-
Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Planując już w styczniu (wtedy odbywa się w mojej firmie planowanie urlopów) wypad w Bieszczady wybrałem termin 6-19 lipca 2008. Lubię lipiec w Bieszczadach, choćby ze względu na długie jeszcze dni. Wstępnie wtedy ustaliłem, gdzie i ile dni będę przebywał. Mogłem wtedy też już podjąć decyzję o zarezerwowaniu miejsca na nocleg. Czasy wyjazdów z plecakiem i namiotem jakoś mi przeszły, chociaż jak potrzeba by przycisnęła to... się tego nie boję. Plecak zastąpiłem torbą The North Face którą mogę nosić zarówno w ręku jak i na plecach... co w moim przypadku jest dobrym rozwiązaniem. Namiot zastąpiłem trwalszym dachem i też komfortem. Nie będę się wdawał w różnice, w za i przeciw bo każdy je zna co liznął i tego i tego. Tutaj zwyciężył komfort... i proszę bez docinków ;)
Jadąc w Bieszczady nie miałem pewności jak się będą sprawowały nowo nabyte buty Meindl Wales Men MFS?, czy się wpasują?, czy się sprawdzą? Same nie będą chodzić ale czy pomogą na tyle, że głowa nie będzie o nich myślała, co w Bieszczadach dla mnie jest ważne... tutaj mam się wyciszyć. Poprzednie zostawiłem rok temu w Ustrzykach Górnych gdy zobaczyłem na wylot zdarte obcasy.
6 lipca 2008, cel – baza wypadowa w Zatwarnicy.
Pierwszą z dwóch tegorocznych baz wypadowych była Zatwarnica i hotel BARR w którym dokonałem rezerwacji oraz musiałem nawet wcześniej dokonać małej wpłaty.
Sam dojazd z Warszawy nie jest ważny, ale jadąc wstąpiłem po drodze zobaczyć w Ustianowej Górnej na Zabłociu drewnianą cerkiew z 1792 roku, także drewnianą cerkiew z XVIII wieku w Równi i z 1930 roku także drewnianą w Hoszowczyku. W Równi dzięki uprzejmości i nawiązaniu dłużej rozmowy z panem który się opiekował miejscem sakralnym mogłem wejść na chór.
Pokój w BARR-ze czekał i jak się szybko okazało, coś cienko tutaj z turystami, bo były zajęte tylko 2 pokoje a przez kilka dni do weekendu byłem sam. Miało to też dobre strony bo mogłem wynegocjować pod siebie pory śniadań i obiadokolacji, nawet raz czekano specjalnie na mnie aż do godziny 20.30. Mogłem nawet delikatnie kaprysić. Pustką byłem tym bardziej zdziwiony, bo przecież niedaleka Ostoja została wcześniej zutylizowana. Co prawda w Suchych Rzekach Terenowa Stacja Edukacji Terenowej BPN posiada pokoje do wynajęcia ale i tak byłem zaskoczony pustką. Zresztą, jak się później okazało, gdzie nie szedłem to wiało pustką. Dla mnie to fajnie, ale czy dla ludzi żyjących z turystyki też? Może na płocie BARR-u wystarczyło powiesić „wolne pokoje” ? Zauważyłem problem marketingowo-organizacyjny. Ciekawe czy szef tego hotelu długo się utrzyma? Podsumowując ten hotel to w pokojach można by przynajmniej zebrać padłe muchy i ćmy. Luksusu nie chciałem, ale muszę docenić panie związane z kuchnią i dałbym im w ocenie maxa. W pokoju jest, to już standard, łazienka a w hotelu zepsuta sauna, czynna wanna z hydromasażem i piłkarzyki. Ja niczego nie potrzebowałem z wymienionych.
W hotelu byłem ok. godziny 16 i po obiadokolacji zrobiłem mały rozruch nad wodospad na Hylatym. Słoneczko zachodziło więc nad zdjęciami musiałem dłużej pomarudzić by złapać trochę światła. Drzewa i ciemny wąwóz zmuszał do tego. Wodospad sobie przypomniałem, bo chyba z 10 lat temu tutaj byłem gdy szedłem na Dwernik-Kamień przez przełęcz 825, a dalej Nasiczne, Przysłup Carński, wzgórze 983 i Widełki. Wtedy mając mało czasu nie udało mi się znaleźć jaskiń koło Nasicznego na wgórzu 842. Musiały poczekać na moje odkrycie jeszcze rok.
Wieczór w Zatwarnicy jest piękny tylko czemu w całej wsi przez dwie moje pierwsze pełne doby paliły się lampy na słupach? Chyba nie na mój przyjazd i aby później nawet w nocy drucik się w nich nie zajarzył? Jan Kaczmarek śpiewał swego czasu... „pero, pero - bilans musi wyjść na zero”, tutaj to wspaniale pasowało.
Budziłem się czasami przed godziną 5, i nie zważając na jednak chłodne wtedy powietrze nasycone wilgocią, cieszyłem oko wstającym słońcem i mgłami znad Kiczery i Dziążkowca (czy tak się odmienia Dziążkowiec?).
Następny dzień ma być też rozruchowy jak to na mieszczucha przystało. Plan był - dojść do dawnego miejsca Ostoi i baczniej obejrzeć punkty przystankowe na ścieżce przyrodniczej. Kiedyś wracając z Wetlińskiej najwyraźniej zmęczenie już nie pozwalało zatrzymać się nad niektórymi takimi punktami a jak z autopsji wiem, wiele z tych przystanków/stacji ma swój urok.
Urok wodospadu jak zresztą i innych tego typu większych Bieszczadzkich kaskad może nie powala ale potrafi nacieszyć wzrok i ucho. Kochającego Bieszczady wszystko w nich cieszy. Późna niedzielna pora wyprosiła weekendowiczów, brak ludzi pracy w pobliskiej stolarni, także brak przy budowie domku dla jakiegoś leśniczego. Cisza, pies nie szczeka, nawet kot siedzący w trawie koło domku z nudów ziewa. To lubię w tych górach... ciszę. Buty nie uwierają dopasowują się (mają niby taką opcję), może będą dobre? Można iść spokojnie do hotelu spać, jutrzejszy dzień bardziej rozrusza nogi i ciało. Nie odpalam nawet kompa i nawet nie wiem czy mobilny Orange zadziała, dziś tylko ma być cisza... i jest. Po drodze nikogo nie spotykam, nawet nie mam komu powiedzieć dobry wieczór.
CDN (ten „cdn” może nie być następnego dnia, powrót do pracy, zaległości... więc „cdn” będzie bez określonego czasu J
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
:smile:
Masz może zdjęcia z "kaskad" w Chmielu?
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Wśród 688 o wadze prawie 1 GB zdjęć jakie zrobiłem są też i z kaskad z Chmiela :). Cały czas się zastanawiam gdzie i jak je mogę umieścić by forumowiczom pokazać?
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Cytat:
Zamieszczone przez
Recon1
.... Czasy wyjazdów z plecakiem i namiotem jakoś mi przeszły, chociaż jak potrzeba by przycisnęła to... się tego nie boję. Plecak zastąpiłem torbą.... którą mogę nosić zarówno w ręku jak i na plecach... Tutaj zwyciężył komfort...
Na razie ,na razie Ci przeszły..... , takie "zastąpienie plecaka torbą " i komfortem jest "chorobą" wieku średniego ;)(tak mi sie wydaje , czy nie ??). Wierz mi , prędzej wrócisz do"plecaka i namiotu" niż przypuszczasz.
"Szalństwo" wraca z latami:smile:, byle zdrowie było :grin:
ps.nie daj czekać za długo na cd. pisz , fajnie się czyta
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Cytat:
Zamieszczone przez
Recon1
Cały czas się zastanawiam gdzie i jak je mogę umieścić by forumowiczom pokazać?
Panel użytkownika (lub Szybkie menu) -> Pictures & Albums -> Add Album i wszystko.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
hmmmm, prawie 700 zdjęć, każde jeszcze zmniejszyć trzeba, to mi zajmie czas do zimy :P
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Cytat:
Zamieszczone przez
Recon1
hmmmm, prawie 700 zdjęć, każde jeszcze zmniejszyć trzeba, to mi zajmie czas do zimy :P
No, to tylko jedna z alternatyw - są fotosiki, picassa i inne.
BTW: zmniejszenie 700 zdjęć do żądanego rozmiaru np. w Irfan Viev to max. 10 minut (opcja "przetwarzanie wsadowe"). Z drugiej strony - nie lepiej trochę przebrać, bo nie wiem czy ktoś przebrnie przez 700 fotek? :)
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Recon1:
Dla mnie to fajnie, ale czy dla ludzi żyjących z turystyki też? Może na płocie BARR-u wystarczyło powiesić „wolne pokoje” ? Zauważyłem problem marketingowo-organizacyjny.
