No to jeszcze rzut obiektywem na Zakarpacie:
http://www.bmiller.pl/forum/2011/dzien3_4.jpg
Wersja do druku
No to jeszcze rzut obiektywem na Zakarpacie:
http://www.bmiller.pl/forum/2011/dzien3_4.jpg
... i jeszcze raz na wschód:
http://www.bmiller.pl/forum/2011/dzien3_5.jpg
Czas wracać do domu. Byłby smutno, ale po drodze są magaziny :wink:
Mogę tylko pozazdrościć wyprawy... Widoki cudne... zwłaszcza poranek. Super!
Jako, że lubię łazikować w poprzek, na wspak i całkiem nie po drodze, więc w ramach przyspieszenia relacji zacznę wszystko od początku :mrgreen:. Granica...granica... ach ta granica! UE – UA. Siedem światów zawsze z nią było, a tu szok, totalny szok! Nim zdążyłem powiedzieć placek z jagodami (patrz scena z filmu Pulp Fiction, tuż po tym jak Butch mówi: „Chyba złamałem sobie żebro” a Esmeralda odpowiada: „robiąc mi dobrze ustami?” :lol:) tj. przypomnieć przekraczanie granicy latem roku ubiegłego - już szlaban opadł za naszym samochodem. A historyjka ta nie była na prawdę długa, ot krótki dialog z Panią celniczką ukraińską (myślę o tej osobie funkcyjnej, która wypisuje taki podłużny świstek na przejazd samochodu od zadaszenia nad budkami granicznymi do szlabanu, gdzie się go oddaje – świstek oczywiście...na razie...).
Scenka wyglądała mniej więcej tak:
Pani do mnie jako kierowcy:
- To dokąd jedziecie?
- Na Kwasy.
- A gdzie to?
- Taka wioska w Karpatach.
- Aha, no to na Kawe.
- Nie, na Kwasy.
- Toż ja wiem, dajetie na Kawe.
- My dajem nie na Kawe tolka na Kwasy!!! (trochę mnie zeźliła, jakaś niekumata, czy co?)
Boże, z jakim ona politowaniem się na mnie popatrzyła! Zrobiłem się taki, taaaaaaki malutki i spojrzałem na resztę załogi pytając nieśmiało:
- Czego ona chce?!
Chór z nieukrywanym rozbawieniem obserwujący tą scenkę odpowiedział zgodnie:
- Na kawę chce!
Całe szczęście, że lotnym jest i bystrym niesłychanie, i od razu pojąłem, że Pani chce na kawę! I to nie, że ze mną, tylko, że diengi...
Ja tu baju-baju, a droga przed nami niczym ser szwajcarski. Numerów samochodu nie będę podawał, bo istnieje prawdopodobieństwo, że don Enrico będzie go kiedyś sprzedawał :).
Jak już wiecie dotarliśmy do Rozłucza (w końcu to tylko 20 km od Lutowisk, tyle tylko, że po drodze granica, którą trzeba przekroczyć troszkę nadkładając drogi – z granicy w Krościenku ok. 60 km), niegdysiejszego kurortu, w którym można się było napić wód zdrojowych, zażyć kąpieli w dużym kąpielisku, przenocować w schronisku narciarskim bądź jednym z kilkunastu pensjonatów.
Stąd zdobyliśmy grzbiet pasma stanowiącego poniekąd przedłużenie Magury Łomniańskiej i opuściliśmy się kilkadziesiąt metrów poniżej grani do źródeł Dniestru, wytryskującego ze zboczy Czontyjówki (913) tuż obok najwyższej góry tego pasma, noszącej nazwę Rozłucz (932) (Kiedyś, na tej górze, istniała podobno taka sama wieża triangulacyjna pierwszego rzędu jak na Wielkiej Rawce).
Hyc, hyc, hyc i już wcinamy warienki z domaszniej raboty śmietanką. Nie powiem, dobra była, ale domaszniej raboty najlepszy jest samogon, którego niestety nie podawali :evil: - co innego w knajpie w Łumszorach (jakbyście tam byli to polecam gorąco!).
I już jest dobrze, już siedzimy w schronisku, już słychać charakterystyczny chrzęst metalu sunącego po gwincie (pamiętacie, mam nadzieję, przysłowie o tej krowie co to dużo ryczy? ). Rano, jak to rano w zimie: pełne słońce, zaśnieżone i zaróżowione od promieni słonecznych szczyty górskie, ławeczka przed schroniskiem skąpana w słońcu, na ławeczce my-turyści z piwkiem w ręku. I weź i idź tu pod górę z całym tym klamociarstwem naplecnym! Barbarzyństwo!:twisted:
Niestety, dowódca był bezwzględny i ruszyliśmy w góry, biorąc azymut na schroniskową sławojkę. Jak już się troszkę wznieśliśmy ponad rzeki, ponad lasy, tnąc buciorami świeżutki i nieskalany śnieg:
Załącznik 22765
to zaczęły się widoki na lewo:
Załącznik 22766
i prawo:
Załącznik 22767
Ponieważ nie dało się zbyt długo kręcić głową na wszystkie strony świata idąc do przodu po kolana w śniegu, wpadliśmy na świetny pomysł założenia obozowiska.
Wróciłem i patrzę patrzę!
dopiero teraz na tym drugim zdjęciu zobaczyłem stację meteo i krzyż na Woskriesienskim.
Świetne.
Mungat Horb - tak na mapie Krukara nazwane jest ramię które ma nas poprowadzić w górę.
Ale jak na nie trafić ?
Robimy lokalizację startu czyli schroniska Zastawa.
Nijak nic z tego nie wychodzi.
Nie wychodzi bo na mapie schronisko zaznaczone jest błędnie.
Dobra. Nie jedna błędna informacja chciała nas wyprowadzić w pole, ale nie damy się.
Teraz jesteśmy pewni. Ten żółty budyneczek wyznacza najlepszą trasę na Mungat Horb
.
Załącznik 22768