Niestety, dziewczyna nie przeżyła, żal. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomos...ow#BoxNewsLink
Wersja do druku
Niestety, dziewczyna nie przeżyła, żal. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomos...ow#BoxNewsLink
Niestety :-(
Zastanawiam się dlaczego ludzie idą samotnie w takie trudne warunki. :sad:
Jak wychodziła, warunki były dobre, pogoda się załamała po południu.
Proszę, nie bądźmy monotonii, nie pytajmy po co szła, dlaczego wyszła i tak dalej.
Przecież każdy to wie. Dlaczego.
Daj spokój Dziabko. Od kilku dni mamy pogodę, która w ciągu kilku minut zmienia się skrajnie.A cóż dopiero w górach, nawet takich kapuścianych jakimi są Bieszczady
.Przed chwilą wróciłem z Małym z przedszkola, 15 km. W tym czasie miałem dwukrotnie burzę śnieżną. Wichurę z dużymi płatami mokrego śniegu, za chwilę słońce. W drodze powrotnej znowu. Wycieraczki ledwie nadążały.
Nie wychodzi się w góry w taką pogodę. A przynajmniej bez sprawdzenie prognozy.
Podobno to Kamila z Bacówki pod Małą Rawką:-(
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomos...in#BoxNewsLink
Być może wielu z nasją znało. Teleekpress podał, że pracowała w jrdnym z bieszczadzkich schronisk.
Pozdrawiam
Ta dziewczyna byłą jedną z nas, jedną z tych co w górach szukają tego wszystkiego, czego brakuje im na nizinach. Nie wiem czy spotkałem ją kiedyś, ale czuję się tak jakbym utracił kogoś bliskiego. To smutny dzień.
Proszę Was o niekomentowanie tej sytuacji. Znałyśmy się bardzo dobrze. Cały czas nie mogę się pozbierać. I te telefony.. Niektórzy myśleli, że... Góry uczą pokory, oj jak bardzo. Nie oceniajmy proszę zwłaszcza w tej chwili.
Tegoroczny październik kończył się ładną pogodą. Samotna 50-letnia turystka wyrusza z Berehów zmierzając połoniną w kierunku Jaworca. Gdzieś za Orłowiczem gubi się w lesie. Dzwoni o pomoc do GOPR-u, ale telefon jej pada. Ekipa wyruszyła na poszukiwanie. Odnalazła ją nad ranem. Noc spędziła w śpiworze, na szczęście nie było załamania pogody.
Kolejny raz te "łatwe" góry okazały się zbyt trudne.
Dlaczego zbyt trudne? W końcu nic się nie stało poza niepotrzebnym wezwaniu GOPR-u.
Turystka miała ze sobą śpiwór, wpadła na pomysł żeby go użyć. Gdyby sobie jeszcze tylko zapaliła ognisko to i śpiwór nie byłby konieczny.
Wszystko przez to, że ludzie wychodzą w góry wędrować szlakami, a nie z mapą (tzn. mapę może i mają ze sobą, ale używają jej jako schematu przebiegu szlaków). Wystarczy, że zgubią znaki i nie wiedzą gdzie są. Kiedyś nie było telefonów i ludzie z konieczności przykładali więcej staranności do przygotowania się przed wyjściem w góry. Nawet tak niewielkie góry jak Bieszczady były wtedy trudniej dostępne ze względu na spore odległości i bezludny charakter. Teraz zasięg jest niemal wszędzie, a to sprawia, że wydaje się, że w każdej chwili można "zabrać zabawki i opuścić piaskownicę".
PABLO
Dlaczego mamy powstrzymywać się z oceną? Każdy ma prawo do własnego zdania, a im więcej takich refleksji, tym lepiej. Kto wie, czy taka dyskusja nie ocali kiedyś komuś życia. Wszystko skończyło się dobrze i należy się z tego cieszyć. Ale okazuje się, że można zabłądzić nawet na dość często uczęszczanym szlaku. Z jednej strony kobieta miała ze sobą śpiwór, z drugiej nienaładowany telefon. Ja sam nigdy nie brałem ze sobą zapałek, bo szczęście nałogu papierosowego mnie ominęło, a zawsze na szlaku warto je mieć. Razem z latarką, mapą, ciepłymi ciuchami, suchym prowiantem i mokrym picem, i naładowanym telefonem.