A do pobliskiego Sękowca zajrzałeś ? W barku ośrodka byłeś ?
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Niestety nie, przechodziłem obok gdy kończyłem rundę wokół Sanu: Zatwarnica- Ryli-Krywe-Studenne-Sękowiec-Zatwarnica. Miałem już trochę kilometrów w nogach a obiadokolacja i piwo czekało w BARR-ze. Zresztą, gdybym tam się rozsiadł to trudno by mi było ruszyć d...o nawet na te 3 km do hotelu.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
cd…
7 lipca 2008, poniedziałek
Tego dnia ma być mały rozruch, spacerek. Trasa nie wyszukana, bez specjalnych atrakcji, bez kontroli czasu przejść: Zatwarnica-Ostoja-Zatwarnica. Wiedziałem, że Ostoi już nie ma, na Forum o tym było głośno. BPN na swej stronie www ogłaszał przetarg na jego utylizację, więc celem było zobaczenie jak wygląda finał.
Gdy wychodziłem pogoda zaczynała się psuć, deszczyk wstępnie straszył mżawką, ale można było iść. Jak się później okazało, gdy byłem przy Ostoi, słońce potrafiło nieźle przygrzać. Stojąca jeszcze nieopodal ławeczka przydała się na chłonięcie ciepła z góry.
Mogłem spokojnie zatrzymywać się koło znakowanych stacji ścieżki wyznaczonej przez BPN, przyjrzeć się małym oczkom wodnym nie znajdując w nich nic, co miałoby się tam znajdować, no… żaby były. Wspomniałem wcześniej o braku ludzi, tutaj minęło mnie z 6 osób, które szły najwyraźniej dalej niż ja, bo na Wetlińską. Byłem na niej kilka razy, więc w tym roku nie zadepczę jej ścieżek. W zeszłym roku w lipcu dała mi ostro popalić. Gdy tylko raczyłem dotknąć stopą zbocze w Berehach Górnych… zimny, silny, porywisty wiatr, totalna ulewa, ogromna mgła, wyraźnie wtedy te złe moce walczyły ze mną bym odpuścił. Na połoninie wiatr był tak silny, że ledwo wtedy szedłem. Kiedyś raz tylko odpuściłem… gdy tak leżąc w namiocie w ciepłym śpiworze, cieszyłem się, że jest mi sucho i ciepło to pogoda ze mnie zakpiła i koło południa zrobiła się piękna słoneczna pogoda. Wtedy powiedziałem sobie... „nigdy więcej w Bieszczadach nie patrzę na pogodę gdy mam zaplanowane wyjście w góry”” i tego się trzymam.
W Suchych Rzekach czujny strażnik BPN skasował za bilety, chociaż chciał sobie odpuścić gdy usłyszał gdzie idę… „ nie mam sumienia sprzedawać biletu na taki kawałek”. Z mojej strony poniesiona opłata to raczej akt małej darowizny na zbożny cel.
Nie mam jakiegoś specjalnego sentymentu do Ostoi, nie wywołuje we mnie nostalgii więc zrównany teren nie zmącony zielenią co najwyżej straszy dziwną pustką no i tabliczka „Ostoja” to już tu! oznajmia, że „coś” tu stało, a wielu przechodzących zdziwi jej brak. Nie mam zdania czy ma tutaj kiedyś coś innego powstać.
Po drodze jeszcze trochę zdjęć i spokojnie można iść do BARR-u. Buty najwyraźniej nie przeszkadzają i nie zaprzątają głowy, ale jeszcze nie dostały w kość. Można spokojnie myśleć o następnych dniach. We wtorek muszę jakoś dojechać do Bereżek. Stamtąd już „z buta” przez Przysłup – dawną wieś Caryńskie – Nasiczne – Dwernik-Kamień- Sękowiec i… hotel BARR. Taki jest plan! Jaka będzie pogoda?... w Bieszczadach jest często nieobliczalna.
Cdn…
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Chodziłeś po moich śladach.:-)
Ale we wrześniu to ja będę chodził po Twoich !:-)
Czekamy na ciąg dalszy.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
8 lipca2008 wtorek
Z Zatwarnicy wyruszam PKS-em o 8.20, na krzyżówce łapię stopa do Bereżek, by za chwil kilka stanąć przy punkcie kasowym BPN. Chcę kupić bilet ale okazuje się, że nie jest tak sobie prosto... kupić i iść dalej. Przyczyna tkwi w człowieku który sprzedaje te bilety. Padający deszcz, a co za tym idzie i mała ilość turystów idących na szlak pozwala natychmiast i płynnie z tym panem nawiązać rozmowę, która przeciągnęła się w czasie. Ten zbieg okoliczności pozwala wsłuchać się prawie z rozwartą moją gębą w monolog tego człowieka o... kamieniach wszelkich na których, jak później też się okazało, są w nich samych zaklęte twarze ludzi, odczucia, tęsknota, żal... Opowiedział jakim jest miłośnikiem tych poszukiwań i pokazał całkiem niezłą kolekcję kamieni... dwa lica (smutne i z tęsknotą), twarze kobiet, twarze mężczyzn, zaklętą łzę w kamieniu. Słowo „pokazał” w tym przypadku nic nie znaczy bo o każdym kamieniu snuł długą opowieść, szedł go z namaszczeniem schować i następny z namaszczeniem wynosił, jak skarb. Po jakiejś chwili spojrzałem na zegarek i patrzę, że duża wskazówka przesunęła się o 40 minut, nawet nie wiem kiedy. Jestem „miastowy”, przesiąknięty wskazówkami zegara, kalendarzem w outlooku, spotkaniami, tempem, sprawami na już, na wczoraj, uczestnikiem wyścigu szczurów, a tu Bieszczady i ich spokój i ten człowiek, który pokazuje mi w kamieniu ich rysy, które stają się niecałkiem przypadkowe, bo jak się okazuje odciska się w nich tak wiele ale... odkrywa tylko dla nielicznych.
Przy fajnym kamieniu potrafię się zatrzymać, czasami dostrzegę zarysy słoi skamieniałego drzewa ale nigdy nie szukałem czegoś więcej. Dobrze, że spotykam takich ludzi, oni czasami więcej uczą niż na najlepiej prowadzonym szkoleniu ludzie biegli w nauce. Tych już nie pamiętam a takich jak na przykład „człowiek od kamieni” zapamiętuję. Wspomnę jeszcze, że miał jeszcze białego sympatycznego pieska... Murzyna J
Musiałem iść dalej, czas 7 godzin i 55 minut wyznaczony na przejście do Zatwarnicy już biegł. Żal mi było żegnać się z „człowiekiem od kamieni”.
Już w połowie drogi do Przysłupia Caryńskiego deszcz przestał padać, słońce wyszło zza chmur i można było zdjąć kurtkę.
Doszedłem do miejsca budowy nowej Koliby, podpiwniczenie już stygło, materiał budowlany czekał na położenie i jakoś smutno bez tego schroniska z takim fajnym tarasem. Widziałem, że go nie zastanę ale gdy siedziałem przy stoliku jaki się jeszcze ostał, zobaczyłem jak wielce zdziwiony turysta przecierał oczy ze zdziwienia na to co ujrzał. Szedł od rana z bacówki Pod Małą Rawką i liczył na odpoczynek i jedzenie. Odpoczynek znalazł, bo słońce było, cień też, tylko brak było wiktu.
Czy trudno gdzieś na początku szlaków dać tabliczkę z informacją o braku schroniska?
A swoja drogą w dobie internetu warto by każdy wyruszający w góry jednak przed wyjściem na szlak sprawdził „co aktualnie w trawie piszczy”. Turysta został odpocząć by później iść do Chaty Socjologa i oby kupił coś po drodze bo tam też sobie nie poje.
Dalej to już powolne zejście w dolinę Caryńskiego potoku. To trzeba zobaczyć i podejrzewam, że wielu z Was to widziało. Ci co nie to czas sobie zacząć snuć plany. Po drodze zwiedziłem dawną wieś Caryńskie z ruinami kaplicy Św. Jana, zachwycałem się sporym urwiskiem tuż za cmentarzykiem tych co zostali w ziemi. Pusto, tylko zostawione samochody na poboczu dróżki i gdzieś w oddali ludzie zbierający jagody, mogli bo... to już nie BPN.
