Schodzić do Prełuk miałam zwyczajnie szlakiem, jednak niedobry Bazyliszek podkusił mnie, by z lekka urozmaicić sobie wędrówkę zmieniając trochę trasę. Z racji tego, że ostatnio na zachodnich zboczach Chryszczatej czuję się niemalże jak u siebie w piaskownicy, namawiać bardzo mnie nie musiał. Czuję tę górę coraz lepiej, coraz lepiej się nad niej odnajduję, coraz lepiej ją poznaję. Dlatego zboczenie ze szlaku Chryszczatej było dla mnie jak pstryknięcie palcem. Wyciągnęłam kompas, by określić azymut. Tuż obok ujrzałam fajny okop z I wojny.
49.jpg50.jpg
Podążając osuwiskiem Zwezło na starcie zaliczyłam kilka dupozjazdów. Nagle znalazłam się w jakiejś magicznej krainie, jakby oderwanej od rzeczywistości, o której świat zapomniał. Byłam w niebie. Ukształtowanie terenu było kosmicznie piękne. Do tego to słońce. Chodziłam niemalże zygzakami, to na prawo, to na lewo, bo chciałam zajrzeć wszędzie. Już teraz wiedziałam, że gdyby wybuchła ta wojna, to wstąpię do partyzantki. Znów wcieliłam się w rolę partyzanta. Zaczęłam intensywnie obmyślać plan, że właśnie tutaj rozlokuję swój oddział. Oczywiście mój oddział będzie nosił kryptonim "Sokoły" ze względu na ulubiony okrzyk w lesie jego dowódcy, czyli "hej". Trzeba myśleć już teraz!!! Przecież gdy wybuchnie wojna, to kto w tym całym chaosie będzie w stanie myśleć, planować a co najważniejsze -działać! Trzeba planować skrytki i bunkry już teraz!!! Czy bałam się tak chodzić? Nie, tu nie ma czasu na bojaźń, trzeba układać plany. Najlepszy partyzant to ten, który doskonale zna swój teren. W tym momencie, pogrążając się w swoich myślach, miałam ochotę zacytować Browara -"my name is Chrin Stebelski!", bowiem takiego smsa mi kiedyś wysłał. Idąc tak zboczem Chryszczatej mijałam to jeden, to drugi, to trzeci potok. Po drodze także dwa inne, całkiem spore jeziorka duszatyńskie. Oczywiście tych dwóch najbardziej znanych nie widziałam, ponieważ były zupełnie po drugiej stronie zbocza.
51.jpg52.jpg53.jpg
Po około godzinie dotarłam do szlaku, czyli już byłam prawie w domu. Dodam, że na oko z 10 razy chodziłam dotychczas po zboczach Chryszczatej ale nigdy nie zdażyło mi się, żebym w dwie strony szła po szlaku, więc i tym razem musiało być na wesoło :) Na ścieżce prowadzącej już prosto do Duszatyna poległam. Taki miałam widok:
54.jpg
Powstałam. Zachodzące słońce mnie oślepiło.
55.jpg
Jakimś cudem doczołgałam się do Prełuk, gdzie skonałam. Idąc wyglądałam jak żołnierz wracający z wojny -kuśtykający na jedną nogę i opierający się o kuli -obowiązkowo o jednej, gdyż zawsze z wojny wracają o jednej kuli. Przez całą Chryszczatą miałam bowiem kostur idealnie przypominający kulę. Sięgał mi tylko do pasa i miał taką rączkę wystającą jak mają kule. Krótki kijek jest idealny na strome podejścia a idąc po równym po prostu przypominał kulę :) Pięty trochę zjechałam ale co najważniejsze -na szczęście nie do krwi :)
http://wadera55.republika.pl/pasmo_l...atej/trasa.jpg
(trasa pod linkiem)
Całość jednym ciągiem także do obejrzenia tutaj:
http://wadera55.republika.pl/pasmo_l...yszczatej.html
http://wadera55.republika.pl/ania.html



Odpowiedz z cytatem

Zakładki