Mnie też to ciekawi i ciesze sie, że są osoby które chcą odkrywać tę historię na "nowo". Mój pradziadek jak tylko wojna sie rozpoczęła dostał wiadomość od rodziny z poznania o tym fakcie i uciekł do rumunii. Nikt w fakt, że rozpoczęła się wojna nie chciał uwierzyć a w tamtych czasach wiadomości rozchodziły się nie tak szybko jak dzisiaj. Na rumuni trafił do formujących się wojsk gen . Andersa do pułku Ułanów Jazłowieckich. Byłem w Komańczy teraz w długi majowy weekend i spotkałem sie z Panem który pisze historię Komańczy. Z zebranych przez niego dokumentów wynika, że mój pradziadek nie uciekał w pojedynkę bo jeszcze kilku mieszkańców trafiło do tego samego pułku. Na marginesie byłem razem z moim dziadkiem ma teraz 82 lata.W Siankach później w Komańczy chodził do szkoły a ostatnie 2 lata dojeżdzał do Lwowa. W tamtych latach prężnie działała linia kolejowa Sianki Użok Użhorod Miedzilaborce. Ja najbardziej nie mogę się pogodzić z faktem jak można było "wyciąć w pień" całą wioskę - nie pozostawiając żadnego domu. W Siankach na przeciwko dworca kolejowego (po tej stronie "polskiej") był np. kościół katolicki. Jak sie idzie drogą do sianek to za cmentarzem widać w których miejscach stały domy, ostały sie jeszcze metalowe łóżka , czajniki. W Beniowej przez środek wsi przechodziły tory które są teraz po ukraińskiej stronie. Na polach widać gdzie przy domach były studnie - są teraz zabezpieczone belkami przez wpadnięciem. W Beniowej na cmentarzu są pochowane dwie siostry mojego dziadka. Z Sianek do Beniowej był droga idąca przy cerkwi (a raczej jej pozostałościach) po której też nie ma śladu. Działalność UPA można było zauważyć już przed wojną jak rysowali symbol dwie litery R skierowane do środka polska milicja za to ich wtedy ścigała a oni mieli później możliwość się na nich odegrać. W kalasztorze w Komańczy w zeszłym roku zmarła siostra która przeżyła wojnę w klasztorze. Z jej opowiadań wynika że to między innymi ukraińscy mieszkańcy Komańczy palili domy należące do między innymi rodzin polskich. Siostra zajmowała się ziołolecznictwem i przychodzili do niej ludzie po pomoc. W jednym ze swoich pacjentów rozpoznała podpalacza który usiłował podpalić klasztor kilka dni wcześniej. Szkoda, że teraz klasztor jest wyłącznie nastawiony na komercyjne opowiadania o ks. Wyszyńskim (które się troszkę mijają z prawdą np. siostry mówią, że ks. Wyszyński mnie mógł nigdzie wychodzić, że dostęp do klasztoru był utrudniony a na rozmawiałem z jedną z mieszkanek Komańczy która mówiła mi, że pamięta jak sobie spacerował po miejscowości, odprawiał msze a nawet chrztów udzielał) a o historii klasztoru nic nie umieją powiedzieć. Spośród wszystkich żydów komianieckich ocalał tylko jeden. Kilka lat po wojnie przyjechał sprzedał swoja ziemię i wyjechał. Przed wojną żydzi stanowili sporą część społeczności. Wszyscy zostali straceni w Sanoku.