Pełne zdanie powinno być :
osobom, które nie potrafią sobie radzić samemu "Polecam wszystkim wyjazdy z SKPB!"
i to jest dobre rozwiązanie , szczególnie dla tych (pełnych obaw)
Wersja do druku
Pełne zdanie powinno być :
osobom, które nie potrafią sobie radzić samemu "Polecam wszystkim wyjazdy z SKPB!"
i to jest dobre rozwiązanie , szczególnie dla tych (pełnych obaw)
buba :
to sugestywne uzupełnienie daje teraz pełną jasność,Cytat:
rownoczesnie tez musza lubic dlugie trasy, szybkie tempo marszu oraz unikac alkoholu i kontaktow z miejscowa ludnoscia...
dzięki czemu każdy znajdzie coś właściwego dla siebie
Przecież jest zakaz picia alkoholu, przynajmniej w stolycy.
Inne SKPB tak nie mają?
No ale plusem jest ekipa, a z tą czasem ciężko. Wtedy i PTTK Rzeszów dobry;-)
takie byly przynajmniej moje doswiadczenia i znajomych z wedrowek z SKPB- acz moze nie wszedzie tak jest...
zauwazylam, ze na wyjazdach rzadko:
- wstaje sie po 9
- rozbija biwak przed 17
- dzienne trasy maja ponizej 15 km (nie mowie o zalamaniu pogody czy chorobie jakiegos uczestnika
- urzadza sie dlugie nocne imprezy przy ognisku
- nawiazuje znajomosci (blizsze niz pytanie o droge) z pasterzami, jagodziarzami, drwalami czy mieszkancami podgorskich wiosek
raczej jest nastawienie na gory, widoki i "łykanie kilometrow". Nie mowie ze to cos zlego- po prostu co kto lubi :) Fajnie ze kazdy ma wybor, ale stwierdzenie ze wyjazdy skpb sa fajne "dla kazdego" chyba prawda nie jest...
slaskie i krakowski tez tak maja...
Rzeszowski pttk przynajmniej abstynencji nie wprowadzil :-) i fajne imprezy z gitarka sa wieczorami.
Buba ;););)
na ostatnim prywatnym wyjezdzie budzilem chlopakow o 5 czasu ukrainskiego(hehe czyli 4 polskiego) rano a jak raz sie raz dlugo zbierali i wyszlismy dopiero 7.45 to bylem zly jak ta lala ;);) Jasne, co kto lubi! Tutaj chlopaki byli uprzedzeni o takim zamordyzmie hehe ;);)
KOnczylismy ok 17.30-18.30 bo koncowka lutego to mozna sobie juz pozwolic na dlugie wedrowanie.
A, ALKOHOL TWOJ WROG!!! wiec lej go.... prosto wiadomo gdzie ;););)
P.
Opowiadam o prywatnym wyjezdzie, nie jestem zwiazany z SKPB Wawa, choc mam tam znajomych i jest bardzo prawdopodobne ze bede bacowal w lato Teodorowke przez 2 tygodnie.
wiem :-)
z tym kolem bylam dwa razy na wakacyjnych wyjazdach- jeden byl totalnie abstynencki pod grozba wydalenia z obozu ( ja opuscilam go po 3 dniach ;) bo czulam sie jak na koloniach w podstawowce ;) drugi byl super i na totalnym luzie ale z tego co pamietam prowadzacy przewodnik mial potem jakies nieprzyjemnosci w kole bo kilka uczestniczek na niego donioslo ze nie przestrzega regulaminu... nie bede pisac ksywek prowadzacych obozy bo zbyt duzo ludzi moze ich znac (moge ci napisac na PW)
juz nie wspominam o roznych incydentach w chatce na adamach, np. gdy jakis chatkowy (na okolo kolo lat 20) odbiera starszemu panu wino ktore tamten chcial wypic z zona do kolacji.. Powolujac sie na regulamin kola..
wiem, ze napewno nie wszyscy... ale odnioslam takie wrazenie ze kola SKPB/G odnosza sie do alkoholu w gorach z duza doza wrogosci... moze jestem w błedzie, moze wyciagam wnioski na podstawie zbyt malej ilosci przykladow..
z katowickim SKPB nawet sie wozilam jakis czas z dwoma kursami jako sympatyk i mam wrazenie ze tam jeszcze bardziej bylo to przestrzegane..
a twoje , basiu, spostrzezenia sa inne?
