...ładnie :)
Wersja do druku
...ładnie :)
Droga jak to droga…kilometry uciekały niezauważone…można by rzec od słowa do słowa. :wink: Na temat małomówienia nie będę już się rozpisywac….myślę że dla tych którzy czuja podobnie i mają taką potrzebę w górach jest to jak najbardziej zrozumiałe. Mijając opuszczoną dolinę Rabego po raz pierwszy zauważyłam jej pustkę, tzn. widziałam ją ilekroć tam byłam, odkąd pamiętam były tam tylko łąki….ale jak człowiek sobie uświadomi, że to kiedyś całkiem słusznych rozmiarów wioska była…to jakoś tak żal w serduchu ściska. :( Przypomniał mi się post forumowicza obecnie zamieszkałego w „Hameryce”, dawnego mieszkańca wsi….nie mógł uwierzyć, że po jego rodzinnej wsi została tylko rozwalając się stodoła…smutno…. :cry:
Podczas drogi Astra zdobyła się na pewne wyznanie, oświadczenie czy jak by go tam zwał… :lol: .Nie wiedząc jak zareaguję, zaczęła delikatnie: „Anyś, wiesz dziś się w nocy przebudziłam i tak patrzę na Ciebie a Ty tak słodko sobie pochrapujesz, nie tak głośno i mocno tylko tak jak dziecko.. no i śmiać mi się chciało".... :mrgreen: (coś w tym stylu w każdym razie) Tak oto tym sposobem zostałam przechrzczona z Anyczki na Półchrapka. :roll: :wink: Wbrew swojej woli i wiedzy na temat rzekomego chrapnia :evil: :roll: :wink: Potem ktoś zapytał czy Półchrapek to jeden z krasnoludków…..Hahaha…. :D :lol: ja już więcej nic nie mam do dodania w tym temacie……. :wink:
Podejście pod Żebrak poszło szybko, Astra włączyła napęd na cztery koła :wink: …jejku jak ona tymi nogami przebierała, ledwo nadążałam za nią. :oops: Na górze lekka mgiełka, zaczęło kropić…smeski od znajomych, no to trza odpisać i chwilkę odpocząć…Astra coś nie ma ochoty…łap batona…..zatrzymała się….dobra moja. :twisted: Zizimno się zrobiło, więc zmykamy na dół.... poszło nam z górki. 8) Przypomniałam sobie, że przecież po drodze mijamy geocache, wiec wstąpimy zobaczyć co za skarb ukryty: http://forum.bieszczady.info.pl/bies...-0-asc-18.html Wzieły to co znalazły, cosik zostawiły i polazły dalej...ale już nie bitą drogą... :mrgreen:
W sprawie chrapania:
Polej napisał:
"Trzeba było wykorzystać gwizdek Gwizdanie pomaga"
No taaaak... Ale gwizdek oddałam komuś, kto go znajdzie na geocasche'u... Bylby gwizdek na KRASNALE PÓŁCHRAPKI a nie na niedźwiedzie. Tam pikuś niedźwiedzie przy KRASNALKACH PÓŁCHRAPKACH :D :D :D
Ehahahahaha... No tak... Mamy Krasnala Półchrapka i z Tymże oto Krasnalem, 12 listopada 2005 roku, powędrowałam w kierunku pewnej chatki pod Chryszczatą :) Z miejsca, gdzie ukryty jest bieszczadzki geocasche, to już tylko rzut beretem :) Poszłyśmy więc leśną drogą w górę potoku, który szumnie dawal znać o sobie. Pogoda przyjazna, Cisza cichsza była niż zwykle, tak, że wszystko słychać było... najmniejszy szelest, kropelki szronu spadająde z jednego liścia na drugi, najlżejszy podmuch... Ocieranie się naszych supratexowych kurtek też było slychać... Od czasu do czasu przystawałyśmy w bliżej nieokreślonym celu... jak zwykle rozglądając się dookoła badawczo... Jak każdemu wiadomo podejście badawcze do spraw Natury niesie ze sobą pewne reakcje skutkowe :) Czemu więc u nas miałoby byc inaczej? :D... Wypatrzyłyśmy bowiem dwa pojazdy sporych gabarytów hehehe... I kurcze, aż mi się zamarzyło przez moment znaleść kluczyki gdzies pod siedzeniem (nawet się rozglądałam, ale ani huhu...:()... nic to... szkoda... Choć w pojęciu Ali to chyba "całe szczęście"... (nie mam prawa jazdy nawet kat. B co tu mówić o kat.C :oops: :roll: :lol: :lol: :lol: ). Mimo wszystko, by złagodzić uczucie rozgoryczenia brakiem reakcji pojazdów naszą obecnością... Powłaziłyśmy do środka tak czy siak :D ... CDN... :lol:
chyba już czas pisać dalej :roll: ( to tyczy się Jednej i Drugiej , )- na CDN dwa dni wystarczy :wink:Cytat:
Zamieszczone przez Astra:)
milczenie jest dobre .. ale do czasu, kiedyś trzeba się "odezwać"
Przyganiał kocioł garnkowi.... :D Przejrzałem Twoje posty :roll: . Sądząc z tego, że mieszkasz w Krośnie w Bieszczadzie bywasz często :P . Napisz proszę jakąś własną relację... :D Wiem, że czyta się dobrze.... :D Ale Twoje posty takie króciutkieCytat:
Zamieszczone przez joorg
:wink: Pozdrawiam
Bertrand co ja poradzę jak ja wolę czytać -- a jeszcze bardziej wole rozmawiać -- a propozycja KIMB6 w Szwejkowie jest OK - do rozmowy i mam nadzieje że porozmawiamy , o ile tez masz taką woleCytat:
Zamieszczone przez bertrand236
Cytat:
Zamieszczone przez joorg
Szwejkowo jest moim zdaniem za małe dla takiej grupy osób, ale może się mylę.
