Aha -jeśli ktoś ma jakiekolwiek zdjęcia z Kimbu to prosiłabym bardzo o podesłanie ;-) Np. wyślijcie do mnie PW na forum a podam maila i byłabym bardzo wdzięczna :D (nie pamiętam w ogóle kto robił zdjęcia :( ale wiem, że coś tam pstrykało :D).
Wersja do druku
Aha -jeśli ktoś ma jakiekolwiek zdjęcia z Kimbu to prosiłabym bardzo o podesłanie ;-) Np. wyślijcie do mnie PW na forum a podam maila i byłabym bardzo wdzięczna :D (nie pamiętam w ogóle kto robił zdjęcia :( ale wiem, że coś tam pstrykało :D).
Hej! Żałuj, żałuj... Było na prawdę świetnie! Na platformie forumowej nieraz się troszkę poprztykamy ale w realu zawsze jest inaczej gdyż uczestnicy to przesympatyczni ludzie! Co prawda ja też niby wolę gnać na dzikca bez lasy a w sezonie nazwy typu Wetlina, Cisna, Ustrzyki Górne powodują jakieś niemiłe dreszcze ale dla takiego spotkania na prawdę warto się wyzbyć uprzedzeń i śmiało wkroczyć nawet do Bazy Ludzi z Mgły :)
Serdeczne podziękowania dla wszystkich uczestników - Bazyl
Właśnie wróciłem. Od soboty późnym wieczorem do wtorku wczesnym wieczorem to nie jest rewelacyjny czas na trasie Wetlina-Jarosław. Ale jakoś szczególnie mi się nie spieszyło. Jak było po drodze, jutro opowiem. Tymczasem dziękuje wszystkim za miłe spotkanie.
Odyseja Kimbiczna 2014 czyli opowieść poza gatunkowa z granicy horroru i fantastyki!
Epizod łan...jak łąki łan...
Kataklizm zwany Kimbem nadciągał nieubłaganie. Na kilka dni przed zlotem wszelakiej maści indywiduów, niebo w południowej Polsce pokryło się ciemnymi chmurami, ktoś tam na górze, nie wiadomo, specjalnie czy też przez przypadek wywrócił ceber wywołując tym samym stany alarmowe, tu błysło, tam pierdzielło a i wyło do wtóru nieziemsko i tym razem nie był to Bazyli śpiew! Nastąpił Armagedon niepełny gdyż hordy zła tchórzliwie acz całkiem w porę się rozpierzchły i piątkowym popołudniem nad Sanem, Wisłokiem i innymi arteriami wodnymi Podkarpacia zaświeciło słońce, pewnie w nadziei, że już na tyle się wszyscy wystraszyli, by nie próbować ataku na zasnute chmurami i obślizgłe niczym salamandry - imperium bieszczadzkie.
Może i rozsądek by coś nakazywał, ale jakoś tak się składa, że na szczęście „rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie...” i z różnych stron świata zaczęły nadciągać bieszczadolubne stwory (oni) i stworzydła (one) obdarzone dużą dawką odporności na to co rozsądne.
Nasza czwórka ze sternikiem, wieczorem w piątek dopłynęła do Zagrody Chryszczata gdzie przez łąki łan przetaczały się wypompowywane z parkingu hektolitry wody a we środku panował euforyczny nastrój wybornej zabawy. Po przywitaniu się ze znajomymi spłynęliśmy sobie znajomymi kanałami ku przystani, którą było Radosne Szwejkowo! Zacumowaliśmy, hej-ha kolejkę nalej, hej-ha kielichy wznieśmy i do śpiworków, że niby spać będziemy...
A tymczasem piracka galera z kilkoma uczestnikami Zlotu Leśnych Ludzi już pruła mroki nocy szykując się do abordażu i przejęcia świetlicy! :twisted:
Cdn...
zaraz padnę....
Też padnę jak on to pociągnie dalej......
Epizod tu...jak tu se ne spi, pane Havranek!
Tak to już jest na granicy, na granicy ze Słowacją, granicy Beskidu Niskiego i Bieszczadów, w końcu tytułowej granicy horroru i fantastyki!
Na pograniczu zawsze warto wystawić czujki, czego nie uczyniliśmy, ale gdy tylko barwny korowód przetoczył się przez wszystkie kajuty – śpiwory opustoszały – zerwaliśmy się natychmiast do podjęcia nowych wyzwań! Ko-ro-wód...ko-ro-wód...ko-ro-wód:
„Kto pierwszy szedł przed siebie?
Kto pierwszy cel wyznaczył?”* (link)
W świetlicy się zakłębiło, zakotłowało i rzucilim się wszyscy do walki, zewsząd dobiegał szczęk sunących po szklanych gwintach, metalowych nakrętek od butelek (z sokiem pomidorowym) oraz słychać było charakterystyczne wystrzały otwieranych...kefirów i jogurtów.
„So we don’t want no prohibition in a Warsaw, (Nie chcemy żadnej prohibicji w Warszawie)
So we don’t want no prohibition in a ŁUPKÓW, eja! (Nie chcemy żadnej prohibicji w Łupkowie, eja)”** ( tu można obejrzeć video z imprezy: http://www.youtube.com/watch?v=-yoooQvXnQY)
Nowe siły tchnęła w nas muzyka w wykonaniu wirtuoza gitary – przybyły El Maniochi dwoił się i troił, byśmy ani na chwilę nie zaznali spokoju :twisted::wink:. A my
„Zapatrzeni w tańcu, zapatrzeni w siebie,
Zapatrzeni w słońcu (widział, kto kiedy słońce po północy? – a my tak 8) ), zapatrzeni w niebie”*
szaleliśmy unoszeni wirem zdarzeń.
Kobiety obrzucały mistrza stanikami a on wtedy mocniej dmuchał uwieszoną u jego szyi...harmonijkę :mrgreen:.
Czas na polu boju mijał nieubłaganie i w końcu Bazyl postanowił zagonić szwadron chętnych na sobotnią wycieczkę, na z góry upatrzone pozycje, wygrażając wszem i wobec:
- O sssszyyy...o sssszyyy...o sssszyyy – óstej pobudka...tka...tka...
Ustoi?! Ustał!!! Zuch chłopak - podnoszenie ciężarów zaliczone na medal!
Teraz spaty...
„A kto nie umiał zasnąć nim nie wymyślił granic?”*
__________________________________________________ ______
*Marek Grechuta „Korowód”
**EL DUPA ,,Prohibition” – tłumaczenie za portalem tekstowo.pl
"śpiwory opustoszały"
-niektórych to co niektórzy (pozdrawiam:) nawet w śpiworze chcieli wyciągnąć na śpiocha
Odnośnie tej pobudki, chyba jedyna w nią uwierzyłam i zasypiając ostatnia po 3,5 godzinach byłam już gotowa do drogi ;p
Pięknie, pięknie czego to ja się dowiaduję, jak KIMB w Łupkowie baluje. Umarłam ze śmiechu......nic dodać nic ująć sir Bazyl. Oby ci tylko piór nie wyschło. Jimi, w Radosnym Szwejkowie szkoda czasu na sen, nawet jeśli jest malowany bieszczadzkimi pędzlami.