No cóż - co do tej pierwszej osoby prowadzącej - ma pewne podejrzenia, kto to był.
Możesz je potwierdzić na priv, bo na publicznym forum nie będziemy pisać nicków.
Faktem jest ze u nas w kole istnieją dwie frakcje - jedna kilkuosobowa "abstynencka", która jednocześnie zarządza chatką na Adamach i druga, znacznie liczniejsza, która ma diametralne inne zdanie.
Różnimy się zresztą nie tylko tym.
To jednak nasze wewnętrzne sprawy, więc nie chcę o tym pisać.
Jednak od siebie mogę napisać, że postępowanie niektórych "chatkowych" z chatki na Adamach oceniam bardzo krytycznie.
Ostatnio zresztą zazwyczaj nie są to członkowie SKPG.
U mnie na obozach, a prowadzę ich sporo - nie ma problemów z wypiciem piwa, czy wina, ale przesadzać nie należy.
Muszę jednak napisac że nigdy ale to nigdy, jak prowadziłam w życiu chyba ze 40 obozów wędrownych nie zdarzyło mi sie aby ktoś tak na prawdę przesadził.
Owszem zdarzały sie rózne sytuacje (np. taszczenie jednego uczestnika "w stanie nieważkości" nocą przez cały Lwów, bo załatwili go Ukraińcy w pociągu), ale nie było krytycznych.
A nawet jak ktoś z lekka przesadził - to zrobił to po cichu i poszedł spać.
Imprez kursowych prowadziłam jeszcze więcej (co roku średnio 3-4), za to krótszych i na prawdę nie widzę nic złego jak wieczorem kursanci napiją się piwa lub grzańca razem z prowadzącym.
Jak zwykle bez przesady.
Co do innych kół - jest różnie.
Jeździłam na imprezy z SKPB Warszawa, SKPB Lublin, SKPB Katowice i ostatnio z SKPG Kraków.
Ostrą prohibicję na imprezach i na kursach stosuje SKPB Warszawa.
SKPB Lublin - ostra prohibicja na kursie, na imprezach własnych - wręcz przeciwnie ;) obozów dla osób z zewnątrz o ile wiem - nie prowadzą.
SKPG Kraków - tak jak u nas - na imprezach i na kursie można ale bez przesady.
SKPB Katowice - niejednokrotnie byliśmy razem na imprezach kursowych, piliśmy wspólnie piwo, też rzecz jasna bez przesady.
Chodzi o jedno-dwa piwa, ewentualnie grzaniec wieczorem, na więcej i tak nie ma czasu, jednak te wszystkie wyjazdy, zwłaszcza kursowe są bardzo intensywne pod względem nauki, taka ich rola.
Z innymi kołami studenckimi nie jeździłam.
Pozdrowienia
Basia
P.S.
Jak to już zauważyli koledzy z frakcji rzeszowskiej, ja w górach pić nie lubię i nawet najlepszych pyszności nie pijam, bo bardzo źle mi się chodzi po alkoholu, ale wieczorem to co innego.
Hmm nie wiem co można robić w namiotach do 9-tej, to już pewne ekstremum ;)
A trasy na wyjazdach otwartych na ogół są dość krótkie, ok 20 km, to dla wytrawnego piechura tylko 4 godziny marszu, więc tempo chodzenia jest naprawdę niewyszukane i jest dużo przerw na odpoczynek i podziwianie widoków.