Później mozolne wejście na Przełęcz Nasiczniańską z górą 842 na której znajdują się dwie jaskinie szczelinowe. Kiedyś nie mogłem ich znaleźć bo miałem mało czasu. Rok musiały poczekać. Zawsze u mnie musi coś rok poczekać w Bieszczadach. Te góry nie oddają mi wszystkiego co na dany rok zaplanowałem zobaczyć. Doświadczone góry, wiedzą jak należy podtrzymywać miłość ;)
Na Nasiczniańskim potoku widzę nowy mostek, przechodzę przez Nasiczne by tuż za zejściem z drogi tuż za potokiem, na ławeczce i przy stoliczku dłużej odpocząć. Mam trochę czasu w zapasie a przede mną podejście pod Dwernik-Kamień.
Podchodząc spotykam dwie rodzinki (chyba z tych 2 samochodów stojących na parkingu) które zapewne weszły i zeszły tą samą drogą.
Przed samym podejściem tabliczka „Uwaga! ostoja niedźwiedzia” co niektórym zapewne da trochę wyobraźni na szlaku J
Przytoczę teraz przy okazj... „Zarząd pewnego Parku Narodowego, w którym ataki niedźwiedzi zdarzały się częściej niż sporadycznie opracował instrukcję objaśniającą jak uniknąć spotkania z grizzlym. Czytamy w niej m.in., że turyści powinni nosić ze sobą urządzenia wywołujące dźwięki np. małe dzwoneczki, które można przypiąć do ubrania albo plecaka. Zalecane jest także zaopatrzenie się w gaz pieprzowy w sprayu. Według instrukcji dobrze jest także nauczyć się rozpoznawać oznaki ostatniej aktywności niedźwiedzi. Ludzie powinni umieć rozróżnić odchody czarnego niedźwiedzia od odchodów grizzly.
Odchody niedźwiedzia czarnego są mniejsze i zawierają jagody, a czasami także kawałki futra wiewiórki. Odchody niedźwiedzia grizzly są znacznie większe, zawierają małe dzwoneczki, a ich zapach przypomina gaz pieprzowy”.
Apropos odchodów, tak z 20 minut przed szczytem coś zaczęło śmierdzieć strasznie, bynajmniej nie pieprzem, idąc dalej napotkałem wielkie świeże odchody, ale dzwoneczków w niej nie widziałem.... kurcze teraz sobie uprzytomniłem, że przecież grizzli nie ma w Bieszczadach więc po jakie licho szukałem dzwoneczków?
Ciekawe czy te rodzinki też to widziały? J
Na szczycie spotkałem małą grupkę młodych ludzi i schodząc jeszcze trzy osoby... kurcze chyba najwięcej w całej mej wędrówce? Obowiązkowe „cześć” każdemu i szedłem dalej. Ze szczytu trochę zdjęć, pobyczenie się i napawaniem widokiem niedalekich Połonin, fotografia tabliczki upamiętniającej śmierć Artura Nowotarskiego (zdjęcie zrobiłem by później w google znaleźć kto to i w jakich okolicznościach zginął) położonej przez jego przyjaciół.
Później już samo zejście, nudne jak flaki w oleju na stokówkę, która na początku strasznie jest zryta przez ciężki sprzęt drwali. Droga ta kończy się tuż przy drewnianym moście na Sanie w Sękowcu. Tam robię znowu kilka zdjęć i jeszcze 2 kilometry do BARR-u. Po drodze zakup piwka zimnego w jedynym zatwarnickim sklepie. Nigdy mi tak nie smakuje żywiec jak po zejściu z gór... jest jak złoty nektar ;)
Cdn...
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Nikt nie wie dlaczego zginął. Oficjalna wersja: śmiertelny wypadek pijanego rowerzysty.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Punkt kasowy w Bereżkach, jak i pole namiotowe obsługuje naprawdę ciekawy człowiek (chyba Tomasz). Pamiętam jak obsługiwał punkt kasowy w Wołosatym, już tam dał się poznać jako bardzo serdeczny i pomocny człowiek z nieskończonymi zasobami informacji, ciekawych historii i opowieści, oczywiście związanych z Bieszczadami. Z tego co mówił wynika, że na punkcie kasowym spędza nieprzerwanie czas od wiosny do jesieni sporadycznie wyjeżdżając do domu. W Bereżkach takiego natłoku ludzi jak w Wołosatym nie ma, więc pan Tomasz wykorzystuje każde spotkanie z turystami do ucięcia sobie „małej” pogawędki. Naprawdę warto z nim zamienić kilka słów, bo jest to bardzo barwna postać Bieszczad.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Nie dodałem, że ma swój zeszyt z wpisami ludzi wg. niego... co ciekawszych.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
W Zatwarnicy znam 2 sklepy. Czyżby się cóś zmieniło?
Pozdrawiam
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Jak pamiętam kiedyś przed paru laty był drugi w zielonej budzie, ale teraz jest tylko jeden z sieci "abc".
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Sprawdzę w sierpniu. Nie, żebym nie wierzył ale lubię to miejsce tak jak PiotrekF
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
W Zatwarncy (bo Sękowiec to już też Zatwarnica) będę w br. 10-ty rok z rzędu (jubileusz). Ale więcej niż 10-ty raz, bo w niektórych latach wpadałem tam częściej niż raz w roku.:grin:
Co do sklepów - jest tam aktualnie tylko jeden, czynny do godz. 17-tej (może latem dłużej). Był kiedyś drugi, vis a vis niego, ale "padł" - nie wytrzymał konkurencji.
W pobliskim Sękowcu (od kilku lat administracyjnie przyłączonym do Zatwarnicy) z kolei też były dwa sklepy: "Pod Lipą" i drugi, prawie tuż obok. Najperw został zamknięty ten drugi, później również i "Pod Lipą". Przyczyny zamknięcia obydwu są mi znane, ale nie będę plotkował. Niedostatek tzw. efektywnego popytu to tylko jedna z kilku przyczyn i bynajmniej nie decydująca, zwłaszcza w odniesieniu do sklepu "Pod Lipą".
Poza tym prawie co wieczór mozna wypić piwo, herbatę i kawę, a także zjeść coś gorącego w barku ośrodka w Sękowcu.
Inne najbliższe sklepiki - w Chmielu oraz w Dwerniku, przy skrzyżowaniu. Ten drugi w ub. roku przyjemnie mnie zaskoczył. Był otwarty późnym wieczorem, już po godz. 19-tej.
Reconie - Dwernik Kamień jest b. ciekawy, ale miałeś też inny wariant przejścia z Nasicznego do Zatwarnicy. W Nasicznem mogłeś, zaraz po wejściu na stokówkę, skręcić z niej w lewo, i leśną, miejscami błotnistą raz drogą, raz ścieżką, dojść do utwardzonej drogi, która zaprowadziłaby Cię (obok wodospadu na Hylatym) do Zatwarnicy. Szedłem tamtędy w ub. roku dwa razy i wierz mi, jest to prawdziwa dzicz ! Opis (a w zasadzie dwa, bo szedłem dwa razy) możesz znaleźć w relacji z mojego ubiegłorocznego pobytu.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
"W pobliskim Sękowcu (od kilku lat administracyjnie przyłączonym do Zatwarnicy) z kolei też były dwa sklepy: "Pod Lipą" i drugi, prawie tuż obok. Najperw został zamknięty ten drugi, później również i "Pod Lipą". Przyczyny zamknięcia obydwu są mi znane, ale nie będę plotkował. Niedostatek tzw. efektywnego popytu to tylko jedna z kilku przyczyn i bynajmniej nie decydująca, zwłaszcza w odniesieniu do sklepu "Pod Lipą".
Poza tym prawie co wieczór mozna wypić piwo, herbatę i kawę, a także zjeść coś gorącego w barku ośrodka w Sękowcu."
(Stały Bywalec)
Tak to prawda , choć ...... przyczyna jedna - finansowa(w obu sękowskich sklepikach), a powodów było wiele ( no muszą się być ..... w tak małej osadzie "uczucia ludzkie" pozostają bez zmian i bywają okazywane ..... w różny sposób)
Pozdrawiam PF
ps
ale pojawia się tam sklep objazdowy. Można zamówić potrzebne produkty a (jednak) uczynni miejscowi mieszkańcy odbiorą nam i przechowają do odbioru , wystarczy z taką "sprawą" tylko się zwrócić do ....
-
2 załącznik(ów)
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
[quote=Stały Bywalec;62757]
Co do sklepów - jest tam aktualnie tylko jeden, czynny do godz. 17-tej (może latem dłużej). Był kiedyś drugi, vis a vis niego, ale "padł" - nie wytrzymał konkurencji.
odp.... Na tym "padniętym" wisi tabliczka noclegi. A sklep sieci abc był zamykany gdzieś tuż przed godziną 20, może ze względu na ostatni autobus bo chyba właścicielka sklepu była z Chmiela albo Dwernika.
