Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
Magazin.
Magazin to słowo, które najczęściej padało podczas naszej podróży, odmieniane było przez wszystkie przypadki a większość rozmów z miejscowymi zaczynała się od pytania o magazin.
Nie wiem czy to wychowawcze, czy przykład dobry, ale może przed jednym, albo dwoma magazinami nie zatrzymaliśmy się (nie liczę przypadków, gdy magaziny były obok siebie i musieliśmy wybierać). Trzeba tylko uważać, bo można się naciąć na, bardzo popularnego, bezalkoholowego obołona (o tym piwie będzie jeszcze później).
Tureczki Wyżne - najbardziej wiejska wieś jaką widziałem w życiu, może stanowić wzorzec wiejskości.
Późniejsze wioski niewiele odbiegały wiejskością od Tureczek, ale to Tureczka zrobiła na mnie największe wrażenie.
sesja fotograficzna z chłopakami
http://img811.imageshack.us/img811/5921/dsc034422.jpg
Dzieciom podobał się mój stalowy rower:
"o, sześć przerzutek!", "o, shimano!"
Całkiem możliwe, że pierwszy raz widzieli turystów na rowerach, a może nawet w ogóle turystów..
poniższe zdjęcie robił moim telefonem jeden z chłopaków z powyższego.
http://img829.imageshack.us/img829/1509/dsc034432.jpg
rozmawialiśmy oczywiście o euro; o meczach, kto w grupie, kto z kim, o szansach.
Chłopcy byli umiarkowanymi optymistami w kwestii wyjścia Ukrainy z grupy.
Mówiliśmy im, że na pewno Ukraina wyjdzie, i że na początek wygra mecz ze Szwecją!
No i pierwszy punkt się ziścił!
http://img225.imageshack.us/img225/5728/dsc034442.jpg
a to wejście do szkoły, do której chodzą chłopaki przez pierwsze trzy klasy
http://img580.imageshack.us/img580/5259/dsc034412.jpg
po większości arterii jeździło się całkiem przyjemnie.
gruntowe drogi, bez asfaltu
http://img6.imageshack.us/img6/735/dsc034492.jpg
5 załącznik(ów)
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
Resztką sił docieramy do pokazanego wcześniej ważnego obiektu położonego w centrum wsi Tureczki Niżne.
Tak, to był z dawna oczekiwany "magazin" w którym zakupiliśmy napoje energetyczne wyprodukowane w lwowskich browarach.
Gdy już wygodnie rozłożeni na betonowych schodkach magazinu uzupełnialiśmy energię, mogliśmy się zająć tym co nas tu przywiodło czyli cerkwią w Sokolikach .
Tak, tak, właśnie chodzi o TE Sokoliki wyśpiewane min przez KSU . O TE Sokoliki i o TĄ cerkiew która jest tak blisko, a przecież tak daleko.
To właśnie obok tego magazinu odbija jedyna jezdna droga do tamtego miejsca. Naszym zamiarem było aby tam dotrzeć.
Jak tam trafić ? jak je zlokalizować ?
Proste, dla takich zaawansowanych ludzi jak my, bo posługiwaliśmy się technologią Garminu.
Aby posłużyć się tym systemem trzeba najpierw podać login - Doby Dień
a potem hasło - Pan jak nam nado jechat na Sokoliki ?
i Garmnin w wersji 1.0 odpowiada że nie ma problema, tu koło szkoły, potem górą i przez tory i już cerkiew, a sistemy nie ma, bo rozebrana.
Ze względu na dużą odłegłość od stacji bazowej nie do końca zaufaliśmy tej informacji.
Do magazinu zbliżał się Garmin w wersji 2.0 i znowu to samo : login , hasło
Ten Garmin posiadał pewne braki energetyczne (w końcu dopiero szedł do sklepu) i musiał użyć wsparcia zewnętrznego, wyciągnął komórkę i zażądał wsparcia. Po kilku minutach przyjechało na motorze umundurowane wsparcie w postaci pogranicznika.