Co do prohibicji to oficjalnie jest, a w praktyce chodzi o to żeby nikt się nie obudził na kacu ;) Oczywiście w każdym środowisku się trafia jakiś fanatyk, o którym krążą legendy i przez którego całej organizacji wystawia się łatkę, ale takie historie jak z tym chatkowym to moim zdaniem zupełny margines.
Ha ha ha;-)
Ja też już nie mam więcej pytań.
Najbardziej mi się podobał Sylwester 2 lata temu jak spaliśmy do 15-więc pobudka o 9 to wczesna pobudka!
Lukasz :
GRATULACJE !!!Cytat:
A trasy na wyjazdach otwartych na ogół są dość krótkie, ok 20 km, to dla wytrawnego piechura tylko 4 godziny marszu,
Zważ na to że się łaziło szlakiem,drogami a nie chaszczowało elegancko.Przy naszym dzisiejszym krzaczkowaniu jak się uda dychę przejść to dobrze,he he
Zresztą teraz dystans mi jest obojętny,wolę dobrze poniebieskoptaszyć ;)
A tak żeby nie być gołosłownym to Krynica - Rotunda (I biwak) daje jakieś 25km,następny Olchowiec też coś koło tego,może ciut więcej itp
ano są...mnie to też wychodzi tak na 5-6 km/ h . I szlag mnie nie raz trafia, jak moja towarzyszka zap...la jak do pożaru :!:
No nie wiem jak teraz, ale za czasów kiedy ja się kręciłem z wyjazdami SKPB Rzeszów, to abstynenckimi ich nie można było nazwać :)
Wyszło na to że mój pierwszy post na forum po kilku latach czytania jest o piciu :D
Brawo :)
Ten temat powinien mieć tytuł - "Wyjazdy z SKPB pod względem alkoholowym" i poza tym - dlaczego w "Bieszczadach praktycznie" ?
Buba - odpiszę Ci na pw, ale na razie nie mam czasu.
Jak już jestem w domu - to niestety muszę popracować, aby nieco podgonić robotę.
B.
Książę Danii w czaszkę wpatrzony też się kiedyś zastanawiał: "Pić albo nie pić. Oto jest pytanie." Ci, którzy wybiorą wariant drugi idą oczywiście na łatwiznę i już więcej się nie muszą się nad niczym głowić. Za to przed pierwszymi wkrótce pojawia się kolejny problem, jak tu w tych ekstremalnych warunkach turystycznych coś skołować? :) A bywa czasem i inny: co wybrać z półki? Czysta czy kolorowa? I mózg cały czas pracuje, więc się i rozwija! Odpowiedź na postawione wyżej pytanie jest więc oczywista i nie ma co dłużej na ten temat dywagować :)
Ale nie o tym chciałem, gdyż każdy w takich sytuacjach (czyli wyjazd z takim czy innym kołem, klubem) może się zapoznać z warunkami jakich trzeba przestrzegać i albo się zgadza i jedzie albo nie. Dla każdego się coś znajdzie i o to chodzi.
Ale jak zauważyłem dyskusja toczy się całkiem obok relacji, którą zamieścił lukasz-l. A mnie tam uderzyło jedno stwierdzenie i w związku z nim tytuł wydzielonego wątku jest wg mnie odpowiedni, a nie brzmieć jak napisała Basia Z:
Mianowicie w relacji lukasza-l przeczytamy:
„(...)Tego dnia po raz pierwszy spotkaliśmy innych turystów na szlaku! Przy przełęczy Pryslip (z charakterystycznym kamiennym krzyżem z nieczytelną inskrypcją) spotkaliśmy grupę ukraińskich turystów. Próbowali się dopytać o drogę, ale przewodnicy stwierdzili, że mają swoją mapę więc powinni sobie poradzić i odpowiedzieli, że nie wiedzą^^ (...)”