Uwaga Pabla wydaje mi się szersza- że w dobie GPS-u ludzie nie umieją czytać zwykłej drukowanej mapy. To zagadnienie na oddzielną dyskusję.
A wezwanie GOPR-u, jeżeli nie jest to wyjątkowo głupi żart, nigdy nie jest niepotrzebne. I warto na stałe wpisać sobie telefony, najlepiej wpisać wprost do mózgownicy :601 100 300 i 985
A mnie cieszy nie tylko odnalezienie zaginionej ale też to, że przetrwała w dobrej kondycji, miała śpiwór i kładąc się spać pewnie nie drżała, że może się już nie obudzić. Okazuje się, że pewne niezbędne rzeczy i umiejętności są ponadczasowe i mody i nowinki tego nie zastąpią.
Na marginesie, to zastanawiam się czy rolka papieru toaletowego w jaskrawym kolorze nie powinna być jednym z podstawowych elementów ekwipunku samotnego turysty? Nie chodzi mi o spotkanie z niedzwiedziem, lecz o znakowanie drogi w sytuacji gdy wiemy już, że coś poszło nie tak. Takie znaki mogłyby pomóc sobie samemu a także grupie poszukiwawczej. Podobno tak znakują myśliwi dojście do upolowanej zwierzyny.
Prawdopodobnie prócz śpiwora miała również plecak a w nim wszystko co potrzebne w trasie, łącznie z żarciem (skoro miała power bank to sucharki i czekoladę pewnie też). Rzadko kto chodzi po połoninach tylko ze śpiworem, latarka i power bankiem. A jeśli miała wszystko do życia i położyła się, najnormalniej w świecie, spaćto pytanie: Po co wzywała GOPR? nie jest pozbawione sensu.Cytat:
Warszawianka przespała pół nocy pod drzewami i nie słyszała nawołujących ją ratowników
Chyba, że coś krzywo myślę :-|
Na miejscu tej kobiety zrobiłabym pewnie tak samo - to znaczy poszłabym spać.
Skąd wiadomo, ze miała power-bank - i dlaczego go nie użyła skoro telefon jej padł ?
Wiadomo z internetowych wiadomości a nie użyła bo podobno kabelki jej się popsuły
http://wiadomosci.onet.pl/rzeszow/go...czadach/w3pe25
To wcale nie jest reguła, ale rzeczywiście im sprzęt bardziej skomplikowany, tym częściej zawodzi, co trzeba rozsądnie uwzględnić w planowaniu sprzętowym.
Jak się idzie grupą, to sprawa jest do ogarnięcia, choć logistycznie w przygotowaniach może być kłopotliwa.
W wypadku wypraw w pojedynkę za dużo się na to nie poradzi...
Wnioski... dość oczywiste.
Pomyślałam sobie, że ja ostatnio nosiłam ze sobą dwa power-banki, każdy ze swoim kabelkiem.
Jakoś tak mi wyszło.
Latarki to już zawsze mam dwie, są nieduże, a od czasu kiedy kompletnie ciemną nocą przy jednej latarce musiałam sprowadzać panią z Pięciu Stawów aż do Wodogrzmotów - to noszę dwie.
Tylko potem plecak robi się coraz cięższy :( i ludzie się dziwią co ja w nim właściwie noszę.
- co zrobić aby dużo sprzętów nie nosić a jednocześnie zachować długą żywotność komóry ?
Może zdradzę swój sposób ?
Po prostu wyłączam ją (mam taki specjalny guzik).
Urządzenie jest wówczas spokojne , nie szaleje szukając ciągle przekaźników, nikt mi nie przeszkadza w wędrówce.
Jak się zgubię to ponownie ją włączę bo mam pełny energii akumulator. Mogę też przesłać sms-a z pozdrowieniami.
Pozdrawiam wszystkich miłośników ciągłej łączności ze światem
Chyba jestem genialny ? :idea:
Odpowiedzieć w pełni i poważnie na to pytanie, to... napisać podręcznik.
