Jak to baby wędrować chciały, czyli perypetie załogi "W
Niby prosta rzecz...poprostu zrelacjonować wyjazd.... a jednak, dla mnie to nie tylko rzeczy, które się wydarzyły, to mnóstwo myśli, rozmów, odczuć..... to wszystko tworzyłoby dopiero w całości relacje z wypadu Sylwestrowego... :) I tu pojawia się problem, gdyż jak tak wiele ogarnąć w kilku słowach... Jak to wszystko Wam przekazać... Nieosiągalne... ;).... Zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie.. :) Życzę wytrwałości ... i cierpliwości :P
4 załącznik(ów)
A miałam jechać sama...........
Plan był dobry.... jadę sama do Wetliny, ze względu na wykruszenie się chętnych...... Cóż, plany ulegają zmianom, okazało się, że moje nawet diametralnym :)... pojawiłam się na Forum i na czacie.... :) I bum wszystko jak w kalejdoskopie :) ... Załoga "W" sie nagle i niespodziewanie miło powiększa... Ustalone zostało, po wielu rozmowach, negocjacjach, chwilach niepewności, iż jedziemy we cztery: jovanka, tutka, ja i pewna Ania ... a no i mały Antoś (syn pewnej Anki). Udaje się namówić jeszcze Jagne i Ewę Nattę :twisted:. i wykorzystać Hero ... :D jako kierowcę oczywiście. :P
Dnia 30 miesiąca grudniowego wyruszamy. Oszczędzę Wam porannych przygotowań babskich :P i ogólnej bieganiny wokół zapakowanego po brzegi brum bruma. Ważne jest, że w końcu zwarte i gotowe wyruszamy na trasę. Przywitała nas poranna mgła unosząca się złowrogo nad wstążką szosy i lekkie siąpienie, co raczej mówiąc szczerze, nie nastrajało zbyt optymistycznie, ale.... :) jedziemy w góry ... to wystarcza za wszystko ...
I tu nastąpic powinna relacja drogggggggggi, ale .... spotkanie z Hero i Jagną .....zostało juz opisane, więc nie będę powielać ... :) ....mogę jedynie dodać, iz gdy Hero z Jagną odbierali Ewę Nattę od jaro, my własnie w innej cześći Rzeszowa, pochłaniałyśmy coś co było według nazwy Hot Dogiem .. :) ... W między czasie usiłowałam wytłumaczyć darbowi, który był już w Wetlinie, za którymi krzakami ma skręcić, aby dojechac do Bacy ... mniej więcej, w tym samym czasie wyruszylismy na południe ...... :)....
Około godziny 14-tej dotarłysmy szczęśliwie do Bacy...... Ech .... Podwórko przykryte śniegiem... przekraczając próg, poczułam się jak w domu... Stanisław Stanisławowicz ... gorące powitanie .. uśmiechy, uściski i ogólne zamieszanie ... W końcu pada pytanie: "No dobra, ale gdzie są dziewczyny z Hero ?" Wyjechali przed nami z Rzeszowa... a tu ani widu ani słychu, telefony poza zasięgiem i lipa.... no nic czekamy i próbujemy się połączyć .... nareszcie połączenie z Ewą .... wybrali drogę przez UD i UG ...hm.... 8)
I znów bacusiowa kuchnia, znów ten klimat, ten zapach palonego drewna i wspaniali ludzie dookoła.. i Biszkopt (cudny lablador) ... W końcu pojawił się Eryk (darb dla niewtajemniczonych) ... Hehe pierwsze spotkanie ... :) a tak jakbysmy się znali kope lat ... Po dwóch godzinach docierają nasze zguby .... oczywiście umęczone podróżą, tym bardziej, że zakładali łańcuchy zjeżdzając z serpentyn .... ( A mówiłam jedź przez Cisną :P ) ... Jak hurtem to hurtem, pojawia się też Pumsky, co by się przywitać ( znajomy tutki, pewnej Anki i mój - oczywiście biesowy) .... I zrobiło się gwarno i ludnie ... :) Aklimatyzowanie, rozpakowywanie i tak mi dobrze.....Darb z Jagną już gitary w dloniach, Ewa zasłuchana ... ja jak zwykle gdzieś w kuchni, krążę pomiędzy górą a dołem ...
Wieczorne wyjście do "Mgiełki", gwar, tony młodych ludzi .........hm......... wszyscy upchnięci jak sardynki, ścisk okropielny i pośród tego chaosu jedna ława pod ścianą prawie pusta, Puma, Sadysta i Sowa .... miejsca na nas czekają ... :) ... Piwko z soczkiem ... po chwili dochodzi do nas pewna Ania z małym Antośkiem i Ewa Natta.. Sadysta preparuje coś, co szczerze wygląda drastycznie .... :roll: hm...i niby potem mamy to pić ... przeraża mnie ... :? .........posiedziały, popiły, powrót do chaty, kolejna zmiana planów... Ja z tutką decydujemy sie na wypad do Smereka, do znajomych Pumy .... zaliczyłyśmy jeszcze ognisko pośród śniegów z bandą poztywnie zakręconych biesołazów ... i pieczony bekon ;) ... Niebo cudne, gwieździste ..... A potem juz tylko sen ....