I to jest przerażające! Co to za ludzie? Mienią się przewodnikami? Toż to jakaś szczeniacka bufoneria! Fajne towarzystwo na wyjazd, baaaardzo fajne....
Też ten opis mnie zszokował .... przewodnicy tak się zachowali ???
Alkohol rzecz bardzo indywidualna, wszystko dla ludzi w odpowiednim czasie i miejscu i czasowe zakazy jeszcze mogę zrozumieć ... ale żeby nie podzielić się w górach na szlaku informacją o kierunku , pogodzie itp. , dla mnie to nie przewodnicy, ani ludzie którzy chodzą po górach.
Czyżby taki regulamin w SKPB Wa-wa był ?, czy akurat na"takich" ludzi trafiło?
Nie mogę tego zrozumieć... będąc ostatnio w Czarnohorze na trasie oddałem bez zastanowienia nową mapę Czarnohory Ukraińskim Turystom i mam nadzieje ,że jak będę w potrzebie na szlaku to ktoś mi pomoże.
Sądzę, że powinno się dać wypowiedzieć drugiej stronie.
Mi się też nie chce wierzyć i sądzę, że raczej piszący relację coś przekręcił.
B.
chciałem tylko zaprotestować, wg mnie tempo 5km/h to jest niezłe napinanie w górach, wychodzi na to że w ciągu 8h marszu trzeba przejść 40km... Zazwyczaj nie mierzę i nie wiem ile przeszedłem w górach, ale przykładowo do czego mogę się odnieść - startowałem w Biegu Rzeźnika Komańcza-Ustrzyki i za pierwszym razem zrobiliśmy te ok 76-78km w niecałe 15h. Wychodzi właśnie ok. 5km/h.... Nie był to spacer lecz napitalanie na lekko(ok, wytrenowani byliśmy baaardzo kiepsko...).
Jasne można mieć godzinę czy dwie gdzie da się utrzymać takie tempo z plecakami w sprzyjającym terenie, ale kuna nie średnią przez 8-9h z plecorem... (Należę do osób raczej szybko chodzących po górach).
P.
W górach nie przeliczam trasy na km tylko na punkty GOT (chociaż ich nie zbieram). Jeden pkt. GOT = 1 km albo 100 m deniwelacji w górę.,
Średnie tempo z plecakiem mam mniejsze niż 4 pkt GOT / godz., bez plecaka ok. 4 pkt.; 5 pkt GOT / godz. to już szybkie tempo.
Z dużym plecakiem można pokonać dziennie 20-25 pkt GOT, więcej to już hardcore.
Bez plecaka zdarzało mi się 40-45, ale to było dawno.
Nalezę do tych, którzy nie lubią się w górach spieszyć.
B.
...oj... ja też... zdecydowanie... nie rozumiem po co ?
"im wolniej idziesz, tym więcej widzisz... wgłąb i w przestrzeń, wzdłuż horyzontu myśli butami ziemię pieścisz..."
tym co się spieszą to chyba dla przypomnienia dam LINK
Proszę, przeoczyłam taki fajny wątek :)
Z racji tego, że reprezentuję warszawskie SKPB, tez coś dorzucę.
Otóż styl chodzenia po górach każdy przewodnik ma ciut inny. Jeden będzie napieraczem i przegoni grupę tak, ze wieczorem padnie. A drugi będzie pozwalał na rozwałki i podziwianie widoków.
Wczesne pobudki i wczesne wychodzenie są zasadne z punktu widzenia bezpieczeństwa w górach i może jest to truizm, ale jak każdy truizm - sprawdza się w praktyce. Wiele razy było tak, ze wczesne wyjście uratowało jakąś podbramkową sytuację.