Kto jak kto, ale on już wiedział że droga jest, ale zamknięta na linii sistiemy szlabanem i nie można wejść. Po upewnieniu się że nie mamy złowrogich zamiarów zaczął wydzwaniać do naczalnika co by nam załatwić pozwolenie wejścia.
Niestety naczalnik już nie był tak przyjazny i w obawie przed wywróceniem obronności granic stanowczo zabronił i kazał poinstruować o konsekwencjach złamania zakazu.
No cóż, mówi się trudno, rozstaliśmy się z pogranicznikiem i Garminem życząc sobie nawzajem szczęśliwości i dużo zdrowia.
.
Załącznik 28715
.
rzut oka na budynki i dorastającą przyszłość (dla której stanowiliśmy nie lada atrakcję)
.
Załącznik 28716
i jedziemy dalej zatrzymując się przy mijanych cerkwiach, co by jak najwięcej narobić materiału do "zagadek z cerkwią w tle"
Teraz to nikt nie zgadnie całej serii którą zapodamy.
A niebo coś jakby zaczęło się kumulować gęstymi kolorami, które z reguły nie wróżą nic dobrego.
.
Załącznik 28717
.
Wróżyły, wróżyły i wywróżyły problemy z drogą.
Ta droga na północ od Tureczek Niżnych w stronę Jabłonki nie istnieje - przynajmniej na sztabówkach radzieckich (nie ma drogi i nie ma domów.) Rutenus pokazuje cieniutką nitkę.
W rzeczywistości jest całkiem porządna droga z tym że miejscami występują dwupoziomowe skrzyżowania z miejscowym potokiem
.
Załącznik 28718
.Chwila zastanowienia i obserwacji otoczenia.
Którędy pójdą krowy, tam jest najpłycej i dalej ruszamy w wodne odmęty.
Tylko do tej pory nie wiem dlaczego Slavko
postanowił iść wzdłuż a nie w poprzek tej rzeczki.
Może chciał sobie umyć starannie nogi ?
A może zapatrzył się na gospodynię idącą z krowamiZałącznik 28719
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
Cytat:
Zamieszczone przez
don Enrico
Resztką sił docieramy do pokazanego wcześniej ważnego obiektu położonego w centrum wsi Tureczki ......
Tak, tak, właśnie chodzi o TE Sokoliki wyśpiewane min przez KSU . O TE Sokoliki i o TĄ cerkiew która jest tak blisko,.... umundurowane wsparcie w postaci pogranicznika.
Kto jak kto, ale on już wiedział że droga jest, ale zamknięta na linii sistiemy szlabanem i nie można wejść. Po upewnieniu się że nie mamy złowrogich zamiarów zaczął wydzwaniać do naczalnika co by nam załatwić pozwolenie wejścia.
Niestety naczalnik już nie był tak przyjazny i w obawie przed wywróceniem obronności granic stanowczo zabronił i kazał poinstruować o konsekwencjach złamania zakazu.
No cóż, mówi się trudno,....Wróżyły, wróżyły i wywróżyły problemy z drogą.
Ta droga na północ od Tureczek Niżnych w stronę Jabłonki nie istnieje - przynajmniej na sztabówkach radzieckich (nie ma drogi i nie ma domów.) Rutenus pokazuje cieniutką nitkę....
Piękne Miejsca na "mapie" wybraliście ...Szacunek .Systiema zniknęła ;), ale system został:( , kiedy się tam to zmieni ? ile pokoleń? bo to "władze mieć " i decydować ,czy wolno czy nie...
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
Cytat:
Zamieszczone przez don Enrico
Tylko do tej pory nie wiem dlaczego Slavko
postanowił iść wzdłuż a nie w poprzek tej rzeczki.
trawersowałem ją!
myślałem, że wzdłuż będzie płycej, ale było głębiej - podejrzana sprawa, zamoczyłem sakwy (nieprzemakalne chyba), ale generał Italia był bezpieczny..
w kwestii dostępności cerkwi w Sokolikach, zastanawiałem się, co by było gdyby poprosić pogranicznika o zaprowadzenie/zawiezienie, ale taką 'usługę przewodnicką' pewnie trzeba by u komendanta załatwiać.
ale my tu jadu jadu, a do pierwszego noclegu nawet my nie dojechali,
więc ja pominę Jabłonki, Szandrowiec i skupię się na Boberce, czyli naszym dzisiejszy celem docelowym i jak się okazało dużą atrakcją noclegową.