Ograniczę się do wypadku: padła bateria, a kabelek okazał się wadliwy.
Po pierwsze wędrując w okolicach naszych granic, ale po naszej stronie, należy wyłączać roaming oraz "wieloczęstotliwość" pasm połączeń, a najlepiej także wyłączać komórkę całkowicie. No i nie korzystać z niej z byle powodu... Na przykład robienie zdjęć i ich wysyłanie do mnóstwa znajomych, to ewidentne narażanie się na to, że w potrzebie komórka padnie po kilkunastu sekundach...
Chronić telefon przed wilgocią i zimnem! Nie nosić telefonu pod kurtką, gdzie wilgoć od potu bywa zabójcza dla elektroniki.
No i ten kabelek... Sprawdzić działanie przed wyjazdem, a na wycieczkach nosić w miejscu dobrze zabezpieczonym przed wilgocią i zgniataniem. Zwłaszcza wtyczki wszelkich kabelków i przejściówek są wrażliwe na boczne naciski!
A poza tym...
Powerbanki są dobrym pomysłem, ale zawsze lepszym... pewniejszym w naszych realiach rozwiązaniem okazuje się ładowarka i druga, w pełni naładowana i opatulona szczelnie bateria noszona w ciepłej kieszeni. A dlaczego...? Bo bateria w porównaniu do powerbanku z kabelkiem ma technicznie mniej miejsc, gdzie może nastąpić awaria!
Jak to po co? Przecież nie da się chodzić po górach ( i nie tylko po górach) bez umieszczania na fejsie zdjęć z każdego etapu wędrówki, np. z początku, środka i końca tamy w Solinie, i czkania na lajki. A Heniu wyskakuje z jakimiś guziczkami. Jakiś taki niedzisiejszy jest, czy co?
Na blogu na którym opisuje swoje wędrówki Doczu z naszego Forum a też i zamieszcza zdjęcia, zobaczyłem jak używa składanej ładowarki. Miałem w ręku taką -> http://www.sklep-presto.pl/product-p...PowerNeed.html , ale warunek... ładowarka musi mieć światło dzienne by się naładować no i musi być jeszcze kabelek :)
O potrzebie włączonego cały czas telefonu lub smartfonu nie będę polemizował bo potrzeby mogą być bardzo zróżnicowane od banalnych o których wspomina Piskal do biznesowych i służbowych, gdzie nieodebrany telefon może niwelować zyski i to czasami dość poważne lub spowoduje stratę klienta/ów albo nie zapadają ważne decyzje od razu. "Włączone telefony" też lubią łazić po Bieszczadach u których "stały kontakt" czasami jest wprost obowiązkiem.
Z tym wyłączaniem dzisiejszego telefonu/smartfona to bym uważał - ponowne załadowanie systemu zżera kupę energii. Lepiej go przestawić w tryb lotniczy, wtedy zużycie jest na poziomie 1-2% na dobę. W trybie lotniczym może działać GPS cały czas, lub też łatwo go szybko włączyć, logowanie do sieci to też moment.
Cytat:
Powerbanki są dobrym pomysłem, ale zawsze lepszym... pewniejszym w naszych realiach rozwiązaniem okazuje się ładowarka i druga, w pełni naładowana i opatulona szczelnie bateria noszona w ciepłej kieszeni. A dlaczego...? Bo bateria w porównaniu do powerbanku z kabelkiem ma technicznie mniej miejsc, gdzie może nastąpić awaria!
Ładowarka sieciowa jest dobra, tylko skąd sieć w terenie? A ładowarka słoneczna w naszych górach to groźne nieporozumienie. Coraz więcej smartfonów ma też niewymienną baterię. Na dzisiaj powerbank jest zdecydowanie najlepszym/najskuteczniejszym rozwiązaniem, tylko trzeba o niego zadbać.
Eh, a dlaczego aż tak niezbędne są te smartfony w górach? Nie wystarczy jakiś Solid? Używam wciąż B2710, bateria trzyma ponad tydzień, choć rzeczywiście mało gadam; druga zapasowa w plecaku. Tyle że to urządzenie służy mi zgodnie z jego nazwą już prawie 5lat :-), czasem podratuję się wbudowaną diodą jako latarką. Wszelkie inne dodatki nie są mi w terenie niezbędne.
