-
Zapraszam do ogniska
Trzy tygodnie upalnego sierpnia 2008 roku spędziłem w Bieszczadzie i w Beskidzie Niskim. Nie pisałem żadnej relacji po moim powrocie, bo liczyłem na to, że inni napiszą swoje. Tak naprawdę to dawno już nie napisałem relacji. Ta powstała za namową Pastora podczas ostatniego KIMBu. Mam nadzieję, że Pastor jeszcze tu zagląda…Postanowiłem swoją relację pisać, kiedy będzie już zimno i liście opadną z drzew. Teraz zapraszam do ogniska wszystkich, którzy mają ochotę na dłużej lub tylko na krótko tu przysiąść. Ogień się pali, więc tylko browara do ręki lub grzańca proszę wziąć i posłuchać opowieści.
Osoby biorące udział w wyjeździe: zacznę niegrzecznie od siebie – Bertrand, moja kochana /wielu z Was wie, że tak naprawdę jest/ żona Renatka, kuzyn, jego żona, czyli kuzynka, chrześniak o kolega chrześniaka. Tak będę nazywał osoby.
Dzień 0.
Niedziela przed piątkowym wyjazdem. Wracam z służbowego wyjazdu na Mazury. Mazury to piękne miejsce jest. Woda jak w Solinie tylko małego szczegółu mi brak. Nie ma tam Zielonych Wzgórz. Dlatego nie do końca mi się tam podoba. Jestem umówiony z WUKĄ w Toruniu. WUKA myślała, że jadę bezpośrednio w Bieszczad i liczyła na to, że zabiorę ze sobą do karawanu pasażerkę. Niestety jechałem do Poznania. Zabrałem za to kilka tomików jej poezji, które miałem zostawić w Cisnej u Rysia. Kilka wcale nie oznacza, ze to nie było kilkadziesiąt ;). Czego to się nie robi dla Bieszczadzkich Przyjaciół? Z wielką radością przyjąłem od WUKI tomik ze specjalną dedykacją dla Renatki i dla mnie oraz z mniejszą radością /ze względu na tuszę/ pierniki toruńskie. Wracam do domu, a książki lądują na półce w garażu w oczekiwaniu na dalszą podróż..
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Bertrandzie,podkładaj do tego ognia chyżo!
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
WUKA
Bertrandzie,podkładaj do tego ognia chyżo!
Mamy mały problem....
Lubię małe ogniska, takie co nastrój dają, a nie światło. Cierpliwości trochę. 3 tygodnie opowieści przed nami. Do wiosny nam zejdzie.
Pozdrawiam
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Bertrand zaczełeś ciekawie, stopniując napięcie, mam nadzieje, że zdradzisz trochę tajemnic z tego wypadu w trakcie styczniowego pyrlandzikiego spotkania bieszczadzkiego.
-
9 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Dzień 1
Godzina 0:00. Spotkanie na umówionej stacji benzynowej w Poznaniu i jazda dwoma autami w drogę. Przez Łódź, Kielce Rzeszów do Mucznego. Tak myślałem…. Trzymaliśmy się razem. Raz ja prowadziłem naszą kolumienkę, raz chrześniak. Gdzieś za Łodzią oni przelecieli na ciemno zielonym /noc przecież była/, a ja stanąłem na czerwonym. Stałem na tych światłach dosyć długo. Ruszyłem, więc z kopyta, żeby ich dogonić. A tu nic. Myślę sobie, że musieli szybko jechać. Jak minąłem Kielce zadzwonili, że są ku mojemu wielkiemu zdziwieniu przed Kielcami. Mam stanąć pod dystrybutorem, bo muszą zatankować. Znajduję odpowiednie miejsce i dzwonię z informacją gdzie jestem. Zjadamy z Renatką część wiktuałów, które zabraliśmy z domu, a ich nie ma… W końcu telefon dzwoni i odzywa się kuzynka, że mają do Tarnowa około 90 km. Tak ich poprowadził GPS. Umówiliśmy się w Mucznem i pojechaliśmy dalej. Po drodze tankowanie w Ustrzykach Dolnych i próba zjedzenia śniadania w Jadłodajni przy Muzeum. Niestety jest za wcześnie. Jedziemy dalej. Mam zamiar jeść Pod Czarnym Kogutem. Zanim tam dojechałem widzę przy drodze nową Karczmę. Daję po hamulcach i wchodzimy do środka. Pani stojąca za bufetem informuje nas, że to nie jest Karczma tylko Agroturystyka. Dała się jednak uprosić i zrobiła pyszną jajecznicę. Zabieram na wszelki wypadek wizytówkę tej Agroturystyki, płacimy za śniadanie i jedziemy dalej. Po drodze kuzyn dogonił nas w Smolniku. Zatrzymałem się, aby sprawdzić, o której jest w niedzielę Msza Św., a kuzyn dał po garach i tyle go widziałem. Spotkaliśmy się w Wilczej Jamie. Gospodarze przyjęli Renatkę i mnie jak rodzinę. Powitanie było gorące. Niestety nasza bania jeszcze nie była przygotowana na nasze przyjęcie.
