-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Na powyższej stronie masz błędnie podane linki. Przykładowo ostatni adres to:
http://wadera55.republika.pl/na_chry...html%20target=
Jak się usunie końcówkę %20target= to jest ok.
Wracając do samej wędrówki, to takie które dają w dupę się najlepiej wspomina :)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Ha ! ha !
Widzę Aniu , że nie do końca wierzyłaś w dziwne, (słodkie moce) które snują się nad Hruniem.
Albo nie wierzyłaś, albo nie słuchałaś w to, co opowiadaliśmy ledwie dwa miesiące temu, gdy właśnie na Hruniu zniosło nas na pasiekę w Duszatynie.
Nie dziwię się. Ja też nie słucham starszych. Nie ma to jak samemu przekonać się o prawdziwości poplątanych ścieżek.
Ha !
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
haha Heniu aleś mnie rozbawił :) To mam nauczkę :) Pamiętam opowieść Trzech Krzyżaków, którzy przybyli na odsiecz do Prełuk ale powód poplątania ścieżek jakoś mi umknął chyba :)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Hej Aniu !
Opis wędrówki świetny. też uważam, że do gór trzeba mieć szacunek.
Ale skarpety (sądząc ze zdjęcia) jak i pewnie buty to Ty masz raczej marne.
Mi, pomimo różnych różnistych przygód (często kończę turę wędrując potokiem) buty przemokły wielokrotnie, ale jakoś stopy nigdy nie zmarzły, kiedy cały czas szłam.
Może warto zainwestować 15 zł w zwykłe wełniane skarpetki "od baby", które wprawdzie gryzą, ale nawet mokre porządnie grzeją.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Hej Basiu. Heh, miałam dziś iść w góry ale pogoda pokrzyżowała mi plany. Plecak od wczoraj spakowany a w nim cała masa skarpet, w tym właśnie dwie pary wełniane i jedne wojskowe grube i jakieś inne dwie pary ze sklepu turystycznego. Buty od lat noszę tylko Salomony, uważam je za dobrą, ulubioną markę. Jesienią zeszłego roku przechodziłam w nich 10-krotnie jednego dnia przez rzekę/potoki gdzie woda była zazwyczaj za kostki i mi ani razu nie przemokły. Innym razem także jesienią przeszłam w nich... Osławę i także mi wcale nie przemokły. Mają te wszystkie goretexy i membrany, przód gumowy co jest dla mnie istotne. Ale z głowy uciekła mi impregnacja, więc już mam po butach :) Właściwie teraz praktycznie cały czas szłam wodą, bo śnieg szalenie mokry po deszczu.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Wiesz co Jimi ścia lat temu kiedy poza pastą do butów nie było żadnych impregnatów stosowaliśmy bardzo prosty trik.Na stopy zakładaliśmy reklamówki i jakoś sie szło.A na przemoczone stopy trzeba uważać.Gdzieś w relacjach GOPR jest historia drwala który stracił palce u stóp bo chodził cały dzień w mokrych i zimnych gumowcach - efekt odmrozone palce i amputacja.A działo się to we wrześniu
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
diabel-1410
Na stopy zakładaliśmy reklamówki i jakoś sie szło.
Przetestowane i godne polecenia w pewnych sytuacjach. Kolega zajmujący się produkcją worków plastikowych, zrobił mi kilka par takich "skarpetek" i przyznaję, że w sprawdziły się w realu. W butach chlupie, ale nogi w skarpetach suche.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
zbyszek1509
Przetestowane i godne polecenia w pewnych sytuacjach. Kolega zajmujący się produkcją worków plastikowych, zrobił mi kilka par takich "skarpetek" i przyznaję, że w sprawdziły się w realu. W butach chlupie, ale nogi w skarpetach suche.
Pomysł na krótką metę, tzn. co najwyżej na kilka godzin. Bo nogi się okropnie w takich workach pocą, śmierdzą a po dłuższym chodzeniu można się nabawić odparzeń.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Basia Z.
Pomysł na krótką metę, tzn. co najwyżej na kilka godzin.
Oczywiście, że tak. A kilka godzin jest uzależnione od temperatury otoczenia.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Basia Z.
Pomysł na krótką metę, tzn. co najwyżej na kilka godzin. Bo nogi się okropnie w takich workach pocą, śmierdzą a po dłuższym chodzeniu można się nabawić odparzeń.
... fakt.. próbowałem, ale też nie polecam.... najlepiej ciepło trzyma gazeta, ale przemaka... gazeta jest idealna w bucie i pod kurtką i w spodniach, ale woda odpada... na zimno i wiatr co by się nie działo najlepsza.. wszelkie nowoczesne tkaniny i wynalazki się chowają (używałem kilka długich lat, bo nie było wyjścia i innej możliwości) ... teraz mi przyszło do głowy:razz:, że może ta drukowana na lepszym kredowym papierze... typu National Geographic byłaby może też nieprzemakalna:mrgreen: ...
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
przemolla
... fakt.. próbowałem, ale też nie polecam.... najlepiej ciepło trzyma gazeta, ale przemaka... gazeta jest idealna w bucie i pod kurtką i w spodniach, ale woda odpada... na zimno i wiatr co by się nie działo najlepsza.. wszelkie nowoczesne tkaniny i wynalazki się chowają (używałem kilka długich lat, bo nie było wyjścia i innej możliwości) ... teraz mi przyszło do głowy:razz:, że może ta drukowana na lepszym kredowym papierze... typu National Geographic byłaby może też nieprzemakalna:mrgreen: ...
ciekawe czy wypchanie spiwora gazetami tez by zwiekszylo jego zdolnosci grzewcze? chyba bede musiala sprobowac!
Cytat:
Zamieszczone przez
Basia Z.
Pomysł na krótką metę, tzn. co najwyżej na kilka godzin. Bo nogi się okropnie w takich workach pocą, śmierdzą a po dłuższym chodzeniu można się nabawić odparzeń.
U mnie zawsze dzialalo! (ale moze dlatego ze ja sie nie poce..)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
buba w /5 lat kacetu/ jest opis jak więźniowie zakładali pod ubrania papierowe worki po cemencie które doskonale chroniły przed wiatrem i zimnem więc i w śpiworze działać powinno
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Ciekawa wycieczka i patenty. Ważne, że wszystko dobrze się dla Ciebie skończyło. Ale sie zima zrobiła! Jest ciepło to śnieg migiem stopnieje. Ja byłem na Chryszczatej 4 dni przed Tobą przy świetnej pogodzie, były tylko małe płaty śniegu na północnym stoku a w lesie dość sucho jak na tą porę roku.
Co do Hrunia, to też mam z nim porachunki. Już 2 razy szedłem w zimie na nartach, raz z Prełuk a raz z Turzańska i w obu przypadkach przez sporą ilość śniegu i zerową widoczność zawracałem przed Hruniem.
-
10 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
na prośbę kolegi robię małe "kopiuj - wklej" na forum.
