Poprzednie czesci relacji z Gruzji:
http://forum.bieszczady.info.pl/show...i-Bakuriani%29
http://forum.bieszczady.info.pl/show...-D%C5%BCuty%29
http://forum.bieszczady.info.pl/show...ice-Szatili%29
Pełzniemy sobie drogą w kierunku Achalkalaki. Na obrzeżach Bakuriani siadamy przy drodze i postanawiamy złapac stopa. Grunt, zeby nas cos podwiozło na przełecz, w dól to juz mozemy sobie potuptac pieszo. Mało aut jezdzi ta droga, ale i tak szybko pokrywamy sie warstwa unoszącego sie pyłu. Mija nas kilka gruzawików. Wszystkie chetnie sie zatrzymują, zagadują, ale niestety nie moga nas zabrac bo jada tylko do lasu po drzewo. W końcu zatrzymuje sie busik a w nim dwa roześmiane pyski. W czasie jazdy opowiadaja nam, ze jadą dalej za przełecz, do Tabaskuri. Ponoc tam jest jezioro, piekne widoki, zrobimy impreze, nałowimy ryb, bedziemy sie kąpac i pływac łódka. No to nas namówili!!!! Przełecz nie ucieknie a praktycznie to przeciez nigdzie nam sie nie spieszy i własnie po to tu przyjechalismy aby plan wyjazdu sie sam układał. Nasi wspóltowarzysze to Boria i Sanat. Sa Ormianami i mieszkaja w Bakuriani. Boria ma dzis urodziny- konczy 41 lat. Impreze rozpoczeli juz chwile temu. Poszli z flaszka na grób matki Borii, gdzie przy stoliku powspominali kobiecinke i "pokrzepili sie nieco". Boria tłumaczy, ze wspolne spozywanie posiłkow z rodzina i przyjaciolmi przy grobie bliskiej osoby, daje poczucie, ze ta osoba wciaz jest wsrod nich, ze uczestniczy w zyciu, w biesiadach, ze mozna sie jej wyżalic, zwierzyć, spojrzec w oczy, choc tylko te wygrawerowane na pomniku. Moze to wszystko złudzenie, ale warte zachodu. Boria zarzeka sie, ze matka zza grobu kilka razy pomogla mu w rozwiazaniu trudnych problemow zyciowych.. Wspolne jedzenie i alkohol pomagaja w nawiazywaniu konktaktu z zaswiatami i "uspakajaja dusze".
A wiec Boria, i takze Sanat ,ktory jest kierowca, maja juz dosyc rumiane twarze. Szybko w czasie jazdy puszczaja w krąg kieliszek abysmy i my nadrobili spoznienie.
Droga pnie sie zakretami pod góre, widoki coraz ładniejsze.
Opowiadaja nam o swoich rodzinach. Boria ma trzy córki, dwie nastoletnie i jedna trzymiesieczna. Co ciekawe- jego zona jest młodsza ode mnie!! Ożenil sie z nią kiedy miała 14 lat i niedlugo pozniej sprawili sobie potomka. Boria na swoja zone mowi Kobra. Chwali sie tez, ze ma kochanke z Kazachstanu. Poznali sie w internecie i poki co nie wiem czy ich znajomosc ma charakter wyłącznie wirtualny czy juz kiedys sie widzieli. Wiem jedynie, ze Boria wzdycha ze chcialby miec kazachska wize i zobaczyc ten niesamowity kraj- step, ktory jest płaski i nie ma zadnych gór!! (bo przeciez nawet gruzinskie dziecko wie , ze gory sa wszedzie )
Sanat natomiast cieszy sie, ze toperz "tez jest troche Ormianinem". Toperz przedstawia sie jako "Jan" a ponoc wiekszosc ormianskich nazwisk wlasnie na fraze "-jan" sie konczy np. "Adżirian". Tak nazywa sie jakis znajomy albo kuzyn, ktory dołącza do naszej imprezy przy źródełku. No wlasnie- źródełka! Wystepują przy naszej drodze i przy kazdym z nich jest obowiązkowy postój, ktorych celem bynajmniej nie jest picie wody. Tzn wode tez pijemy, jest bardzo zimna i ma mineralny posmak!
Chlopaki robia stół z reklamowki, wykladajac na nia chleb, pomidora, ogorki. No i przystepują do toastow- rzeczy chyba w Gruzji najwazniejszej. Niektore z nich trwaja po kilka minut i sa wręcz opowiesciami, z ktorych mozna sie duzo dowiedziec o naszych nowych znajomych, ich rodzinie, podejsciu do zycia, marzeniach i planach na przyszlosc. A ja mam okazje sie popisac jednym z trzech gruzinskich słow jakich sie nauczylam- "Gaumardzios" czyli "na zdrowie" albo raczej dokladniej "na zwyciestwo" bo wlasnie owego "zwyciestwa" zyczą sobie tutaj zawsze przy szklanicy napoju. Nie pozwalaja jednak abym tym jednym slowem wykrecila sie z toastu wiec tez musze pare razy jakas dłuzsza mowe zapodac.
Chlopaki probuja nas wciagnac w rozstrzyganie sporu, ktore źrodelko jest lepsze- czy to na stoku czy blizej przełeczy. Jak dla mnie oba zrodelka sa wspaniale, zawsze z takowych bym chciala pic wode w gorach. Po prostu niebo w gębie w porownaniu z tymi błotnistymi kałuzami, z ktorych nieraz bylismy zmuszeni korzystac na karpackich poloninach!