Czekamy, więc grzecznie pijąc herbatkę. Ja taką cienką, zimną i z pianką, ale była chyba lepsza od tej, którą pili wszyscy. W kuflu moja mi podano… W końcu idziemy pod banię. Panie jeszcze się krzątają. My starsi czekamy na tarasie, a młodzi są w domku. Po pół godzinie albo i lepiej pytamy młodych, czy Panie jeszcze są. Ku mojemu zaskoczeniu usłyszałem, że Panie dawno już sobie poszły, tylko młodym do głowy nie przyszło, żeby nam o tym powiedzieć. Po co nas informować? Szybko się rozpakowujemy. Ja od razu montuję lodówkę. Lodówka składa się z: studni przepływowej wody z potoku, siatki /takiej komunistycznej siatki z żyłki na zakupy i linki. Do siatki wkładam kilka browarów i flaszkę. Kuzyn przywiązuje siatkę do linki i opuszczamy ją do studni. Linkę wiążemy do balustrady tarasu. Przebieramy się i w dwa samochody jedziemy do Tarnawy. Ja przy wypale po lewej zostawiam karawan. W Tarnawie wykupujemy bilety Nie do Parku tylko na ścieżkę /teraz już chyba wszyscy znają ten podstęp BPN/. I idziemy do Dźwiniacza. Wydawało mi się, że to będzie dobra przebieżka. Po ciekawym spacerze docieramy na cmentarz. Ku mojemu WIELKIEMU zaskoczeniu nikt nie wyraził ochoty pójść kilkaset metrów dalej na ten drugi. Pochodzili po cmentarzu i odpoczywali w cieniu. I tu z rękawa wyjmuję mój plan: Kto idzie ze mną do stokówki i stokówką do karawanu? Grzecznie się zapytałem. Nikt nie wyraził takiej ochoty, zwłaszcza, że po przeczytaniu mapy stwierdzili, że to dwa razy dalej niż do Tarnawy. Kolega chrześniaka stwierdził, że 6,5 km to za dużo i trzeba oszczędzać siły na jutro. Trochę się zdziwiłem, bo chłop jak wielki dąb, a okazało się, że jaja jak żołędzie. Poszedłem, zatem sam. Najpierw po bardzo zarośniętych płytach betonowych a potem stokówką. Szedłem i chłonąłem. Chłonąłem Bieszczad, widoki na ukraińską stronę, ciszę, śpiew ptaków, szemranie mijanych potoków i całą resztę też chłonąłem. Gdyby nie uporczywy ból uda, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem w tej części kontynentu. Wkurzyłem się tylko raz: po prawej ambona, po lewej lizawka i magazyn na karmę dla zwierząt. Tak się teraz poluje. Zmęczony nocną jazdą i tym spacerem wsiadam do karawanu i jadę do Mucznego. W Mucznem długie Polaków rozmowy i w końcu sen...
-
1 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Coś mi to jedno zdjęcie nie chciało wejść..
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Właśnie dołączyłem do twojego ogniska i twojej gawędy.Posiedzę, pozwolisz, dopóki nie skończysz!:-P
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Jak można to też przysiądę i poczekam na dalszy ciąg...cicho, w drugim rzędzie, na granicy światła i mroku ;)
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
Dzień 1
Kolega chrześniaka stwierdził, że 6,5 km to za dużo i trzeba oszczędzać siły na jutro. Trochę się zdziwiłem, bo chłop jak wielki dąb, a okazało się, że jaja jak żołędzie. Poszedłem, zatem sam.
Muszę sprostować. Łaziłem troszkę z tym Dębem, i złego słowa nie powiem. Idzie, nie gada, nie marudzi, jak trzeba to kroku dorównuje. Dęby rogalińskie nie z kokosów a z małych żołędzi powstały. Widać kolega wiedział co może, kiedy może i nie chciał się forsować nasampierw. Rozsądnie
Z samotnego łażenia to same korzyści wynikają... a nie?
-
Odp: Zapraszam do ogniska
No to i ja przysiądę, uważnie posłucham bo i łazilo sie kiedyś po tych terenach, ale sporo się zapomniało, sposobność więc dobra odświeżyć pamięć a w dodatku mam plany na rok 2009 na tę okolicę. Już nic nie gadam, połaszczę się najwyżej na poczęstunek z tej.... lodówki ;)
-
10 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Dzień 2
Niedziela. Pogoda nijaka. Lekko siąpi. Po śniadaniu jedziemy do Smolnika na Mszę Św. Trochę się spóźniamy, ale myślę, że tam w górze zostało to nam wybaczone. Po Mszy postanawiamy się rozdzielić. Kuzyn z rodziną i kolegą chrześniaka jadą na objazd Bieszczadu samochodem. Kolega chrześniaka będzie z nami tylko kilka dni i kuzyn chce mu pokazać maksymalnie dużo. Po wczorajszym doświadczeniu obawiam się, że może go tylko zniechęcić do nastepnego tu przyjazdu. Dzwonimy do Barnaby i umawiamy się na spotkanie w UG. Jedziemy z Renatką do synka. Spotykamy go w Zajeździe. Coś tam jadł i jak zwykle narzekał na jakość tego, co je. Krótka narada przy piwie i jedziemy z Barnabą do Mucznego. Tam zostawiamy Renatkę i jedziemy dalej, az za Tarnawę Trzeba Barnabę wykorzystać, bo ma przy sobie stosowny kwit. Zostawiamy karawan przy wylocie 19 stki i idziemy w stronę Potaszarni. Po drodze z daleka widzimy dach jakiejś budowli. Postanawiamy sprawdzić, co to jest. Idziemy w kierunku dachu. Krzaczory, pokrzywy, potok. Nic to. A właściwie to jest to, co lubimy najbardziej. Tylko łatwo się o tym pisze, gorzej z pokonywanie tych przeszkód. Barnaba prowadzi, a ja idę za nim. Cały czas patrzę przed siebie nad głową syna. Nagle i niespodziewanie widzę dolną część jego pleców, czyli d..pę. Woda wlewa mi się do buta. Po prostu nie zauważyłem starej studni, do której właśnie wpadłem. Studnia nie była ani głęboka ani szeroka. Zatrzymałem się oparty na rozłożonych ramionach. Barnaba pomógł mi się z niej wygramolić. Wtedy przyszła do głowy refleksja. Bardzo lubię łazić sam. Coby było gdybym był sam i studnia była głębsza? Zasięgu w tym miejscu żadnego. Telefon do niczego nieprzydatny. Sam bym nie wylazł z głębszej studni i chyba wilcy by mnie tam zjedli… Idziemy dalej. Widzimy, że ta budowla to sporej wielkości paśnik. Jak paśnik, to znaczy popas trza zrobić. Obeszliśmy go dookoła, piwko wypiliśmy, pojedliśmy trochę i ruszyliśmy z powrotem do drogi.