W drodze na Chryszczatą 17.03.2014
Wczoraj pod wieczór udałam się znów z Prełuk na Pryslip. Dziś postanowiłam, że przejdę tą samą trasą ale na Hrunia, gdzie dojdę do niebieskiego szlaku i dalej - na Chryszczatą! Niedostępny dotychczas dla mnie szczyt, mimo, że wokół niego krążyłam kilkakrotnie. Znam te tereny, mimo, że nigdy nie było mi po drodze wejść na sam szczyt. To dziś właśnie postanowiłam zmierzyć się z Chryszczatą! Sąsiadka obudziła mnie o godzinie 6:30. Lał deszcz. Zerknęłam o 8 -dalej leje. O godzinie 10 przestało, Zaczęłam przygotowania. Do plecaka spakowałam termos z herbatą z cytryną. Termosik jest bardzo mały, więc nalałam też herbaty do litrowego słoika :) Spakowałam też menażkę, kuchenkę gazową, czołówkę, gaz pieprzowy, pół laski kiełbasy i pierogi. Nie jadłam w domu śniadania, nie miałam apetytu. Ruszyłam. Śnieg bardzo mokry ale cały czas dużo go było w lesie. Numery na mapie będą odpowiadać numerom zdjęć. Literka "ś" oznacza śniadanie :) Wyjęłam kiełbasę i dla przyzwoitości ugryzłam trzy gryzy, mimo, że niespecjalnie byłam głodna, jednak wiedziałam, że później nie będzie ku temu już okazji -odcinek bezszlakowy należało pokonać szybko, jakiekolwiek jedzenie nie wchodziło zupełnie w grę.
http://wadera55.republika.pl/na_chryszczata/mapa.bmp
(zdjęcie pod linkiem)
Załącznik 33905
Jestem już na szczycie Pryslip (1). Bór, który widzisz po lewej na pierwszym zdjęciu zaraz za zakrętem wyglądał tak (2):
Załącznik 33906
Bory nazywam ciemnymi lasami. Do tej pory dwukrutnie najdalej doszłam do punktu 2. Teraz mam okazję zobaczyć co jest dalej! Wejść do owego ciemnego lasu. Śniegu coraz więcej a droga się dłuży i dłuży (3):
Załącznik 33907
Doszłam w końcu do szczytu Czyryny, skąd można było zza drzew podziwiać nieśmiałe widoki na pasmo Suliły (4). (5).
Załącznik 33908Załącznik 33909
Ruszyłam dalej. Chciałam wyciągnąć mapę, by lepiej zorientować się w terenie. Po chwili usłyszałam jakiś szmer. Za chwilę chrumkanie. Pewnie dziki! Nie zdążyłam spojrzeć na mapę, wzięłam nogi za pas. Idąc zdecydowanym, żwawym tempem moja głowa obracała się na wszystkie strony. Przez około 50-100 metrów słyszałam szmery po prawej stronie, jakby zwierze szło za mną gdzieś za drzewami. W lesie najbardziej boję się dzików i niedźwiedzi, gdyż samice tych dwóch zwierząt mogą być niezwykle groźne. Śnieg robił się coraz głębszy (6):
Załącznik 33910
I po chwili moja ścieżka zaczęła się zamazywać, nie była już tak wyraźna, śnieg sięgał zdecydowanie po kostki, drzewa były coraz gęściej. Oceniłam, że przecież za chwilę dojdę do szlaku. Doszłam do jakiegoś dużego skrzyżowania, poszłam drogą prostopadłą -nie, to nie to, żadnego oznakowania. Zawróciłam. Doszłam do skrzyżowania, tylko, że moja ścieżka była już prawie niewidoczna i za chwilę zniknęła zupełnie! Zobaczyłam po prawej stronie w dali pasmo Chryszczatej - "jeeeeeeeeej i ja tam mam dzisiaj dojść?! Przecież to cholernie daleko!!". Ścieżki mojej nie było już od jakiegoś czasu, postanowiłam trzymać się jakiegoś zbocza chodząc po Hruniu. Od tego momentu punkt w jakim się znajdowałam byłam w stanie określić już tylko orientacyjnie, mniej więcej. Trasa, jaką zaznaczyłam na mapie też jest mocno orientacyjna i prawdę mówiąc to zupełnie mi ona nie pasuje ale postanowiłam narysować tak, jak mniej więcej szłam na poziomicach. Wiedziałam, że jestem na Hruniu ale nie miałam bladego pojęcia gdzie dokładnie. Nie miałam też bladego pojęcia, gdzie znajduje się szlak. Byłam przekonana, że on już dawno powinien być a nawet założyłam, że ja już go jakiś czas temu przekroczyłam. Postanowiłam iść "na Kamionki". Cały czas potykałam się o gałęzie, które za każdym razem sprawdzałam, czy nie są to oby rogi. Natknęłam się na jeden trop wilka, za chwilę, drugi i piąty. Pięciokrotnie przecinałam ścieżki wilcze. Ale wilki to pikuś, jest to zwierzę, którego się akurat najmniej boję, czuję go niego wielką sympatię (7), (8).
Załącznik 33911Załącznik 33912
W tym momencie poczułam beznadzieję swojej wędrówki. Zaczęłam kląć jak szewc w myślach. Co jakiś czas krzyczałam "hej! jest tu kto?". Myślałam -"gdzie te turysty mają te swoje pieprzone ścieżki?!" Zakładałam myśl, że szlak przecięłam już dawno i teraz zmierzam w kierunku Kamionek. Nabrałam azymut północno - wschodni. W tym momencie postanowiłam zabezpieczyć się na wszelki wypadek i napisałam smsa do kolegi, że jakby mnie co zeżarło po drodze, to jestem w okolicy Hrunia i zmierzam w kierunku Kamionek, ewentualnie do szlaku. To tak na wszelki wypadek, żeby po kilku dniach gopr wiedział gdzie szukać moich zwłok ;p Byłam wkurzona do granic i rzucałam obelgami na prawo i lewo. Kolega dał mi jakże dobrą radę, bym krzyczała głośno, jakby co. Próbowałam mu odpisać, że od jakiegoś czasu przecież kurwa cały czas krzyczę jednak weszłam w strefę zero, gdzie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Telefon pokazywał maksymalny zasięg a mimo to nie mogłam przez długi czas wysłać żadnego smsa. Gdy wyciągnęłam kompas -kompas wariował, pokazywał na południu północ po czym zaczął się kręcić niezdecydowany. Pewnie na Hruniu działały jakieś dziwne siły magnetyczne. Widziałam pasmo Chryszczatej, więc dobrze wiedziałam gdzie mam północ a gdzie południe. Weszłam na szczyt (9).
Załącznik 33913
Teraz domyśliłam się, że szlaku jeszcze nie przecięłam. Postanowiłam zupełnie olać temat, byleby jak najszybciej zejść do Turzańska, czyli udałam się na północ -pieprzyć te szlaki. Gdy zaniechałam tematu, doszłam do szlaku. Ożesz kurwa -i co teraz robić?! Iść czy nie iść? A pójdę! Zmierzę się z tą gadziną, zwaną przez Was Chryszczatą! Zaczęłam wymyślać jej tysiąc obelg, nazwałam ją Starą Rurą. Nie będzie myślała, że znów nie dam jej rady -o nie, malutka. Wiem, że ty zawsze chcesz pokrzyżować mi plany, zawsze pchasz mnie na siebie dziwnymi trasami, więc nienormalnym by wręcz było, bym weszła na ciebie jak człowiek, jak turysta. Nie, nie, ty zawsze musisz wyrządzić mi jakiegoś psikusa, wejście na ciebie nie może być dla mnie banalne! Ale już cię namierzyłam! Już mnie nie zaskoczysz! Zdobędę cię Stara Ruro!!! Dla przyzwoitości wyciągnęłam kompas. Znów wariował, pokazywał północ na południu. Jednak ja mam swój rozum i wiem gdzie iść, kompas mam w głowie. Chciałam odwołać ewentualną akcję ratunkową ale zasięg odzyskałam dopiero w.. Duszatynie! Poszłam. Szlak oznakowany jak dla debili. Śnieg coraz większy, w zasadzie już po łydki (10).
Załącznik 33914
-
10 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Zaczęłam się w nim zapadać. Buty zaczęły mi przemakać. Idiotka ze mnie, zapomniałam zabrać drugiej pary skarpet, mimo, że dzień wcześniej o tym myślałam. Powoli traciłam siły aż runęłam na ziemię (11), (12).
