Aż doszliśmy do kolejnego mostku, a za nim stała cała miejscowa ekipa oraz leśnicy. Wiadomo było co się święci...
Padło zwyczajowe przywitanie, po czym zapadła głęboka cisza.
Wystąpił człowiek w niebieskim mundurze ze złotymi pagonami.
- pozwolenie na przejście macie?
- nie macie – odpowiedziałam zgodnie.
- to ja poproszę Starszego.
Starszy wyglądał co najmniej, jak generał.
Wyciągnął służbową legitymację i pochwalił się udanym zdjęciem.
Spojrzał srogo, westchnął...
Znów spojrzał, westchnął...
To ja też westchnęłam ze zrozumieniem powagi sytuacji. A cała grupa z pełną napięcia ciekawością czekała co będzie dalej.
Wykorzystałam chwilę na złapanie oddechu i dalej objaśniać, że my nie na tę piekielną (może nie tak dosłownie;-) Doboszankę, ale do zwykłej drogi chcemy dojść, Krzyżówki zwanej Stoły. Absolutnie i bezwzględnie chcemy się stąd wydostać! Żadnych rezerwatów nie chcemy oglądać!
Moja determinacja była na tyle silna, zapewnienia godne wiary, a skrucha wielka, że Generał zażądał długopisu i kartki. Po czym kilkoma kreskami wyrysował naszą dalszą trasę, ostatni raz westchnął i nas zwolnił![]()
I tak los zrządził, że nie poszliśmy na Doboszankę.
Mimo podanych wskazówek szybko pojawiły się wątpliwości, czy to już ten zakręt Zubrynki, czy następny. Zapytaliśmy siedzących po krzakach jagodziarzy, którzy skierowali nas na pobliską ścieżkę;-)
Ścieżka nie dość że była cała pokryta wiatrowałami, to w końcu wspięła się do lasu i znikła.
No i zaczęło się chaszczowanie. Przynajmniej miałam okazję poznać prawdziwy, dziki gorgański las;-)



Odpowiedz z cytatem
Zakładki