Podróże autostopem, zwłaszcza w Bieszczadach to temat tysiąca i jednej niecodziennej historii :) Na to przydałby się osobny wątek ale żeby jeszcze to wszystko mogło się spamiętać w jednej głowie. Żeby nie sięgać daleko wstecz, tej jesieni w Dwerniku też zasiedziało mi się pod sklepem ale że noc już była to trzeba było obrać już kierunek na Nasiczne. Złapałam stopa a ci zamiast drzwi otwierają bagażnik. A w bagażniku już siedzieli inni autostopowicze i kolejka po aucie krążyła, oczywiście omijając kierowcę. Czy kiedy indziej, próbując pieszo iść z Tarnawy na źródła Sanu, gdzieś w okolicy Sokolików złapałam ciągnik i tymsamym znalazłam się w Bukowcu. Marzy mi się tylko złapać jeszcze na autostopa motocykl. Ale kiedyś miałam piękną dłuższą wycieczkę motocyklem po Bieszczadach (jako plecak) -złota polska jesień, piękne słońce i góry i wiatr we włosach, ah. Też przez przypadek. Pracowałam w jednej noclegowni i puszczałam dobrą rockową, motocyklową muzykę ze swoich płyt. Motocykliście klimat tak się spodobał, że przedłużył pobyt a mnie zabrał na wycieczkę motocyklem robiąc całą małą i dużą pętlę bieszczadzką zahaczając o zalew. Albo kiedyś znajomi mieli mnie odwieźć do namiotu do Cisnej ale plany się zmieniły i o 3 w nocy kąpaliśmy się w zupełnie pustym i cichym zalewie, większość na waleta. Kolejne niecodzienne spotkanie: siedząc nad zalewem spotkałam swoją najlepszą niegdyś koleżankę z Krakowa. Okazało się że wybrała się na wycieczkę z Giercuszkiewiczem i znajomymi i po chwili siedziałam już w łódce i płynęłam do domku który pływa na wodzie a tam bluesy, jamy. Wracając łódką do brzegu spotkaliśmy Siczkę i resztę bandy z jego zespołu i piliśmy beztrosko piwko nad brzegiem zalewu. Kiedy indziej jeszcze spotkałam kobietę która była jota w jotę podobna do mnie (nie chodzi mi o wygląd), miałyśmy identyczne zainteresowania i idee życiowe, a także wiele ważnych sytuacji życiowych z przeszłości nam się pokryło. Mało tego -dokładnie tego samego dnia, zupełnie niezależnie od siebie planowałyśmy pójść w jedno ZUPEŁNIE nie uczęszczane miejsce w środku lasu pod jedną górą (nie ma tam oczywiście żadnych szlaków a trafić nie jest łatwo, jest jednak jeden punkt do którego obie zmierzałyśmy ale mało osób o nim wie). Więc poszłyśmy. A na imię ma tak jak brzmi moje drugie imię. U celu rozpaliłyśmy ognisko i siedziałyśmy przy nim do późna rozmawiając o życiu, właściwie miałam wrażenie jakbym rozmawiała sama z sobą. Zjawiła się w wręcz idealnym momencie, w którym powinna się zjawić. To zdecydowanie było najbardziej niecodzienne spotkanie. Teraz raz na pół roku dzwonimy do siebie. Żeby było śmieszniej, dalej w naszym życiu dzieją się bardzo podobne zmiany. Pamiętam gdy wyprowadzałam się z Prełuk chciałam do niej zadzwonić. Powiedziała że ona jest w trakcie przeprowadzki do zupełnie innego miasta. Powiedziała że rzuciła pracę jaką wykonywała i postanowiła wrócić do zawodu. Jejku, pomyślałam -przecież ja to samo. Zaś gdy rozstawałyśmy się na owej górze w lesie, ona powiedziała że idzie teraz na Ukrainę w góry. Dziś się uśmiecham bo kilka miesięcy po tym spotkaniu sama zaczęłam jeździć na Ukrainę a pozostałe góry zaczęły mnie coraz mniej interesować. Jej kierunek na Ukrainę mógł być symboliczny. Ale nie wiem czy to wszystko jest na temat w tym wątku.



Odpowiedz z cytatem
Zakładki