Namioty stanęły:



a Wojtek z Antkiem zeszli do wsi po wodę Ja zaległem padnięty po wędrówce, niech będzie, że pilnowałem namiotów. A jak komanija znów była w komplecie cierpliwie zaczekaliśmy na zachód słońca.



I tym razem na szczycie bylismy już sami



Robiło się ciemniej i ciemniej.



Chyba czas był już udać się grzecznie do śpiworków...