-
9 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Wszyskkie przeszkody powoli pokonywaliśmy. Najgorzej było z przekroczeniem potoku w dosyć glębokim jarze, ale udało się. Po dojściu do drogi ruszyliśmy w stronę jej końca. Kto tamtędy kiedyś szedł, to pamięta, że ona cały czas się wznosi. Ta droga. W pewnym momencioe osiaga kulminację i opada sobie w dół. I na tym wzniesieniu rzuca się nam ow oczy widok, którego nigdy bysmy się tutaj nie spodziewali. W błocku stoi samochód osobowy, przy którym stoi 5-6 osób. Na nasz widok lekko zbledli. Było wyraźnie widać, że są wystraszeni mocno. My z Barnaba byliśmy uprani w barwy zielone i można nas było wziąć za pracowników leśnych. A tu Park Narodowy, poza szlakiem… Samochód ten był na miejscowych blachach. Bez naszej pomocy nie wypchnęliby tego auta z błota. Az sobie krzyże nadwyrężyłem przy wypychaniu. Podziękowali i czym prędzej odjechali. Do tej pory jesteśmy z Barnabą przekonani o tym, że pomagaliśmy miejscowym kłusownikom wypchnąć ich pojazd na równa drogę. Cóż ich i tak było więcej… Poszliśmy dalej. Droga ta zakończona jest pętlą. Sporo tam śladów miśka widzieliśmy. Zadziwił nas drewniany parkan, który stoi sobie w krzeczorach. Barnaba porobił fotografie i powoli tą samą drogą wróciliśmy do Bukowca. Tam po ponownym przekroczeniu potoku poszliśmy na miejsce po cerkwi i cmentarz. Smutne miejsce. Nie wiem, dlaczego ale to miejce po cerkwi działa na mnie bardzo przygnebiajaco. Nie znajduje tam tego spokoju, który jest np. na Zawoju. Nastepnie udaliśmy się na cmentarz wojenny, który znajduje się tuz obok. Potem to już tylko do karawanu. Po drodze do Mucznego przystawaliśmy jeszcze kilka razy natychając się widokami. Zwłaszcza, ze było tuż po deszczu i naprawdę było cudownie. W Wilczej Jamie Barnaba wziął szalona kąpiel we wzburzonym potoku, żeby nie powiedzieć w sztucznym wodospadzie. Kuzyn ze swoją ekipą przejechał całą petlę od cerkwi do cerkwi i od knajpy do knajpy. Nie jestem pewiem, czy kolega chrześniaka był z tego zadowolony. Zwłaszcza, że dnia poprzedniego przejechaliśmy około 700 kilosów. Młodzxi jeszcze poszli do chatki nad Sanem a my kolacja, małe conieco i sen.
-
1 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Znowu nie chciało mi jedno zdjęcie wejść.
Wszystkie zdjęcia z tego dnia: foto Barnaba
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
i powoli tą samą drogą wróciliśmy do Bukowca. Tam po ponownym przekroczeniu potoku poszliśmy na miejsce po cerkwi i cmentarz. Smutne miejsce. Nie wiem, dlaczego ale to miejce po cerkwi działa na mnie bardzo przygnebiajaco. Nie znajduje tam tego spokoju, który jest np. na Zawoju. Nastepnie udaliśmy się na cmentarz wojenny, który znajduje się tuz obok.
Znam to miejsce, rzeczywiście robi dziwne wrażenie. Zmusza do refleksji ale i smutku.
-
10 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Dzień 3
Tu muszę się cofnąć trochę wstecz. Jeszcze w Pyrlandii podczas planowania pobytu żona kuzyna znalazła w internecie stronę, na której oferowane są różne atrakcje dla turystów przebywających w Bieszczadzie. Jedną z atrakcji była reklamowana wycieczka śladami dzikich zwierząt. Uznaliśmy, że może to być ciekawe i po negocjacjach doszliśmy do porozumienia z organizatorami. Śladami dzikich zwierząt mieliśmy chodzić ogólnie rzecz biorąc na terenie Nadleśnictwa Baligród. Padło, więc na trzeci tydzień naszego pobytu, ponieważ będziemy mieli najbliżej. Z racji tej, że z nami jest kolega chrześniaka, a chcemy mu pokazać jak najwięcej, zmieniliśmy plany i umówiliśmy się na trzeci dzień naszego pobytu. Wstajemy o iście nie chrześcijańskiej godzinie /powiedziałbym, że barbarzynskiej/ zabieramy suchy prowiant i w drogę. Jesteśmy wcześnie rano umówieni pod Leskiem, czyli dosyc daleko z Panią /będę ją zwał Przewodniczką, – chociaż chyba nią nie jest/, która będzie nas prowadziła. Na dłuższych prostych odcinkach wielkiej obwodnicy jeszcze troszkę drzemki;) i po „chwili’ jesteśmy na rynku w Lesku. Na spotkanie z Przewodniczką docieramy na czas. Ponieważ w karawanie jest więcej wolnego miejsca niż w aucie u kuzyna zabieramy dziewczynę my. Po drodze rozmawiamy o Bieszczadzie. Okazuje się, że mamy wspólnych znajomych. Ba, nawet userów tego forum!. Dziewczyna mówi, dokąd jedziemy i jest w szoku nie małym, że wiem gdzie to jest. Po zjechaniu z asfaltu drogę przebiegł nam zając. Jest to o tyle ważny szczegół, że było to jedyne zwierzę płowe, które tego dnia widzieliśmy. Za wypałem jakieś 300-500 metrów parkujemy samochody. Krótkie przebieranie się, zakładanie stuptutów i w drogę. Przewodniczka prowadzi nas prosto do lasu. Od razu widać, ze czuje się tutaj jak u siebie w ogrodzie. Zna prawie każde drzewo i każdy jar. Po pół godzinnym marszu znajdujemy bardzo zardzewiały karabin bez kolby. Przytroczyłem go sobie do plecaka. Renatka stwierdziła, że wyglądam jakbym z wojny wracał… :lol: Przewodniczka