Cytat:
Zamieszczone przez
Stały Bywalec
Reconie - Dwernik Kamień jest b. ciekawy, ale miałeś też inny wariant przejścia z Nasicznego do Zatwarnicy. W Nasicznem mogłeś, zaraz po wejściu na stokówkę, skręcić z niej w lewo, i leśną, miejscami błotnistą raz drogą, raz ścieżką, dojść do utwardzonej drogi, która zaprowadziłaby Cię (obok wodospadu na Hylatym) do Zatwarnicy. Szedłem tamtędy w ub. roku dwa razy i wierz mi, jest to prawdziwa dzicz ! Opis (a w zasadzie dwa, bo szedłem dwa razy) możesz znaleźć w relacji z mojego ubiegłorocznego pobytu.
odp... Mogłem, ale chodziło mi o wejście na Dwernik-Kamień, a dwa dni wcześniej zrobiłem już mały wypad nad Hylaty. Można też nie skręcać w lewo a stokówką ominąć D-K z prawej strony w miarę suchą nogą. Ale fajnie szukać swoich przejść.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Cytat:
Zamieszczone przez
Recon1
(...) Można też nie skręcać w lewo a stokówką ominąć D-K z prawej strony w miarę suchą nogą. Ale fajnie szukać swoich przejść.
To już bez sensu - cały czas wlec się stokówką.
Chociaż tamtędy też szedłem. Miałem taką trasę - mały maraton: z Sękowca stokówkami na Otryt, potem całe pasmo Otrytu aż do Chaty Socjologa, stamtąd zejście do Dwernika, potem przez cały Dwernik i dalej aż do Nasicznego, a tam właśnie wchodziłem na stokówkę, o której piszesz, i nią szedłem aż do mostu nad Sanem w Sękowcu.
Czekamy na dalszy ciąg Twojej relacji.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
9 lipca 2008 – środa
Środek tygodnia, pogoda jakaś taka niepewna, nisko chmury, takie coś za ciemne, idą z północnego zachodu… może być źle. Na dziś zaplanowana mniej wyczerpująca wędrówka. Na pętli już stały autobus z Zatwarnicy o godzinie 8.20, dziś jadę do Lutowisk. Pakuję się na pierwsze siedzenie i zaczynam już rozpoznawać twarze stałych klientów Veolii. Na dzisiaj do odrobienia lekcja: Lutowiska z małym ich zwiedzeniem – Posada Dolna – Chata Socjologa na Otrycie – zejście ścieżką historyczną do Chmiela. Zaplanowałem na to 5 godzin z pominięciem czasu na zwiedzanie Lutowisk. Miejscowość bardzo ładna i czysta. Zaczynam od kościoła rzymskokatolickiego, którego neogotycka budowla jak i charakterystyczna kolorystyka daje rozpoznawalny znak tej miejscowości. Idę dalej i zaglądam do Ośrodka Informacji i Edukacji Turystycznej BdPN gdzie oglądam galerię zdjęć, kupuję mapę Bieszczad Krukara (stara porwana i podzielona na kilka części może iść na utylizację)… chyba ostatnią do dostania w Polsce, nigdzie już nie mogłem jej kupić, oglądam też małą wystawę aniołków bieszczadzkich i obrazków z Bieszczadzkiej Pracowni Ikon Krzyża Świętego Doroty Filip. Zaglądam później do delikatesów, łapię kilka zdjęć min. staremu domowi stojącemu przy głównej drodze po jej prawej stronie, którego nie wiem czy następnym razem jeszcze zobaczę, łapię trójkę boćków na słupie. Kieruję się na Posadę Dolną idąc drogą z betonowych płyt. Skręcam wreszcie w lewo gdzie jest miejsce na postój (ławeczki, stolik) na chwilkę siadam, podziwiam ładne widoki, patrzę na Otryt na który zaraz będę wchodził, miałem go zresztą cały czas jak na dłoni. Ruszam w dalszą drogę i … teraz zaczyna się lawirowanie pomiędzy sadzawkami wody, błota i kolein powstałych od ciężkich pojazdów, które chyba cały czas tutaj ostro jeżdżą z drzewem. Dalsza droga, już biegnąca lasem też nie jest lepsza bo totalnie zryta i z błotnistą mazią. Przydaje się laseczka do przeskakiwania tego wszystkiego. Mam ją już dobrych parę lat i zawsze sobie potwierdzam, że dobry zakup zrobiłem. Jest z dobrego twardego ale lekkiego stopu metali z możliwością teleskopowej regulacji. Pomaga przeskoczyć, pomaga schodzić, wiele razy uratowała jazdę na d… gdy było ślisko.
Wreszcie zaczyna się podejście i błota mniej ale za to zaczyna grzmieć a ja mam nadzieję, że nie lunie przed Chatą Socjologa. Odruchowo przyśpieszam, ale i tak już prawie gdy osiągam grzbiet to pioruny zaczynają walić co chwilę, zaczyna zdrowo lać i zaczyna się wyścig z czasem by jak najszybciej być pod dachem. Na grzbiecie są bardzo wysokie drzewa, omijam je jak najdalej by nie kusić losu i pioruna, mam już wyłączoną komórkę. Docieram wreszcie do Chaty, zdejmuję buty, wchodzę… jest pusto chociaż kilka par „górskich łazików” stoi i kilka kurtek wisi. Naiwnie pytam się… czy można coś zjeść?….a może wypić?…. nic z tych przyziemnych spraw tutaj się nie dostanie. Jestem zaskoczony bo na łyk herbaty lub kawy liczyłem. Można dostać wrzątek, baaaa, żebym wiedziałbym to bym zabrał coś do wrzątku i kubek…. Gdybym wiedział…. Nie wiedziałem, więc Cisowianka musiała wystarczyć z bułką i kabanosami. Jakoś mi nie pasiło tam dłużej siedzieć i pomimo nadal totalnej ulewy postanowiłem iść dalej do Chmielu. Ostrzeżono mnie, że droga historyczna którą mam dalej iść jest totalnie zarośnięta, nie przechodzona, jest zapewne masa wody i jak dojdę przez to wszystko do drogi to tak jakbym był skąpany w basenie. Niedowiarek jestem i sprawdzam… niestety weryfikacja planów i schodzę starym zejściem do Dwernika. Wciąż leje i wcale nie zanosi się, że przestanie. Jest ślisko, chłodno, ciemno, walą pioruny ale w butach czuję suchość. Buty są sprawdzane już co raz bardziej i się spisują. Na ścieżce człapie salamandra pewna, że w taką pogodę to na spoko może iść i nikt ją nie zadepcze… plamki ją w tym przypadku ochroniły. Nawet nie mam jak wyciągnąć aparatu by zrobić jej zdjęcie… zresztą musiałbym użyć flesza, a w burzę i pod drzewami nie należy tego robić. Czy to zbytnia moja ostrożność?
Po wyjściu z lasu znowu spory kawałek totalnie rozjeżdżonej i błotnistej drogi i wreszcie asfalt. Autobus właśnie niedawno odjechał do Zatwarnicy mogę liczyć tylko na stopa. Nawet nie machając zatrzymuje się spory van i Niemka zaprasza bym wsiadał ale niestety ja chcę w drugą stronę niż ona. Myślę dobrze się zaczyna. Pod daszkiem w Dwerniku są też 2 zakonnice, chciały gdzieś wchodzić ale zrezygnowały… kurcze w sukniach zakonnych to chyba niezbyt wygodne? Machają na stopa, kierowcy jakoś dziwnie reagują… postanawiam odejść bo one jadą do Ustrzyk Dolnych a ja w drugą stronę. Tylko trochę odszedłem, pierwszy stop i półciężarówka się zatrzymuje i…. jedzie do samej Zatwarnicy… pod sam BARR. Miodzio!
Po ciepłej kąpieli… bez mocniejszego czegoś się dziś nie obejdzie J
Deszcz przestaje padać, dziś trafiłem na jakiś front i oby przeszedł i nie wracał.
W czwartek „objazdówka” z odwiedzeniem mniej mi znanych miejsc.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Recon1:
(...) kupuję mapę Bieszczad Krukara (stara porwana i podzielona na kilka części może iść na utylizację)… chyba ostatnią do dostania w Polsce, nigdzie już nie mogłem jej kupić, (...)
W tym miesiącu widziałem ją w "Podróżniku" na ul. Kaliskiej - tym trochę dalej położonym, bo - jeżeli się orientujesz - tam są dwa sklepy "Podróżnika" (a tuż obok, na ul. Grójeckiej, trzeci; a właściwie pierwszy, gdyż na niego się najpierw natrafia idąc Grójecką).
Nie kupiłem jej, gdyż po pierwsze - mam już mapę Krukara (nawet nie zniszczoną), a po drugie - chciałem tam kupić najnowszą, tegoroczną mapę Compassu (jeszcze jej nie mieli, ale w sierpniu ma już się tam pojawić).
