Pokaż wyniki od 1 do 10 z 23

Wątek: Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.

Mieszany widok

  1. #1
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,526

    Domyślnie Odp: Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.

    Poniedziałek 11 maja. Przez cały dzień było słonecznie i ciepło.

    O godz. 9-tej, już spakowany, zajeżdżam na parking przy Dworcu Zachodnim. Zostawiam samochód i przez halę dworca PKS przechodzę do tunelu, aby udać się na peron właściwy przyjazdowi pociągu z Torunia. Ale już w tym tunelu dostrzegam z daleka jakiegoś wielkiego plecakowicza z wielkim plecakiem, w dodatku włosy w kitkę, puszka piwa w łapie. Żadnych wątpliwości, to Piskal.
    Ładuję więc Piskala z Jego podróżnym dobytkiem do samochodu Stałego Bywalca (a nie "w Stałego Bywalca", jak nieprawidłowo w swojej relacji pisze sam Piskal). Tak na marginesie: różni koledzy różnie nazywają swoje auta. Pastor określa pieszczotliwie swój samochód mianem "plebanii". Ja natomiast moją toyotę nazywam "córką samuraja" - zawsze, gdy szykuję się do jakiegoś trudniejszego wyprzedzenia, redukuję bieg, dodaję gazu i wymawiam sakramentalne "leć teraz, córko samuraja". A ona leci i "połyka" czasem po dwa TIR-y naraz. Przyspieszenie ma wręcz niesamowite.

    Przepchaliśmy się przez Ochotę, Mokotów i Ursynów, a potem pojechaliśmy już utartym szlakiem: Piaseczno - Góra Kalwaria - Potycz - Kozienice - Zwoleń - Lipsko - Sandomierz - Tarnobrzeg - Rzeszów - Brzozów - Sanok - Lesko. Mieliśmy kilka krótszych i dwa dłuższe postoje, ten drugi był połączony z obiadem w Widełce przed Głogowem Młp. Znajduje się tam po prawej stronie (jadąc w Bieszczady) taka spora stacja benzynowa, sklep, bar i motel w jednym kompleksie.
    W czasie jazdy wprowadzałem Piskala w tajniki KIMB, dając Mu konieczne wskazówki i przestrogi. Ostrzegałem Go zwłaszcza przed Orsini, a konkretnie przed Jej niebezpiecznym urokiem.
    Z czasem jednak nasza rozmowa przestawała się kleić. Piskal bowiem w czasie tej podróży tankował równomiernie z toyotą, z tym że ona - etylinę, a On - piwo. Obydwoje chyba wychleli po tyle samo.
    W tym miejscu i dla potrzeb ew. obliczeń wyjaśniam, iż mój małolitrażowy samochodzik spala "na trasie" w granicach 5,5 - 6,0 l/100 km. Z Warszawy do Leska jest zaś ok. 400 km.
    W Lesku pożegnałem Kolegę. Uprzedziłem Go, aby zgłaszając się na nocleg nie chuchał i nie bełkotał, bo Go tam odprawią z kwitkiem.
    Przezornie zabrałem Mu też znaną już Wam półtoralitrową flaszkę nalewki "Piskal Walker" oraz torbę z piernikami toruńskimi, obawiając się, że mogą nie doczekać do KIMB.

    A dalej już samotna jazda. Byłem nawet gotów wziąć jakichś stopowiczów, ale nikogo na poboczu machającego ręką nie zauważyłem. W Ustrzykach Dln. ostatnie tankowanie - tak na wszelki wypadek, aby mieć pełny bak. W Hotelu Górskim zameldowałem się ok. godz. 19:30. I już nigdzie nie wyłaziłem. Przyniosłem rzeczy z samochodu, rozpakowałem je, poukładałem, a potem włączyłem rozstrojony telewizor, aby w TVP2 obejrzeć kolejne perypetie rodzin Mostowiaków, Zduńskich, Rogowskich i jak im tam jeszcze. Ulubiony program TVN24 mi zanikał, a w ogóle odbiór TV był (poza TVP1) fatalny. Ale aż do końca pobytu nie zgłosiłem tego w recepcji - w końcu nie przyjechałem tu w celu oglądania telewizji.