cały czas pokazywała nam tropy różnych zwierząt i inne ślady ich bytności w tym lesie. A to kupy żubrów, a to odchody innych zwierząt. Nawiasem mówiąc nigdy w Poznaniu nie widziałem jednego dnia tyle psich odchodów, co w tym lesie żubrzych kup. Na pniach drzew widzieliśmy sierść żubrów. Przewodniczka prowadziła nas w dosyć trudnym górzystym terenie poprzecinanym głębokimi jarami. Nasze panie Renatka i żona kuzyna zaczęły wymiękać. Dobrze, że extra krzaczorów nie było. W pewnym momencie Przewodniczka nasza, jak wytrawny tropiciel poprosiła nas o absolutna ciszę, ponieważ żubry są tuż, tuż. Leciutko, na palcach przemierzaliśmy las. Niestety żubrów nie widzieliśmy. Musiały być gdzieś w pobliżu, bo tropów było, co niemiara. Umęczeni po same pachy wyszliśmy w końcu na łąkę. Upał doskwierał straszny. Szło się ciężko. Dotarliśmy wreszcie do drogi. Całe towarzystwo zaległo w rowie tylko kuzyn udał się samotnie po swój samochód. Po chwili wyszedłem mu naprzeciw. Podwiózł mnie do karawanu i zjechaliśmy do naszej grupy. Zawiozłem naszą Przewodniczkę do domu i udałem się na miejsce zbiórki, czyli do Cisnej. Po drodze chwila refleksji. Jakby nasza Przewodniczka naprawdę chciała nam pokazać żubry, to by nam je pokazała. Po pierwsze: żubry to zwierzęta dzikie i codzienne ich nachodzenie z grupą turystów nie ma najmniejszego sensu. Niech one sobie w spokoju po lesie chodzą nie straszone przez nikogo. Gdyby się rozniosło w np. w internecie, że można żubry w naturze za niewielką w sumie opłatą zobaczyć, to stwory te nie miałyby dnia spokoju. Po drugie wiem, że dzisiejsza technika pozwala na wiele, ale nie będę o tym pisał.
Zatrzymuję się, w Cisnej przy Atamanii. Witam się z Głównym Atamanem i zostawiam mu przesyłkę od WUKI. Jest bardzo zdziwiony tym, że robiłem za listonosza. Przesyłka nadeszła w odpowiednim czasie, czyli jeszcze przed Festiwalem Bieszczadzkie Anioły, do którego Cisna mocno się przygotowywała. Rysiu opowiedział nam wszystkie nowinki Bieszczadu. Największą nowością przynajmniej dla mnie było to, że Zakapior główna postać jednego z opowiadań Ryśka /tych wydanych drukiem/, stał się abstynentem i teraz rezyduje w Polańczyku. Świat się wali pomyślałem, ale jednocześnie życzyłem mu w duch wytrwania w trzeźwości. Na obiad poszliśmy gdzie? Oczywiście do Zacisza. Jedzenie jak zwykle świeże i smaczne. Po obiedzie pyszna kawa o smaku mięty. Jak pyszna kawa w Cisnej, to gdzie? Oczywiście w Herbaciarni. Następnie przez Wetlinę i Ustrzyki Górne udaliśmy się do Mucznego. Po drodze zatrzymałem się na chwilę w Ustrzykach. Chciałem sprawdzić, czy Andrzej Lach jest u siebie. Niestety jegomość, który stał za ladą oznajmił mi, że Andrzej nie prędko się pojawi, ponieważ pojechał tam, gdzie chciał pojechać. Po powrocie pyszna kolacja podczas której Renatka mówi Andrzejowi Pawlakowi: Andrzeju dzisiaj widzieliśmy bardzo dużo śladów zwierząt w lesie. A Andrzej na to odpowiedział: Renatko, ślady to Ty możesz zobaczyć na prześcieradle, a w lesie są tropy…Oczywiście nastąpiło też napoczęcie naszej lodówki. Dużą satysfakcję miałem, kiedy zobaczyłem zdziwienie Jacka Pawlaka na jej widok. Powiedział, że różne rzeczy już w Wilczej Jamie widział, ale takiej lodówki to jeszcze nie widział…
-
4 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
I jeszcze kilka
/Wszystkie zdjęcia z tego dnia foto kuzyn i foto żona kuzyna/
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Bertrandzie, a jak owa pani przewodniczka z Leska miała na imię ?
Chyba nie zdradzisz wielkiej tajemnicy, jak to napiszesz.
-
Odp: Zapraszam do ogniska
No to Bertrandzie Pani przewodnik miała kłopot z żubrami taki jak ze słoniem który się zasłonił.
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
Stały Bywalec
Bertrandzie, a jak owa pani przewodniczka z Leska miała na imię ?
Chyba nie zdradzisz wielkiej tajemnicy, jak to napiszesz.
Nie zdradzę, bo NAPRAWDĘ nie pamiętam jej imienia :oops:. I zeby było jasne. Sama wycieczka była super. Sporo się dowiedzieliśmy. I tu jeszcze raz za pomocą internetu podziekowania dla Przewodniczki za wspaniały dzionek. :-). Co prawda troche w tym zasługi było aury. pogoda nam dopisała tego dnia.
Pozdrawiam
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Potwierdzam pani przewodnik - pełen profesjonalizm.
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Bertrandzie - otworzyłem "dębowe mocne", rozłożyłem mapę Compassu, zasiadłem do Twojego ogniska ...
I co ? Nic. Jeno popiól z dnia wczorajszego.
Zmuszasz mnie, abym się teraz wylogował z Forum i oglądał w TVN24 spór Joanny Senyszyn z Jerzym Kropiwnickim ws. przywrócenia dnia wolnego z okazji Święta Trzech Króli. A potem w TVP2 kolejny odcinek "M jak miłość".
Bo po piwie to już nie chce mi się pracować.
-
10 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Faktycznie, za oknem mam - 18 stopni Celsjusza. Pora rozdmuchać trochę popiół.