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
10 lipca 2008 – czwartek
Dziś „objazdówka”. Pogoda taka jakaś niepewna i wolałbym by dziś nie padało. Po wczorajszej ulewie na Otrycie mam trochę dosyć deszczu. Mając na uwadze, że mam trochę miejsc świętych dziś zobaczyć, proszę by gdzieś u góry łaskawie mi chmury na początku dnia wyciśnięto a już później niech pływają na niebie tylko „bałwanki”.
Póki co, gdy wychodzę to pada, jadę najpierw zobaczyć cerkiew w Chmielu. Ciemne chmurzyska ledwo przepuszczają światło a padający deszcz ogranicza zrobienie większej ilości zdjęć, ale... trochę ich robię. Nie będę opisywał historii zwiedzanych miejsc, wystarczająco dużo jej jest na różnych portalach o Bieszczadach i różnych stronach internetowych, nie mówiąc już o innych publikatorach, każdy może to łatwo znaleźć.
Nieco dalej, o co Lucyna już wcześniej pytała, Chmielowe Kaskady z miejscem widokowym na wysokiej skarpie. Kaskady zresztą można w wielu miejscach w Bieszczadach zobaczyć, są większe lub mniejsze ale te mają swój urok... patrzy się na nie z dużej wysokości, pod dużym kontem widzenia. Patrzenie z góry dodaje majestatu różnym miejscom, tutaj też.
Ha... przestało padać i robi się piękna pogoda. Mogę więc długo patrzeć.
Często sięgam po lornetkę, obserwuję siwe czaple, lecące bociany.
Jest nawet ławeczka. Dobrze, że ktoś pomyślał o wyeksponowaniu tego miejsca widokowego (wycięte drzewka, gałęzie, trawa). Zaczynam patrzeć jaki jest azymunt bo aż korci by było na zachód. Haa....Bieszczady, ławeczka i zachód słońca. No dobra, bo mnie romantyzm dopada.
Co dalej? Ano, jadę teraz zobaczyć wiszący most.... no może raczej kładkę na most zbyt jest zbyt wyniośle, była przecież przeznaczona do przechodzenia, nie przejeżdżania... do przechodzenia harcerzy. Teraz straszy, jest sznurkiem zamknięta dla ruchu, brak wyłożonej podłogi. Dziury straszą a i prowokują by jednak przejść nad Sanem suchą nogą z adrenalinką. Kiedyś przed laty szedłem niebieskim szlakiem z Sanoka do Kulaszne i chyba wtedy też przechodziłem wiszącym mostkiem nad Osławą, ale mogę się mylić.
Widzę, że dróżka jest mocno wyjeżdżona do tego mostku i wygląda na to, że jest odwiedzany często.
Teraz kierunek Jałowe i tamtejsza cerkiew. Cudowne miejsca.
Nie znam kompletnie Bieszczad na wschód od drogi Lutowiska – Ustrzyki Dolne. Oglądając te stare cerkwie, te znajdujące się obok nich stare cmentarze, groby... mój mózg pobudzany jest do jakiejś dziwnej reinkarnacji, wyostrzam wyobraźnię, prawie widzę tu ludzi w dawnych ubraniach, stojące nieopodal wozy zaprzęgnięte w woły lub konie. Za to też lubię Bieszczady.
Teraz Steinfels, dawną wieś osadników niemieckich... ależ piękna dolina, szukam cmentarzyka i znajduję, już nowo postawiony krzyż ku pamięci Jana i Katarzyny Wójcikom. Szukając w ogromnej trawie i znajduję nikłą ścieżkę i..... natrafiam na ławeczkę pomiędzy drzewami z „niby namiotem” u góry z tworzywa co Bóg dał. Jestem kompletnie tym zaskoczony bo widzę, że tutaj ktoś często urzęduje. Wracając spotykam idących 2 „gości” którzy patrzą na mnie „wilkem”. Jakoś dzień dobry rozładowuje sytuację ale są też zaskoczeni moim tutaj pobytem.
Jadę do Bandrowa Narodowego z cerkwią i z cmentarzem ewangielickim. Później na Moczary z też drewnianą cerkwią.
Trasa jest urokliwa, przepiękne łąki a na niej ogromne stado bocianów. Poddaję się temu widokowi, staję i bardzo powoli się skradam, staję i robię zdjęcie.... skradam się, staję i robię zdjęcie... skradam się, staję i robię zdjęcie aż bociany najpierw pojedynczo a później już wszystkie zrywają się do lotu. Ja cały czas naciskam migawkę. Super!. Bociany zataczają krąg i siadają dalej. W oddali widać jakiś kompleks budynków i to spory kompleks.
Cerkiew w Moczarach jest przepiękna, to trzeba zobaczyć! Zresztą czy są brzydkie cerkwie lub kapliczki? Kompleks budynków to Ośrodek Pomocy Społecznej dla Dorosłych.
Teraz biorę kurs na Bystre i Michniowiec ale po drodze zatrzymuję się przy cerkwiach w Hoszowie, Rabe, Żłobku. Oglądam cerkwie w Michniowcu i Bystre. Za cerkwią w Bystrem a właściwie tuż koło niej jakiś natchniony artysta wystawił jakąś bramę w chińskim stylu stylu. Aż się wzdrygam bo mi mąci mój obraz, nie robię nawet dla ciekawości „temu chińskiemu” zdjęcia. Stojący ze mną Niemcy i podziwiający także cerkiew też jakoś mają dziwny grymas na twarzach.
Czuję głód i smak na coś dobrego.... postanawiam jechać zobaczyć Centrum Konferencyjno-Rekreacyjne w Czarnej Kopalni ale coś mi nie pasi i wracam do Zajazdu Pod Czarnym Kogutem. Nie powiem co zamawiałem by nie narobić smaku ale.... polędwica z całym zielonym pieprzem to mój przysmak i skuszę się na nią zawsze. Kelnerowi uścisnąłem dłoń za obsługę i kazałem moje ochy przekazać kucharzowi.
Wracam do Zatwarnicy. Tam wpadłem do delikatesów i tyle mnie widzieli. Dwa razy chcieli ode mnie kupić moja żółtą koszulkę po drodze, którą otrzymałem kiedyś w Porcie Lotniczym w Warszawie z napisem FOLLOW ME, hmmm... nie sprzedałem, a chcieli dobrze płacić. Kurcze nie wiedziałem, że taka cenna ;)
Trzeba odpocząć, bo w piątek wielka pętla do wędrówki: Zatwarnica-Krywe-Studenne-Sękowiec-Zatwarnica.
Cdn...
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Cytat:
Zamieszczone przez
Recon1
Teraz Steinfels, dawną wieś osadników niemieckich... ależ piękna dolina, szukam cmentarzyka i znajduję
To co znalazłeś to cmentarz greckokatolicki. Ewangelicki jest jakieś 300m od niego, trudno go znaleźć - zwłaszcza latem, ale da się.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Fakt, napisałem mało precyzyjnie. Ewangelicki jest na północny-wschód od drogi do Krościenka. Opis znałem, ale nie szukałem tego ewangielickiego. http://www.twojebieszczady.pl/st_cer...entarze_ew.php
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Ależ fajnie czyta się Twoje wspomnienia Recon,dzięki nim znowu jestem w miejscach za którymi się teskni i do których się wraca.Dzięki i pozdrawiam
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Opisywanie ma też dobre strony dla mnie, wracają wspomnienia i niczym obraz filmowy mam wtedy wszystko przed sobą. To mój debiut tutaj i wogole :P Jak dobrze zostanie przyjęty to każdy wypad w Bieszczady postaram się swoimi słowami opisać. :)
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Recon1:
Trzeba odpocząć, bo w piątek wielka pętla do wędrówki: Zatwarnica-Krywe-Studenne-Sękowiec-Zatwarnica.
Cdn...
No opisuj teraz tę pętlę, nie mogę się doczekać. :grin: Szczególnie ciekawi mnie, jak sobie poradziłeś na odcinku Krywe - Tworylne, tuż przed ruinami Tworylnego (ale już za cmentarzem). Jest tam bowiem bardzo podmokły teren, w następstwie prac "melioracyjnych" poczynionych przez bobry. Mnie we wrześniu ub. roku udało się przejść tamtędy suchą nogą, co jednak nie było takie łatwe. Jak jest tam obecnie ?
