No jakżesz-Ciebie Izo też,naturalnie to dotyczy!
Wersja do druku
No jakżesz-Ciebie Izo też,naturalnie to dotyczy!
WUKA- w wekendy z doswiadczenia wiem, ze zadne spotkania nie wypalają w Wawie.... więc nawet nie proponuję ;)
Co do mojego ewentualnego wyjazdu gdziekolwkiek... to niestety ale na razie nie mozemy nigdzie jezdzic - za duzo rzeczy mamy do zalatwienia... a maj coraz blizej ;] - moje podroze to jedynie Wawa-Lbn
W Warszawie przebywa sporo osób, które tu tylko pracują albo uczą się. W piątek po południu lub wieczorem wyjeżdżają do swoich miejscowości stałego zamieszkania, nieraz dość odległych. Wracają w nocy z niedzieli na poniedziałek, albo dopiero w poniedziałek rano.
PS
A Ty, Andrzeju, to sobie nie żartuj z tą liczbą dni tygodnia. Swego czasu z problemem tym borykała się nauka radziecka, Akademia Nauk b. ZSRR. Uczeni nie mogli zrozumieć anomalii, że od poniedziałku do środy jest tylko 3 dni, a od środy do poniedziałku aż 6 (w obu przypadkach wliczając poniedziałek i środę).
Andrzej... a dla Ciebie weekend to co jest? poniedziałek i wtorek? przecież napisałam wyjaśnienie... Trzeba po prostu uważniej czytać :twisted:
Pozdrówki...
Mam wrazenie, ze i tak ze spotkania nici.... Może nawet nie ma co tego tematu ciągnąc.... ehhhh....
Derty wracaj do stolicy !!!!
To, co napiszę, pozostaje poza głównym tematem, ale nie mogę powstrzymać wspomnień.
Trasę Warszawa - Lublin pokonywałem (tam i z powrotem) raz w tygodniu w latach 1987-92 (5 lat !). Głównie pociągiem. Swoją małą ciężarówkę 126p parkowałem w Lublinie, aby służyła na sobotnie lub niedzielne podmiejskie wycieczki z małym dzieckiem.
Moja małzonka pochodzi bowiem z Lublina i w latach 1987-90 przebywała tam z naszą córeczką na urlopie wychowawczym u teściów. Co tydzień tam dojeżdżałem.
Potem ów urlop się jej skończył i aż do lata 1992 r. dojeżdżaliśmy do córki juz obydwoje (mieszkanie dostaliśmy dopiero w 1992 r., wcześniej musielibyśmy się gnieździć we trójkę w moim tzw. M-1 o pow. użytkowej "aż" 18 m kw.).
Tak więc Kaha - "znam ten ból" dojazdowy.
Wracając zaś do głównego tematu - chodzi mi po głowie jeden lokalik na ul. Marszałkowkiej. Wkrótce go zlustruję i sprawdzę, czy byłby odpowiedni na nasze warszawskie spotkania.
andrzej "pod gwiazdami" nie jest mały.... i w zimie się nie sprawdza... Z prostej i błachej przyczyny.... trzeba zostawiać okrycia wierzchne (za 1 szt. 2 złocisze). Fajna za to jest latem ;))
Z czasów już chyba prehistorycznych zapamiętałem całkiem przytulną kafejkę "Świtezianka" na ul. Marszałkowskiej blisko Teatru Rozmaitości. Wczoraj specjalnie tamtędy się przeszedłem, aby wybadać, czy nie nadawałaby się na nasze spotkania.
Niestety - już nie istnieje. W jej byłym lokalu jest jakaś włoska restauracja.
"włoska" czytaj droga?
Mi ostatnimi czasy podobają się bardzo knajpki praskie - ul. ząbkowska i białostocka. I nawet pare razy udało mi się niektórych naciągnąć :)) Najbardziej klimatyczny jest projektor (kiedyś tam była kanjpa o nazwie "melina praska"). Bardzo fajowa, niedroga i jak sie z niej wychodzi to nie wydaje sie, że było się w palarni... :) -----> http://www.projektorklub.pl/