Po drodze mijamy kilka aut. To niesamowite ze wszyscy sie tu znaja! W kazdym aucie jak nie siedzi przyjaciel Borii, to siedzi przyjaciel Sanata! a jak nie przyjaciel to kuzyn. Albo w ostatecznosci przyjaciel kuzyna! Z kazdym z nich trzeba sie pozdrowic kilkakrotnym nacisnieciem klaksonu, a nastepnie uscisnąc łapke, paść w objecia "na niedzwiedzia" albo wycalowac po policzkach, co jest w calej Gruzji bardzo praktykowanym zwyczajem. To normalne, ze tak witaja sie lub zegnaja przyjaciele na ulicy, w autobusie i nikt bynajmniej nie widzi w tym niewlasciwych podtekstow.
Kawałek dalej korek i przymusowy postój na widokowej serpentynie na srodku drogi. Zepsula sie niwa, cos sie stało z kołem a raczej z osią i mocowaniem koła. Wszyscy sie oczywiscie schodzą kolo auta , pytaja czy nie trzeba pomóc. Naprawa juz w toku wiec pozostaje tylko czekac na jej rezultat.
U nas zapewne zaraz by sie zaczeli wszyscy denerwowac, spieszyc i probowac omijac popsute auto gdzies bokiem, rowem i poboczem aby moc dalej gnac na oślep ku swemu przeznaczeniu. Tu nikt tego nie robi. Ponoc w bardzo zlym tonie jest omijac na bocznej drodze niesprawny samochod i zostawiac jego pasazerow samych w gorach. A moze za chwile akurat twoja pomoc bedzie im potrzebna? Ostatecznie gdy naprawde musisz przejechac (bo np. wieziesz rodząca żone do szpitala) wskazane jest zatrzymac auto, wyjsc, przywitac sie i usprawiedliwic, dlaczego musisz omijac stojacych. Miejscowi zapewniaja, ze łamanie takich zasad jest potepiane zarówno przez ludzi jak i przez "moce nadprzyrodzone" czyli Boga, duchy przodkow czy kto tam jeszcze inny obserwuje Kaukaz z zaświatów. Ponoć przepascie sa pełne takich, ktorym sie spieszylo.. Fakt napewno jest taki, ze drogi są wąskie, a przepascie głębokie i ominiecie zatoru wcale nie jest proste i bezpieczne nawet pod wzgledem czysto technicznym..
Sytuacja wiec sprzyja kolejnym toastom, a spora czesc z nich przypomina mi dokladnie refren pewnej piosenki, ktora w orginale bynajmniej nie traktuje o polsko -gruzinskiej przyjazni "Dawaj za was, dawaj za nas, i za druziej i za Kavkaz!"
Dobrze, ze los zgotowal nam postoj w tym miejscu, wsrod widokow, gdzie mozna złapac do kieliszka promienie słonca..
a okoliczne góry oplatają jak sznurami korali stada owiec
Na samej przełeczy o nazwie, ktorej nigdy nie zapamietam i nie naucze sie jej wypowiadac (nazywa sie Zkhratskaro albo cos kolo tego ) znajduje sie policyjny posterunek. Sprawdzaja paszporty i wypytuja o cel podrozy, choc do jakiejkolwiek granicy jest stad daleko... Chyba.. No bo troche zgłupialam, ze wszystkich kontroluja w srodku kraju?
Zjezdzamy do Tabaskuri mijajac kolejne bacowki, gdzie oprocz zwierzyny wystepuja w duzych ilosciach dzieci radosnie bawiace sie piłeczka.
Mijamy ogromne stada owiec i innego bydełka wszelakiego. To one tu mają pierwszenstwo i króluja na wszystkich drogach.
Sanat bierze zakręty iscie po kozacku, gdy sie do nich zbliza to z niewiadomych przyczyn przyspiesza, jedzie srodkiem i glosno trąbi. Przypuszczalnie w ten sposob ostrzega auta jadace z przeciwka. Acz co jesli z przeciwka jedzie taki sam radosny Ormianin i zamiast nasluchiwac skupia sie na wciskaniu klaksonu? No ale powiedzmy ze metoda ostrzegania dziala na kierowcow innych aut. Ale co jesli za zakretem znajduje sie stado pięciuset owiec? Zapewne na dzwiek trabienia nie skoczą na komende w przepasc, a znając je to nie zrobia nic, tylko bedą stały gdzie stoją i gapiły sie swoim baranim rozbrajajacym wzrokiem, kolektywnym pobekiwaniem dodajac sobie animuszu...
A droga wije sie malowniczo wsrod gor..
Boria opowiada nam o krótkim lecie w Bakuriani. I dlatego prawie wszyscy faceci z tej miejscowosci to sportowcy, specjalizujacy sie w konkurencjach zimowych. On np. uprawia narciarstwo biegowe. Kiedys nawet wygrywal jakies medale.
Rozmawiamy tez o myslistwie. Chlopaki proponuja nam wspolne łowy na zajace lub kaczki. Smieje sie, ze niedzwiedz pewnie tez bedzie. Boria tłumaczy, ze z niedzwiedziem to trudna sprawa w Gruzji, bo kara za ustrzelenie takowego liczy sie w tysiacach dolarow. Wiec jakis z tego wniosek? "Niedzwiedzia trzeba ubić po cichu!" - wyglasza Boria z powazna mina.
I wreszcie widok na jezioro! Rzeczywiscie jest niesamowite! Wioska rozlozyla sie nad jego brzegami a dokladnie to głownie na pólwyspie. Tabaskuri to jedyna wieksza osada nad jeziorem. Pozostale brzegi, nie wiedziec czemu, sa zupelnie puste.. W szeroko rozlanych wodach przegladaja sie szczyty Gor Samsarskich, spowite wieczorna mgła. Niektore z nich zadziwiaja regularnoscia w budowie scietych stozków, wygladajac na jakies nie do konca wygasłe wulkany.
Zakładki