2 załącznik(ów)
I tu się zaczynają serpentyny .....
Dzień drugi .... 31 grudnia... ranek....wydawać by się mogło, ze powinien być ciężki ... a nie był. Fenomenem spania u bacy jest zjawisko nagłego przebudzenia wszystkich jednocześnie.... (wyłączając Antka, który wypiąwszy się na nas, spal dalej)... Gramoląc się ze śpiworów, układamy plan taktyczny na dzień dzisiejszy ..... Jovanka z Jagną wybierają sie na Caryńską, Darb z Ewą też sie gdzieś wybierają.... My niestety, ze względu na towarzystwo małego wybieramy dzień lajtowy ...czyli spacerek od Bereżek do Koliby... poprostu w odwiedziny do naszej Łapeczki (czyt. Marysia z Koliby) .... Plan ustalony, zabieramy dziewczyny ze sobą i podwozimy je do Przełęczy Wyżniańskiej........potem odbieramy je w Ustrzykach Górnych.....
Śniadanie ........ takich śniadań nie ma nigdzie indziej na świecie, jak wielka rodzina, każdy dorzuca co ma dobrego .... oczywiście ogromne ilości czosnku ........... mięsko, serki, ogóreczki no wszystko czego dusza głodna, zapragnąć może ..... :twisted: i na koniec zaaaaaaaaaaapienanki :D takie na bukowej desce, takie biesowe, dzieło wielu rąk ... :) pyszności znikają szybko....
Posilone, ogacone, z zapasami batoników i innymi różnościami bliżej nieokreślonymi i prawdopodobnie całkowicie zbędnymi pakujemy się do autka ...( pragnę wpomnieć o barwie owego pojazdu, gdyż bardzo mnie ujmuje ten majtkowy fiolet :D, szumnie zwany wrzosowym .... :twisted:) Lekki mrozik, słońce nieprzerwanie próbuje się przebić przez dość gęstą zasłonę z chmur, która tak szczelnie otluliła góry me kochane ... Ruszamy ....... wszystko takie ciche, pobielone, tak jakby namalowane ... Mijamy Górna Wetlinke i powoli, lecz nieprzerwanie pniemy sie dalej... do czasu..... :shock:
Mijamy znak serpentyny :shock: z lekkim niepokojem wtaczamy się na pierwszy , potem drugi i trzeci zakręt........ no i tu powstaje problem....... majtkowy brum brum , nie chce dalej ... a nawet bardziej chce do rowu, niz gdziekolwiek indziej ... :? :shock: .... kilkanaście metrów za nami, poniżej zakrętu, ludzie już zakładają łańcuchy .... źle oj źle .... szybka decyzja... Jagna i Jova zaczynają wędrówkę już tutaj..niestety, my wybieramy droge na około ... Dziewczyny poszły, a Kasia czyli ja duma sobie, jak tu taką kolumbryną zjechać tyłem z trzech zakrętów po lodzie ... Nagle telefon od darba .... 8) z dziwnym pytaniem , gdzie jesteśmy? .... No ja to gdzie... na zakręcie :D
Nadciagają posiłki ... Eryk z Ewą... podążają w naszą strone ..... :) busem, w którym przez CB usłyszeli wiadomość o zablokowaniu serpentyny przez dwie baby ( :twisted: wogóle nie wiem o czym mowa, jak ktoś bardzo chciał to przejechał obok :!: ) .... niewiedzieć czemu pomyśleli o nas..... :P.... Sytuacja natomiast rozwijała się z minuty na minutę .... kolejne samochody. które dobijały do serpentyn zawracały z lękiem w oczach kierowców, bądź też próbowały walczyć, co zawsze kończyło się łańcuchami ... A ja sobie się toczyłam do tyłu w bliżej nieokreślony sposób .... 8) .... ale z jakim wdziekiem ;) :P ... Mała przerwa, dojechali już E+E .... darb obdarowuje mnie i tutkę batkonikami, nie bardzo wiem, czy na poprawę humorku, podbudowanie, czy zajęcie uwagi czymś innym niż grubością lodu pod oponkami :) Na tusie podziałało .... wsuwając batonika, całkowicie zapomniała się w słodyczy ... :twisted: .... mnie rozbolał ząbek :P ... Ze wsparciem darba poszło sprawniej i po szybkiej nawrotce, pojechaliśmy do UG trasą na około ... 8) .....
Cóż za diametralna zmiana dookoła...... pikna "wiosna" skąpana w cudnym słońcu, nawet grama lodu czy sniegu ....