mamCytat:
Zamieszczone przez joorg
pozdrawiam
Ano ideme v pered. Droga zrywkowa strasznie rozjeżdżona…ale to nie ważne. Jest las, późna jesień, cicho potok gada, jeszcze widno a my już prawie w domku. :lol: Po drodze spotkałyśmy małżeństwo z dzieckiem, którzy postanowili sobie skrócić drogę z Chryszczatej do Mikowa. O pobliskiej chacie prawdopodobnie nie mieli pojęcia. :lol: Dzień dobry, krótka wymiana zdań, pytanie czy daleko jeszcze do drogi… i idziemy dalej. Jedyna zmiana jaką zauważyłam to taka, że mostek mechowy (jak go sobie nazwałam) się zawalił. :cry: I tak był stary i nikt po nim nie chodził…ale ślicznie wyglądał…mostek do raju…można się zadumać….ale to już takie moje bajanie. :wink: Wracając do rzeczywistości która nas otaczała…zza zakrętu wyłoniły się dwa „samochodziki”. :twisted: :lol: Jeden duży drugi mały. Astra jak to na drabiniare przystało zaraz zrzuciła plecak, wdrapała się na górę i zaczęła rozpracowywać automobile. Hehe…w sumie nic przeciwko bym nie miała gdyby znalazła kluczyki…poszalałoby się. :mrgreen: Ja też nie mam prawka, ale kiedyś trzeba spróbować. Powłaziły, pozaglądały z każdej strony…hehe.. fajnie się siedziało za kierownicą tego wielkoluda… 8)
Hurrraaaa!!!! Chatka pusta. :mrgreen: Szok po wejściu….idealny porządek, spory zapas drewna, cały worek rozpałki, firanki w oknach, biała cerata na stole…..no po prostu piknie. Jak u mamy. :lol: Na dobry początek usiadłyśmy przed chatką na ławce i rozkoszowałyśmy się resztkami dnia oraz totalną ciszą przeplataną szelestem liści…. krótka-długa chwila ma to do siebie że się kończy. :roll: Astra zabrała się za rozpalanie ogniska na zewnątrz, a ja postanowiłam rozpalić w piecyku w środku, co by było nam cieplutko w nocy. Szarówka szybko przemieniła się w ciemność…przyjemną ciemność, tylko ognisko dawało ciepłe i jasne światło. Zjadłyśmy jakiegoś chińskiego wynalazka :wink: , kanapeczki a na deserek pieczone jabłka i herbatka z prundem. Ciepły napój rozgrzał nas od wewnątrz. :P Przyjemnie się siedziało przy ogniu w nocy…tylko taki maleńki niepokój mnie ogarnął…. Gdy podchodziłyśmy drogą leśną do chatki spotkałyśmy robotników leśnych, którzy spytali „Czy idziemy do budki”? Ja głupia odpowiedziałam, że tak :evil: …No i moja dziewczęca wyobraźnia zaczęła działać….a bo to różne licho w ludziach siedzi. Dobrze że można się zamknąć od środka- pomyślałam i już więcej nie zaprzątałam sobie głowy robotnikami. Resztę cudnego wieczoru spędziłyśmy w chacie na przemian dokładając drewna do piecyka. Astra wzięła ze sobą książkę, to rzecz zrozumiała…ale nie wiedzieć czemu były to „Rozmówki polsko-francuskie”??? :wink: Zagłębiła się w lekturze tej ksiażki, powtarzając na głos różne tam bonżury i orewuary :lol: . Hahaha…no jak ja ją lubie….nawet w środku lasu w ciemną noc można podszkolić swój francuski. Po wyczerpującej lekcji ułożyłyśmy się w cieplutkich śpiworach…i długo jeszcze rozmawiałyśmy…W końcu sen nas opętał…..
...no i czemu mnie tam nie ma, kurczę, najchętniej dziś, w tej chwili - spakowałbym dobytek na plecy i hej...)