Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Heh
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
Moje ciasto skończy się chyba na Wielkanoc...
Pozdrawiam
Do jakiejś tam nocy to ja chyba odpuszczę sobie wszelkie fora.
Miej litość - zimno jest wszczędzie, gdy nie jesteśmy w Bieszczadzach.
Jestem bardzo ciekaw (jak małe dziecko - ale to przypadłość dotykająca staruszków takich jak ja) - jak Ci się podupcyły terminy. I jak i kiedy Ci się zrewanżować :mrgreen:
Se czekam
Pozdrawiam
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Cytat:
Zamieszczone przez
Michał
Heh
...Jestem bardzo ciekaw (jak małe dziecko - ale to przypadłość dotykająca staruszków takich jak ja) - jak Ci się podupcyły terminy. ...
Se czekam
Pozdrawiam
He, he! Podupcyły mi się terminy, bo to przypadłość dotykająca takich staruszków jak ja.
Se poczekasz jeszcze. Do tego dnia jeszcze długa opowieść przed nami...
Taki bardziej Zakapiorski ten awatarek jest
Pozdrawiam
10 załącznik(ów)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Kiedy dotarliśmy do auta, to się dopiero wkurzyłem. Byłem przekonany, że mam w nim jakiś browar, ale się myliłem. Zły jak sto pięćdziesiąt wsiadłem za kierownicę i skierowałem konie mechaniczne w stronę miejscowości, co jej nazwa nadal ze Śląskiem mi się kojarzy. Na Śląsku, to sklep z piwem byłby otwarty, a na tym zad… w tej miejscowości nie. Sklep zamknięty. Marząc o zimnym piwie skręciłem w prawo w stronę, z której tu przyjechaliśmy. Po kilku kilometrach skręciliśmy w lewo. Przejechaliśmy przez miejscowość o dumnej nazwie Futerkowe i dojechaliśmy do innej miejscowości na pograniczu B.N. i Bieszczadu. Wyobraźcie sobie, ze jest to takie pogranicze, że autorzy przewodników „Rewasza” nie wiedzieli, w którym przewodniku ją umieścić Skończyło się na tym, że nie umieścili jej ani w Przewodniku Beskid Niski, ani w Przewodniku Bieszczady. Ot, niezdecydowanie. A cerkiew nowiuteńka sobie stoi przy drodze. Obok niej cmentarz, ze starymi, jak i nowymi grobami. Dziwne wrażenie zrobiła na mnie kwatera z grobami małych dzieci…
Chwilę pospacerowałem po cmentarzu i ruszyłem na poszukiwanie piwa. W tej mieścinie sklepu nie znalazłem. Następna miejscowość Suche. Wbrew nazwie można się w niej napić. Pobliski sklep zaopatrzony jest dobrze w różne gatunki piwa. Nawet Piskal by się uraczył. Po uzupełnieniu płynów w organizmach prowadzi Renatka. Podjeżdżam pod pobliską cerkiew. Nowa, murowana ona jest. Niestety furtka, w niektórych regionach Polski uliczką nazywana jest zamknięta. Za płotem młody człowiek kosi trawę. Kosi, ale hałaśliwym urządzeniem mechanicznym. Na mój krzyk, aż przysiadł z wrażenia. Okazało się, że jest księdzem. Bardzo serdecznie zaprosił nas do wnętrza cerkwi. Opowiedział trochę o jej historii. Okazuje się, ze budowla jest całkiem nowa, ale ikonostas jest z innej świątyni. Następnie wzdłuż Sławnej rzeki pojechaliśmy dalej w dół jej biegu. Na początku następnej miejscowości zwanej Mroczkowem przez Sławną rzekę przerzucona jest prześliczna kładka. Trudno oprzeć się pokusie przejścia na drugą stronę po tym wahającym się na prawo i lewo moście. Nie jest to londyński Tower Bridge, ale mówię Wam, ze wolę tę kładkę od tego wielkiego. Renatka miała opory, żeby na niego wejść. Ona lubi stąpać po solidnym twardym gruncie. Dalej Srebrna Strzała zawiozła nas pod cerkiew greckokatolicką z 1837 roku i na cmentarz Mroczkowski. Cerkiew teraz jest prawosławna. Niewiele osób wie, iż jeszcze przed 1884 roku w miejscowości tej wydobywano ropę naftową. Miejscowy cmentarz tez jest ciekawy. Obok starych grobów są całkiem nowe. Po tym krótkim postoju pojechaliśmy szybko w stronę granic, gdzie skręciliśmy w prawo. Po prawej minęliśmy zamek