    Wtorek 12 maja. Rano niebo zachmurzone, potem padało, chwilami solidnie. Po południu zaczęło się jednak przejaśniać i tak już zostało (słonecznie) aż ... do końca pobytu.

    Po hotelowym obfitym śniadaniu wsiadam w samochód i jadę. No bo przecież nigdzie w taki deszcz nie pójdę.
    Najpierw do Sękowca, gdzie doprecyzowuję termin mojego tam pobytu we wrześniu, z zahaczeniem o październik (dokładnie 13.IX - 7.X). Pijemy z Basią kawę, opowiadamy sobie wzajemnie o problemach naszych dzieci ("naszych" nie znaczy wspólnych). Jej starsza latorośl akurat robi maturę i wybiera się na studia, jest więc co przeżywać. Moją wizytę nieoczekiwanie skraca inna wizyta (niezapowiedziana), a mianowicie księdza, który przyjeżdża chyba w jakiejś ważniejszej sprawie, gdyż wyraźnie nie chce przy mnie wyjawić celu swojego przybycia. Zatem, aby nie krępować swoją osobą, dopijam kawę i "szczęść Boże" - już mnie tam nie ma.
    Następnie jadę aż do Ustrzyk Dln. na wiadomy bazar, tam kupuję 3 ukraińskie flaszki (tyle tylko akurat tam było) i zamawiam kolejnych 5 na dzień wyjazdu, tj. na 20 maja. Piwa chmilnego micnego niestety nigdzie nie uświadczyłem, nie wypiłem go podczas tego pobytu ani kropelki.

    Obiad zjadam już w Ustrzykach Grn., oczywiście w zajeździe "Pod Caryńską". Potem robię obchód Ustrzyk Grn., przedzieram się nawet przez chaszcze i rzeczkę. Minąłem bowiem kościół, ostatnie zabudowania i chcąc wrócić szlakiem (wiodącym z Szerokiego Wierchu) musiałem skręcić w lewo na przełaj i przejść Terebowiec. W tym czasie, gdy jestem w jakimś gąszczu, łapie mnie na telefon Adaś i zaprasza wieczorem na ognisko.

    Muszę w tym miejscu przypomnieć, iż Adaś i Ania to owe Żabki, które były na I, II i chyba nawet na III KIMB-ie. A teraz, wyprzedzając tok narracji, dodam, że także w tym tegorocznym, czyli w VIII KIMB też uczestniczyli.
    Mieszkają już od soboty w prywatnej kwaterze za strażnicą SG. Przyjechali w czwórkę, tj. jeszcze z córką Adama i kandydatem na zięcia.
    Ognisko udane, jemy pieczone kiełbaski popijając je piwem i wódką z jednej mojej, dziś zakupionej ukraińskiej flaszki. M.in. opijamy nowy samochód Adama, który akurat dziś pierwszy raz zobaczyłem.

    CDN
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  2. #2
    Poeta Roku 2011
    Awatar Piskal
    Na forum od
    10.2008
    Rodem z
    Toporzysko/Toruń
    Postów
    2,287

    Domyślnie Odp: Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.

    Cytat Zamieszczone przez Stały Bywalec Zobacz posta
    Ładuję więc Piskala z Jego podróżnym dobytkiem do samochodu Stałego Bywalca (a nie "w Stałego Bywalca", jak nieprawidłowo w swojej relacji pisze sam Piskal).
    Licentia poetica A Piskal Walkera i pierniki sam wręczyłem Kaziowi, z prośbą żeby zawiózł je do UG.Wystarczająco ciężki miałem plecak.
    Ps. Jeszcze raz dzięki Kaziu!
    Ostatnio edytowane przez Piskal ; 28-05-2009 o 09:17 Powód: literówka

  3. #3
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,526

    Domyślnie Odp: Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.