Gdy dojechaliśmy do Boberki, wymyśliliśmy sobie, że pojedziemy nad granicę popatrzeć na Żurawin. Przy końcu Boberki spotkaliśmy parę osób, jedna była w mundurze. Rozmowa, standardowa kontrola dokumentów i puścili nas, ale mówili, że nie ma tam po co jechać bo nic nie widać.
W międzyczasie spytaliśmy o nocleg; cywil, gazda. zaprosił nas, gdy wrócimy, do jego chaty, obok której staliśmy. Spytaliśmy też o coś do picia, w końcu nie samym piwem człowiek żyje.. Dostaliśmy zapewnienie, że będzie samogon. No to zadowoleni pojechaliśmy w stronę granicy, ale po drodze natchnęliśmy się na piękne wzgórze widokowe, na którym trzeba było się zatrzymać, jak tak podziwialiśmy widoki, uznaliśmy, że czas na odwrót, bo w stronę granicy było w dół, czyli z powrotem trzeba by się męczyć a i widoków z dołu pewnie nie ma, poza tym na licznikach mieliśmy już około 40km. - mniej więcej taki dystans robiliśmy dziennie. Wiem, sporo, ale na swoje usprawiedliwienie mamy to, że częściej było z górki niż pod górkę. No to wracamy do wcześniej upatrzonego magazinu. Poszukiwanie magazinu, jest samo w sobie ciekawą przygodą, z czasem coraz lepiej nam szło z rozpoznawaniem budynków, bud podejrzanych o bycie magazinem.
Po drodze zauważamy bliższy naszej kwatery magazin, ale spotkana dziewczyna, mówi nam, że zamknięty, więc jedziemy do tego dalszego, ale ona znów mówi, że i tamten zamknięty, nie wierzymy. Informacje jakie uzyskuje się od miejscowych są często, hmm, nieprecyzyjne? Niestety tym razem dziewczyna miała rację, magazin był zamknięty, nie zraziliśmy się i wróciliśmy do poprzedniego magazinu, który wyglądał na otwieralny i rzeczywiście, gdy podjeżdżaliśmy, z pobliskiego domu wyszli jacyś ludzie i magazin otwarli. Posiedzieliśmy, nie spiesznie (jak zawsze) pijąc piwo i pogadaliśmy trochę z sąsiadami siedzącymi przy stoliku obok, w końcu przyszedł czas, by zobaczyć jakież to apartamenta na nas czekają
http://img100.imageshack.us/img100/8060/dsc034552.jpg
http://img821.imageshack.us/img821/3576/dsc034542.jpg
Gazda (Wasyl) ma wesołą żonę i dwie nastoletnie córki. Radość byłą w domu, bo jedna z córek 61 punktów dostała na jakimś teście w szkole.
Odstąpili nam jedną izbę w chacie. Henek zajął od razu miejsce na podłodze, mi zostało łóżko do spania.
- Łóżko mam w domu - pomyślałem przez chwilkę, ale to łóżko, to nie było łóżko w jakimś pensjonacie, ale w prawdziwej ukraińskiej chacie, jakie u nas widuje się w skansenach. Wasyl zaprosił nas do salonu, pokazał z dumą telewizor z polskimi kanałami, był mocno zdziwiony, tym, że nie chcieliśmy oglądać telewizora.
Kawałek od chaty stała buda, służąca jako kuchnia a ubikacja, drewniany wychodek, ale z papierem toaletowym, stała trochę dalej.
Podszedłem pod 'kuchnie' i spytałem Wasyla gdzie łazienka, coby ręce umyć.
- tu gdzie stoisz - odpowiedział i zawołał córkę z wodą w dużym garnuszku i mydłem
Nastolatka razporaz polewała nam ręce wodą. Ciepłą wodą! i nawet ręcznik dostaliśmy do wytarcia. Super, teraz byliśmy gotowi na ten samogon obiecany. Zagadnąłem Wasyla w temacie;
- będzie, będzie - odpowiedział zadowolony.