Gubrynowicza, którego zdjęcie zimowe zamieścił niedawno trzykropkiinicwiecej. Niedaleko klasztoru, co go już prawie nie ma skręciłem w lewo i dojechałem do głównej drogi. Teraz w prawo i poprzez serpentyny pojechałem do Miasta Marzeń. Na jego przedmieściach wypiliśmy pyszną kawę i zjedliśmy po kawałku ciasta. Wiedzieliśmy, że za kilka dni ciasto z tej samej wytwórni będziemy jeść na Polu Biwakowym pod jeziorkami. Posileni pojechałem na Wieżę. Tam według Leśniczego ma rosnąć dzika róża. Renatka jej szuka, żeby zrobić z niej nalewkę. Niestety na Wieży nie znaleźliśmy krzaków róży, ale widoki z niej jak zwykle przepiękne. Postanowiliśmy wracać do Komańczy. Obrałem drogę przez Jabłko. Obawiałem się dziurawej drogi, a tu niespodzianka, nowy asfalt. Powrotnej drogi opisywać nie będę, bo i po co. Ponieważ słoneczko jeszcze się nie schowało jeszcze przed Komańczą skręciłem w prawo i dojechałem do starej cerkwi. Tam dowiedziałem się, kiedy ona będzie otwarta i odjechałem do Komańczy. I tak skończył się następny dzień…
5 załącznik(ów)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
I jeszcze kilka fotek z tego dnia.
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
Pobliski sklep zaopatrzony jest dobrze w różne gatunki piwa. Nawet Piskal by się uraczył.
Nie mów! Był Czarny Specjal?:grin:;)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Nie pomnę, czy był Czarny Specjał ale wiele innych gatunków tam było....
10 załącznik(ów)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Jest tak zimno, że muszę troche dorzucić do ognia....
Dzień 6
Dzień spokojny. Po śniadaniu prowadzę konie mechaniczne w kierunku miejscowości, w której pada deszcz. Tak przynajmniej twierdziła kiedyś Krystyna Prońko. Daleko nie jadę jednak. Kiedy minęliśmy znak wskazujący kierunek do granicy zwolniłem i po pewnym czasie skręciłem na betonową drogę. Też w kierunku granicy. Dojechałem do szlabanu i okrągłego znaku. Tam zostawiłem auto i poszliśmy najpierw po płytach, a potem po szutrze. Wypatrywałem miejsca po starym cmentarzu wojennym, ale „czas zatarł ślad”. Po chwili prawie bezszelestnie z naprzeciwka nadjechał mężczyzna na stalowym rumaku. Chwile pogadaliśmy o grzybach, których on tu nie znalazł, a powinny być i ruszyliśmy w przeciwne strony. Po drodze minąłem bieszczadzkie monstrum, potem w głębi krzaczorów paśnik. I tak nie śpiesząc się doszliśmy do końca drogi. Kiedy Renatka odpoczywała siedząc na zwalonych pniach ja sobie trochę pochaszczowałem tu i tam. W końcu wróciliśmy tą samą droga do Srebrnej Strzały. Po drodze obserwowaliśmy załadunek drewna na duży samochód. Tak jakoś przypomniałem sobie „Bazę ludzi z mgły”. Ponieważ wiedziałem od Barda Bieszczadu, że nadeszła do niego przesyłka dla mnie od Marcowego pojechałem ją odebrać. Po drodze jeszcze przystanki: coby zobaczyć ciekawy most, coby zobaczyć budowę kościoła, coby odnaleźć miejsce po cerkwi, którego nie odnalazłem kilka dni temu. Teraz poszedłem tam jak po sznurku. Odebrałem formowe koszulki, pogadaliśmy chwilę i postanowiliśmy wracać. Wracać, żeby leniuchować. Pojechaliśmy leniuchować niedaleko innego formowego leniuszka. Pojechaliśmy leniuchować do wsi Przełęcz nad Sławną rzekę. Tam rozłożyliśmy leżaki w rzece i robiliśmy nic. W przerwach tego robienia nic piliśmy piwko. Nawet ogniska mi się nie chciało rozpalić. Totalne lenistwo studzone od dołu zimną wodą, a od góry zimnym browarem. Lubimy to robić…. W końcu pojechaliśmy zjeść coś ciepłego do schroniska, co kiedyś kapeluszowym było. Jeszcze tylko wizyta przy odbudowywanej cerkwi i koniec pięęęknego dnia…
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Bertrandzie, ta wieś nie nazywa się Przełęcz! Ona nawet nie leży na przełęczy.
