzka była komiczna szczególnie. Zaszliśmy w czasach studenckich przez Niski w Bieszczady, gramolimy się z kumplem pod Rawki do bacówki, przed sobą widzimy niską postać obarczoną wielgachnym brezentowym plecakiem na nosiłkach. Doganiamy ją z trudem, bo idzie szybkim krokiem. Gdy jesteśmy już blisko, słyszymy rzucane w eter 'no kurdeńko, kurdeńko, nie teraz...no jeszcze troszeczkę' I dalej jakoś w tym stylu. Kumpel rzucił szeptem tekścik, że by nie niósł do michy ze spłuczką, tylko w krzakach ulżył sobie należycie i nie musiałby gadać do siebie na polu:D
W tym momencie rozległo się rozdzierające 'prrrrrrrr' i z dna plecaka runęła dosłownie kaskada konserw różnistych. Bo to było tak...że dziewczę też wybrało się w góraski, a miała dostawę wykonać dla znajomych gdzieś tam i jeszcze dla siebie pół plecaka żelastwa z mięsem taszczyło. Ale plecak był projektowany na max 40 kg więc urwało się denko raz, bidna przyfastrygowała je jakąś nitką i teraz oglądaliśmy drugi bunt przeciążonego sprzętu... Tak było kiedyś. Kto nie dał rady chetać kłusem z 30 kg na plerach ten nie wchodził do kategorii 'turysta kwalifikowany' :P
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
buuuuuuuuuuuuuuu! nie jestem "turysta kwalifikowany" - na ukrainie mialam tylko 25 kg ;) buuuuuuuuuuuuuu ;)
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Pierwszy raz w życiu pojechałam w Bieszczady dokładnie 18.07.1999 miałam 15lat i nie chciałam jechać do jakiejś tam wiochy na zadupiu ((Niestety ale z takim nastawieniem tam jechałam, aż wstyd pisać :( ))
Perspektywa 2tygodni u kuzyna którego widziałam raz w życiu ((na pogrzebie prababci w 1989)) nie była miła...
Tego samego dnia co przyjechałam mój kuzyn zaprowadził mnie na 'bloki' i tam zobaczyłam najprzystojniejszego faceta na ziemi i oczywiście zakochałam się z miejsca :P Później ów przystojniak został moim chłopakiem a Bieszczady pokochałam od następnego ranka kiedy to już z bijącym sercem zaczełam zachłystywać się naturą, ciszą i spokojem...
I zamiast zostać 2tygodnie zostałam tam aż do końca sierpnia ((czyli jakiś miesiąc z hakiem)) :) :)
Lubie czasem wziąść album oglądać fotki i wspominać...
I uciekać myślami w Bieszczady...
Cytat:
Zamieszczone przez
Derty
Hej :)
No i co? Nikt więcej nie chce sobie przypomnieć swego pierwszego razu? Pisać, pisać:) Zboki bieszczadzkie uwielbiają opowieści o pierwszym razie :D Oczywiście w Bieszczadach...