Załącznik 33915Załącznik 33916
Chryszczata wydawała mi się ciągle tak daleko. Skarpetki już zupełnie mokre, zaczęło mi być zimno w stopy. Pomyślałam, że na Chryszczatej osuszę je sobie na.. kuchence gazowej :P Widziałam na zdjęciach, że jest tam stolik, więc będę mogła elegancko zrobić zupę ze skarpet. Zaczęłam marzyć o tej zupie, marzyć o ciepłych stopach. Wtem ujrzałam ją - ujrzałam Chryszczatą. Jeeeeeeeeeeej, jak jeszcze daleko! Przecież to cała masa drogi przede mną! A na mapie wygląda, jakby to było tak blisko! (13)
Załącznik 33917
Poczułam, jakbym miała lekkie odmrożenie w stopach. A przecież te buty mi nigdy nie przemokły! Ale od długiego czasu zupełnie zapomniałam o ich impregnacji. Nie dałam rady -zarządziłam zupę ze skarpet w tym miejscu, tu i teraz :) Stopy owinęłam w odpięty kaptur od kurtki, zrobiło się ciepło. (14), (15).
Załącznik 33918Załącznik 33919
:D Później suszyłam je już bezpośrednio nad palnikiem aż parowały. Nawet je sobie podsuszyłam, stopy się ogrzały. Ale co z tego? Jak buty tak przemoknięte, że po założeniu skarpetki zrobiły się znów całe mokre :) I znów lodowato w stopy. Znów spojrzałam na Chryszczatą. Miałam wrażenie, że zupełnie nielogicznie -ona się ode mnie oddala!!! A na mapie była przecież na wyciągnięcie ręki, była tuż, tuż. A przede mną całe nań podejście. Czułam się jakbym była u jej podnóża. Nie miałam siły na to podejście, bałam się, że będę przez te buty chora. Robiąc pętelkę, zawsze to godzina więcej. Nagle zerwał się wielki wiatr, na niebie pojawiły się wielkie czarne chumury -czarne chmury nad Chryszczatą, które symbolizowały nagły gwałtowny deszcz. Chryszczata rzuciła na mnie klątwę! W tym momencie opadłam z sił, zarządziłam schodzenie. Stwierdziłam, że skoro już i tak za wczasu zaczęłam akcję reanimacyjną moich stóp, to czas już schodzić. Spojrzałam jeszcze raz na szczyt, podniosłam do góry skrzyżowane ręce i pokazałam jej podwójnego fucka myśląc "pieprsz się Stara Ruro!!! Znów dałaś za wygraną!". Schodząc szybko natknęłam się na potok i postanowiłam trzymać się go cały czas aż wyprowadzi mnie na Jeziorka Duszatyńskie. Byłam tak wściekła, że jakby teraz jakiś misiek wszedł mi w drogę, to miałby mocno przewalone!!! Co dziesięć kroków krzyczałam "hej", by odpłoszyć to wszystko, mimo to, było to bardzo już groźne "hej". Potoki bardzo mocno wezbrały. Doszłam do ich skrzyżowania (16).
Załącznik 33920
Wtem musiałam wspiąć się na strome, śliskie zbocze po prawej. Nie było łatwo. Wchodziłam na czworaka i co chwilę się ześlizgiwałam i wchodziłam od nowa. Teraz nie dość, że stopy lodowate, to i dłonie lodowate. Ujrzałam kolejny potok z prawej. Już ciepło zrobiło mi się w stopy, mimo, że skarpetki chlupały. Za chwilę otworzył się przede mną przepiękny widok! Wyłowniło się po środku jaru Jeziorko Duszatyńskie! Ciekawe kto ostatni raz ujrzał jeziorko od tej strony! (17), (18 ), (19)
Załącznik 33921Załącznik 33922Załącznik 33923
Usiadłam tuż nad wodą, odpoczęłam, ochłonęłam i uśmiechnęłam się serdecznie do siebie, myśląc "wariatka! :)". Już po wszystkim. Będąc na szlaku papieskim, doznałam oświecenia. Zrozumiałam na czym polegał dziś mój fenomen Chryszczatej. Zrozumiałam swój błąd. To bardzo proste. Po zejściu z Hrunia, nie miałam szacunku do tej góry. Zaczęłam ją obrażać. Ogarnęła mnie pycha. Zrozumiałam, że do gór należy mieć respekt i szacunek. Należy mieć wobec nich pokorę. Nie należy się wywyższać, bo góry są potęgą i potrafią ci dać w kość, nawet w momencie, gdy wydaje ci się, że są na wyciągnięcie ręki. Nie można iść z takim nastawieniem w góry. Wtem Chryszczata wydała mi się przyjazna i serdeczna, to ja byłam zła wobec niej, więc ona nie zaprosiła mnie do siebie. Ruszyłam dalej w dół. Potoki rwały niesamowicie, bardzo przybrały na wielkości a ja pokonywałam je kilkakrotnie, co czasami nie było wcale proste (20).
Załącznik 33924
Po chwili, w okolicy potoku Solona Woda, spotkałam wylot stokówki, którą rok temu schodziłam z Hrunia, gdy także nie dałam rady wejść na Chryszczatą, ponieważ dopadło mnie przeziębienie i gorączka. Dojadłam resztkę kiełbasy-śniadania (dwa gryzy). W zasadzie o połówce kiełbasy byłam dzisiaj cały dzień, zupełnie nie czułam apetytu. Przejrzałam się w lusterku, wyglądałam dość dobrze, makijaż (w góry he, he) się nie rozmazał -więc można śmiało iść do ludzi. Tylko, że ciuchy całe przemoczone. Zbliżając się do Duszatyna spotkałam leśniczego. Gdy powiedziałam "dzień dobry", złapał się za głowę, podniósł ręce do góry i zawołał "Jezu! dziewczyna!". Zdziwił się bardzo, pytał skąd idę, więc odpowiedziałam, że z Prełuk, na co zbaraniał. Dalej resztką sił doczołgałam się do Prełuk. Myślałam, że już nie dam rady, byłam skonana! W domu stopy w gorącej kąpieli się zupełnie zrelaksowały, szybko poczułam się dobrze i zmęczenie sporo opadło. Dosyć zdzwiło mnie to osłabnięcie w nogach w górach, bo zawsze twierdziłam, że nogi to najsilniejsza część mojego ciała i potrafiłam przejść nawet przeszło 30 km po górach nie czując zupełnie w nogach zmęczenia. A tu masz ci los! Myślę, że śnieg i przemoczone skarpety zrobiły swoje :)
http://wadera55.republika.pl/na_chryszczata/trasa.bmp
(zdjęcie pod linkiem)
-
10 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Pasmo Łopiennika i Chryszczatej - 19/21 marca 2014
http://wadera55.republika.pl/pasmo_l...yszczatej.html
http://wadera55.republika.pl/ania.html
Kto po ostatniej mojej wędrówce z dn. 17 marca uwierzył w to, że na prawdę mam dosyć wędrówek na najbliższe dni, to oznacza, że mnie wcale nie zna. Już następnego dnia wieczorem spakowałam plecak a w nim całą masę skarpet: wełnianych, wojskowych i turystycznych :) W plecaku znalazło się coś jeszcze.. namiot! Pół nocy nie spałam. O 6.30 obudziła mnie sąsiadka. Czułam się fatalnie, więc poszłam spać dalej. O 9 druga pobudka. Za oknem leje nieubłagalnie. Przesunęłam plan na jutro, choć szkoda mi było tracić jednego dnia a na sobotę musiałam być w Prełukach. Zerknęłam na Forum Bieszczadzkie i tak spędziłam czas do 10:15. Nagle rzuciłam okiem za okno i pomyślałam -"co ja kurna do diaska robię!! Przecież już nie pada!!". Szybka akcja - mobilizacja. O 11 wyszłam z domu - godzina taka nijaka, nie wiadomo co robić ale pomyślałam jedno -"byle dalej", najwyżej w góry pójdę jutro z rana. Ruszyłam drogą do Komańczy. Pogoda beznadziejna, wieje, szaro, jakby zbiera się na