Opisuj.:-)
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
11 lipca 2008 – piątek
Wreszcie, czas na wędrówkę „deser”. Ostatni raz rejony, które dziś ponownie zobaczę, widziałem równo 10 lat temu. Nie chciałem tam w następnych latach zaglądać, chroniłem „deser” aby się nie przejadł. Dziś czas znowu go skonsumować ze smakiem, czas go odświeżyć, czas kosztować po woli i bez zbytniego pośpiechu, by każdy kęs smakował coraz bardziej… wysublimowanie wręcz. Czy przyroda pozwoli na to? Czy wszystko pójdzie według planów? Biorąc okoliczności „kosztowania” przeznaczam na ten spacer 14 godzin, pakuję 2 butelki Cisowianki, kabanosy, bułki, owoce, słodkości dla energii. Od początku pobytu nawet nie zaglądam w mapę, nic nie czytam… plan mam bez mała w głowie, chociaż jest też na papierze… dla kontroli czasu. Dziś poprosiłem o śniadanie na 7.00 a wyruszam o 7.30. Pogoda w Zatwarnicy gdy ruszam?… zanosi się na upał, dymy nad górami, czuć ciepło, niebo prawie czyste, delikatny wiaterek.
10 lat temu szedłem Z Terki przez Studenne, Tworylne, Krywe, Ryli, pozostałości młyna, Zatwarnicę, Sękowiec i powrót drugą strona Sanu, ale już stokówką. Wtedy była dobrze zamknięta i nic nie jeździło, jak się okazało w tym roku na spoko samochody jeżdżą a GPS wskazuje nawet drogę dla samochodu też tą drogą z Rajskiego do Zatwarnicy. Wiem, że już nie zobaczę domku myśliwskiego na ścianach, którego wczytywałem się wtedy w twórczość ludzi tam zaglądających. Do dziś utkwiły mi w pamięci teksty jakiegoś samotnika, który od 3 dni nie miał co jeść, lało mu potwornie z nieba i prawie jak u Młynarskiego w piosence … nie ma jak u mamy….
Wiem też, że nie zobaczę mostu na Krywe. Wtedy już idąc stokówką, specjalnie skręciłem by go zobaczyć, ale zanim do niego doszedłem minął mnie jakiś maluch 126p, wyszła z niego jakaś kobieta, popatrzyła bystrym okiem na most…. wsiadła i… ku…a… ja już patrząc na ten most i widząc jak wygląda, i w jakim jest stanie, widzę jak w dobrym tempie przemknęła na druga stronę. Ludzie! ja wchodząc na niego patrzyłem i przecierałem oczy, idąc drżały mi nogi czy nie wsuną mi się gdzieś w dziurę. Zrobiłem wtedy jeszcze na kliszy jakieś zdjęcia, które nadal mam.
Wiem też, że są jakieś rozlewiska i mogą być problemy.
Skręcam w drogę na kościół, zatrzymuję się, chwilkę się modlę, robię zdjęcia i idę dalej, mijam pompy naftowe i kieruję się na wodospad na Hulskim. Gdzieś w połowie drogi do wodospadu za sobą słyszę samochód. Kogo licho niesie? Leśnika?.... Zatrzymuje się koło mnie i … rany to Pan Majsterek. On siedzi w samochodzie i namawia mnie bym z nim jechał do Krywego a ja koło samochodu zapieram się jak mogę, że chcę iść. Wreszcie drzwi się otwierają i końskim targiem staje … Pan Majsterek wyciąga flaszkę bodajże „davidoffa” (tak się chyba nazywała), ja z gwinta walę potężny łyk, wsiadam i do rozjazdu na Hulski mnie podwozi. Jadąc rozmawiamy, Pani Majsterkowa też dzwoni i się melduje gdzieś z Francji z pielgrzymki). Wygląda na to, że chwilowo jest słomianym wdowcem ;) Żegnamy się na rozstaju, koniecznie mam wpaść i dokończyć dzieła (a jak później niby mam, po tym kończeniu dzieła, iść dalej?).
Na wodospadzie na Hulskim robię kilka zdjęć i teraz kieruję się na Ryli. Szlak, po nie wiem kiego, schodzi na kilka metrów od drogi i pałęta się po błocie, krzakach i zboczu…. Wracam na drogę i już dalej idę nią na Ryli.
Droga lekko zakręca, wychodzi z lasu i…. muszę tu przytoczyć wiersz WUKI, ten ostatni z Naszego Forum:
Opowiedz mi o wędrowaniu
i o tym miejscu za zakrętem,
gdzie w przemijaniu i przetrwaniu
niezwykłe losy są zaklęte.
Gdzie wiatr historii pozacierał,
wcześniej wzbijając w górę kurz,
ślady i skargi, prośby, modły
gdzie nawet echo nie mieszka już.
I tylko czasem skrzywionym krzyżem,
otchłań zieleni westchnie nieśmiało
o pamięć prosząc i ciepło świecy,
bo tylko tyle tu pozostało.
Tutaj to idealnie pasuje, wiersz oddający klimat całego terenu pomiędzy Zatwarnicą, Terką, Kalnicą i Połoniną Wetlińską.
Wchodzę na łagodny Ryli. Przyroda czarodziejka zatrzymuje mnie tu na dłużej. Wiem, że tracę czas, ale widok jaki się roztacza, łąka z mnóstwem kwiatów, ogólne bzyczenie, piękna pogoda…. Robię zdjęcia, patrzę przez lornetkę i bez, obserwuję jakieś drapieżne ptaki krążące w górze, wszystko mnie cieszy. Najchętniej bym się rozpędził z górki, gdzieś w bok drogi i walnął się w tej trawie, patrzył w niebo i wsłuchiwał się w tę swoistą ciszę… może kiedyś znowu tu wrócę i to zrobię.
Ociągam się, ale idę dalej ku zabudowaniom Majsterków, tam dom otwarty i nikogo nie ma, może jest niżej w zagrodzie? Siadam i się posilam. Jedząc, wyobraźnia podpowiada jak tu się żyje przez cały rok, czy ja bym tak mógł? Wstaję, w cichości życzę pomyślności i pokoju jego mieszkańcom i domowi i ruszam dalej. Kierunek cmentarz w Tworylne. Z rozpędu idę nie szlakiem tylko drogą, która prowadzi mnie nad San. Wracam i trzymam się przez jakiś czas szlaku, który się kończy w pewnym miejscu. Ścieżka jest okropna… błoto, rozlane potoki, stojąca woda zmusza do szukania miejsc do przejścia, czasami muszę sporo obchodzić i tak aż do miejsca w którym kończy się las i roztacza się widok na Tworylne. Wyjście z lasu mnie cieszy, ale teraz zaczyna się potworny upał, słońce dosłownie skwierczy na ubraniu. Pot zaczyna się lać strumykami, ale wysilam się by dojść do cmentarza i potem gdzieś odpocząć. Robię kilka zdjęć cmentarzyka i korci mnie by odpocząć ale też korci mnie by zobaczyć czy droga idzie spokojnie tak jak 10 lat temu. Po chwili widzę, że nie idzie, jest na niej istne rozlewisko, które zalewa, po tych ostatnich opadach, nawet część cmentarza. Zastanawiam się czy przejść to z buta i po krzyku czy jednak obejść, badam laską wodę i widzę, że metr od początku rozlewiska jest już głębokość na co najmniej 30 cm a dolina przecież opada. Trzeba zawrócić, zanim obejdę to rozlewisko z lewej walę się na trawę, jem, piję, odpoczywam.
Zataczam spory łuk i z rozpędu znowu za daleko dochodzę, mijam nikłą ścieżkę która odbija w lewo na przełęcz a walę gdzieś na bród na Sanie. Po drodze widzę skradającego się lisa. Chwila walki ze sobą… przechodzić w bród na drugą stronę i skrócić sobie drogę czy jednak trzymać się planu???? Woda nęci na kąpiel, gdybym tak chciał przechodzić w bród. Trza zawracać d… i szukać właściwej ścieżki. Od razu kapuję która to i idę w nią. Ścieżka znowu jest nienadzwyczajna…. potworne błoto, w jakiś koleinach quada (chyba?) stoi woda. Już prawie dochodząc do Studennego, tak z 300-400 metrów przed, na drodze ogromny zaskroniec… kurcze ma tutaj idealne miejsce lęgowe. Gdy tak pomyślałem, postanowiłem się zatrzymać i baczniej popatrzeć w te koleiny z wodą, a w nich masa małych zaskrońców, takich na ok. 15 cm.
W tym lesie straszna parówa, jestem cały mokry z potu gdy osiągam most w Studennem. Robię dłuższy odpoczynek, mam już trochę kilometrów w nogach do potęgi entej, biorąc pod uwagę trudności związane z błotem. Cisowianka sama wlewa się do gardła. Koło mostu trochę ludzi spokojnie się opala, niektórzy się kąpią, niektórzy łowią ryby, a ja się katuje zamiast d… płaszczyć. Przede mną w dodatku powrót.