Dzień 4
Rano. Normalne rano, a nie jakieś tam barbarzyńskie. Przy śniadaniu narada dotycząca planów na dzisiejszy dzień. Panie się zbuntowały. One zostają w Mucznem i będą się opalać nad potokiem. Są wakacje i mają do tego pełne prawo. Ponieważ kolega chrześniaka jutro wraca do domu, kuzyn postanawia do końca wypełnić mu czas. Oznajmia mu, że zabiera go na Bukowe Berdo. Kolega kuzyna, sądząc po minie wolałby sobie odpocząć, ale z grzeczności mocno nie protestuje. Ku wielkiemu mojemu zaskoczeniu chrześniak się buntuje i oznajmia, że on nie idzie na Bukowe. Wszak są to koledzy i myślałem, że skoro razem tu przyjechali, to razem będą czas spędzać. Pomyliłem się. Ja oznajmiam, że jadę do Wołosatego i na razie plana żadnego nie mam. Trochę skłamałem. Chrześniak oznajmia, że jedzie ze mną. Plan mój był następujący. Zabieram chrześniaka i Barnabę, bo ma kwit. Jedziemy do Wołosatego. Tam, jeżeli da się złapać stopa na Przełęcz Bukowską to jedziemy i wracamy do Wołosatego czerwonym. O tym chrześniak nie wiedział. Chytry plan, prawda? Zdaję sobie sprawę z tego, że mało realny. Mogłem liczyć tylko na Straż Graniczną albo Służbę Leśną. Nie cierpię wprost chodzić tą drogą. Szedłem nią w obie strony, to znaczy z przełęczy i innym razem na przełęcz i na razie nie mam ochoty na powtórne jej przemierzanie. Co innego pojazdem…Zostawiamy karawan na parkingu i dalej drałujemy drogą. Po przejściu punktu kasowego serce skacze nam do góry. Jedzie samochód i na nasze machanie zatrzymuje się. I tu szczęście nasze się skończyło. Samochód służb drogowych jedzie jeszcze tylko 300 metrów i zaraz wraca. Nie ma lekko idziemy dalej. Dochodzimy do leśniczówki. Zachodzę do leśniczego, który o dziwo jest w domu. Powiedział, że zrobił sobie przerwę śniadaniową i zaraz jedzie do pracy. Znowu rozbłysnął promyk nadziei. Niestety nie jedzie w pożądaną przez nas stronę. Pogadaliśmy chwilę o pokojach, które leśniczy wynajmuje turystom. Leśniczy zapytał nas, dokąd idziemy. Kiedy usłyszał, dokąd to, próbował nas odwieść od tego pomysłu. Straszył nas mandatami i temu podobnymi karami ze strony S.G. powiedzieliśmy mu, że mamy stosowne zezwolenie. Nie bardzo nam wierzył, ale już nie oponował. Podczas rozmowy podziwiałem wspaniałą kolekcję poroża, którą zgromadził leśniczy. Udaliśmy się na pobliską Przełęcz Beskid. Miejsce, jak miejsce nic specjalnego. Po polskiej stronie nic oprócz szlabanu, a po ukraińskiej stoi sobie budowla drewniana przypominająca trochę swoim kształtem indiańskie tipi. Porobiliśmy fotki i wróciliśmy do drogi, która skierowaliśmy się w stronę Wołosatego. Jeszcze przed leśniczówką skręcamy w lewo. Przez mostek udajemy się drogą wiodącą delikatnie pod górę. Po kilkudziesięciu metrach wiemy, że droga ta nie jest uczęszczana przez naczelne, ani jakiekolwiek inne. No, może uczęszczane jest, ale bardzo rzadko. Skoro jest, to musi być czasami uczęszczana. Po może 200, może 300 metrach droga skręca w prawo i delikatnie pnie się w górę. Stokówka ta jest równoległa do drogi, ale jest wyżej od niej. Ze stokówki tej roztaczają się przed nami wspaniałe widoki na Tarnicę i Szeroki Wierch Powoli, nie spiesząc się nigdzie, cicho idziemy i podziwiamy. Po lewej stronie stok robi się coraz bardziej stromy. Droga robi się wyraźnie węższa. Kończą się widoki. Po prostu stokówka prowadzi przez las. Coraz bardziej jest zarośnięta, tak, że chwilami musimy się schylać pod gałęziami. Droga skręca w lewo. Idziemy dalej, ale trudno ją już nazwać drogą. Po prostu zaczyna się ścieżka. Może i ona gdzieś prowadzi, ale po 200 metrach jest ona tak zarośnięta, ze trudno przedrzeć się przez krzaczory. Zarządzam odwrót. Po wyjściu z lasu z niedowierzaniem spoglądamy w kierunku Królowej Polskiego Bieszczadu. Krzyża nie widać, spowiły go ołowiane chmury. Cieszymy się, ze nas tam nie ma, bo ulewa musi być straszna. Mimo woli przyspieszamy kroku. Dochodzimy do mostku, a na nim czeka na nas Komitet Powitalny. W poprzek drogi stoi zaparkowane auto terenowe z napisem Straż Graniczna. Panowie stanowczym głosem nieznoszącym sprzeciwu poprosili o dowody osobiste. Kiedy stwierdzili, że jesteśmy Polakami i na dodatek mamy takie samo nazwisko, ton ich głosu był już łagodniejszy. Powiedzieli, ze jesteśmy na terenie Parku, poza szlakiem i muszą nam dać mandat - 100 PLN od łebka. Zapytałem ich, co im do tego, ponieważ od tych spraw jest Straż Parkowa. Trochę chyba ich to zdenerwowało, bo podnieśli wysokość mandatu do 150 PLN. Kiedy wyjęli z auta stosowny bloczek, Barnaba poinformował ich, ze ma stosowny kwit podpisany, przez kogo trzeba. Trzeba było zobaczyć ich miny. Schowali bloczek i łagodnym tonem pouczyli nas, że powinniśmy zgłosić swoją obecność na tym terenie w odpowiedniej jednostce SG. Ze skrucha przyjęliśmy pouczenie i zapytaliśmy, czy nas podwiozą do Wołosatego, bo właśnie zaczęło kropić, a niebo zrobiło się prawie czarne. Z dużą satysfakcją chłopaki odpowiedzieli, że nie są taksówką i pojechali. Po chwili byliśmy kompletnie przemoczeni. Było ciepło, więc szybki marsz, albo bieg niczego by nie zmienił. Statecznym krokiem szliśmy drogą. Kiedy doszliśmy do cmentarza, deszcz już był wspomnieniem. Weszliśmy na cmentarz, porobiliśmy fotki i nadal całkiem mokrzy wróciliśmy do karawanu.