deszcz a ja dalej czułam się słabo. W lesie ujrzałam sarnę i koziołka. Sarna pobiegła a kozioł z różkami stał odważnie i wcale nie dał się przestraszyć. Miałam inną parę butów, też Salomony, które kilka razy wcześniej nosiłam ale właśnie teraz ni zowąd, zaczęły mnie obcierać. "No ładnie, jeszcze tego brakuje!" -pomyślałam. Doszedłszy do Komańczy ustaliłam, że jeżeli w Dołżycy będę o godzinie najpóźniej o 14, to jeszcze zaryzykuję pójście w góry. W planach Łopiennik do Jabłonek. Pierwszy stop do Łupkowa, drugi do Cisnej. Jadąc drugim autostopem wesoła ekipa miała ze mnie ubaw, gdy powiedziałam, że po raz pierwszy od niespełna 3 miesięcy ruszam do jakiejś innej miejscowości niż Prełuki-Komańcza. Do tej pory wyprawa do Komańczy to było dla mnie wielkie coś -były tam sklepy, byli tam ludzie. Komańcza to dla mnie teraz metropolia. A Cisna to już ho, ho -wielkie miasto. Tak to jest, gdy człowiek 3 miesiące siedzi w jakiś Prełukach. Andrzej z Cisnej dalej robił sobie ze mnie jaja pytając czy już ma zwolnić, ponieważ zaczynały się już zabudowania, więc niech sobie je pooglądam. W Cisnej zaopatrzyłam się w różne plastry na pięty. Po owym wielkim mieście nie da mi się nigdy przejść niezauważoną, więc zaraz Adaś Ch. mnie zaczepił. Bardzo go lubię i jeszcze bardziej się o niego martwię, dlatego ucieszyło mnie, że wyglądał już całkiem dobrze. Wspomnieliśmy stare czasy sprzed paru lat, po czym dodał, że gdybym nie wiem jak się zmieniła, dla niego zawsze pozostanę tą samą małą dziewczynką z plecakiem. Później siedząc na przystanku i oklejając pięty, znów nie mogłam wykonać tej czynności w spokoju, ponieważ zatrzymał się Jacek, przywitał się ciepło i zapytał czy mnie nie podwieźć, jednak zmierzałam w przeciwnym kierunku. Zajechawszy autostopem do Dołżycy była już godzina 13:30. Zmieściłam się w swoim planie, więc ruszyłam na Łopiennik. Po 5 minutach, po przejściu pierwszego, małego podejścia zerwał się wielki deszcz. Schowałam się więc w świerki i tak przesiedziałam do godziny 14 uzupełniając zapas płynów. Wszystkie czynniki, łącznie z bardzo późną godziną na start, są idealnym przykładem na to, jak nie powinno się iść w góry. Gdy ulewa zamieniła się w mały deszczyk, ruszyłam. W deszczu szłam niemalże do samego Łopiennika, tylko raz bywał większy, raz mniejszy, raz mżawka. Na starcie błoto było sakramenckie (ostatnio ulubione słowo leśniczych z Nadleśnictwa Baligród).
Załącznik 33925
Lasu prawie nie poznałam. Kiedyś bardzo lubiłam Łopiennik ale od mojej ostatniej wizyty las tak się zmienił, tyle drzew wycięto, że wszystko się pozmieniało. Tak jak i w Prełukowym lesie, nie brakowało tu kwitnących Wawrzynków Wilczełyko (roślina silnie trująca).
Załącznik 33926
Droga mi się dłużyła. Gdy myślałam, że jestem już na Horodku, okazało się, że jestem dopiero w połowie drogi na Horodek. Wtem wylałam herbatę ze słoika, by chociaż o 1 kg odciążyć sobie plecak.
Załącznik 33927
Przed Horodkiem zaczęły pojawiać się niewielkie ilości śniegu, potem śnieg był na całym polu widzenia ale był bardzo niski, nawet do kostek nie sięgał.
Załącznik 33928Załącznik 33929Załącznik 33930
Gdy wkraczałam na Łopiennik otoczyła mnie zewsząd spora mgła.
Załącznik 33931
Ujrzałam moje ulubione, wielkie krzaki jagodzisk, kiedyś zawsze chodziłam na Łopiennik ze słoikiem.
Załącznik 33932
Po chwili mgła zrobiła się tak gęsta, że to, co widzisz na poprzednim zdjęciu to mały pikuś a raczej świetna widoczność -nie było nic widać. Zobaczyłam tylko jedno -przecinające moją ścieżkę tropy niedźwiedzia GIGANTA! Łapę miał jak półtorej mojej stopy, nigdy w życiu nie widziałam tak wielkich niedźwiedzich tropów, mimo, że ślady niedźwiedzie widuję bardzo często. Nie robiłam zdjęć, ponieważ chciałam jak najszybciej, bez zatrzymywania wydostać się z polany szczytowej. Mam nadzieję, że te ślady jesteś w stanie sobie czytelniku wyobrazić. Nagle, żeby tego wszystkiego było mało, rozpętała się.. zamieć śnieżna!! Silny wiatr, bombardujący Cię śnieg, niewielka widoczność, ślady niedźwiedzia giganta i ja, która nie mam pojęcia gdzie idzie dalej mój szlak, nie szłam nigdy czarnym do Jabłonek ale pi razy drzwi wiedziałam w którą stronę ma iść. Denerwująca sytuacja znów beznadziei. Zostawiłam plecak i przez 10 minut biegałam po Łopienniku z kompasem szukając szlaku :) No, znalazłam w końcu te czarne kreski na drzewach ale uważam, że na takich rozstajach powinien być on lepiej oznakowany. Byleby jak najszybciej wydostać się z tej mgły! Ruszyłam szybkim krokiem i za 5 minut znowu pojawiły się ślady owego lokalnego giganta, tylko tym razem szły jakiś czas dokładnie po szlaku! "Drogi misiu, pomyślałam, to jest ścieżka dla turystów, proszę trzymać się od niej z daleka. A ja dzisiaj jestem rasowym turystą -idę po turystycznym szlaku i będę spała w łóżku w płatnym noclegu. Proszę zejść mi z drogi." Szlak nie był idealnie oznakowany, zwłaszcza w słabej widoczności miałam kilka problemów. Kilka razy zrzucałam plecak i biegałam w około szukając kresek na drzewach. Podczas tych wędrówek każdego dnia wcielałam się w inną rolę, w inną postać. Dzisiaj jestem turystą. Rzekłam sobie w myślach: "dziś jesteś turystą, musisz więc myśleć jak turysta!". Czyli jeżeli nie widzisz szlaku przed sobą, to się odwróć i zobacz, czy czasem nie ma szlaku z tyłu dla ludzi, którzy idą w przeciwnym kierunku. Jeżeli szlaku też nie ma, to wróć się do miejsca, gdzie ostatni raz widziałeś szlak i zobacz w którą stronę jest skierowany ten idący w przeciwnym kierunku -właśnie z tej strony powinien zobaczyć go turysta idący z naprzeciwka i idź jego torem -w zasadzie według tych zasad pokonałam cały odcinek. Przy takim błocku i kontuzji oczywiście nie mogło się obejść bez drewnianego kostura. Oczywiście na samym starcie, w Dołżycy, rozwiązałam sobie zupełnie buty, by dać większą swobodę piętom. U podnóża gór napotkałam na sakramencki bajzel w lesie pozostawiony po ścince. Pełno zmarnowanego, starego i nieściągniętego drewna. W porównaniu z tym syfem, u mnie w Prełukach jest piękny porządek a wydawało mi się, że już gorzej być nie może. Poniżej zdjęcie zrobione już po zejściu z gór, wkroczywszy na drogę kierującą do Jabłonek.
Załącznik 33933
Jeszcze tylko przejście przez rzekę. Nagle rozpętała się ulewa ale jakie to ma znaczenie w tym momencie, gdy jest się całym mokrym :) Nie ma czasu na czekanie, jeszcze kawałek drogi.