Inną sprawą jest unifikacja potrzebnych źródeł zasilania - aparat, mocną latarkę i GPS-a oporządzam AA, do czołówki AAA. Widziałem ładowarki do telefonów z 1xAA, mojego by obleciala przy zwykłych eneloopach, większe baterie w tel. - już byłby problem.
Jedni wolą nosić smartfon, inni wolą osobno telefon, aparat, gps + milon baterii.
Dla mnie z kolei smartfon jest urządzeniem bardzo użytecznym przy pracy pilota (wycieczek) kiedy siedząc obok kierowcy sprawdzam online czas przejazdu, gdzie są korki, jak ominąć korek itd.
Mam smartfon 3 lata i ciągle wynajduję nowe zastosowania, do pracy a nie do zabawy.
Mam w domu również "Solid" (bardzo dobry telefon, używałam go poprzednio 3 lata) ale nie chce mi się co trochę przekładać karty, więc również w górach używam smartfona.
Jak nie potrzebują go na bieżąco to przełączam w tryb "samolotowy".
Solid mogę mieć co najwyżej z drugą kartą jako drugi telefon, no ale to znowu jest kolejna rzecz do noszenia.
A co do używania telefonów to Recon ma rację. Jakoś tak mam pecha, że nowi klienci dzwonią do mnie zwykle akurat wtedy jak jestem na wycieczce.
Dyskusja powoli przemienia się w polemikę o wyższości smartfona nad telefonem komórkowym i na odwrót, dlatego proponuję wrócić do głównego tematu. Zaintrygowały mnie słowa Piskala i skłoniły do refleksji:
"A wezwanie GOPR-u, jeżeli nie jest to wyjątkowo głupi żart, nigdy nie jest niepotrzebne. I warto na stałe wpisać sobie telefony, najlepiej wpisać wprost do mózgownicy :601 100 300 i 985"
-Uważam, że ogromna ilość wezwań GOPRu jest niepotrzebna. Ludzie dzwonią z różnych powodów. Widziałam goprowców, którzy z zażenowaniem sprowadzali z Tarnicy dwójkę młodzieży -a właściwie to goprowiec szedł za nimi a młodzi nie wyglądali na pokrzywdzonych, biednych, potrzebujących pomocy. Inni dzwonią po śmigło, bo chcą się przelecieć. Innym nie chce się po prostu schodzić w dół ponieważ są zmęczeni. Wiem, że nie należałoby oceniać, gdy się nie zna szczegółów, niemniej jestem zdania, że gopr należy jednak wzywać jedynie w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia lub absolutnie niemożliwego zejścia o własnych siłach a także w przypadku ostrej zamieci śnieżnej lub 100% mgły, gdy jednocześnie nie jesteśmy w stanie określić swojej lokalizacji i jednocześnie nie jesteśmy w stanie zejść o własnych siłach lub nie jesteśmy przygotowani do przeżycia nocy w lesie (co w sumie już ujęłam). Tyle. Zastanawiam się w jakiej musiałabym być sytuacji, bym zdecydowała się na ten krok a także mam świadomość, że w wielu sytuacjach w jakich się znalazłam wielu innych turystów dzwoni po gopr. Mi nigdy w życiu nie przeszło to nawet przez głowę (no chyba, że w żartach). Tyle, że w przypadku typowego pobłądzenia -i tak raczej miewam wszystko co mi jest potrzebne, by przetrwać noc w lesie, także podczas mroźnej zimy. Mimo tego, odkąd pamiętam -zawsze mam w głowie oraz wpisane w telefonie numery po gopr.
Odnośnie komentowania i analizy przypadków -według mnie spoko ale pod jednym warunkiem -jeżeli sytuacja zakończyła się śmiercią poszukiwanego, wówczas wydaje mi się, że należy powstrzymać się w tym jednym, jedynym przypadku od oceny sytuacji -po prostu zamilknąć. Należy mieć (moim zdaniem) na uwadze rodzinę, przyjaciół którzy przeżywają w tej chwili tragedię i takie ocenianie wpływa bardzo źle, a także sam szacunek do śmierci.