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
Faktycznie, za oknem mam - 18 stopni Celsjusza. Pora rozdmuchać trochę popiół.
Dzień 4
(...)Dochodzimy do mostku, a na nim czeka na nas Komitet Powitalny. W poprzek drogi stoi zaparkowane auto terenowe z napisem Straż Graniczna. Panowie stanowczym głosem nieznoszącym sprzeciwu poprosili o dowody osobiste. (...)Powiedzieli, ze jesteśmy na terenie Parku, poza szlakiem i muszą nam dać mandat - 100 PLN od łebka. Zapytałem ich, co im do tego, ponieważ od tych spraw jest Straż Parkowa. Trochę chyba ich to zdenerwowało, bo podnieśli wysokość mandatu do 150 PLN. Kiedy wyjęli z auta stosowny bloczek, (...) Z dużą satysfakcją chłopaki odpowiedzieli, że nie są taksówką i pojechali. (...).
1. W strefie przygranicznej Straż Graniczna posiada uprawnienia Policji. Pogranicznicy mogą więc wypisywać mandaty również za naruszanie przepisów porządkowych, dawać "balonik" do dmuchania, etc.
2. Być może za ostro z nimi gadałeś. Na ogół są bardzo chętni do pomocy, zwłaszcza gdy chodzi o taką drobnostkę, jak podwiezienie.
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
Stały Bywalec
1. W strefie przygranicznej Straż Graniczna posiada uprawnienia Policji
Ostatnio zostały one jeszcze rozszerzone:
http://www.strazgraniczna.pl/wps/por.../z_zycia_sg/nu
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Za oknem piękny zmierzch /nawet w warunkach warszawskich mróz, słońce i śnieg mogą zdziałać piękne widoczki/, przydałoby się zasiąść do opowieści przy płonącym ogniu...
Dobry to czas do snucia i słuchania takich histor(y)ii
-
7 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Proszę bardzo. :-D
Ogrzewanie i włączona klimatyzacja szybko zrobiły swoje. Bardzo szybko obeschliśmy. Po drodze zastanawiamy się, co dalej z tak fajnie rozpoczętym dniem. Zimą o tej porze zaczęłoby się ściemniać, ale teraz mamy sierpień. Barnaba wraca do domu i najbardziej by chciał żebym podwiózł go do Rzeszowa. Idę na mały kompromis zawożę go do Smolnika nad Sanem. Stąd do Rzeszowa to przecież rzut beretem. Każdy mieszkaniec północnej Polski to potwierdzi. Im bardziej na północ Polski, tym bardziej to oczywiste jest. My z chrześniakiem udajemy się na most wiszący nad Sanem. Miejsce zacne, aż dziw bierze, dlaczego nigdy tu nie byłem? Na połażenie po drugiej stronie mostu mam zamiar wybrać się następnego roku. Miejsce to jest o tyle ciekawe, że sąsiedztwo mostu to ładna kamienista plaża, którą miałem zamiar pokazać Renatce. Z chrześniakiem wróciliśmy do karawanu i podjechaliśmy trochę w stronę Stuposian, do miejsca biwakowego. Nadszedł czas ogniska i pieczonej kiełbasy, którą kupiliśmy jadąc z Wołosatego. Trochę trudu kosztowało nas/mnie/ rozpalenie ogniska. Tutaj też padało i wszystko było mokre. Nie takie rzeczy się przecież kiedyś robiło. Trochę zachodu i ogień płonie. Nadziewamy kiełbasy na patyki i smażymy. Smakuje jak zawsze. Żaden grill nie zastąpi ogniska….. Po biesiadzie całkowicie gasimy ogień i wracamy do Mucznego. Tam słuchamy opowieści kuzyna. Nie dość, że wyciągnął kolegę chrześniaka na Bukowe Berdo, to dopiero na górze powiedział mu, że jeszcze Tarnica przed nimi. Nie wiem, co sobie młody pomyślał, ale do rękoczynów nie doszło. Natomiast niebiosa chyba się na kuzynie zemściły zsyłając na nich straszną ulewę. Przemoczeni zeszli do Wołosatego i stamtąd zadzwonili do Renatki żeby po nich przyjechała. Przemoczeni czekali mnóstwo czasu na transport. Nie mogę się nadziwić, że kuzyn nie zadzwonił do Renatki będąc na Tarnicy. Tam mógł być pewien zasięgu GSM /polskiego, czy ukraińskiego/ w Wołosatem mogło być z tym gorzej. Ciekawe, co wtedy by zrobili???
Wypijamy ostatnie piwko w pełnym składzie /oczywiście z naszej lodówki/ i idziemy spać…
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
Nadszedł czas ogniska i pieczonej kiełbasy, którą kupiliśmy jadąc z Wołosatego. Trochę trudu kosztowało nas/mnie/ rozpalenie ogniska. Tutaj też padało i wszystko było mokre. Nie takie rzeczy się przecież kiedyś robiło. Trochę zachodu i ogień płonie. Nadziewamy kiełbasy na patyki i smażymy. Smakuje jak zawsze. Żaden grill nie zastąpi ogniska….. [/FONT]
i idziemy spać…
Miodzio...:-D
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
.... podjechaliśmy trochę w stronę Stuposian, do miejsca biwakowego. Nadszedł czas ogniska i pieczonej kiełbasy, którą kupiliśmy jadąc z Wołosatego. Trochę trudu kosztowało nas/mnie/ rozpalenie ogniska. Tutaj też padało i wszystko było mokre. Nie takie rzeczy się przecież kiedyś robiło. Trochę zachodu i ogień płonie. Nadziewamy kiełbasy na patyki i smażymy. Smakuje jak zawsze. Żaden grill nie zastąpi ogniska….[/FONT]
Twoje "ognisko daje dużo ciepła", to do którego zaprosiłeś.