Załącznik 33934
Kuśtykając z kosturem zaszłam do schroniska szkolnego w Jabłonkach. Oczywiście wcześniej zapowiedziałam swoją wizytę. Miałam cichą nadzieję, że będą palili w piecu, bym mogła sobie osuszyć ubrania na kaloryferze. Nic z tego. Schronisko bardzo mi się podobało, obsługująca starsza pani też okazała się najsympatyczniejszą osobą. Dostałam pokój 14-osobowy z łóżkami piętrowymi. Okazało się, że w pokoju obok był jeszcze jeden gość, leśnik z odległej części Polski. Porozmawialiśmy sobie o lasach, o leśnikach z moich okolic. Człowiek nie był w Prełukach z 18 lat a doskonale wyrysował mi palcem na stole "mapę" moich okolic, łącznie z wszystkimi zakrętami. Gdy wymieniałam nazwiska leśniczych, to okazało się, że znał wielu a nawet kojarzył mój dom -dawną leśniczówkę. Gdy opowiedziałam mu o dzisiejszym dniu, złapał się za głowę i powiedział, że dzisiaj choćby dawali mu za to wielkie pieniądze to za żadne skarby w taką pogodę nie poszedłby do lasu i był pełen podziwu. Bardzo miły człowiek. Potem, jako, że kaloryfery nie grzały, postanowiłam zakosić rolkę szarej srajtaśmy, którą osuszałam sobie buty od środka. Wszak dzisiaj byłam turystą a turyści powszechnie znani są z tego, że kradną papier toaletowy ze schronisk. Była ogólnodostępna kuchenka, więc zagotowałam sobie niewielki garnek gorącej wody w którym próbowałam zamoczyć stopy. Miło się tym rozgrzałam. Serdecznie polecam to schronisko, bardzo mi się w nim podobało.
-
10 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Następnego dnia pogoda zmieniła się nie do poznania! Przepiękne słońce, upalna pogoda, lekki wiaterek -pogoda wymarzona w góry. Jeszcze wczoraj nie byłam pewna czy dam radę o tych piętach iść następnego dnia ale po rozchodzeniu było znośnie, mimo tego cały czas kuśtykałam. Udałam się stopem do Baligrodu do sklepu i do apteki. Złapałam malucha, plecak dałam na kolana. Wesoła pani zapytała się mnie czy jestem z wojska, sądząc po militarnym ubraniu i plecaku. Też prowadzi agroturystykę i opowiadała, jak to turyści obawiają się przyjazdu w Bieszczady w związku z "zbliżającą się wojną". Doszło nawet do tego, że turyści zadają pytania typu: "czy zwrócona nam zostanie zaliczka w sytuacji, gdyby wybuchła wojna?". Pani miała ubaw z tej sytuacji. Gdy zapytała się o moje plany na dziś, odpowiedziałam, że wybieram się na Waltera. "Oho, czyli partyzanci już zaczynają chować się po górach!" -rzekła. Gdy wysiadłam w Baligrodzie znów to samo. Usłyszałam za swoimi plecami komentarz dwóch starszych babek: "Wojna idzie...!". W tym momencie żałowałam, że nie umiem gadać po rusku. Tak więc wiedziałam kim będę dzisiaj - dziś będę partyzantem!!! Szkoda, że nie miałam czapki mazepynki (koniecznie z tryzubem) ale już powiedziałam koledze, że gdyby przypadkiem był w Lwowie to ma mi kupić taki badziew na straganie. Wróciłam pod pomnik bohatera narodowego stopem z podleśniczym z Jabłonek. Zapytał gdzie mnie wysadzić -"koło Karola", odrzekłam. Uśmiechnął się.
Załącznik 33935
U podnóża góra cała obsypana Żywcami Gruczołowatymi.
Załącznik 33936
Całe podejście na Waltera -sakramenckie!! Najbardziej pieruńsko stromy szlak w naszych Bieszczadach! Ale ja właśnie takie podejścia lubię -bardzo dobrze mi się szło, powolutku z nowym kosturem. Te zdjęcia i tak wyszły mocno wypłaszczone.
Załącznik 33937Załącznik 33938
Tuż pod samym szczytem było lekkie wypłaszczenie. Usiadłam. Miejsce to zachwyciło mnie ogromnie! Zadecydowałam, że to właśnie tutaj będzie moje tajne Centrum Dowodzenia Światem -idealna miejscówka! Dookoła,z ukrycia widać z niej cały świat a ja siedziałam jakby na czubku wielkiej piramidy. Kiedyś Fudżis z Cisnej napisał mi w smsie, że centrum dowodzenia światem znajduje się w Cisnej. Niech tak myśli dalej. Ja wiem, że Centrum Dowodzenia Światem jest na górze Walter!! Zaczęłam snuć plany zdobywania świata... Ha!
Załącznik 33939Załącznik 33940
Wtem zobaczyłam ładne Wilczełyko i postanowiłam je sfotografować. Jednak jeszcze ładniej prezentował się na jego tle mój cień, więc zabawiłam się w zabawę z cieniem wyobrażając sobie, że trzymając mój kostur jestem Panem i Władcą Świata!!!
Załącznik 33941Załącznik 33942Załącznik 33943Załącznik 33944
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Całe podejście na Waltera -sakramenckie!! Najbardziej pieruńsko stromy szlak w naszych Bieszczadach! Ale ja właśnie takie podejścia lubię -bardzo dobrze mi się szło, powolutku z nowym kosturem. Te zdjęcia i tak wyszły mocno wypłaszczone.
Co prawda, to prawda. Piękna trasa i cudownie opisana - gratulacje!. Dwa razy próbowałem na zdjęciach, w miarę realnie, przedstawić podejście (zejście) z "Watlera" :smile:, jednak po obejrzeniu ich na monitorze, zawsze byłem rozczarowany tą płaskością. Nie ma to jak w realu. Robi wtedy wrażenie i wyzwala emocje.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
relacja SUPER !!!!
ps. dzięki za wyróżnienie mnie w tekście ;)......no i widzę, że ''zakoszony" papier pomógł :lol:
-
10 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Załącznik 33945
Dochodząc powolutku do szczytu, napotkałam wiele okaleczonych drzew. Patrząc na napisy pomyślałam -"Oho, moi ludzie tu byli. Ale bym ich pogoniła moim kosturem!".
Załącznik 33946
Gdy doszłam do szczytu, zobaczyłam ławeczkę -"no to fajrant" -pomyślałam. Ławeczka z widokiem na durnego wieloryba.
Załącznik 33947Załącznik 33948
Będąc partyzantem posiliłam się runem leśnym, objadając się orzeszkami bukowymi.
Załącznik 33949
Schodząc do przełęczy spotykałam wiele ciekawych, spróchniałych drzew.
Załącznik 33950
Przed sobą ujrzałam Berdo, czyli górę, na którą za chwilę będę wchodzić.
Załącznik 33951
Na przełęczy znów beztroski fajrant w słoneczku.
Załącznik 33952Załącznik 33953
Podreptałam sobie na Berdo. Tam zobaczyłam informację, która bardzo mocno wbiła mnie w ziemię!!! Na obu mapach czas schodzenia to 1:30 do Bystrego a na kierunkowskazie... 3:30 do Baligrodu. Szoooook!!! Zrozumiem, że pół godziny to odcinek Bystre - Baligród ale żeby na obu mapach machnąć się o całe dwie godziny!?