    Środa 13 maja

    "Zaliczamy" całą Połoninę Caryńską, tj. pokonujemy trasę Ustrzyki Grn. - Brzegi Grn. My - tzn. Żabki, ich młodzi i ja. Jest słonecznie, ale w cieniu wyraźnie zimno (ogarnął nas chyba jakiś wyż arktyczny). Wędrujemy spokojnie, robiąc "piwne" postoje. Widoczność wspaniała. Co ja zresztą będę Wam te widoki opisywał - tak samo przyjeżdżacie po nie, jak i ja.
    Już na połoninie nawiązałem łączność z Wojtkiem1121, który akurat zmierza w Bieszczady wioząc też Andrzeja627 i Andsiejka.
    W Berehach wsiedliśmy do prywatnego busa, który całą naszą piątkę (plus jeszcze parę osób, był tłok) odwiózł do Ustrzyk Grn. Chwilowo rozstałem się z Żabkami i powędrowałem do hotelu umyć nogi i zmienić skarpetki - należało trochę się odświeżyć po wejściu, zejściu i przejściu całej połoniny.

    Już dobrze po południu przywitałem Andrzeja627 i Andsiejka, spotkaliśmy się, jakżeby inaczej, w zajeździe "Pod Caryńską". Andsiejka w pierwszej chwili nawet nie poznałem (przedtem widziałem Go tylko na VI KIMB-ie, czyli dwa lata temu). Po pewnym czasie również Wojtek1121 powiadomił nas telefonicznie, iż już wypoczął po podróży z Warszawy, a zatem - w drogę.
    Udajemy się Wojtkową terenówką do Wołosatego, równocześnie ściągam tam telefonicznie Żabki. W barze "Pod Tarnicą" zjadamy wreszcie obiad, bo jak dotąd, to tylko (od śniadania) jedynie piwo i piwo. Następnie jedziemy jeszcze na Przełęcz Wyżniańską, skąd robimy krótki spacerek do schroniska "Pod Małą Rawką".

    Wieczorem spotykamy w zajeździe "Pod Caryńską" Irasa, który informuje nas, że na Ukrainę z przyczyn techniczno - paszportowych pojechać nie może. Zaplanowana przez niektórych kolegów i koleżanki w dn. 15 i 16 maja wyprawa na Pikuj bierze zatem w łeb. Irek demonstruje przy tym swój paszport, na którym zdjęcie faktycznie zaczęło się w sposób widoczny odklejać, przez co cały dokument wygląda podejrzanie.
    Ale Iras informuje nas także, iż nie będzie obecny na KIMB-ie, ponieważ wybiera się już w piątek 15 maja do Rumunii, zabierając tez ze sobą dwoje innych niedoszłych KIMB-owiczów (co o tym wszystkim sądzę, napisałem w odrębnym, specjalnie założonym wątku).

    Czwartek 14 maja

    Dziś mamy w planie obie Rawki plus Kremenaros (szczyt, a nie schronisko w Ustrzykach Grn.). Wyruszamy we czterech: Andrzej627, Andsiejk, Wojtek1121 i ja. Terenówką Wojtusia dojeżdżamy na Przełęcz Wyżniańską, gdzie się "spieszamy" i "przełączamy na niemechaniczny napęd własny" (udało mi się to określenie - nadaje się do humoru zeszytów ).
    To wtedy dogadałem się z Andrzejem627 co do wspólnych znajomych z czasów uniwersyteckich, o czym napisałem na wstępie.

    Podchodzimy dość stromym podejściem na Małą Rawkę. Każdy stara się iść swoim tempem, więc nasza czwórka znacznie się rozciąga na szlaku. Z Małej wędrujemy na Wielką Rawkę, a stamtąd niebieskim szlakiem na Kremenaros. Przy słupie granicznym z herbami trzech państw zasiadamy sobie na ławeczkach i popijamy piwko. Wojtuś zaczyna flirtować z jakimiś niewiastami, które też właśnie tam nadeszły.