Kiełbaska na tym miejscu biwakowania jeszcze lepsza jest z tego drugiego paleniska.:-D
ps. która to tak "fikała" ;)za Twoimi plecami?.... i znowu nie dopilnowałeś :lol:
-
Odp: Zapraszam do ogniska
A ja tam wolę kartofle z ogniska... no znaczy się pyry.
-
Odp: Zapraszam do ogniska
To prawda, że żaden grill nie zastąpi prawdziwego ogniska. Świetna relacja, czytało się z wielką przyjemnością :-D
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Na początku relacji napisałem, że byłem 3 tygodnie w Bieszczadzie. Ognisko jeszcze długo będzie się palić. raz mocniej, raz słabiej. Napiszę, kiedy wygaszam ogień.
Pozdrawiam
-
9 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Niedzielny zimowy spacer poza Wami. Jesteście zmarznięci. To zapraszam...
Dzień 5
Nie wiem, jak to się stało, ale kolega chrześniaka zostaje z nami jeszcze jeden dzień. Rano usłyszałem to przy śniadaniu. O.K. Myślę sobie. Ciekawe, co dzisiaj będziemy robić. Żona kuzyna proponuje Zatwarnicę. Nikt nie oponuje. Po śniadaniu wyruszamy. Po drodze widzę po raz pierwszy przy tej drodze tablicę z napisem „Chmielowe Kaskady”, albo odwrotnie. Daję po hamulcach. Okazuje się, że słusznie. Miejsce bardzo zacne. Szkoda tylko, że po pierwsze przy samej drodze jest i po drugie, że nie można zejść nad San. Robimy sobie sesję zdjęciową. Podczas sesji pytam się kuzyna, czy gdyby jechał sam, to czy zatrzymałby się tutaj. Usłyszałem, że nie. Kuzyn jest takim typem kierowcy, który jedzie z punktu A do punktu B i nigdzie się nie zatrzymuje. W ten sposób jednak niewiele się zobaczy. Jedziemy dalej. Zatrzymuję się po drodze przy cerkwi w Chmielu, ponieważ nigdy nie byłem w środku. Idę do domu po drugiej stronie drogi z pytaniem, czy mogą mi cerkiew otworzyć. Usłyszałem, że muszę mieć zgodę księdza. Bez zgody nic nie załatwię. Lipa, ale na tacę też nie dostaną. Jakieś dziwne podejście do turystów. Zupełnie inne niż na przykład w Michniowcu, czy Smolniku, nie wspominając o Komańczy. Droga robi się iście bieszczadzka, czyli więcej dziur niż asfaltu. Nie wiem jak inni użytkownicy forum /nie cierpię nazwy forowicz – a ona ponoć poprawna jest/, ale ja z sentymentem dużym wspominam drogi bieszczadzkie jeszcze sprzed renowacji. Po drodze wypatruję pewnego miejsca, ale o tym opowiem innym razem. Teraz zatrzymuję się przy sklepie i na kultowym ponoć tarasie wypijam zimne piwko. Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy bezpośrednio z tarasu można było zamówić lane piwko. Dziś te drzwi są zamknięte. Na tarasie oczywiście nie jesteśmy sami. Trzech miejscowych fanów wyskokowych napojów chłodzących, właśnie się chłodzi. Mogę powiedzieć nawet, ze są dosyć mocno schłodzeni. Tak, żeby coś zagaić pytam się czy dojedziemy do Krywego. Ten najmniej schłodzony jegomość odrzekł, że i owszem dojedziemy bez problemów, ale nie tymi pojazdami, którymi przyjechaliśmy. „Panie tam za wysokie progi już są. Takim autkiem nie da rady”. Uznaję, że gość mimo swojego stanu wie, co mówi. Wybijam sobie z głowy jazdę w tamtym kierunku tego roku. Dopijam piwko i ruszamy dalej. Już niedaleko. Zostawiamy pojazdy na pętli autobusowej i ruszamy pieszo. Kuzyn się buntuje, że można jeszcze było trochę podjechać, ale idzie ze swoją załogą. Gdyby jechali na pewno nie zobaczyliby monumentalnego pomnika z zagadki, Henka chyba. Po kilku dosłownie minutach dochodzimy do miejsca szumnie zwanego Wodospadem. Tutaj czytamy na tablicy, jakie to w potoku tym pstrągi nie pływają. Informacje te chłoniemy bezkrytycznie. Skoro stoi napisane, to tak jest. Dopiero w listopadzie będąc w tym samym miejscu z Naczelnym Przyrodnikiem tego forum dowiedziałem się od niego, że pstrągów tęczowych tutaj nie ma i nigdy nie było. Ot ciekawostka przyrodniczo-informacyjna taka… Schodzimy do potoku, robimy zdjęcia i takie tam zabijanie czasu. Zdecydowałem, że idę na Dwernik Kamień i schodzę do Nasicznego. W towarzystwie zapanowała konsternacja całkowita. Wyjęto mapy i zaczęto studiować, co, gdzie i jak długo. Nikt nie przejawia entuzjazmu żadnego. Proszę Renatkę tylko, żeby po mnie przyjechała do Nasicznego o określonej godzinie.
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Widzę, że nie tylko ja mam problemy z namówieniem kompanii na "spacerek"...tylko, że po mnie rzadko ma kto podjechać:(
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Musimy razem kiedyś pochodzić. Na Renatkę zawsze można liczyć...
-
Odp: Zapraszam do ogniska
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Cytat:
Zamieszczone przez
bertrand236
s Nadszedł czas ogniska i pieczonej kiełbasy, którą kupiliśmy jadąc z Wołosatego. Trochę trudu kosztowało nas/mnie/ rozpalenie ogniska. Tutaj też padało i wszystko było mokre. Nie takie rzeczy się przecież kiedyś robiło. Trochę zachodu i ogień płonie. Nadziewamy kiełbasy na patyki i smażymy. Smakuje jak zawsze. Żaden grill nie zastąpi ogniska…..