Fajnie że będzie, ucieszyliśmy się i obserwowaliśmy spokojnie życie gospodarstwa: kobiety większość czasu spędzały w kuchennym budynku, byk przy nas, razporaz pokrywał przywiązaną za głowę do drzewa krowę, dziewczynka przyniosła wodę z położonej w dole studni, w dwóch dużych wiadrach - gdzież u nas można zobaczyć, by nastolatka wodę w wiadrach nosiła. Pięknie, ale samogonu nie ma. Zagaduję znowu Wasyla:
- Będzie, oczywiście - powtórzył i nic, samogonu jak nie było tak nie ma. Wsparł nas nawet kręcący się cały czas po okolicy pogranicznik, nie pomogło.
"Im dłużej czekaliśmy na samogon, tym bardziej go nie było" (cyt. z Kubusia Puchatka, chyba)
Wymyśliliśmy, że może trzeba się z Wasylem rozliczyć;
no to mówię do Wasyla:
- może byśmy się rozliczyli i... napili tego samogonu?
- juuutro się rozliczymy, nie ma problemu, a samogon bęęęędzie - odparł zadowolony.
Sytuacja zaczęła robić się dramatyczna. Zdesperowani zaczęliśmy się zastanawiać czy by nie wypić piwa, mieliśmy po dwa, więc stanęło przed nami widmo pójścia spać na trzeźwo..
i gdy już jęliśmy się brać za otwieranie piw, sytuacja się wyjaśniła.
Przyszedł samogon!
ale nie sam, o nie! przyszedł z całą rodziną. Zastawiono stół: trzy duże michy makaronu z mięsem, jajecznica i dwa rodzaje ogórków.
tyle że nie planowaliśmy o 21-ej polskiego czasu jeść sutego obiadu, pojedliśmy sobie warkoczem pod ostatnim magazinem.
Poprosiłem dziewczyny by nam pomogły jeść, tylko się śmiały uciekając.
Wynegocjowaliśmy jednak z Wasylem, by porcje podzielić na pół (Henku się trafiło 'większe pół') a jajecznicę Wasyl zabrał.
Wasyl oczywiście nie dawał samogonu, gdyż wasylowa gościnność, nie pozwalała podawać samogonu bez porządnej zakąski. Cóż, trzeba zawsze mieć przy sobie jakąś piersiówkę..
Nie wiem, czy dlatego, że taki dobry, czy, że taki wyczekany, samogon smakował mi jak nigdy.
Tempo mieliśmy dobre i flaszka szybko pękła, na szczęście Wasyl wyciągną skądsik więcej samogonu.
Dzień ogólnie był bardzo udany i pełen wrażeń, nie przypuszczaliśmy, że następny będzie jeszcze bogatszy we wrażenia...
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
Cytat:
Zamieszczone przez
Miejscowy
Magazin.
Magazin to słowo, które najczęściej padało podczas naszej podróży
Waszą wycieczkę należy nazwać nie inaczej jak "Tour de magazin":-D
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
Ale fajowe Klimaty. A to tak blisko i tak daleko. Heniu i Sławku zazdroszczę wam tej wycieczki.
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
Och, z dogłębnie kłującym uczuciem zazdrości czytam Waszą relację i im bardziej czytam, tym bardziej się cieszę, że już za kilka godzin się zobaczymy, bo Wy dwaj, odnoszę wrażenie, przyciągacie takie przygody do siebie
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
Miejscowy
Cytat:
No to zadowoleni pojechaliśmy w stronę granicy, ale po drodze natchnęliśmy się na piękne wzgórze widokowe, na którym trzeba było się zatrzymać, jak tak podziwialiśmy widoki,
Widoki, widokami, ale jakie ?
Patrzymy przecież na leżącą u naszych stóp dolinkę Sanu w Żurawinie, gdzie zaledwie pół roku temu przedzierała się grupa forumowiczów na ostatnim takim rajdzie
który nazywał się RIMB
Ech ! warto było żyć dla tych wspomnień !
i warto siedząc na trawie patrzeć sentymentalnie .