    Podejmujemy ważną decyzję o korekcie naszego planu. Zamiast wracać tą samą drogą i w to samo miejsce, zejdziemy od razu z Wielkiej Rawki niebieskim szlakiem na parking przy obwodnicy, już niedaleko Ustrzyk Grn. Tam Szanowni Koledzy poczekają, a ja kopnę się do hotelu po swój samochód, podjadę z powrotem na ów leśny parking, zabiorę ich stamtąd i już razem pojedziemy na Przełęcz Wyżniańską po auto Wojtka.
    Pozostawiłem zatem Kolegów na połoninie i samotnie zszedłem niebieskim szlakiem. Gdy tylko wylazłem na szosę, od razu miałem dziki fart. Nadjechał busik, którym za całe 5 zł zostałem podwieziony pod sam hotel.
    W hotelu zdążyłem się odświeżyć, łącznie z nakremowaniem stóp jakimś specjalnym balsamem dla łazików. Właśnie wsiadałem do samochodu, aby udać się po Kolegów, gdy zadzwonił Wojtuś, że już są na leśnym parkingu i mnie tęsknie oczekują. Pojechałem więc po Nich i dalej już wszystko odbyło się zgodnie z planem.

    A wieczorem doszło do "przedkimbowego" spotkania w zajeździe "Pod Caryńską". Kongresmeni już się powoli zjeżdżali, co chwilę kogoś nowego witaliśmy. Ani witającym, ani witanym nie uchodziło to na sucho. Na ogół pito czystą wódkę i piwo, niektórzy czynili to przemiennie. Mnie też chyba należałoby zaliczyć do owych "niektórych".
    Wszystkich nas zelektryzował, jak zwykle, przyjazd Pastora. Jego Eminencja przywiózł tym razem nie szanowną małżonkę, lecz 19-letnią córkę, całkiem ładne i zgrabne dziewczę, będące akurat w toku matury. Obiecała Tatusiowi, że będzie się na KIMB-ie uczyć, a Ten uwierzył.

    Czymś trzeba było zakąszać. Oczywiście pysznego żarcia w zajeździe "Pod Caryńską" jest w bród, lecz nas korciło jedzenie dla himalaistów przywiezione przez Andrzeja627 z Paryża, nabyte w jakimś sklepie dla wielkich górskich wyczynowców. Kupił je specjalnie z myślą o wyprawie na Pikuj, ale skoro ta nie dojdzie do skutku, to przecież można by już owe cudo chociaż zacząć próbować. Ot, małe paczuszki z proszkiem, które zalewa się wrzątkiem, a powstałą papkę spożywa. Zmusiliśmy Andrzeja, aby przyniósł nam do degustacji kilka takich torebek, wyczytaliśmy na opakowaniach, że zawierają "kurę z kury" (w dosłownym tłumaczeniu). Panie nam to szybko przyrządziły i zaczęliśmy ów specyfik wyjadać łyżeczkami. Smaku nijakiego on nie miał, a wyglądem przypominał to, co codziennie wybieram z kociej kuwety (zużyty cat's best).
    Lecz przede wszystkim nam to zaszkodziło. Po konsumpcji owej "mikstury" Panna Pastorówna cierpiała aż do godzin popołudniowych dnia następnego, a i piszący te słowa miał rano dwie torsje.

    CDN
    Ostatnio edytowane przez Stały Bywalec ; 29-05-2009 o 21:30
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  4. #4
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,526

    Domyślnie Odp: Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.

    Piątek 15 maja

    Od rana zastanawiam się, dlaczego nam zaszkodził ów Andrzejowy pokarm dla himalaistów. Przecież Kolega nie kupił byle czego, wydał sporo forsy w ekskluzywnym, specjalistycznym paryskim sklepie, więc myśl o przeterminowanym lub o złej jakości towarze zdecydowanie wykluczam.

    Męczę się w tej hotelowej łazience, jadę do stolicy Łotwy, ale umysł już mi jasno pracuje. Wiem ! To nasza wina, żeśmy się połakomili na ów pokarm, ale chyba i Andrzeja627, że go tak bez zastanowienia kupił. "Kura z kury" to bowiem wysoce specjalistyczny specyfik dla górskich wyczynowców, przygotowany do spożywania na wysokości od 8 tys. m n.p.m. i do przyswajania przez organizm oddychający powietrzem o zmniejszonej ilości tlenu. A jedzony w innych warunkach - po prostu szkodzi !