Od czasu spotkania z Panem Majsterkiem nie spotkałem żadnej żywej duszy. Wracam z buta stokówką. Patrzę zdziwiony jak przemyka co jakiś czas samochód na całej długości stokówki. Zatrzymuję się na kilkanaście minut na punkcie widokowym na Krywe potem koło kamieniołomu a na końcu tuż koło Sękowca i też na punkcie widokowym. Gdy sobie tak tam siedzę, napawam się widokiem… nogi zaczynają podpowiadać głowie, żeby trochę ruszyła mózgownicą. Głowa się wysila i ustala że jest parę minut po 19 i chyba czas na ostatni autobus do i z Zatwarnicy. Podrywam się, sprężam i łapię ten autobus zaraz za drewnianym mostem. Wcześniej dzwonię do BARR-u, że za pół godziny będę i niech szykują obiad. Z okien autobusu widzę zamknięty jedyny "piwopój" w tej miejscowości. Czyżbym po takiej wędrówce nawet żywca się nie napił?
Jem zupę, ziemniaki się dogotowują a ja dowiaduję się… że spoko, piwko się dla mnie znajdzie i to nawet zimne.
Dziś to mój ostatni dzień i noc w Zatwarnicy więc idę na zaplecze podziękować specjalnie paniom które pomagały mi przeżyć ;)
W sobotę zmieniam bazę wypadową, ale teraz tylko mam w głowie prysznic i piwo. Chyba nie są to duże potrzeby jak na koniec 12 godzinnego wędrowania? ;)
Cdn…
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Pięknie się z Tobą wędruje!!!!!
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
12 lipca 2008 – sobota
Dziś nie ma wędrowania, dziś mogłem pospać dłużej, dziś śniadanie o 9. Pogoda wymarzona... słoneczko, lekki wiaterek. Na balkonie wszystko w słońcu dosycha. Za jakieś dwie godziny gdy będę zbierał wszystko ze sznurka na balkonie to już będzie suche. Buty dziś mają wolne, ale inne nie... dzień w jakiejś części zaplanowałem.
Po drodze zatrzymuję się w Dwerniku przy kościele do którego częściowo mogę zajrzeć przez otwarte pierwsze drzwi. Gdy już zaglądam, świątynia i ołtarz zaprasza na szybką sesję zdjęciową. Przez górne okna z boku ołtarza, słońce w przepiękny żółty kolor oświetla bardzo ciemne wnętrze. Zrobiłem tylko jedno, bo za chwilę, widocznie trochę chmury zasłoniły, sesja się skończyła, dane mi było zrobić jedno. Teraz pisząc przypomniało mi się jak rok wcześniej będąc w Wetlinie na pięterku w Chacie Wędrowca, na kawie, bawiłem się światłem i obrazem ukazywanym przez okna. Stojące na parapecie stare butelki dodawały dodatkowego uroku. Tutaj jednak robiłem wnętrze a rok temu tylko próbowałem uchwycić zewnętrzny obraz poprzez ramy i te butelki.
Gdy kiedyś w słoneczny dzień wpadniecie do tej knajpki... usiądźcie na pięterku i popatrzcie na efekt. Warto wtedy poczynić próby z fotografią.
Na drodze zaczyna się ruch, dużo samochodów jadących z Wybrzeża, Rzeszowa, Wroclawia, Wearszawy też. Dziś na Połoninach będzie ruch, już na tę okazję zostały wystawione miody, serki, skóry itp. przetwory. Jest okazja trochę zarobić i niech zarabiają i wydają ;)
Śmieszą mnie faceci wysiadający z samochodów, zwłaszcza terenowych, chcą pokazać że są w Bieszczadach poprzez paradowanie w skórzanym kapeluszu, no ale żeby chociaż jeszcze buty kowbojki były a tu... addidas. Oki, nie czepiam się... mnie też może oceniają za coś tam.
Ja jadę dziś, tak jak wielu weekendowych turystów, do Majdanu. Jadę przejechać się kolejką, jak normalny człowiek pracy, któremu się zachciało innych atrakcji. O 13.00, punktualnie (!), pociąg, a jakże, rusza w stronę Balnicy, tam stoi 10 minut i jedzie dalej do Woli Michowej, by po 20 minutowym postoju ruszyć w drogę powrotną. Jadąc robię zdjęcia tylko z lewej strony. W sumie wychodzi mi obraz podróży z dwóch stron.
Dla mnie jest to swoisty urok, zarówno sama jazda jak i przesuwane wolno widoki z pociągu. Nie miałem tego szczęścia jazdy pociągami, tymi bez mała kursowymi, co jeździły kiedyś. Mam więc namiastkę.
Jest weekend i jedzie sporo ludzi. Ciekawe, że ja jadę i wszystko mnie cieszy, robię dużo zdjęć, ciągle coś mnie zaciekawia, a tak na oko z 50% pasażerów... powrót zaczyna nudzić.
Po Majdanie zatrzymuję się w Cisnej zobaczyć, tak tu sporo opisywanemu „Cudowi w Cisnej”.. w środku ful ludzi i nie dane mi było posmakować specjałów kuchni. Idę zaliczyć WC, którego wiele miasteczek się może powstydzić.
Jadę do ORW Bystre, to 2 kilometry przed Baligrodem. Tam jest mój drugi i ostatni punkt wypadowy. Pokój czeka, tam coś zjem i ochłodzę, a jutro? Mam gdzieś zapisane, co mam w planie, wieczorem sprawdzę. Dziś na wieczór, po obiadokolacji to... zimny żywiec i tyle ;)
Cdn...
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Świetnie się czyta tę relację, dzięki ! Tym bardziej, że opisujesz także 'moje' miejsca - od zeszłego roku m.in. dzięki temu forum bywam w Sękowcu.
Zdaje się, że byłem w okolicy tydzień po Tobie :-)
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
13 lipca 2008 – niedziela
Rano już wiem gdzie dziś idę, pakuję dwie butelki cisowianki, odpowiednią ilość żywności, jak zawsze kurtkę i różności, które mogą się przydać, ale nie koniecznie, jak zawsze też mój kapelusz i spodnie US Marines. Uważam ubranie (ale tylko te oryginalne!) US Marines za najlepszy gatunkowo ciuch do takiego właśnie chodzenia w Bieszczadach. Cieńsze spodnie już zaczynają „czuć czas” i powoli muszę się obejrzeć za nowymi.
Od rana upał a wiem, że będzie jeszcze większy. Co będzie później, jak parę minut po 8 już doskwiera słoneczko? Jak się sprawdzą w taką pogodę buty?
Patrzę w mój „kapownik” na stronę B1/7 (1 dzień w Bystre, razem 7), dziś czas na przejście 11 godzin przy czym uwzględniam w tym czasie wszystko a zwłaszcza na maxa patrzenie na około, robienie zdjęć i odpoczynek. Zabieram też opisy różnych miejsc by sobie poczytać już na miejscu, czasami stare mapy, gdy chcę zobaczyć usytuowanie starych wsi i czasami przewodniki. To dodatkowo ciąży, ale gdy czytam to cieszy. Mam tez określone czasy przejść co pozwala mi regulować tempo wędrówki. Mi to pomaga, innym może przeszkadzać, ale każdy ma swoje upodobania. Więc co pod symbolem B1/7?: ORW Bystre - Roztoki Dolne – Kiełczawa – Kalnica – Sukowate - Przełęcz 712 - Jeziorko Bobrowe – Huczwice – Synarewo – Rezerwat Goloborze – Kamieniolom- „34 sosny” + kamieniolom – ORW Bystre. Wiem, że można to szybciej obejść ale czy o to w tym wszystkim chodzi? Jest stare przysłowie dla turystów... wolniej chodzisz, więcej widzisz.