Załącznik 33954
-
10 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Ciężko mi powiedzieć ile normalnie zajęłoby mi to przejście, jest długie i bardzo płaskie, więc domyślam się, że normalnie pokonałabym je szybko żwawym tempem w podskokach. Bardzo lubię takie trasy. Śliczny, malowniczy, kręty szlak. Chodzenie po takim lesie w taką pogodę to bajka. Ale nie tym razem. Szłam bardzo długo i bardzo powoli. Zajęło mi to właśnie ok. 3:30. Pięty bolały sakramencko i plecak dawał już w kość. Następnym razem muszę tu przyjść bez obciążenia, tu jest po prostu za fajnie. Droga pieruńsko się dłużyła. Znakarz widać miał duże poczucie humoru, ponieważ szlak pokierował przez każde zwniesienie, każdy mały pagórek, mimo, że spokojnie mógł je ominąć bokiem. Pewnie wyszedł z założenia -"skoro zachciało im się iść w góry, to niech mają swoje!". Znalazłam kawałek łuski z czasów wojny. Szkoda, że nie była cała, bo właśnie potrzebuję takiej do chatki jako popielniczkę :)
Załącznik 33955Załącznik 33956
Pod koniec nie dałam rady, ściągnęłam sobie buty i w samych skarpetkach podreptałam sobie ok kilometra po suchym, nagrzanym runie leśnym. W tym momencie poczułam jakbym dostała skrzydeł! Podbiegałam kawałek, bo było mi tak miło. Fizycznie czułam się doskonale wypoczęta i zupełnie nie zmęczona, gdyby tylko nie te pięty. Ale bez butów mogłam biegać! Czy nie kłuło mnie w nogi? Nie. Prawie całe lato przechodziłam na bosaka, w tym także sporo chodziłam zupełnie na bosaka po lesie, nie tylko po ścieżkach. Pod koniec ubrałam buty, gdyż runo zaczęło robić się wilgotne. Podreptałam drogą do Rabe, gdzie na łące nieopodal drogi, pomiędzy odcinkiem Wisan - Leśniczówka, rozbiłam namiot. Byłam tak wypoczęta, jakbym w ogóle w górach nie była, jeszcze bym dziś ze 3 razy skoczyła na Waltera, tylko bez butów i bez plecaka :) Nocą niebo było ogromnie obsypane gwiazdami! Ubrałam się jak eskimos, było mi ciepło. Zasnęłam dopiero o 5 nad ranem, wcześniej tylko ot tak drzemałam. Nieoceniony kolega o 7.30 napisał mi smsa, że czas wstawać i ruszać w drogę. I bardzo dobrze. Dopiero później rozmawiając z leśniczym Roztok mieszkającym w Rabe, dowiedziałam się od niego, że mój namiocik ślicznie się prezentował raniutko na łące i był ładnie oszroniony. Znów zapowiadał się słoneczny, piękny dzień! Udałam się umyć do potoku Riabego.
Załącznik 33957
Podczas tej czynności uważnie rozglądałam się dookoła, czy czasem nie lata tu jakiś dron. Wszak w tych okolicach kręcony jest właśnie program telewizyjny Las Bliżej Nas dla TVP1 dotyczący pracy naszych leśniczych, gdzie w głównych rolach wystąpią Marcin, leśniczy z Roztok mieszkający w Rabe oraz Kaziu, leśniczy z Polanek mieszkający w Bukowcu. Myślę, że gdybym teraz natknęła się na drona, to mogłoby to przyczynić się do gwałtownego wzrostu oglądalności programu. Dzikie lasy a w nich dzikie baby. Gdy później podzieliłam się tą obawą z leśniczym, pocieszył mnie jakże wielce, że wprawdzie drony są tymczasowo uśpione ale fotopułapki w lesie wciąż działają :)
Podreptałam do kamieniołomu. Wcześniej plecak na skrzyżowaniu zostawiłam pod opieką wesołych panów leśników. Dowiedziałam się, że rankiem mieli wielką ochotę zaglądnąć do namiociku a teraz jeszcze większy żal, gdy dowiedzieli się, że spała w nim sama kobieta. Gdy powiedziałam im, że zmierzam do Prełuk to złapali się za głowę.
Załącznik 33958Załącznik 33959Załącznik 33960
Gdy doszłam do kamieniołomu, wyłonił się pan z budki i zapytał: "A pani tu co?". "A patrze tak sobie", odpowiedziałam. Zawrócił mnie spowrotem :) Praca na kamieniołomie wrzała. Idąc dalej spotkałam nową elegancką wiatkę ze stołami w środku. Za chwilę doszłam do źródełka, w którym syf mnie mocno zasmucił, tym bardziej, że tuż metr dalej stał kosz na śmieci.
Załącznik 33961Załącznik 33962
Po chwili spotkałam drugą nową wiatkę. Po co tyle wiatek obok siebie?
Załącznik 33963
Doszłam do kruszarek, czyli miejsca, gdzie planowo miał mieć mój ostatni nocleg. Zadziwiła mnie cała masa żab znajdujących się tu na drodze. Trzeba było na prawdę uważnie patrzeć pod nogi! I wszystkie, bez wyjątku, parami. Zaśpiewałam im krysznową, żabską (rabską?) melodię -"rade, rade, kum, kum". Udałam się w kierunku na Huczwice. Zaraz za skrzyżowaniem, by mnie nikt nie widział, ściągnęłam buty i podreptałam sobie w wełnianych skarpetkach prosto aż do jeziorka bobrowego.
Załącznik 33964
-
1 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Znalazłam kawałek łuski z czasów wojny. Szkoda, że nie była cała, bo właśnie potrzebuję takiej do chatki jako popielniczkę :)
Były w zasięgu ręki na Łysym Wierchu, w zależności od potrzeby, do wyboru i kalibru.
Załącznik 33965
Podczas czytania Twojej relacji wracają wspomnienia z tamtych okolic. Jak widzę, to bezlistna pora roku pozwala na bardziej odległe widoki, których za kilka tygodni już się nie zobaczy. Dzięki Twojej relacji, nowe wiaty już mnie nie zaskoczą swoją obecnością:). Domyślam się, że tym razem Chryszczata nie ma szans i legnie u Twych, odzianych tylko w skarpetki, stóp:).
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Na Łysym sporo złomu ale nad Bobrowym, na Wierszkach jeszcze więcej.
A najwięcej na Patryi.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Często słyszę od ludzi, którzy odwiedzili Bieszczady - byłem, tam, tam i tam, zobaczyłem już wszystko w tych Bieszczadach.
Właśnie. Często rzeczywiście - w ich spojrzeniu na Te Góry - zobaczyli już wszystko. Jak wiele jest jednak punktów patrzenia pokazują relacje Jimi - chodzi sobie nie tak bardzo daleko, nie tak bardzo wysoko i nie tak spektakularnie widokowo, a wydaje się jakby była to podróż na inny kontynent. :-D Świetnie się czyta 8-)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
dzięki Zbyszek i Browar, mój guru chaszczowy :> w takim razie kiedyś przy okazji wybiorę się na Patryję po.. popielniczkę ;)
Asiu, o wielu słyszałam takich co w 4 dni przeszli całe Bieszczady hihihi. Ja właśnie dzięki temu forum zdaję sobie sprawę, że tak na prawdę to ja nigdzie nie byłam, no bo przecież nie byłam ani na Łysym, ani na Wierszkach ani nawet na Patryi...
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Jak zobaczyłem Twoje nowe wpisy to myślałem, że nadszedł tak szybko czas na porachunki ze "starą rurą" :-). Walter też dał mi się we znaki, kiedy próbowałem pewnej wiosny gonić ekipę udającą się na Łopiennik a by trochę więcej zwiedzić trasę swą wytyczyłem przez Waltera. Ekipy nie dogoniłem, mocno na drugi dzień dawały się we znaki mięśnie nóg :-)
P.S. - To, co znalazłaś na popielniczkę by się nie nadawało - to odłamki pocisku. Całe ciężko to znaleźć bo jeśli jest w całości to przeważnie z niebezpieczną zawartością. Natomiast to, co na zdjęciu Zbyszka to szklanki szrapneli.