    Dokonawszy tego naukowego odkrycia, zjadłszy dwie etopiryny i wypiwszy dwie mocne, gorące herbaty, zaczynam mieć wreszcie nadzieję, że dziś wyjdę na ludzi. A konkretnie na "kimbsmena", gdyż przecież o godz. 20-tej mamy uroczyste otwarcie VIII KIMB.
    Telefonuję do Wojtka1121 uprzedzając Go, że żyję, ale rezygnuję ze śniadania (w przeciwnym wypadku moja nieobecność w hotelowej restauracji mogłaby wywołać panikę). Doprowadzam się jakoś do socjalizmu, choć, zdaje się, nie zdążyłem czy nie zdołałem się ogolić.
    Całe szczęście, że dziś jeździmy, a nie chodzimy. Po przedwczorajszej i wczorajszej wycieczce odczuwam bowiem, że ja też mam stawy i ścięgna.
    Przed wyjazdem kupuję jeszcze 10 piw i ładuję je na tył Wojtkowej terenówki.

    Najpierw jedziemy (w tym samym składzie, co wczoraj) do Krywego. Po drodze lokalizujemy w Nasicznem siedzibę Zarządu Głównego Związku Zbieraczy Kitu, tak aby jutro jej nerwowo w ostatniej chwili nie szukać. Wskazówki od Prezesa Zarządu, kol. Mavo, są jednak bardzo precyzyjne, nie sposób tam nie trafić, pomimo że - jak każdy wie - Nasiczne to całkiem spora miejscowość. Liczy już bowiem ponad 7 domostw, a więc gdyby wszyscy mieszkali na jednej nieruchomości, to mogliby utworzyć już nie małą (do 7 lokali włącznie), ale wręcz tzw. dużą wspólnotę mieszkaniową.

    Zajeżdżamy do Krywego, a tam - ni żywego ducha. Nawet żaden pies na nas nie szczeka. Kręcimy się trochę przy Tosinej chałupie, a następnie udajemy się nad sam San, do miejsca, gdzie jeszcze na początku 1999 r. stał most. Wędruję sobie z butelką piwa w łapie, jak dres jakiś, albo Piskal. I zamiast odczuwać wstyd z tego powodu, zaczynam żałować, że nie wziąłem z samochodu drugiej.
    Dochodzimy do pozostałości ruin (przybrzeżnych) mostu, oglądamy to miejsce. Uruchamiam wspomnienia i opowiadam kolegom, co to był za most, w jakim stanie i kto głównie po nim jeździł i chodził. W m-cu wrześniu np. to już chyba tylko Tosia (jeździła) i Stały Bywalec (chodził). No, może jeszcze czasami i Długi tam się pojawiał.
    Na miejscu przekonujemy się też, iż otoczenie zmienia się bardziej dynamicznie, niż można by się spodziewać. A konkretnie: wszystko płynie - jak powiedział grecki towarzysz Panta Rei. I to "płynie" w sensie dosłownym.
    Andrzej627 wszedł bowiem na mały piaszczysty półwysep sięgający tak ze 3 m w stronę środka Sanu. I zadumał się ... Nie będę pisał nad czym, już i tak na początku tego rozdziału nieźle nafantazjowałem.
    Nad czym dumał, to dumał - Jego sprawa. W każdym razie, gdy już skończył (owo dumanie), to spostrzegł, że jego półwysep stał się wyspą, w dodatku ciągle zmniejszającą swoją powierzchnię, niczym Niemcy po dwóch wojnach światowych.
    Jedynie szybka decyzja i dwa gwałtowne skoki pozwoliły Mu wyjść z tej opresji suchą nogą (jedną). Drugą bowiem zamoczył, za co nie można Go jednak winić. Gdyby dłużej zwlekał, zamoczyłby obydwie nogi.

    Wyjeżdżając z Krywego, będąc już na Rylim spotykamy wreszcie Tosiną brzydszą połowę, czyli pana Stanisława M., de domo F. Wojtek krótko z nim o czymś rozmawia, obdarowuje sznapsem i ... jedziemy dalej.