Ja osobiście na moich obozach podrywam grupę wcześnie (Łukasz coś o tym wie :)) ale jakoś nie słyszałam złych słów z tego powodu (może bluzgają za moimi plecami). Duch Krygowskiego nade mną lata i mówi - wychodź tak, żebyś usłyszał pierwszego porannego ptaka. Niestety - nie udało mi się jeszcze tego ideału zrealizować :)
Co do alkoholu. I tu też podejścia są różne. Znam i ortodoksów w tej sprawie, a także i luzaków. Zasada jest jedna - na naszych wyjazdach nie używamy alkoholu pod żadną postacią. Ja osobiście uważam, że wszystko jest dla ludzi, ale obciążanie się puszkami piwa czy też flachą w górach - to zbędny ciężar. Co innego po zejściu z gór - szkoda by było, kończąc wyjazd np w takim Lwowie czy innym Kotorze nie napić się Obołonia, czy też genialnego czarnogórskiego wina. Ale podkreślam - po ostatecznym zejściu z gór.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Ludzie, których bierze się na wyjazd to nieznajomi. Nie wiemy, jak zareagują ich organizmy na nawet małą dawkę alkoholu w stanie zmęczenia. Po co mieć kłopoty z tym związane, ze np ktoś zacznie schodzić albo wygeneruje sobie inne kłopoty zdrowotne w sercu gór. Narobi kłopotów mnie, jako przewodnikowi oraz całej grupie.
Dlatego staramy się stworzyć taką atmosferę, żeby zabawa była dobra bez alkoholu. I nie jest to kwestia "na siłę". To znaczy - prowadzę obozy od lat i chyba nigdy nie usłyszałam od uczestnika, w środku gór, np przy ognisku w Gorganach - ech, napiłoby się piwka. Po prostu tworzy się taką atmosferę, że jest fajnie bez alkoholu i nie ma takiej potrzeby, aby po niego sięgać.
Nie wiem dlaczego, ale ten temat jest bardzo drażliwy i wywołuje zawsze strasznie dużo sporów, dyskusji, róznicy zdań i takich innych. Ileż ja się nadyskutowałam z eskapegolami z Krakowa :)
nie podnoszę tu tematu alkoholu na kursie, który to temat jest jeszcze bardziej zapalny :)
piekne to jest, kropek...piekne.. chcialabym jak najwiecej takich wedrowcow spotykac na swojej drodze...
Jedno jest pewne co sie nasuwa po lekturze tego watku- najlepiej w gory jezdzic samemu lub z grupa przyjaciol. Wtedy nie ma problemu ze ktos ci narzuca jakis typ turystyki. Mozesz wstawac w poludnie lub przed switem, tempo wedrowki mozesz miec 1km/h albo 10 km/h , mozesz jesc i pic co sie tylko podoba i przyjedzie ochota, nikt ci nie mowi kiedy masz isc a kiedy lezec.. A jak wpadnie sie w tarapaty to mozna liczyc tylko i wylacznie na siebie.. i tylko siebie winic..
mam nadzieje ze to nie jest prawda... ze to jest zmyslone albo wyniknelo jakies nieporozumienie... Bo az skora cierpnie ze takich ludzi mozna by spotkac na swojej drodze..
Bo jak to sie ma do spotkanych w gorach pasterzy, jagodziarzy czy innych miejscowych, ktorzy potrafia zmienic swoje plany, zostawic swoja prace i prowadzic turyste godzine czy dwie , zeby nie zabladzil, zeby na pewno dotarl we wlasciwe miejsce...
Ech, mi kiedyś, kiedy prowadziłam dla "Wierchów" obóz w Górach Rodniańskich uczestnicy zarzucili i pisali potem do "Wierchów", że nigdy nie udało się nam wyjść przed 11.
Wprawdzie potem robiliśmy dość spore trasy, przeszliśmy całe Rodniańskie w 4 dni i program został w całości, a nawet ze sporym naddatkiem krajoznawczym zrealizowany, ale niemniej zarzut był.