A tak w ogóle to dlaczego relacja w tym dziale a nie relacji bieszczadzkich?
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Długi, relacja jeszcze ma ciąg dalszy, troche zajmuje mi pisanie, dopiero przecież zeszłam z pasma Łopiennika :-) Odnośnie popielniczki, wiele osób ma popielniczki z identycznych łusek, np. w kilku schroniskach i ja też taką chce :P Przecież to co na moim zdjęciu to jest to samo co na Zbyszka, tylko u mnie było połamane na pół. Odnośnie działu, na początku wątku było kilka (czyt. 2) niebieszczadzkich relacji, w zasadzie wątek zaczęłam od Beskidu Niskiego ale powstał z tego jeden cykl opowiadań o wędrówce w pojedynkę i nie chciałam go rozdzielać, bo tutaj nieistotne są pasma górskie ale właśnie sama idea, jaką jest wędrówka w pojedynkę, na którą składa się cykl różnych relacji. Właśnie wniosłam prośbę do zielonych o przeniesienie wątku ale wyłącznie w całości.
-
1 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Studenci już dawno temu w swojej bazie w Łopience wykorzystywali szklanki szrapneli jako popielniczki:).
Załącznik 33968
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
znaczy, na tym Hruniu można się fajnie zgubić - ciekawa sprawa z tym wariującym kompasem - na pewno się tam wybiorę.
A z milusińskich zwierzątek, czas już patrzeć pod nogi - dzisiaj pierwszy raz w tym roku żmiję widziałem - wyglądała na głodną
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Miejscowy
znaczy, na tym Hruniu można się fajnie zgubić - ciekawa sprawa z tym wariującym kompasem - na pewno się tam wybiorę.
A z milusińskich zwierzątek, czas już patrzeć pod nogi - dzisiaj pierwszy raz w tym roku żmiję widziałem - wyglądała na głodną
Na Hruniu gubi się idealnie :)
Widziałem wczoraj kilka tysięcy jaszczurek, a z tą żmiją uważaj, dobrze że Cię nie zjadła, głodne żmije nie wybrzydzają :twisted:
-
8 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
W Huczwicach nad małym jeziorkiem bobrowym zobaczyłam nagle, że jakieś olbrzymie ptaszysko jastrzębiowate zerwało się z ziemi. Ten wielki ruch wielkiego skrzydła zapamiętam długo. Nie widziałam jego lotu po niebie, bo bardzo sprytnie się schował dalej ale po barwach najbliżej mu było do orlika krzykliwego. Kawałek dalej usiadłam, zarządziłam przerwę, bo z czasem byłam zdecydowanie do przodu, niż zakładałam. Przepiękna, słoneczna pogoda i cudna okolica sprawiły, że otrzymałam choć namiastkę Rosolina, o którym wciąż marzę, by doń powrócić. W tym momencie zrozumiałam, że otrzymałam to, czego mi było tak potrzeba. Mianowicie potrzebowałam usiąść w bezludnej okolicy na wielkiej, ogromnej łące i wygrzewać się w słoneczku. Tylko tyle właściwie potrzebowałam przez te trzy dni łażenia i to właśnie tutaj, w Huczwicach miała miejsce kulminacja całej mojej wędrówki. Gdyby nie było tego wprowadzenia, czyli pasma Łopiennika związanego z późniejszym spaniem w namiocie w Rabe -Huczwice same w sobie nie miałyby sensu. Również nie miałyby sensu, gdybym przyjechała tu autem. Do tego osiągnięcia tego stanu potrzebowałam wprowadzenia, jakim była dwudniowa wędrówka i namiot. Gdyby nie było tak gorącego słońca, też nie poczułabym spełnienia w Huczwicach :) Kilka dni wcześniej napisałam w pamiętniku, że potrzebuję usiąść w gorącym słońcu na rozległych, bezludnych rosolińskich łąkach. Wszystko poukładało się bardzo ładnie. Dopiero teraz odkryłam właściwe piękno Huczwic, wcześniej nie mogłam trafić na odpowiednią pogodę. Zagotowałam wodę na kawę w menażce, którą kiedyś nabyłam w sklepie wojskowym z rzeczami z demobilu. Menażka, składająca się z dwóch naczyń, ma na każdym wyrytą datę walki 1968. W tym samym sklepie nabyłam też moje ukochane depeemy oraz koszulę i pokrowiec na plecak. Poniekąd fascynuje mnie to, że tych rzeczy kiedyś używał żołnierz (spodnie i koszula na pewno pochodzą z użytku ale akurat najmniejsze rozmiary były prawie nienaruszone, menażka też była używana).
Załącznik 33969Załącznik 33970Załącznik 33971
Ruszyłam dalej. W zasadzie postój był zbyt długi, bo paradoksalnie postój mnie zbyt zmęczył -ciało przeszło w stan odpoczynku i trzeba było się od nowa rozchodzić, by wejść w rytm marszu a przede mną jeszcze całkiem długa droga. Dalej bez butów doszłam do dużego jeziorka bobrowego, gdzie budowany jest duży taras widokowy. Szybko założyłam buty dla zachowania pozorów normalności. Zagadnęłam z panami, którzy zaprosili mnie... na dach :D Oczywistym było, że nie odmówię, bo uwielbiam włazić i się wspinać. Okazało się, że ci także mieli wielką ochotę zapukać rano do namiociku.
Załącznik 33972Załącznik 33973Załącznik 33974Załącznik 33975
Doszłam do podnóża Chryszczatej po drodze witając się z kolejnymi młodymi chłopakami pracującymi w lesie. Weszłam na szlak kapliczkowy i tutaj od razu zamieniłam się w pielgrzyma. Podejście na Chryszczatą od tej strony -sakramenckie, drugi Walter. Ale przecież ja takie właśnie bardzo lubię. Konkretne. Czyli krótki, bardzo stromy (czasami wręcz fantazyjnie stromy) odcinek ale przynajmniej od samego początku wiesz na co wchodzisz, cały czas widzisz ile jeszcze drogi przed tobą. Nie jak poprzednio, kiedy "kilka" razy jednego dnia wchodziłam na Horodek, "kilka" razy na niebieskim wchodziłam na poszczególne szczyty. Dlaczego piszę "kilka"? Bo zawsze wydawało mi się, że już dochodzę do szczytu a gdy spoglądnęłam przed siebie pokonawszy odcinek, dany szczyt cały czas był daleko i daleko. W zasadzie doszłam do wniosku, że jeżeli myślisz, że już jesteś na szczycie, to na pewno na nim nie jesteś. Analogicznie możnaby powiedzieć odwrotnie - jeżeli myślisz, że szczyt jeszcze daleko to na pewno już na nim jesteś :-) Haha. Ta druga zasada miała miejsce właśnie na Chryszczatej!!!!! Gdy kawalątek przed szczytem spoglądając nań, pomyślałam, że to na pewno nie jest jeszcze to -okazało się, że byłam w błędzie. Tym samym doszłam w końcu do szczytu Chryszczatej! Powiem szczerze, że nie sądziłam, że będę miała stąd widoki ale widocznie wczesna wiosna sprawiły, że nawet ze szczytu Chryszatej można było tu i ówdzie popatrzeć sobie na świat dookoła.
Załącznik 33976
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
.... czyli leśniczy nie musiał pomagać.....:-P
-
7 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Schodzić do Prełuk miałam zwyczajnie szlakiem, jednak niedobry Bazyliszek podkusił mnie, by z lekka urozmaicić sobie wędrówkę zmieniając trochę trasę. Z racji tego, że ostatnio na zachodnich zboczach Chryszczatej czuję się niemalże jak u siebie w piaskownicy, namawiać bardzo mnie nie musiał. Czuję tę górę coraz lepiej, coraz lepiej się nad niej odnajduję, coraz lepiej ją poznaję. Dlatego zboczenie ze szlaku Chryszczatej było dla mnie jak pstryknięcie palcem. Wyciągnęłam kompas, by określić azymut. Tuż obok ujrzałam fajny okop z I wojny.