    Wypicie drugiego piwa zaczyna napawać mnie optymizmem, już nawet na mijane kury mogę patrzeć bez wstrętu. Zrobiła się pora obiadowa, czas coś (wreszcie) dziś zjeść. Etopiryna nie jest bowiem przesadnie kaloryczna.
    W roli pilota wycieczki wiodę Wojtusiowy automobil leśną drogą nad Sanem od Sękowca do Studennego i dalej przez Rajskie aż do obwodnicy. Skręcamy w lewo, jedziemy kawałek obwodnicą i znów skręcamy w lewo. Już większość z Państwa na pewno się zorientowała, dokąd jedziemy. Tak, tak - do Terki, na pstrąga "Pod Tołstą".
    Troszkę się spóźniliśmy, gdyż możemy się tylko przywitać i od razu pożegnać z Tarniną i Maniem. Oni właśnie zjedli i jadą dalej - podziwiać Bieszczady.
    Porcje duże i smaczne, do tego piwo. Dolegliwości migrenowo - gastryczne dawno już ustąpiły, konsumpcja odbywa się na świeżym powietrzu. Nie jest źle, świat jest piękny !

    Przy stole dyskutujemy z Andrzejem627 o tym i owym. Andrzej uchodzi za trudnego i wymagającego dyskutanta, o czym niektórzy z Państwa mogli się już przekonać, a inni dopiero się przekonają. Każdego z Was to prędzej czy później czeka.
    W moim przypadku jednak ... trafiła kosa na kamień. Wytłumaczenie mojej odporności jest niezwykle proste. Obaj z Andrzejem jesteśmy zodiakalnymi Bliźniętami urodzonymi tego samego dnia: 9 czerwca (co prawda innego roku, ale magia jedności dnia i miesiąca też posiada swoją moc).

    Dalej udajemy się do Huczwic, muszę przecież jeszcze choć raz popatrzeć na Orsini. Ale Ona jest już dziś czym innym zajęta, żyje zbliżającą się wyprawą do Rumunii. Ledwie mnie zauważa, a w dodatku Piskal włazi mi w paradę. Bo w Huczwicach następuje zjednoczenie dwóch, a właściwie trzech ekip Naszego Forum: jedna jest już na miejscu w ... (ingerencja cenzury), drugą my stanowimy, a trzecią przywiózł Pastor. Pijemy piwo, podziwiamy dekarskie, wysoce (dosłownie i w przenośni) specjalistyczne dokonania Klopsika, po czym jedziemy dalej, już w dwa terenowe automobile naraz.

    Podjeżdżamy pod Chryszczatą, aby naocznie przekonać się, jak wygląda niedawno zdewastowany ukraiński obelisk. Wygląda paskudnie. Poświęcono mu już jednak na Naszym Forum odrębny wątek tematyczny, więc co ja o tym wszystkim sądzę, tam można przeczytać. Obecne oględziny tylko upewniły mnie w słuszności tego, co napisałem. Już zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby "nieznani sprawcy" po cichutku zdemontowali cały pomnik, ew. pozostawiając tylko dokładnie obtłuczony i niedający już możliwości identyfikacji sam dolny element (gdyby jego usunięcie przerosło ich możliwości techniczne) - niż dokonali tego, co dokonali, czyli po chamsku i barbarzyńsku rozp ... i zdewastowali cały istniejący obiekt. Bo to co widzieliśmy, na pewno pojednaniu polsko - ukraińskiemu nie posłuży. A raczej zaszkodzi - wystarczy kilka zdjęć w prasie ukraińskiej.

    Wracam do treści przyjemniejszych, wręcz wesołych.
    Jedziemy na Przełęcz Żebrak, na której parę godzin wcześniej Pastor i Piskal nie mogli znaleźć zakopanej przez Wojtka1121 flaszki czyli skarbu geocache. Podejrzewali Wojtka wręcz o mistyfikację, więc Wojtek postanowił sprawę zbadać osobiście i namacalnie. Oczywiście "skarb" był na swoim miejscu, o czym Wojtek natychmiast powiadomił telefonicznie Pastora (znów się bowiem rozjechaliśmy - spod Chryszczatej Pastor wrócił do Huczwic po córkę i Piskala).

    A potem bierzemy już kurs na Ustrzyki Grn.