Fakt, na tablicy dworca kolejowego była kiedyś tablica z nazwą Przełęcz. Ale to złe czasy minionego okresu
Pozdrawiam serdecznie
Długi
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Przecież wiem. Ta rzeka też nie nazywa się Sławna. Tak tylko piszę, żeby Czytelnikom tej gawędy zadać troche trudu przy próbie wedrowki ze mną. Ona kiedyś Przełęcz się nazywała.
Pozdrawiam uwaznego Czytelnika
10 załącznik(ów)
Odp: Bertranda spotkanie z Manitou. Nowa letnia gawęda przy ognisku.
Dzień 7
Święto, a nawet dwa Święta! Oba ważne. Najpierw będzie o tym kościelnym. Dzisiaj jest Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny zwane potocznie Matki Boskiej Zielnej. W dniu dzisiejszym święto to obchodzą Prawosławni i Grekokatolicy. Znaczy się cerkwie powinny być otwarte. Już się cieszymy z tego, że usłyszymy piękne pieśni śpiewane w cerkwi. Kiedyś całą Mszę stałem obok cerkwi w Kulasznem i słuchałem…. Po śniadaniu jedziemy na północ i po kilkunastu kilometrach skręcamy w lewo w stronę starej wsi. Tam jest piękna drewniana cerkiew. Okazuje się, ze dzisiaj nabożeństwa w niej nie ma. Szkoda. W pewnym momencie do cerkwi podchodzi młoda dziewczyna /jeszcze ładniejsza niż sama cerkiew/ i wyobraźcie sobie otwiera kluczem świątynię. Ona pracuje przy odnawianiu cerkwi. Nie wiem, na czym te prace polegają dokładnie, bo się nie pytałem. Zapytałem, czy możemy wejść do środka? Nie widziała przeszkód, więc skorzystałem i porobiłem kilka fotek. Następnie pojechaliśmy jeszcze dalej na północ do cerkwi z zielonym dachem. Stojące na dole pod cerkwią samochody świadczyły o tym, ze jest albo będzie nabożeństwo w cerkwi. Jakiejś kobiecie zadzwonił telefon i wyszła z cerkwi. Powiedziała, że Msza Św. Będzie trwała jeszcze około 1,5 godziny. Posłuchaliśmy pieśni, pochodziliśmy po cmentarzu i popatrzeliśmy w kierunku doliny, w której kilka dni temu byliśmy z Barnabą. Na cmentarzu znajduje się całkiem nowa tablica pamiątkowa….Nie czekaliśmy na zakończenie nabożeństwa, więc nie mamy zdjęć ze środka cerkwi. Pojechaliśmy w stronę Komańczy i dużo przed nią skręciliśmy w lewo /ciągle dzisiaj w lewo skręcam/. Przepiękna drewniana cerkiew jest zamknięta, tak jak ta pierwsza. Mamy w planach jeszcze cos innego niż odwiedzanie cerkwi. Dzisiaj jedziemy do wsi znanej z kilku rzeczy. Po pierwszej z oscypków i bundzu, po drugie dobył się tu KIMB, po trzecie jest tu ładna cerkiew i można tak wymieniać dalej. Kiedy skręciłem /oczywiście w lewo/ z drogi głównej przetarłem oczy ze zdziwienia. Droga ma nowiutki asfalt. Znaczy się straciła swój urok, ale poprawiła znacznie życie mieszkańcom wsi. Chciałem wejść na górę po prawej stronie drogi. Wiedziałem, ze jest tam coś godnego zobaczenia, ale nie znałem drogi, chociaż joorg kiedyś tam osobówką dojechał. Zostawiłem, więc Srebrną Strzałę gdzieś w środku wsi i prosto na tak zwaną krechę. Mozolnie pięliśmy się pod górę. Jest stromo, ale się nie dajemy, pniemy pod górę. Renatka dzielnie po cichu, jak duch jakiś trzyma się z tyłu…