Tak 'ten' pierwszy raz też był w Bieszczadach :P :P :P
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
buba
buuuuuuuuuuuuuuu! nie jestem "turysta kwalifikowany" - na ukrainie mialam tylko 25 kg ;) buuuuuuuuuuuuuu ;)
Buczysz czy bubasz?? Pewnie że nie jesteś turysta kwalifikowany tylko turystka wykwalifikowana :grin: Targać wór 35 kg to cała przyjemność po stronie wora,a nie Twojej.Dawniej targałem a teraz wolę założyć bazę i działać z doskoku,na lekko, na szybko i na przyjemnie:twisted:
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Pierwszy raz w Bieszczadach...... hmmm... to był października 1988 roku. Wycieczka szkolna. Najpierw było no było ładnie ale.... pierwszego dnia weszliśmy na Wetlińska (oczywiście najkrótszym szlakiem do chatki). Wszedłem... zobaczyłem... i tak mi zostało... Przez 4 lata jeździłem tam kiedy się dało. Sam. I było pieknie. Potem się ożeniłem i przez 9 lat nic. Cztery lata temu zabrałem żone w Biesy. Była lekko niechetna ale... Zabrałem ja na Wetlińska. Weszła... Zobaczyła... i zrozumiała mnie. Teraz jeździmy co roku. Czasem jade sam, czasem bierzemy dzieci. Syn złaził ze mną większość (wszystkie?) z tych najpopularniejszych szlaków. Prawie zawsze zabieramy kogoś kto tam jeszcze nie był. I jest superrr....;-)
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
ja to nie pamiętam kiedy był ten mój pierwszy raz w parku narodowym. miałem ze 3 może 4 latka. Tata mnie zabrał. Moi rodzice aż takimi górołazami to nie są. Dla tego jako szkrab nie bywałem tam za często. Dopiero jak zaczynałem być coraz bardziej niezależny od czasu do czasu się wybrało z kolegami. ale też rzadko. Na poważnie zaczęło mnie ciągnąć do lasu dopiero w liceum. "Czyste Góry" i inne króciutkie wyprawy tam i spowrotem. Skończyło się liceum, zaczęły sięstudio. Ot młody człowiek z prowincji wyruszył do miasta. Inny świat. Dopiero jak po 3 miesiącach przyjechałem z Krakowa do domu i po raz pierwszy zaczerpnąłem powietrza poczułęm sporą radość. Ba, jak już wjeżdżałem w Bieszczady nic tylko gapiłem przez okno za jakimiś wzgórzami. Wówczas zdałem sobię sprawę gdzie tak na prawdę mieszkam i gdzie jest moja lokalna tożsamość. łaże po swoich górach i lasach teraz ile się da. jak słyszę 18 latków co marudzą, że w tych Bieszczadach to nic nie ma mówię im o tym. pojedxziecie, zobaczycie i jeśli jesteście rodowitymi bieszczadnikami zrozumiecie, a jeśli nie ... cóż.
ot trochę sentymentów.
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Cytat:
Zamieszczone przez
Browar
Dawniej targałem a teraz wolę założyć bazę i działać z doskoku,na lekko, na szybko i na przyjemnie:twisted:
He, he...zupełnie jak ja do niedawna. Ostatnio jednak znów mnie wzięło na taszczenie wora :D Jeżeli mam świadomość, że nie musze wrócić do pkt wyjścia, to czuję się znacznie lepiej. Nie ma tego nerwowego patrzenia na zegarek: ostatni busik zaraz, a ja dopiero tu. Wycieczka zaplanowana w bardziej odległy kąt gór musi być ściśle kontrolowana pod względem czasowym i to jednak jest coś, co psuje mi cały smak szwendania po górach :D
Plecak nieco ciąży, ale nie jest już tak, że trzeba zakitować wszytko do środka i z miną skazańca wlec się po szlaku. Jadło czeka na nas w sklepach w każdej wsi, półkilogramowa bańka gazu wystarczy na 2 tygodnie bez ograniczeń, a nawet można się bez niej obejść i gotować na ogniskach. Nawet puszki jakies cieńsze (gorsze) robią ;P Spanko jest teraz nadzwyczaj lekkie. Namiot też. Naprawdę trudno jest zapakować do wora tyle, żeby przekroczyć magiczną 30-tkę :P
Więc Bubo nie bukaj :D Albo...weź kilka kamyczków na pamiątkę ;) I tak jesteś wykwalifikowana :D
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Witam nowego Bieszczadnika. Z Łodzi blisko do Warszawy a my tu często spotkanka piwne robimy aby pogadulic o górkach.....zapraszamy.
Anka
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Aniu czesto?? ostatnio ciagle nie wychodza :-( ehhh
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Kasiu, nie przesadzaj :))))
Jestem bardzo ciekawa czy jest jeszcze jakaś grupa Bieszczadzka, która spotyka się tak regularnie jak my.
A może nowy topik????
Ania
-
Odp: Mój pierwszy pobyt w Bieszczadach.
Ja niestety nic nie wiem o takich spotkaniach w Łodzi :/ z Łodzi chyba tylko dwie osoby są aktywne na tym forum.