Załącznik 33980Załącznik 33981
Podążając osuwiskiem Zwezło na starcie zaliczyłam kilka dupozjazdów. Nagle znalazłam się w jakiejś magicznej krainie, jakby oderwanej od rzeczywistości, o której świat zapomniał. Byłam w niebie. Ukształtowanie terenu było kosmicznie piękne. Do tego to słońce. Chodziłam niemalże zygzakami, to na prawo, to na lewo, bo chciałam zajrzeć wszędzie. Już teraz wiedziałam, że gdyby wybuchła ta wojna, to wstąpię do partyzantki. Znów wcieliłam się w rolę partyzanta. Zaczęłam intensywnie obmyślać plan, że właśnie tutaj rozlokuję swój oddział. Oczywiście mój oddział będzie nosił kryptonim "Sokoły" ze względu na ulubiony okrzyk w lesie jego dowódcy, czyli "hej". Trzeba myśleć już teraz!!! Przecież gdy wybuchnie wojna, to kto w tym całym chaosie będzie w stanie myśleć, planować a co najważniejsze -działać! Trzeba planować skrytki i bunkry już teraz!!! Czy bałam się tak chodzić? Nie, tu nie ma czasu na bojaźń, trzeba układać plany. Najlepszy partyzant to ten, który doskonale zna swój teren. W tym momencie, pogrążając się w swoich myślach, miałam ochotę zacytować Browara -"my name is Chrin Stebelski!", bowiem takiego smsa mi kiedyś wysłał. Idąc tak zboczem Chryszczatej mijałam to jeden, to drugi, to trzeci potok. Po drodze także dwa inne, całkiem spore jeziorka duszatyńskie. Oczywiście tych dwóch najbardziej znanych nie widziałam, ponieważ były zupełnie po drugiej stronie zbocza.
Załącznik 33982Załącznik 33983Załącznik 33984
Po około godzinie dotarłam do szlaku, czyli już byłam prawie w domu. Dodam, że na oko z 10 razy chodziłam dotychczas po zboczach Chryszczatej ale nigdy nie zdażyło mi się, żebym w dwie strony szła po szlaku, więc i tym razem musiało być na wesoło :) Na ścieżce prowadzącej już prosto do Duszatyna poległam. Taki miałam widok:
Załącznik 33985
Powstałam. Zachodzące słońce mnie oślepiło.
Załącznik 33986
Jakimś cudem doczołgałam się do Prełuk, gdzie skonałam. Idąc wyglądałam jak żołnierz wracający z wojny -kuśtykający na jedną nogę i opierający się o kuli -obowiązkowo o jednej, gdyż zawsze z wojny wracają o jednej kuli. Przez całą Chryszczatą miałam bowiem kostur idealnie przypominający kulę. Sięgał mi tylko do pasa i miał taką rączkę wystającą jak mają kule. Krótki kijek jest idealny na strome podejścia a idąc po równym po prostu przypominał kulę :) Pięty trochę zjechałam ale co najważniejsze -na szczęście nie do krwi :)
http://wadera55.republika.pl/pasmo_l...atej/trasa.jpg
(trasa pod linkiem)
Całość jednym ciągiem także do obejrzenia tutaj:
http://wadera55.republika.pl/pasmo_l...yszczatej.html
http://wadera55.republika.pl/ania.html
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Jej Bohu.....świetny opis, bardzo mi się podobał, niewątpliwy talent literacki ,trochę szkoda go do partyzantki pani Stebelska....:wink:
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Oj lubię i ja takie opowiastki. Taki mi nieco koślawy "lepiej" się skleił:
"Lepiej było zaróść smrodem,
niż w potoku spotkać z dronem...."
;)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
ALE BIGOS NASZYKOWANY ???? ( i o bimbrze pamiętaj ! )
ps. maczety nie dżwigasz ? ..ja wczoraj swoją naostrzyłem. W razie co- jak będę miał kurs CASĄ , to dokonam zrzutu następnej partii broni , więc szykuj zrzutowisko ! ;)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
No właśnie.. ja tu knuję wielkie plany a podstawowej rzeczy, czyli bigosu na wojnę nawet nie zrobiłam...
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Niema to jak na wojnie, sporo amunicji , trochę brymuchy ,kwaśny bigos i...słodkie dziewczyny...:lol:
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Aniu!, Gratuluję : wędrówki, poskromienia "starej rury" i pięknego opisu. Czytałem z wielką przyjemnością.
Pozdrawiam :)
-
1 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Kto po ostatniej mojej wędrówce z dn. 17 marca uwierzył w to, że na prawdę mam dosyć wędrówek na najbliższe dni, to oznacza, że mnie wcale nie zna. Już następnego dnia wieczorem spakowałam plecak...
He, he, bo to taka choroba jest – szwędactwo górskie :). Za każdym powrotem siedzi przyczajone kilkanaście godzin a później powoduje jakieś zwarcia w mózgu, fale mózgowe wysyłają sygnały najpierw łagodnie, później bardziej zdecydowanie, po dwóch dniach to już istny sztorm we łbie, aż w końcu nadchodzi tsunami i nie sposób się nie ruszyć! To gdzie i kiedy następna wyrypa?
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
...Kuśtykając z kosturem zaszłam do schroniska szkolnego w Jabłonkach. Oczywiście wcześniej zapowiedziałam swoją wizytę. Miałam cichą nadzieję, że będą palili w piecu, bym mogła sobie osuszyć ubrania na kaloryferze. Nic z tego. Schronisko bardzo mi się podobało, obsługująca starsza pani też okazała się najsympatyczniejszą osobą. Dostałam pokój 14-osobowy z łóżkami piętrowymi.(...)
Też polecam gorąco to schronisko! Warto wspomnieć, iż na jego ścianach wiszą piękne zdjęcia przyrody, których autorem jest gospodarz schroniska - Pan Maciej Grzegorzek ( http://www.maciejgrzegorzek.pl/).
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Była ogólnodostępna kuchenka, więc zagotowałam sobie niewielki garnek gorącej wody w którym próbowałam zamoczyć stopy. Miło się tym rozgrzałam. Serdecznie polecam to schronisko, bardzo mi się w nim podobało.
A woda ciepła też jest, tylko teraz, gdy nie ma turystów, trzeba dość długo poczekać, aż „dojdzie rurami” :)
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Całe podejście na Waltera -sakramenckie!! Najbardziej pieruńsko stromy szlak w naszych Bieszczadach! Ale ja właśnie takie podejścia lubię -bardzo dobrze mi się szło, powolutku z nowym kosturem.
Nie darmo te piętrzące się kretówki zwano niegdyś Grzebieniem Baligrodzkim, stromo do góry, niezbyt rozległy szczyt, na dół na pysk i od nowa :)
Podejście na inny grzebienia ząb:
Załącznik 34007
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Zasnęłam dopiero o 5 nad ranem, wcześniej tylko ot tak drzemałam. Nieoceniony kolega o 7.30 napisał mi smsa, że czas wstawać i ruszać w drogę. I bardzo dobrze.(...)
Ale zbój! Dać Ci przespać świt – powinien najpóźniej o 5.15 wysłać sms-a :mrgreen:
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Schodzić do Prełuk miałam zwyczajnie szlakiem, jednak niedobry Bazyliszek podkusił mnie, by z lekka urozmaicić sobie wędrówkę zmieniając trochę trasę. (...)
To za karę! Za dręczenie sms-ami :wink:, a że tu idzie, a że tam, a że burza śnieżna, a że słońce, a we fabryce do fajrantu daleko, a końca tygodnia nie widać!!!
Cieszę się, że zaczęłaś umieszczać relacje na forum, czytało się świetnie! Czy już wszystko uprane i spakowane do następnego wyjścia?