Cytat:
Zamieszczone przez
krz.prorok
Waszą wycieczkę należy nazwać nie inaczej jak "Tour de magazin":-D
Oj nie było łatwo, bo Slavko wszędzie miał kolegów.
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
fajnie...fajnieeee ! w rzeczonej Boberce byłem w kwietniu :mrgreen:...! też był w planach Żurawin- też się nie udało. Ale ten magazin to w tym murowanym budynku w okolicach szkoły był ?. ..widzieliście dom /w budowie/ , którego elewacja zrobiona była z butelek po szampanie ? :-D
1 załącznik(ów)
Odp: Tak daleko stąd, a tak blisko ...
wstaliśmy wcześnie rano, rześcy, zero kaca, czyli bimber przedni był, czyli pić piwa nie ma potrzeby, więc uznaliśmy, że butelkowe zostawimy Wasylowi (żeby nie dźwigać), a puszkowe weźmiemy na drogę. Dziwnie później wyszło, bo wypiliśmy je (żeby nie dźwigać) pod magazinem, do którego nie weszliśmy.
No to co? zjeść by jakieś lekkie śniadanko i w drogę! Zaczęliśmy się pakować a ja się zastanawiałem co by tu zjeść; może kromkę jaką, może zupkę z proszku - lekkie śniadanko. Lekkie śniadanko?!
WASYL! LITOŚCI!!
Dostaliśmy dwie kopiate misy ziemniaków z mięsem na menisku! i ogórki te co wczoraj.
Tłumaczyliśmy się, że przed ósmą nie jemy takich sutych porcji, a Wasyl na to, że jakbyśmy wstali o piątej i trochę pokosili...
Ja wmusiłem w siebie jakąś 1/3 porcji, do dziś mam dość ziemniaków..
Dziewczynki natomiast zjadły wcześniej całe porcje ze smakiem..
Daliśmy Wasylowi 'co łaska' i pożegnaliśmy się.
Gościna u Wasyla była bardzo ciekawa, mieliśmy możliwość poznania jak żyje typowa ukraińska rodzina na pograniczu, jak olbrzymia różnica jest między gospodarstwami po jednej i po drugiej strony granicy, gospodarstw będących tak blisko siebie.
Rozmawialiśmy z Wasylem na różne tematy, między innymi o perspektywach życiowych młodzieży (wg Wasyla nieciekawych), w pewnym momencie spytał czy nie szukam żony - ot jeden z kilku motywów, z którymi zetknęliśmy się i z których wynika, że ciągnie ich do lepszego życia, życia z bieżącą wodą np.
No to pojechaliśmy, zaczął się drugi, bogaty w atrakcje dzień.
Przed weekendowym wyjazdem (właśnie zaopatrzyłem się w Medoffa) opiszę już tylko spotkanie z Natalką, czyli moje ulubione spotkanie pod magazinem.
Przejeżdżaliśmy przez jedną z wielu wsi wypatrując magazinu, zauważyłem, że z dala od drogi jest jakaś buda, przed którą siedzą ludzie, zanim zdążyłem zapytać zawołali mnie, to ja zawołałem Henka: chyba mamy magazin.
Mamy. Kupiliśmy piwo i siedliśmy z nimi przy stole
Załącznik 28799
Natalka, to dziewczyna po prawej stronie (sprzedała nam piwo).
- a gdzie wasza Natalka? - spytała, gdy powiedziałem jej, że z też Natalką chodzimy po górach.
Grali w Duraka, rozdali nam karty, ale nie do końca łapali my, co koza, co atu. Uznaliśmy więc, żeby zagrali bez nas, a my poduczymy się patrząc.
Tak wesołych ludzi nie spotkałem na Ukrainie, cały czas się śmiali:
- Tuz!
- Ty mendo!
- hahaha
Zawodnik w środku, chwalił się, że litr samogonu spokojnie jest w stanie wypić.
Dziewczynka ma na nogach klapki i skarpetki - większość miejscowych tak chodziła.
W końcu nie zagraliśmy w duraka, piwo w międzyczasie się wypiło i ruszyliśmy ku następnej przygodzie.