Idę, za Wisanem skręcam w prawo i powoli acz systematycznie wchodzę coraz wyżej. Czuć las, przed prażącym słońcem uciekam raz na lewą, raz na prawą stronę drogi, tam drzewa dają trochę cienia. Gdy dochodzę do skraju Roztok Dolnych, wita mnie obóz, chyba harcerski bo nie widzę żywej duszy łącznie z ewentualną strażą. Mogę się mylić, a może są gdzieś przyczajeni? Dalej też jakoś tak dziwnie cicho, domy pozamykane, nie widać zbyt wiele zwierząt. Mózg się wysila i dochodzę do wniosku, że zapewne, a jest po godzinie 10, wszyscy są w kościele na mszy. Przyśpieszam kroku bo myślę sobie, że jak jest msza to uda mi się wejść też do kościoła... szkoda tylko, że już nie na całą mszę. Dolina i wieś to bardzo urokliwe miejsce... marzę.... fajnie mieć tutaj dom. Pod kościołem czekam 10 minut aż się msza skończy... nie chcę przeszkadzać swoim wejściem i rozpraszać wiernych. Takie wejście w tak małym kościółku to na bank ... skrzypnięcie drzwi.... odwrócenie się wszystkich.... myśl, ki czort tu przylazł. Wolę poczekać! I tak ludzie gdy wychodzą patrzą, mówię każdemu dzień dobry, niektórzy przystają... a co ja tutaj robię?... o tak to stary kościół... mało nas mieszkańców tutaj... starsi ludzie pogadaliby dłużej i poopowiadali ale ja chcę zobaczyć kościół w środku, chcę chwilę się pomodlić, chcę chwile znowu odlecieć w świat historii, chociaż na chwilkę. Opiekun kościoła, młody człowiek, w milczeniu siada w pobliżu i dyskretnie obserwuje... ale pozwala na modlitwę i „odlot”. Wrzucam jakieś pieniążki do puszki, skinięciem głowy potwierdzam, że już.... pod kościołem podaję rękę na podziękowanie. Wspaniali ludzie są na świecie. Nic z nim nie rozmawiałem a rozumieliśmy się bez słów. Przed kościołem grupki ludzi, mają okazję porozmawiać i ja też zagaduję przez chwilkę. Za wcześnie na obiad, dziś w dzień święty się nie pracuje... co będą teraz robić o godzinie 11?
Kościół przepiękny i w przepięknym miejscu stoi.... warto tu przyjść!
W oddali na stoku góry Szczabe widać ładne domki początku Kiełczawy. Skręcam w nią w lewo, po drodzę mijam dwie kapliczki i odwiedzam stary cmentarzyk....
I tylko czasem skrzywionym krzyżem,
otchłań zieleni westchnie nieśmiało
o pamięć prosząc i ciepło świecy,
bo tylko tyle tu pozostało.
Znowu ratowałem się wierszem WUKI, nie mogę inaczej. Wiersz mi siedzi w głowie. Szkoda, że go przed wędrówką nie znałem, teraz mi będzie łatwiej patrzeć na te miejsca.
Droga pusta mijają mnie ze dwa samochody i jeden skuter.... cisza, upał, bzykanie, gdzieś u góry szelest wiatru... widoki wspaniale...WSPANIAŁE! Gdy dochodzę do punktu widokowego to mogę patrzeć i patrzeć. Schodzę do Kalnicy, przed samym mostem na Kalniczce chyba budynki dawnego zakładu karnego a teraz, jak głoszą tabliczki, prywatna własność. Siadam naprzeciwko leśniczówki, posilam się, dużo piję.... długo nie siedzę bo mały piesek zza płotu szczeka na mnie bym sobie poszedł i nie mącił mu sjesty południowej. Nadal pusto, idę w stronę Przełęczy 712... cały czas pod górkę. Przez długi odcinek teren odkryty, później wchodzę w las. Szeroka droga a nie jakiś dukt daje perspektywę, daje przestrzeń i możliwość oglądania przyrody z bliska i z daleka. Przełęcz mnie raz oszukała bo myślałem, że już mam z górki a to jeszcze spory kawałek mnie czekał. Gdy doszedłem byłem mocno wyczerpany, słońce daje popalić. Zejście dodaje sił, bo wiem, że za parę minut mam Jeziorko Bobrowe, wspaniałe miejsce, nawet na całodzienny wypad. Schodzę niżej aż do „fabryczki kruszywa” a dalej do kapliczki w Synarewie, zimna woda, w dodatku cudowna.... cudownie gasi pragnienie i cudownie oziębia. Przed bodajże 10 laty, a może więcej, mocno się jej naszukałem a teraz dróżka do niej prowadzi.
Przechodzę Gołoborze i dochodzę do kamieniołomu. Tutaj, tak jak wszędzie kilka zdjęć i idę do drugiego kamieniołomu „Rabe” oznaczanemu przez Nadleśnictwo Baligród jako „34 sosny”, mało na ten temat znalazłem... jest tylko na stronie Nadleśnictwa troszeczkę opisu. Na samej górze piękne widoki kamieniołomu w słońcu, widać rozrysowane osady skalne i te drzewa jeszcze rosnące na skraju urwiska. Trochę wyżej krzyż poświęcony śmierci komandosa (odnośnie okoliczności, dałem zapytanie w innym wątku).
Prawie dochodząc do ORW wychodzi mi pod nogi padalec i daje mi się spokojnie obfotografować.
10 godzin mi to dzisiejsze wędrowanie zajęło, słońce mnie spiekło, nogi ciążą ołowiem, spocony jestem jak mops po biegu. Nie powiem Wam o czym marzę, bo wyjdę na pieruńskiego pijoka (hehe... trochę śląskiego dałem ;) .
Nie żałuję, było wspaniale i fajna trasa.... polecam Wszystkim. Można ją zmodyfikować o kapliczkę na stoku Gawgania.
Cdn...
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Cytat:
Zamieszczone przez
Recon1
[FONT=Arial]... „34 sosny”, mało na ten temat znalazłem...
Jest to właściwie jedyna znana (oznakowana) w Bieszczadach grupa Drzewców. Pierwszy raz pojawiły się nie wiadomo skąd na pierwszym wydaniu pomarańczowej mapy - na Huczku. Jak to Entowie mają we zwyczaju, bez pośpiechu podążają w obranym kierunku i jak widać doszli już do kamieniołomu. Pewnie ktoś musiał zbyt wysoko na okoliczne lasy łapę podnieść i idą mu ją przy samej najjaśniejszej u...(rwać). Jak już do tego dojdzie będziemy mieć pewnie w prasie szczegółowy opis kolejnego horroru w Bieszczadach:wink:
Ale póki co pozostawmy Drzewce w spokoju i idźmy dalej Twoim tropem, który rysuje przed Nami bardzo przyjemne , bieszczadzkie esy - floresy.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
"Drugi z pomników przyrody żywej znajduje się na stromym stoku opadającym do kamieniołomu Zakładu Górniczego „Huczwice”. Jest to pomnik grupowy obejmujący stanowisko sosny wdziarowej. Obejmuje 34 sosny."
http://www.krosno.lasy.gov.pl/strony/1/i/1025.php
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Cytat:
Zamieszczone przez
sir Bazyl
Jest to właściwie jedyna znana (oznakowana) w Bieszczadach grupa Drzewców. Pierwszy raz pojawiły się nie wiadomo skąd na pierwszym wydaniu pomarańczowej mapy - na Huczku. Jak to Entowie mają we zwyczaju, bez pośpiechu podążają w obranym kierunku i jak widać doszli już do kamieniołomu. Pewnie ktoś musiał zbyt wysoko na okoliczne lasy łapę podnieść i idą mu ją przy samej najjaśniejszej u...(rwać). Jak już do tego dojdzie będziemy mieć pewnie w prasie szczegółowy opis kolejnego horroru w Bieszczadach:wink:
Ale póki co pozostawmy Drzewce w spokoju i idźmy dalej Twoim tropem, który rysuje przed Nami bardzo przyjemne , bieszczadzkie esy - floresy.
Rozmawialiśmy na ten temat na forum. Marcin zrobił mi ciekawy wykładzik o sosnach wdziarowych. Gdzieś to musi być w archiwum.
Pierwszą informację na ten temat 'otrzymałam" w latach 70 XX w. Zbigniew Staruchowicz "Informator o rezerwatach i pomnikach przyrody województwo krośnieńskie" str 30. Jeżeli zaś chodzi o mapy i to co na nich znajduje się to polecam dyskusję i to dość żywą (Piotr i ja w rolach głównych, a co od życia też mi się coś należy:) ) na forum 321 gory temat o Expressmap.
Mam już kandydata na "stanowisko" najlepszego powsimordowego gawędziarza-wspominkowca. Zadecydowało jedno:wink: fascynacja wierszem Wuki. Moim zdaniem jest naprawdę piękny.
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Miło poczytać o swoim miejscu pracy. Polecam alternatywne wedrowanie lasami, łąkami dookoł tych wiosek widoki przecudne, spokój i tak nie grzeje. Po lasach sporo szlaków zrywkowych, wiec i droga szybko i miło mija. Szczególnie fajne sa lasy na północ od lini Huczek - Kamienna Góra. Ktoś nawet kiedyś zapodawał zdjęcia na forum... chyba Barnaba
-
Odp: Słów kilka(dziesiąt) o niedawnym wypadzie w Bieszczady
Marcinie, w wielkiej części to dzięki Tobie zainteresowałem sie okolicami Baligrodu i przekonałem się, że warto było. W przyszłym roku też chcę mieć bazę wypadową w ORW Bystre. Jest jeszcze kilka fajnych miejsc do odwiedzenia. Będę bacznie śledził każdy wpis z tych okolic. Strona Nadleśnictwa Baligród jest w moich "ulubionych" :)