Cóż - wszystkim nie da się dogodzić.
Umiejętność prowadzenia polega między innymi na tym, aby dogodzić wszystkim maksymalnie na ile się da.
Mimo wszystko - cały czas lubię prowadzić obozy.
Pozdrowienia
Basia
Tak, sama prawda.Cytat:
Napisał dziabka1 :
Ja osobiście uważam, że wszystko jest dla ludzi, ale obciążanie się puszkami piwa czy też flachą w górach - to zbędny ciężar.
Bez opróżnienia tego na górze jest to zbędny ciężar.
Do tej pory wypominam kolegom wyniesienie koniaczku na polankę pod Paraszką i ....... spędzenie wieczoru w klimatach AA. Żaden nie otworzył plecaka i nie wyciągnął ku pokrzepieniu serc. Cały następny dzień nosili zbędnie obciążony plecak, a pozostali ze spuszczonymi głowami ledwie dowlekli się do Skolego.
ja dzieki piwku zobaczylam widoki z gorganskiej gorki Parenkie... juz mialam tak dosc ze siadlam w kosowce i powiedzialam ze dalej nie pojde, tu sie poloze i zdechne ;) a topeerz kusil- chodz, na szczycie dostaniesz lvivskie... bo niosl ostatnia butelke... byl upal, zasychalo w pysku.. doszlam na szczyt.. i bylo warto- i zadne inne lvivskie nie mialo takiego smaku jak wtedy!! ile bym stacila gdybym wtedy zdecydowala sie schodzic, a toperz nie znalazl odpowiednich metod motywacyjnych!!! ;)
https://picasaweb.google.com/uchate....75267646817986
Widzę że wywołałem trochę niezamierzenie burzliwą dyskusję. Nie wiem dlaczego temat akurat alkoholu wywołuje takie burzliwe dyskusje, prowadzące wręcz do podtekstów seksualnych (post Browara powyżej). Więcej emocji wywołałby chyba tylko wyjazd wegetariański. Wyjazd naturystyczny pewnie dorobiłby się góra 3-ch stron w tak krótkim czasie.
Niespodziewanie dużo emocji wywołał wątek grupy Ukraińców nie ten tego z mapami... Cóż, być może coś przekręciłem. Opisywałem świat takim, jakim go postrzegam. Wiadomo, dwoje ludzi patrzy na ten sam obrazek, jeden widzi młodą, piękną dziewczynę, a drugi staruchę z wielkim nosem... Ja nie przywiązałem do niego większej wagi, była dopiero połowa dnia (13-ta), wioska była w zasięgu wzroku a wszystko rozchodziło się o to, którą drogą będzie najbliżej... Zresztą tu sami zainteresowani powinni mieć prawo głosu, ja byłem tylko niezbyt uważnym obserwatorem.
Natomiast bez echa przeszło zdanie o byłym zaborze polskim. Prawdę mówiąc obawiałem się, że tu mogą wybuchnąć pewne imperialistyczne tęsknotki (niektórzy nadal myślą o Polsce od morza do morza, tak jak dla innych Gdańsk zawsze będzie niemiecki, a Polska - kraj przywiślański). Ale wszyscy czytelnicy uznali to stwierdzenie za pewną oczywistość. W sumie wepchnąłem kijek w mrowisko, a mrówki wylazły z drugiej strony ;)
Lukasz-I przesadzasz pisząc :
Skrótowo zarekomendowałeś wyjazdy z SKPB i co w tym dziwnego że inni ten skrót rozwinęli dając postronnym pełniejszą informację z czym może się spotkać osoba zamierzająca wziąć udział w takim działaniu.Cytat:
W sumie wepchnąłem kijek w mrowisko, a mrówki wylazły z drugiej strony
Ja ty nie widzę żadnego mrowiska, ani sprzecznych polemik.
Powinieneś się cieszyć, że inne osoby uzupełniają Twoją wypowiedź.