Andrzeju 627 - film jest wspaniały !!! Pomimo że wyglądam na nim jak stary Hitler (z przełomu 1944/45 r.). Gdyby nie baki i dłuższe włosy, owo okropne podobieństwo byłoby jeszcze większe.
Wypada mi też coś konkretnego napisać, gdyż inaczej na następnym KIMB-ie zdejmiecie mnie z „urzędu” !
Dzięki uczestnictwu w VI KIMB mam zamiar być w tym roku w Bieszczadach dwukrotnie. Wybieram się tam bowiem jeszcze raz (naturalnie do Sękowca): w dniach 9 - 29 września. Gdyby ktoś z Was był w tym czasie w Bieszczadach, już teraz zapraszam na „chmilne micne” i „chlebnyj dar”. Do wyboru - chyba że ktoś chciałby wymienione trunki (na własne ryzyko) połączyć.
Ad rem.
Majowy wypad był nierozerwalnie związany z naszym Kongresem. Specjalnie wybrałem zakwaterowanie w Ustrzykach Górnych, aby móc nieprzerwanie obradować, a jeszcze potem mieć gdzie wytrzeźwieć. A później - wspólnie z innymi kongresmenami zaklinować. Noclegi załatwiłem kilkaset metrów od „Zajazdu pod Caryńską”. Niby niewiele, ale - jak się później okazało - był to zbyt długi dystans dla mojej Szanownej Małżonki powracającej z obrad Kongresu (o tym już wkrótce). Kiedyś Iras miał pecha na którymś KIMB-ie, a teraz moja ukochana Gosia przeszła bieszczadzko-kimbowy „chrzest”.
Już 16 maja (w dniu przyjazdu) wieczorem zameldowaliśmy się „Pod Caryńską”, gdzie jednak o KIMB-ie ... ani widu, ani słychu. Nikt nic nie wie. Żadnego plakatu z moim zdjęciem. Sympatyczna panienka w barze w ogóle nie wie, co oznacza skrót „KIMB”. Wyjaśnienie jej tego absolutnie nic nie daje !
Także w miejscowej parafii nie mają pojęcia o zbliżającej się ekumenicznej wizycie Pastora. Zaniedbanie karygodne ! Napiszę skargę do biskupa (jeśli ktoś przyjmie taki pseudonim na Forum).
Coś drgnęło dopiero następnego dnia. Łażąc po Polańczyku dostaję telefon od Andrzeja 627. Umówiliśmy się na wieczór. Oczywiście - w „Zajeździe pod Caryńską”.
No i wreszcie zaczynamy się poznawać realnie. Ze spotkanych tego dnia osób jedynie Irasa znałem wcześniej „niewirtualnie”.
Pastor jeszcze w drodze. Widocznie wizytacja wybranych parafii opóźnia przyjazd Jego Świątobliwości.
W piątek 18 maja najbrzydsza pogoda z całego okresu pobytu. Nie dość, że intensywnie pada, to jeszcze się ochłodziło. Temperatura poniżej 10 st. C. Ale jest się czym zająć. Nowo poznani Koledzy zaprosili mnie i małżonkę na wyprawę „geocache” czyli na coś, czego uczą tylko na kursach dla zaawansowanych szpiegów.
Skąd ja Ich znam z widzenia ? Czyżby ?
Spłynęła też na mnie łaska z niebios - poznałem Pastora. A nawet doznałem zaszczytu przejażdżki jego terenówką.
Odebraliśmy dwie „ściśle tajne” przesyłki:
1) niedaleko tarasu widokowego kilka km za Mucznem (w stronę b. wsi Fedkowskie),
2) w Sokolikach Górskich.
Dzięki fatalnej pogodzie (deszcz, duże zachmurzenie) nie byliśmy widoczni nawet dla satelity, o klasycznym kontrwywiadzie już nie wspominając. Żadnego „ogona” (pomijając te zwierzaków w lesie).
W drodze powrotnej namówiłem Kolegów na pieszą wyprawę do Dydiowej. Oczywiście nie fatygowaliśmy tym osoby duchownej ani płci pięknej - Pastor powrócił do Ustrzyk Górnych uwożąc (uwożąc, a nie „uwodząc” !!!) przy okazji tam moją Żonę.
A my we czterech (dwóch Wojciechów, Andrzej 627 i ja) powędrowaliśmy błotnistą (po kolana) ścieżką do Dydiowej. Niecała godzina drogi, tyleż samo z powrotem. Będąc już u celu, posiedzieliśmy trochę w chatce, wpisaliśmy też naszą obecność do leżącego na stole zeszytu.
Przede wszystkim jednak zakopaliśmy w Dydiowej paczkę „geocache”( miejsca oczywiście nie zdradzę).
Przy okazji przeszliśmy się też po okolicy, zauważając to i owo.
Powrót stamtąd okazał się jeszcze bardziej deszczowy i błotnisty.
Prośba do Andrzeja 627: o ile mnie pamięć nie myli, to robiłeś podczas tej wyprawy zdjęcia. Mógłbyś je zamieścić na Forum ?
CDN
Zakładki