Gdy spojrzałem na ciebie, gdy rozpalasz ognisko, to aż poczułem zapach tego dymu. Siła sugestii jest niezwykła!
-
9 załącznik(ów)
Odp: Zapraszam do ogniska
Nie oglądając się za siebie ruszam w dalszą wędrówką ścieżką, którą tu przyszliśmy. Po chwili skręcam w lewo na starą drogę zrywkową. Po chwili słyszę za sobą kroki. Dogonił mnie chrześniak. I tak we dwóch szliśmy dalej. Lubię chodzić z tym młodzieńcem, bo on nic nie mówi. Nie, że jest niemową, co to, to nie. On jest naprawdę bardzo oszczędny w słowach. Tak nic nie mówiąc powoli pniemy się pod górę. Wiem, że tutaj gdzieś jest oznakowana ścieżka, ale na razie idziemy nie oznakowaną. Kto tamtędy szedł ten wie, że widoków żadnych tam nie ma. Tylko las i góra. Po pewnym czasie wychodzimy na oznakowaną ścieżkę. Zaczyna się cywilizacja, znaczy się papierki na ścieżce. Nie macie pojęcia jak mnie wq… śmieci w lesie. Cóż, nic nie poradzę. Po drodze mijamy schodzącą parę. Dalej cisza, spokój i las. Chrześniakowi też chyba to pasuje, chociaż od niego trudno wydobyć, co jemu pasuje. Małomówny jest chyba za swoim Don Corleone. Tuż przed samym szczytem słyszymy pilarza. Czy on kuźwa musi tak głośno zarabiać??? Na szczycie pusto, nikogo nie ma. Ludzi zero, czyli nul. Jest sierpień, środek sezonu. Gdzie ci ludzie poleźli? Się zastanawiam. Swoją drogą dobrze, że nie tutaj. Chwilę odpoczywamy. W głowie rodzi mi się następny pomysł. A może tak na przełaj na Magurę Nasiczańską?Patrzę na zegarek. Nie da rady, nie chcę, żeby Renatka zbyt długo na nas czekała. Znowu jest powód, żeby przyjechać w Bieszczad ponownie. Postanowiłem, że idziemy do Nasicznego, ale nie szlakiem. Trochę się cofamy i schodzimy w lewo na malowniczą łąkę, o której czytałem w jakimś przewodniku. Miejsce jest naprawdę warte zobaczenia. Przypuszczam, że nawet w czasie, kiedy na szczycie Dwernika Kamienia jest tłoczno, to na tej łące jest cisza. Poza tym myślę, że jeszcze przez jakiś czas z łąki tej będzie można oglądać sympatyczny widoczek. Później drzewa zasłonią. Napawałem się łąką do bólu i w końcu myśli moje pobiegły w kierunku Renatki. Czas ruszać. Przedzieraliśmy się dosłownie przez krzaczory w kierunku wschodnim. Było to dosyć męczące, ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu po jakimś czasie słyszę taki głos: „Wuja! Szlak jest!” Zdziwienie nie, że szlak tylko, że chrześniak się odezwał. Istotnie doszliśmy do szlaku. Szlak ten chyba pokrywa się ze ścieżką przyrodniczą. Kilkakrotnie mijamy tablice z opisami, co akurat tu rośnie, Teraz już wiem, ze nie musi tam być napisana prawda. Bardziej zastanawiają mnie tam kosze na śmieci. Miejsce, do którego nie da się podjechać i kosz na śmieci. Czy ktoś z Was wie, kto takie kosze opróżnia? I jeżeli tak, to w jaki sposób śmieci te znajdują się na dole? Quadami? Może motorami jakimiś?. Schodząc w dół, już szlakiem spotkaliśmy kilku turystów. Na parkingu przy wejściu na szlak stoi karawan z Renatką. Przyjechała tutaj kilka minut przed naszym zejściem. Jedziemy do Mucznego. Po drodze dowiaduję się, że reszta naszego towarzystwa spędziła sporo czasu na kamienistej plaży przy moście wiszącym. Po drodze mijamy po lewej stronie sercu bliski niektórym forowiczom bar „Piekiełko”, a raczej to, co z niego pozostało. Niby jest remontowany, ale pracowników żadnych tam nie widziałem. Zdjęcia baru już widzieliście po moim powrocie, możecie je znaleźć na forum. Ponieważ pora była jeszcze niezbyt późna pojechaliśmy do miejscowości, która jest siedzibą władz gminy. Tam poszliśmy na miejsce w, w którym kiedyś stała synagoga. Jest to strasznie opuszczone i zapuszczone miejsce. Zapomniane przez Boga i ludzi. Następnie pojechaliśmy w stronę Mucznego. Po drodze kontrola przez S.G. I znowu zdziwko!. Kontroluje mnie bardzo ładna i sympatyczna brunetka. Z czarującym uśmiechem wypytała o to, o co zawsze pyta S.G. i na pożegnanie wskazała nam miejsce bardzo ładnej piaszczystej plaży jeszcze przed Stuposianami. Sprawdziliśmy, istotnie miejsce niczego sobie. Potem kolacja w Wilczej Jamie rozmowy z gospodarzami i lulu. Oczywiście nie zapomnieliśmy o naszej lodówce….
P.S. Z tego dnia jest jeszcze jedno zdjęcie w wątku skąd znam ten widoczek
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Przyjemnie się z Tobą wędruje...
Fajne, nieoklepane miejsca, "elastyczne" plany tras, ciepło ogniska, a wieczorkiem.. przyjemności z "lodóweczki" ;).
Czy trzeba czegoś więcej?
Pozdrawiam serdecznie!
-
Odp: Zapraszam do ogniska
Widzę, że odwilż w Pyrlandii i ocieplenie jakieś, bo drwa do watry Bertrandzie nie podkładasz...
-
Odp: Zapraszam do ogniska
To cały Bertrand. Kiedyś czekaliśmy prawie rok na ciąg dalszy nastąpi.