    Punktualnie o godz. 20:00, zgodnie z przyjętym wcześniej harmonogramem, rozpoczynamy obrady VIII KIMB. Wprawdzie spotkanie "główne" odbędzie się dopiero jutro, ale początek tej naszej transformacji ze sfery wirtualnej ( www.forum.bieszczady.info.pl ) w realną (piwo i wódka), zwanej KIMB-em - jest już dziś.
    Obradujemy w salce na górze zajazdu "Pod Caryńską", mieścimy się tam, zresztą poza nami prawie nie ma innych gości w lokalu. Są już chyba wszyscy z tych naszych Koleżanek i Kolegów, których w odrębnym wątku (pt. "Bądźmy poważni") zaznaczyłem na zielono.

    I od razu na początku dochodzi do niespodziewanego, ale bardzo miłego wydarzenia, które nadaje akcent całemu naszemu dzisiejszemu spotkaniu. Myślę, iż mogę o tym napisać. Tarnina i Manio ogłaszają nam publicznie, że akurat obchodzą 5-tą rocznicę swojego poznania się, jako że doszło do niego w 2004 r. ... na III KIMB w Sękowcu. Z tej okazji stawiają nam flaszkę bardzo dobrej wódki (nazwę zapomniałem, ale smaku - nie), a my śpiewamy Im "sto lat", a potem jeszcze "niech Im gwiazda pomyślności nigdy nie zagaśnie".

    A wszyscy nieobecni tego dnia na VIII KIMB proszeni są, aby odśpiewali dla Tarniny i Mania (prywatnie: Anety i Mariusza) wyżej wymienione pieśni biesiadne - właśnie teraz, w tej chwili, na zakończenie lektury tego rozdziału.


    CDN
    Ostatnio edytowane przez Stały Bywalec ; 31-05-2009 o 15:57
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  5. #5
    Bieszczadnik
    Na forum od
    11.2001
    Rodem z
    Warszawa (Ochota)
    Postów
    2,526

    Domyślnie Odp: Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.

    Cytat Zamieszczone przez Stały Bywalec Zobacz posta
    Piątek 15 maja

    (...)Przy stole dyskutujemy z Andrzejem627 o tym i owym. (...)
    Obaj z Andrzejem jesteśmy zodiakalnymi Bliźniętami urodzonymi tego samego dnia: 9 czerwca (co prawda innego roku, ale magia jedności dnia i miesiąca też posiada swoją moc).
    (...)
    Z przykrością stwierdzam, że nie czytacie mojej relacji uważnie.
    Powyższy fragment najwyraźniej umknął Waszej uwadze.
    Serdecznie pozdrawiam
    Stały Bywalec.
    Pozdrawia Was także mój druh
    Jastrząb z Otrytu

  6. #6

    Domyślnie Odp: Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.

    No tak...gdyby to nasza-klasa o tym doniosła to byśmy byli na bieżąco

    Najlepszego świętującym dziś Kolegom!

  7. #7

    Domyślnie Odp: Moja własna relacja z VIII KIMB, a nawet z całego pobytu w Bieszczadach.

    Cytat Zamieszczone przez Stały Bywalec Zobacz posta
    Czwartek 14 maja

    Dziś mamy w planie obie Rawki plus Kremenaros
    Krótka relacja filmowa:
    Wejście na Kremenaros

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 13 września - 7 października 2009 r.
    Przez Stały Bywalec w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 41
    Ostatni post / autor: 05-02-2010, 20:35
  2. Zasady przyszłego głosowania - wyboru miejsca VIII KIMB
    Przez Stały Bywalec w dziale Spotkania i sprawy forumowe
    Odpowiedzi: 33
    Ostatni post / autor: 22-12-2008, 20:44
  3. Relacja z pobytu w Bieszczadach w dn. 9 - 29 września 2007 r.
    Przez Stały Bywalec w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 54
    Ostatni post / autor: 22-12-2008, 08:27
  4. Niedługa relacja z niedługiego pobytu w Bieszczadach (12 - 20 maja 2008 r.)
    Przez Stały Bywalec w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 14-06-2008, 23:57
  5. Relacja z pobytu w Bieszczadach od 15.09. do 6.10.2004 r.
    Przez Stały Bywalec w dziale Relacje z Waszych wypraw w Bieszczady
    Odpowiedzi: 5
    Ostatni post / autor: 19-10-2004, 21:50

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •