-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Bazyl: "Za każdym powrotem siedzi przyczajone kilkanaście godzin a później powoduje jakieś zwarcia w mózgu, fale mózgowe wysyłają sygnały najpierw łagodnie, później bardziej zdecydowanie, po dwóch dniach to już istny sztorm we łbie, aż w końcu nadchodzi tsunami i nie sposób się nie ruszyć! To gdzie i kiedy następna wyrypa?"
-oj tak Bazylku, pewnie widziałeś jak mnie nosiło patrząc za okno na deszcz. Rozbawiłeś mnie z tymi "przyczajonymi godzinami". Dziś polazłam górami do sklepu, hehe 40 minut w lesie ale dobre i to.
B: "A woda ciepła też jest, tylko teraz, gdy nie ma turystów, trzeba dość długo poczekać, aż „dojdzie rurami” :)"
-zgadza się, odkryłam to dopiero rano.
B: foto
-super sprawa
B: "Ale zbój! Dać Ci przespać świt – powinien najpóźniej o 5.15 wysłać sms-a"
-Niech tylko spróbuje ten zbój :> Widziałam różowy świt przez ściany namiotu ale za chiny ludowe nie chciało mi się wyleźć, teraz tylko żałuję
B: "To za karę!"
- :D Jeżeli to jest karą to nazywaj mnie masochistą :)
B: "Czy już wszystko uprane i spakowane do następnego wyjścia?"
- hehe w piątek przyjeżdża do mnie przyjaciel z Niska z dziewczyną i duże prawdopodobieństwo, że będę szła z nimi na.. Chryszczatą ;p Relacji z tego nie będzie ale zastanawiam się, czy nie powinnam napisać sobie stałej tabliczki - "Poszłam na Chryszczatą, zaraz wracam". Póki co zawsze gdy gdzieś wychodzę (np. jak dziś) to zostawiam karteczkę: "Poszłam na wilki, zaraz wracam, proszę dzwonić: 694..". Czemu wilki? Bo miałam dwie karteczki: albo szłam faktycznie na wilki albo normalną. Ale normalna mi się zgubiła i zostały te wilki. Myślę, że teraz bardziej aktualne będzie: "Poszłam na Chryszczatą, zaraz wracam".
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Nagle znalazłam się w jakiejś magicznej krainie, jakby oderwanej od rzeczywistości, o której świat zapomniał. Byłam w niebie. Ukształtowanie terenu było kosmicznie piękne. Do tego to słońce. Chodziłam niemalże zygzakami, to na prawo, to na lewo, bo chciałam zajrzeć wszędzie
Jimi!, swoim wspaniałym opisem, wyzwoliłaś u mnie wielką potrzebę przejścia tą trasą. Czytając Twoje relacje, dopiero widać urok bieszczadzkich ustronnych miejsc. Co ciekawego mogą powiedzieć ci, którzy podczas wędrowania trzymają się sztywno szlaku?. Nie mają szans na poznanie "kosmicznego piękna" ukształtowania terenu. Podziwiam Twoje rozeznanie terenu posługując się tylko mapą i busolą. Przecież ustalenie swojego miejsca stania w lesie, gdzie trudno o jakieś konkretne punkty odniesienia, to jest wyzwanie tylko dla fachowców z terenoznawstwa. Jak widzę, to Ty się do nich zaliczasz. Gratuluję. Z wypiekami na twarzy przeczytałem wszystkie Twoje relacje. A wyobraźnia buzowała na wysokich obrotach:). Oczywiście posiłkowałem się mapą, aby bardziej przybliżyć sobie Twój opis poszczególnych miejsc. Dzięki.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
zbyszek1509
Co ciekawego mogą powiedzieć ci, którzy podczas wędrowania trzymają się sztywno szlaku?
To są w ogóle tacy?
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Zbyszku, cieszę się, że się podoba. Tak na prawdę to takich miejsc jest cała masa. Myślę, że to nie jest kwestia danych miejsc ale punktu patrzenia ludzi, którzy po nich chodzą. Dam sobie rękę uciąć, że cała masa ludzi nie zobaczy w nich nic nadzwyczajnego, ot zwykła sterta kamieni czy pagórków. Pamiętam, gdy pierwszy raz wybrałam się na spacer po starych Prełukach, gdzie znalazłam dziesiątki fantastycznych rzeczy, pozostałości -fragmentów murków, fundamentów, piwniczek, studni, schodów itp itd. Wróciłam do domu cała oszołomiona i chciałam bardzo z kimś podzielić się moim odkryciem. Podzieliłam się i bardzo tego żałuję... Bowiem zostałam potraktowana jak jakaś bardzo dziwna osoba," którą fascynuje kawałek kamienia a przecież to nic nadzwyczajnego, ot zwykła sterta kamieni, więc nad czym ja się tak podniecam?" (to jest cytat). To wszystko jest tylko kwestią spojrzenia osób a nie miejsc samych w sobie. Ludzie oczekują Bóg wie czego i czasami mam spore obawy zabierać kogoś (przypadkowe osoby) na swoje spacery, bo to wiąże się tylko z nudą i narzekaniem (że daleko, że pod górę, że na czworaka, że bez rewelacji). Dlatego dla świętego spokoju chodzę sama. Z tego właśnie powodu nie chcę umieszczać swoich relacji na stronie Chaty (choć mnie o to proszono), bo wiem, że cała masa przypadkowych ludzi będzie oczekiwała potem Bóg wie czego w okolicy -a to przecież jest TYLKO sterta zwykłych kamieni.
Żeby było ciekawiej, dziś idąc do sklepu do Komańczy górami wybrałam się jeszcze inną trasą. Najpierw wejście na szczyt GSB a później odbitka ze szlaku. I wiesz co? I właśnie poczułam się dokładnie tak, jak zacytowałeś powyżej. Znów to samo!!! Znów magiczna rzeźba terenu, wiele malutkich pagórków, które sprawiały, że ten las wyglądał tak prześlicznie a "droga" moja tak falowała -lekko pod górę, lekko na dół. Trochę podobne miejsce jak to osuwisko na wypłaszczeniu (tylko nie kamieniste). A tam tyle okazów pięknych roślin, kwiatów!! Śledziennice skrętolistne, zawilce, złoć żółta, nawet kaczeniec się znalazł, lepieżniki białe, masa pierwiosnków lekarskich, przekwitłe już wilczełyko, oczywiście masa żywców gruczołowatych i podbiał pospolity. I jeszcze takie malutkie niebieskie oraz takie prześliczne niebiesko-fioletowo-różowe (nazwę dzisiaj poszukam w atlasie bo to najbardziej niedawna roślina i jeszcze nie znam jej nazwy). I to wszystko w lesie!!! W tym lesie, w który od listopada przeszłam już dziesiątki razy (1-2 razy na tydzień) i dopiero teraz je odkryłam!!! Można 20 razy iść danym lasem i dopiero za 21 razem znajdziesz coś zupełnie nowego. Takich miejsc jest cała masa, to tylko kwestia spojrzenia.
"Przecież ustalenie swojego miejsca stania w lesie, gdzie trudno o jakieś konkretne punkty odniesienia, to jest wyzwanie tylko dla fachowców z terenoznawstwa."
-mapą i busolą to każdy głupi potrafi (pod warunkiem, że nie jest na Hruniu :D). Faktycznie, mam coś takiego, co jest dla mnie oczywiste, że nawet jak pójdę w nowe miejsce, bez żadnych ścieżek, to jestem ci w stanie palcem na ziemi rozrysować np. moją trasę sprzed godziny, nie mając żadnej mapy czy kompasu. Nawet jak się zgubię i bardzo często nie wiem gdzie dokładnie jestem, to idąc instynktownie praktycznie zawsze dochodzę tam gdzie chciałam. Ale tak jest w górach, gdzie wbrew pozorom jest wiele punktów odniesienia (pagórki, szczyty), nie wiem w jakim stopniu bym się odnalazła na nizinach...
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Ot pozwolę sobie na małą polemikę z Jimi która napisała że
Cytat:
Dlatego dla świętego spokoju chodzę sama/
Ja miałem to szczęście , że dane mi było wędrować nie raz, z ludźmi którzy widzą i czują to po czym idą, dzięki czemu pokazują mi to na co ja bym nie zwrócił uwagi.
I odwrotnie , ja pokazuję im to czego oni nie zauważyli. Wówczas taka wędrówka jest pełna odkryć i tych małych i dużych. Jest pełniejsza.
Tyle tylko że dotyczy to osób z pewnym poziomem wrażliwości gdyż inaczej jest problem bo :
Cytat:
Ludzie oczekują Bóg wie czego i czasami mam spore obawy zabierać kogoś (przypadkowe osoby) na swoje spacery, bo to wiąże się tylko z nudą i narzekaniem
i tu się zgodzę.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
"I odwrotnie , ja pokazuję im to czego oni nie zauważyli. Wówczas taka wędrówka jest pełna odkryć i tych małych i dużych. Jest pełniejsza. Tyle tylko że dotyczy to osób z pewnym poziomem wrażliwości"
Zgadza się Heniu, dlatego bardzo chętnie bym się z Tobą zabrała w góry :) Chodzę sobie sama, bo po prostu zwyczajnie nie mam z kim chodzić ;p
Czy to brzmi absurdalnie? Na tym forum tak, bo jest tu wielu pasjonatów. Ale patrząc szerzej, na ogólną skalę ludzi czy turystów (hehe), to nie. Tak jak bardzo często (prawie, że za każdym razem), gdy złapię autostopa to kierowca mówi mi, że nie ma już takich turystów z plecakiem. Ja się wtedy dziwię (często w myślach): "jak to nie ma?! przecież ja znam całą masę takich ludzi, jak na przykład Henio i wszyscy tu z forum". Ale forum to tylko zrzeszenie pasjonatów.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Podobne zauroczenie przeżyłem pod Łopiennikiem. Opiszę to w przyszłości, jednak na pewno nie takim pięknym językiem jak to robi Jimi, a mam na myśli miejsce o nazwie Kamiadola. Dlaczego tam poszedłem?, to niech to będzie na chwilę obecną, moją słodką tajemnicą:).
Cytat:
-mapą i busolą to każdy głupi potrafi (pod warunkiem, że nie jest na Hruniu :D).
Chciałbym mieś obok siebie takich "głupców":). Ten osławiony Hruń wzbudził we mnie szczególne zainteresowanie:).
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Albo podobnie, kontynuując tę melancholijną polemikę, jest z cmentarzykami wojskowymi zaznaczonymi na mapach turystycznych. Dla jednego jest to tylko sterta kamieni z dwoma patykami przełożonymi pod kątem 90 stopni, drugi zaś wie, że jest to cmentarz z I wojny, miejsce gdzie są pochowani ludzie i gdzie toczyły się bitwy. Czy takiego cmentarza oczekiwaliśmy? Może raczej nagrobków z efektownymi płytami i epitafiami. A nie daj Bóg, tych kamieni już nie będzie! Oh, co za rozczarowanie, zwykłe runo leśne. Jeden będzie rozczarowany, zaś inny poświęci pół dnia, by te kamienie w środku lasu znaleźć i gdy znajdzie, będzie najszczęśliwszym człowiek na świecie a z drugiej strony przeżegna się i pogrąży w zadumie i smutku. Tak samo jest z górami, ot zwykłe pagórki.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
zaś inny poświęci pół dnia, by te kamienie w środku lasu znaleźć i gdy znajdzie, będzie najszczęśliwszym człowiek na świecie a z drugiej strony przeżegna się i pogrąży w zadumie i smutku.
Oj Jimi, prawdę piszesz. Mam taką trasę na kącie - Wierch nad Łazem. Jednak aby w pełni zrozumieć to co napisałaś, niezbędna jest odrobina wiedzy na temat tych wydarzań. Ostatnio "zaliczyłem cegłę" - "Karpacka wojna trzech cesarzy". Książka podobno kontrowersyjnego autora, jednak przybliżyła mi tragedię jaka miała miejsce między innymi w Bieszczadach podczas I wojny. Fachowcy od I wojny na pewno są rozczarowani tą książką, natomiast ja, jako nie historyk, niektóre fragmenty dotyczące znanych mi miejsc w Bieszczadach, przeczytałem 2 razy podpierając się dodatkowo mapą.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Heh, po przeczytaniu akcji z Hruniem przypomnial mi sie start w 2008 w Biegu Rzeznika. No, niby mielismy biec szlakiem, ale ze wtedy jeszcze malo bylo uczestnikow, ja pierwszy raz
w terenie w Duszatynie to wyszlo jak wyszlo:
Truchtamy w grupie do Duszatyna, tam robimy błąd (z mojej winy) który kosztował nas sporo sił oraz czasu. Skręcamy w bok, gdyż zamajaczył nam szlak czerwony powtórzony razem z wykrzyknikiem, zanim się skapnęliśmy o potwornym błędzie jesteśmy dość wysoko i nie chce się nam wracać. Postanawiamy iść/biec przez kszal na szagę i ominąć Jeziorka Duszatyńskie. Problem w tym, że nie wiedzieliśmy ile tego nadrabiania będzie, w pewnym momencie nie byliśmy nawet pewni czy jesteśmy na prawidłowym ramieniu i czy przypadkiem za chwilę nie zakończy się nasz bieg, przypominam - limit czasu do Żebraka to 2h30min. Poniżej schemat naszego nadrobienia trasy:
http://img149.imageshack.us/img149/8...ryszczaxh5.jpg
Na Chryszczatej meldujemy się ok 5:50, widać że są na trasie inni ludzie aniżeli Ci, przy których byliśmy w Duszatynie, jesteśmy z tyłu... Przyginamy do przodu, mijamy parę drużyn, 2h30min na przepaku na Przełęczy Żebrak. Ledwo ledwo. Niby to miał być limit, ale mam wrażenie że orgowie puszczali ludzi także z gorszymi czasami dalej w trasę i dobrze. Odcinek do Cisnej, następne ok 17km jest naszym najlepszym, nie gubimy się nigdzie, cały czas kogoś mijamy, w ten sposób przeskakujemy dwadzieścia parę ekip i meldujemy się w Cisnej o 8:20.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
(...)
Zgadza się Heniu, dlatego bardzo chętnie bym się z Tobą zabrała w góry :) Chodzę sobie sama, bo po prostu zwyczajnie nie mam z kim chodzić ;p
(...).
Byłbym zaszczycony
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
hahahaha Heniu przestań :D
Odnośnie cytatu o kamieniach, to dla rozwiania domysłów tyczył się mieszkańców znacznie odległej wioski, którzy przyjechali akurat w odwiedziny ;p
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Jimi świetne opisy wędrówek tak lekko sie to czyta. Super ! A co do tego, że czasem wydaje nam się że szczyt jest tuż tuż albo, że już jesteśmy na jakimś szczycie to nie jestes w tym sama :P. W zeszłym roku końcem kwietnia wybrałam się ze znajomą szlakiem granicznym z Wetliny do Bacówki pod Małą Rawką, oj jak psioczyłyśmy gdy w pewnym momencie okazało się, że jesteśmy na Hrubkach a nie na Kamiennej, no ale cóż zrobić trzeba było ruszyć na przód, gdy już dotarłyśmy do Hrubek jakoś tak lżej się zrobiło wiedziałyśmy że już tylko ciut ciut i będziemy na miejscu :-).
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
W tytule jest "polemika" więc ośmielę się polemizować.
I z góry przepraszam Jimi za może zbyt osobiste pytania.
Ja tez lubię wędrować czasem samotnie, ale na ogół krótko - 3-6 godzin aby dojść do schroniska i tam spotkać się ze znajomymi, porozmawiać pośpiewać.
Na dłuższą metę samotność jest dla mnie męcząca.
Po za tym kiedy widzę widoki szczególnie piękne, jakieś ciekawe drzewo, ciekawy kamień, mam zawsze ogromną ochotę z kimś się podzielić. Po prostu powiedzieć do kogoś - "popatrz jak tu pięknie".
Można oczywiście zrobić zdjęcia i podzielić się potem, można w dobie współczesnej techniki wysłać nawet MMS (często sobie takie wysyłamy z moim synem), ale to zupełnie nie jest to samo.
Jimi - czy nie odczuwasz czasem braku takiej możliwości podzielenia się ?
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Basiu, ja jestem osobą bardzo otwartą i bezpośrednią, pytanie to jest ok :) Właśnie taką potrzebę spełniają owe relacje, gdybym ich nie pisała i w ten sposób z nikim nie dzieliła się moimi odkryciami, to byłaby już katastrofa. Także często wysyłam smsy do znajomych, znacznie rzadziej mmsy. Ale wiem, że wcale o to Ci nie chodzi. Chęć podzielenia się na miejscu widokiem, napotkaną przyrodą -nie specjalnie odczuwam taką potrzebę (dzielę się tym w relacjach pisanych lub ustnych). Myślę, że bardziej potrzebowałabym podzielić się tym, co niematerialne, czyli zwykła rozmowa na fajrancie, rozmowa przy wieczornym ognisku -taka ogólna o życiu ale i niebanalna, jak o modzie i pogodzie. W zasadzie chodząc odczuwam pewną schizofrenię, czyli rozmowę z samą sobą, co mam od dziecka :D I właśnie dokładnie te dialogi są użyte w relacjach pisanych. Odnośnie odwiedzonych miejsc po raz pierwszy, w chwili obecnej nie myślę, że szkoda, że nie ma tu nikogo. Plany układam dopiero wróciwszy do domu, że jest kilka ulubionych miejsc, gdzie chciałabym się z kimś udać. Jest też kilka miejsc, po których boję się sama chodzić (tu przykładowo nasuwa mi się na myśl całe pasmo Jeleniowatego) i właśnie z takiego powodu chciałabym tam pójść z kimś ;p
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Jałynowaty jest średnio interesujący - spore zrywki. Na pewno Brenzberg warto zbadać, jest tam też miśka, taka przyzwyczajona do widoku (może raczej zapachu) ludzi, pozdrów ją ode mnie ;)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Czy jeśli jest tytuł wątku Polemika - to mogę się nie zgodzić z Tobą ?
Jeleniowaty dla mnie to pasmo tajemnicze.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
don Enrico
Jeleniowaty dla mnie to pasmo tajemnicze.
Dzięki za podpowiedź:). Jak obliczyłem to ok. 18-19 km, czyli jeden dzień wystarczy a przy okazji i Łokieć doczeka się aby tam zajrzeć.
-
9 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Majówka w Bieszczadach 2014
http://wadera55.republika.pl/majowka...jowka2014.html
http://wadera55.republika.pl/ania.html
Dnia 29 kwietnia 2014 w godzinach popołudniowych przyjechałam do Leska. Stamtąd serdeczny kolega zabrał mnie na objazdową wycieczkę po okolicznych szybowiskach - Bezmiechowej i Weremieniu. Ciekawostką jest, że w Bezmiechowej można natknąć się na pięknie rosnącą... kosodrzewinę, która została tu sprowadzona z wysokości 2000 metrów.
Załącznik 34356 Załącznik 34357 Załącznik 34358
Następnego dnia kilkadziesiąt minut spędziłam bujając w obłokach na wysokości nawet 1500 metrów. Poniżej zdjęcie zrobione już z niższej wysokości. "Spójrz, jak te chmury pędzą!", powiedziała Ania. "Nie, to my pędzimy :)", odpowiedział pilot.
Załącznik 34359
Potem udałam się do Prełuk, gdzie wieczorem żegnałam się z najcudowniejszymi sąsiadami, jakich kiedykolwiek miałam. Alina pochwaliła mi się rogiem, jaki pod moją nieobecność znalazła. Oczywiście zupełnie przypadkowo. Oni zawsze znajdują rogi z nudów. Ten ma szczególnie fantazyjne ułożenie, czternastak rzecz jasna, bez pary.
Właściwa wędrówka rozpoczęła się 1 maja. Udałam się na wschód do wsi o pięknej nazwie. Nie tylko nazwa mnie zauroczyła ale także sam jej wygląd. W pierwszej kolejności ukryłam plecak w krzakach i udałam się do sklepu oraz na zwiedzanie okolicy. Prawie wszystkie sklepy tego dnia pozamykane, tym bardziej o godzinie późno popołudniowej, jednakże po naciśnięciu dzwonka niebawem, ku mojemu zaskoczeniu, drzwi się otworzyły. Poznałam tam pewnego medialnego i małoskromnego zakapiora, który nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Zwiedziłam piękne ruiny cerkwiska i cmentarza.
Załącznik 34360 Załącznik 34361 Załącznik 34362 Załącznik 34363
Wróciłam do plecaka i udałam się na górkę w celu znalezienia miejsca na nocleg. O zachodzie ujrzałam przepięknego konia, którego grzywa odbijała się od ostatnich promieni słońca.
Załącznik 34364
-
3 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Czasem w Bieszczady zdarzało mi się nosić różne dziwne rzeczy. Tym razem rzecz była równie abstrakcyjna - czarne szpilki. Musiałam je przywieźć w ten weekend z innych powodów, jednak potem przy wyprowadzce zapomniałam je spakować. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zabrać je ze sobą do plecaka na wędrówkę... Podobnie rzecz się miała z maczetą. Kobieta chodząca po górach z czarnymi szpilkami i maczetą... robi wrażenie? W tym momencie zwracam się do czytelnika o lekką dozę humoru i przyróżenie oka, ponieważ sam fakt noszenia takich butów ze sobą po górach rozbawił mnie na tyle, że postanowiłam zrobić sobie z tego mały ubaw.
Załącznik 34365
Następnego dnia udałam się na miłą wędrówkę. Założenia były takie, by podążać szlakiem. Jednak okazało się w praktyce, że szlak był oznakowany tylko około 2 razy na początku i raz na końcu odcinka. Fakt ten dodał troszkę adrenaliny mojej wędrówce i jeszcze więcej satysfakcji, gdy zobaczyłam oznakowanie po wyjściu z lasu, po około 2 godzinach marszu. Na początku podążyłam za kobiecą, górską intuicją (dobrze, że przynajmniej mam tę górską..) i udałam się jakąś stokówką w las. Potem trzykrotnie zmieniałam tor mojej ścieżki. Szłam na zupełnym luzie, niespecjalnie przejmowałam się, czy idę szlakiem, czy nie - bo szlak w praktyce istniał tylko na mapie. Stwierdziłam (jakże odkrywczo), że idąc tak, w końcu gdzieś dojdę. Święta zasada - wszystkie stokówki prowadzą do drogi. Ależ buchnęłam śmiechem w duszy, gdy zobaczyłam po wyjściu z lasu, oznakowanie szlaku i pewne punkty orientacyjne zaznaczone na mapie. Oznaczało to, że cały czas szłam wzorowo szlakiem, który istniał tylko na mapie. To już nie pierwszy (i nie piąty) raz, gdy chodząc "Bóg jeden wie gdzie"wychodzę wypisz - wymaluj dokładnie w miejscu, do którego zmierzałam.
Wyniknęła nieplanowana potrzeba udania się do sklepu, więc schowałam plecak w krzakach i poświęciłam 40 minut na spacer na zakupy. Potem zamierzałam odwiedzić pewną wysiedloną wieś i 15 minut zastanawiałam się, jak doń trafić. Szybciej byłoby pod górę, jednak szczerze powiedziawszy wciąż nie ufam swojej górskiej intuicji (którą raczej nazwałabym przypadkiem) i nie wierząc, że byłabym w stanie odnaleźć w lesie właściwą stokówkę, udałam się doń drogą okrężną, pozostawiając wiąż plecak w krzakach. Dosyć szybko przekonałam się o słuszności swojej decyzji (zarówno tej o okrężnej drodze, jak i tej o chodzeniu bez obciążenia) ze względu na przepiękne walory widokowe. Oto nagle otworzyły siębramą przede mną łąki dawnej wsi. Byłam w niebie. Do tego pogoda tak przepiękna -upalne słońce i leciutki wiatarek dodający ochłody. To wszystko zapierało mi dech w piersiach. Poczułam tę przestrzeń. Poczułam powiew Ukrainy. Udałam się na poszukiwanie cmentarzyka, którego niestety nie znalazłam. Mimo tego, teren starałam się spenetrować dość dokładnie. Około pół roku temu odkryłam inną wysiedloną wieś, którą okrzyknęłam bezkonkurencyjnie najpiękniejszą w Bieszczadach. Jednak teraz będąc tutaj ocena ta została bardzo mocno podważona. Ta chyba wydała mi się jeszcze piękniejsza.
Załącznik 34366 Załącznik 34367
Powoli opuszczając rozległe łąki, rozmyślania me przerwało dwóch panów na motorkach. "Proszę pokazać dokumenty. Czy wie pani, gdzie jest granica państwa? U kogo zatrzymała się pani na nocleg?". "U nikogo, chodzę sobie z namiotem", odpowiedziałam. Panowie tak spojrzeli na mnie, żadnego namiotu w zasadzie nie widząc. Odczułam to zdziwienie, wtem wytłumaczyłam, że plecak ukryłam w krzakach w punkcie X. Weseli panowie odpowiedzieli, że nie zdradzą mojej kryjówki nikomu. Wdając się z owymi panami w wesołą rozmowę, powiedziałam, że cieszę się, że mnie spisują, bo będzie co opowiadać w domu (a prawdę powiedziawszy, zawsze chciałam być spisana przez straż graniczną). Następnego dnia już jednak żałowałam tego faktu. Panowie odpowiedzieli, że miło by było, gdyby każdy cieszył się z tego, że go spisują. Po około 10 minutach doszedłszy do punktu X, zobaczyłam, że panowie już tam na mnie czekają. Wyczarowałam plecak i musiałam przedstawić im plan mojej dalszej wędrówki. Oni poinstruowali mnie, że w okolicy jest dużo niedźwiedzi i na rozstajach trzeba skręcić w prawo a na drugich w lewo. Potem jeszcze kilka minut siedzieliśmy i rozmawialiśmy na różne śmieszne tematy. Przecież jak najlepsze relacje ze strażnikami są podstawą sukcesu...
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
;)...fajnie, że maczeta Ci służy ( oddaj do naostrzenia koniecznie ! ) ....a szpilki -TEŻ BROŃ!!! :lol:
ech, to chowanie plecaka w krzakach -skąd ja to znam ?.....:lol:
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
"Zwiedziłam piękne ruiny cerkwiska i cmentarza. "
.... tajemniczo piszesz, więc tajemniczo zapytam... czyżby L...e?...
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
"Podobnie rzecz się miała z maczetą. Kobieta chodząca po górach z czarnymi szpilkami i maczetą... robi wrażenie?"
Oczywiście kolor rękojeści maczety dobrany do koloru szpilek :):grin:
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
przemolla
.... tajemniczo piszesz
i w tym cały urok !
-
10 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Udałam się w las dalej. Dosyć szybko napotkałam na wiele tropów niedźwiedzi, o których wspominali strażnicy. Za chwilę usłyszałam szelest i hałas. Pisnęłam i krzyknęłam, nie wiedząc o co chodzi. Dwa bydlaki rzuciły się zadowolone w podskokach na mnie. Za chwilę z lasu wyłonił się człowiek. Z ubioru wyglądał jak typowy myśliwy, nawet jego psy były jak z elementarza. Zapytał dokąd idę. "Ale tędy?! A widziała pani te ślady niedźwiedzi?" -zagadnął. Po drodze napotkałam na kilka ciekawych konstrukcji całych zamaskowanych.
Załącznik 34369 Załącznik 34370
Na rozstajach, zgodnie ze wskazówkami, skręciłam w prawo. Zastanawiałam się kiedy mam odbić w lewo. Były już nawet drugie rozstaja ale pomyślałam, że na pewno o te im nie chodziło. Na trzecich w końcu odbiłam w lewo. Już z początku nie podobała mi się ta ścieżka. Po przejściu około 1 km zorientowałam się, że to był zły pomysł, szłam bowiem ku granicy, pewnie miałam ją już niedaleko. Zawróciłam. Dopiero na następnych rozstajach odbiłam w lewo. Wyszłam na piękne rozległe łąki kolejnej wsi.
Załącznik 34371 Załącznik 34372 Załącznik 34373
Tu rozbiłam namiot. Na odległym końcu mojej łąki zobaczyłam słupki graniczne. Z niecierpliwością oczekiwałam odwiedzin kolejnych miłych panów na motorkach. Niestety odwiedzin nie było.
Wieczorem zaczęło grzmieć i błyszczeć. Widziałam jak leje za górami. Nocą dopadł mnie deszcz. Miło spało się w ulewie w namiocie. Rankiem miała miejsce kolejna sesja obuwia.
Załącznik 34374 Załącznik 34375
Pojawił się mały dylemat - które buty ubrać na wędrówkę w góry? W trekach każdy głupi umie chodzić po górach!
Załącznik 34376
Gdy złożyłam namiot, zaczęło mocno padać. Stwierdziłam, że ukryję plecak w krzakach, udam się dalej w góry i wrócę tu za 3 godziny. Lało i lało ale przecież człowiek nie jest z cukru. Dosyć szybko przekonałam się, że plany moje legły w gruzach, ponieważ drogę przecięła mi rzeka.
Załącznik 34377
Udałam się więc ścieżką wzdłuż niej, gdzie usiadłam na dłuższą chwilę pod świerkami chcąc przeczekać ulewę. Wracając do plecaka miała miejsce pewna przygoda, jednak ostatnie resztki rozsądku nakazują mi ją przemilczeć. Zdjęcia tego nie wykonałam ja.
Załącznik 34378
Dalej udałam się na obiad do okolicznej knajpki i po południu ruszyłam do Leska, gdzie nocowałam w schronisku szkolnym. Następnego dnia z samego rana wróciłam do miasta.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Hmmmm...a pończochy do tych szpilek były? bo chyba nie skarpety trekingowe..to byłby kwiatek do kożucha..;)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Jimi-już wiem dlaczego niedźwiedzi i wilków na swej drodze nie spotykasz- boją się biedaki że rozdepczesz je swoimi szpilkami ;-)
-
10 załącznik(ów)
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Z Lisznej na Hyrlatą
25/26 października 2014
http://wadera5.republika.pl/hyrlata/hyrlata.html
Zastanawiałam się czy opisywać tę wędrówkę, bo przecież ani nie było w niej przygód w postaci niedźwiedzi, ani kompas nie doznał rozmagnetyzowania, pięta nie obcierała, nawet nie pogubiłam się w lesie na Słowacji, także zupy ze skarpet nie było, nie przekraczałam też granic nielegalnie a nawet namiotu nie taszczyłam ino leciutki, mały plecaczek. Więc co u opisywać? Jednak było tak miło i przyjemnie, że postanowiłam utrwalić tę chwilę i się z nią podzielić.
W sobotę z rana wyjechałam z Rzeszowa do Zagórza. W Zagórzu zaopatrzyłam się w pobliskim markecie i zjadając po drodze w marszu śniadanie podążyłam standardowo w stronę kościoła i krzyżówki Wielopole - Poraż. Jako, że droga na najbliższym kilkudziesięciu kilometrów jest już elegancka (pomyśleć jakie straszne dziury były jeszcze dwa lata temu!) więc udałam się w kierunku na Wielopole. Nie chciałam jechać przez Cisną, ponieważ w ciągu ostatnich dwóch lat tak wiele podróżowałam odcinkiem Zagórz - Komańcza, że w zasadzie wydawało mi się to oczywiste i była to dla mnie jedyna słuszna droga. Taka moja. Teraz poczułam, że czuję się niewyraźnie. Ot skutki wczorajszego mroźnego dnia w Rzeszowie. Tak dawno nie byłam już przeziębiona. Autostop łapałam teraz chyba najszybciej w życiu -mimo, że z kilkoma przesiadkami, to nie stałam nigdzie dłużej niż 15 sekund. Po prostu wysiadałam i od razu wsiadałam do nowego auta. Tym sposobem zajechałam do miejsca, gdzie rozciąga się najdłuższa prosta w Bieszczadach. Jest to określenie oczywiście zaczerpnięte od literata Stacha. W Woli Michowej zastój. Prawie zasnęłam przy drodze, znów czułam się słabo i chyba dobierała się do mnie gorączka. W zasadzie stan ten dobrze odzwierciedlał cel do jakiego zmierzałam -Hyrlatą.
Załącznik 36379
Jednak nigdy nie ma tak źle, żeby jakoś nie było, więc udało mi się złapać stopa do krzyżówki w Żubraczem na Liszną. Dalej podreptałam sobie przez Liszną na piechotkę. Pogoda była przepiękna, słoneczna i ciepła. W zasadzie niepotrzebnie zabrałam ze sobą dużo ciepłych rzeczy, wszak dzień wcześniej w Rzeszowie był mróz i pochmurnie. Podczas podróżowania autostopem dowiedziałam się też, że wczoraj w Bieszczadach w górach spadł pierwszy śnieg. Dziś pogoda zmieniła się nie do poznaki, było bardzo ciepło. Poniżej zdjęcie z widokiem na górę, na którą dziś będę wchodzić, czyli na Hyrlatą.
Załącznik 36380 Załącznik 36381
Gdzieś pośrodku wsi odbiłam w mniejszą ścieżkę. Jeszcze rzut okiem za siebie.
Załącznik 36382
I za chwilę przed siebie. Przede mną Hyrlata ale póki co podążam bardzo miłą dróżką.
Załącznik 36383
Lada moment znalazłam się w lesie. Tu odpaliłam kompas, by łatwiej było mi zlokalizować stokówkę, jaką planowałam wchodzić na szczyt. Oczywiście znów poniosła mnie fantazja i zbyt daleko zaszłam po w miarę płaskim zamiast iść do góry. Liczyłam, że zgodnie z mapą przejdę najpierw potok. Zorientowałam się przy bardzo charakterystycznym jarze (na mapie oznakowanym jako potok), gdzie ścieżka mocno odbijała w prawo (do Lisznej) zamiast na lewo w góry. Według mapy w tym miejscu miała być dawna ścieżka na szczyt. Jednak coś mi tu w ogóle nie pasowało, więc postanowiłam cofnąć się do miejsca, gdzie widziałam jakąś inną stokówkę na górę. Wróciłam i ruszyłam do góry. Po drodze widziałam, jak wszystkie mniejsze jakie widywałam łączyły się z moją ścieżką, dlatego uznałam, że idę jakąś główną stokówką. W zasadzie wyprowadziła mnie ona na górę owego jaru. Dalej już nie prowadziła do góry ale jakimś prostopadłym płajem, który później pewnie schodził do Lisznej. Po dłuższym namyśle postanowiłam po prostu pnąć się chaszczem do góry. Znów wyszłam do jakiejs stokówki idącej prostopadle płajem i prawdopodobnie łączącej się z poprzednią ku Lisznej. Nie poszłam na łatwieznę. Znów chaszczem do góry. Znów doszłam do kolejnej prostopadłej stokówki, która tym razem zmierzała jakoś bardziej pod górę niż w dół, więc wydała mi się ciekawym rozwiązaniem. Dzięki tej kombinacji ścieżek i cofaniu się na początku, odniosłam wrażenie jakbym dość dobrze okiełznała ten odcinek, czyli jako tako ogarnęłam sieć stokówek w tej okolicy. Więc przy trzeciej stokówce zmieniłam kierunek na północno zachodni. Czy właściwie? Zależy co dla nas jest pojęciem właściwym. Według mnie właściwie, gdyż dzięki temu poznałam piękną leśną okolice i na prawdę ciekawe ścieżki. Gdyby jednak właściwym było dotarcie na szczyt Hyrlatej, to ta ścieżka mnie tam nie wyprowadziła. Teraz już wiem, że na szczyt powinnam po prostu dalej iść przed siebie chaszczem :) No ale udałam się stokówką. Tu spotkałam pierwsze resztki oznak wczorajszego śniegu. W zasadzie określenie tego śniegiem to określenie bardzo nad wyrost ale było to coś białego i zimnego. Z podekscytowania dotknęłam. Dotknęłam pierwszego śniegu w tym roku w Bieszczadach. He.
Załącznik 36384
Po około pół godzinie wyszłam na polanę szczytową. Jako, że na najwyższym szczycie Hyrlatej jest podobno krzyż, więc stwierdziłam, że nic takiego tutaj nie widzę ale też jest fajnie. W zasadzie to było bosko. Znajdowałam się na jednej z kilku pięknych polan widokowych na Hyrlatej. Przede mną wspaniała panorama na góry Słowacji. A za mną coś jeszcze lepszego -przepięknie zarysowujące się działy Łopiennika a bliżej Chryszczatej. Wspaniale wyodrębnione pasma górskie. Stwierdziłam, że najlepsza perspektywa na oglądanie tych długich działów znajduje się właśnie na Hyrlatej. Poniżej zdjęcia. Na pierwszym ładnie widoczne pasmo Chryszczatej, w oddali Łopiennika. Na drugim zdjęciu znów część pasma Chryszczatej a za nim, tym razem lepiej zarysowujące się, pasmo Łopiennika.
Załącznik 36385 Załącznik 36386
Zrobiło mi się tak błogo, że położyłam się na ziemi i oglądałam lazurowe, jesienne, bieszczadzkie niebo z perspektywy traw i jagodzisk.
Załącznik 36387 Załącznik 36388
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Z Lisznej na Hyrlatą
Na pierwszym ładnie widoczne pasmo Chryszczatej, w oddali Łopiennika. Na drugim zdjęciu znów część pasma Chryszczatej a za nim, tym razem lepiej zarysowujące się, pasmo Łopiennika.
Przyznaję, że widoki z Hyrlatej są wspaniałe. Zarówno na południe jak i na północ. Warto nawet za cenę chaszczowania wdrapać się na jej szczyt. Ciekawi mnie jeszcze, czy Tatry pokazały Ci swoje "oblicze" ?. Oczywiście wszystko zależy od widoczności danego dnia, ale z polanki poprzedzającej szczyt na którym znajduje się mini wieża triangulacyjna, w sprzyjających okolicznościach, widać Tatry oddalone około 160 km.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Dzięki Zbyszku za odpowiedź :) Na szczyt Hyrlatej czyli małe cofanie jednak tym razem niezbyt mogłam sobie pozwolić -głównie z tego powodu, że czułam się niewyraźnie, być może nawet miałam lekką gorączkę bo tak się czułam (na pewno byłam przeziębiona przez dzień wcześniejszy, jednak z racji że autobus miałam wczesną godziną poranną to nie odczułam tego tak, a złe samopoczucie utożsamiłam z małą ilością snu), a też że godzina była raczej wyliczona (jak się jutro w relacji okaże -jednak udało mi się dotrzeć przed zmrokiem ale po zachodzie słońca). Jednak kilka metrów dzieliło mnie (w lini pionowej) od szczytu, więc nie była to dla mnie żadna różnica. Na pewno cały grzbiet Hyrlatej jeszcze nie raz przejdę -bardzo spodobała mi się ta góra!! Tatr nie było, w zasadzie tą porą roku, jesienną, ciężej jest wypatrzeć dalekie obserwacje.
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
zbyszek1509
(...) Warto nawet za cenę chaszczowania wdrapać się na jej szczyt.(...)
Słowo nawet jest tu zdecydowanie nie na miejscu :wink: , toż chaszczowanie to sam miód, wyrypa bez tego miodu to jak wiatrak bez skrzydeł, kolejka bez szyn, buty bez sznurówek, wódka bez alkoholu...
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
sir Bazyl
wódka bez alkoholu...
Toż to wstrętne musi być. Fuj, aż mnie odrzuca. :evil:
Znaczy się trzeba chaszczować, inaczej nima wyrpy!
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
sir Bazyl
Słowo nawet jest tu zdecydowanie nie na miejscu :wink: , toż chaszczowanie to sam miód, wyrypa bez tego miodu to jak wiatrak bez skrzydeł, kolejka bez szyn, buty bez sznurówek, wódka bez alkoholu...
Całkowicie się zgadzam :-)... a portfel bez pieniędzy :-)
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
zbyszek1509
Całkowicie się zgadzam :-)... a portfel bez pieniędzy :-)
... portfel bez pieniędzy jeszcze można przełknąć :mrgreen:... ale wódki bez alkoholu już nie....
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
"Słowo nawet jest tu zdecydowanie nie na miejscu :wink: , toż chaszczowanie to sam miód, wyrypa bez tego miodu to jak wiatrak bez skrzydeł"
-Właściwie to racja i z tego właśnie powodu umieściłam tę relację, inaczej nie byłoby co opisywać, pozostałby jakiś niedosyt. W zasadzie w moim przypadku chodzi o jakąś dawkę leśnej adrenalinki, gdy jest zwyczajnie to jest nudno. Nie chodzi o widoki itp. Adrenalinkę można też mieć oczywiście na szlaku, np gdy jest śnieg czy zamieć, tropy niedźwiedzia, słabe oznakowanie. Często by odetchnąć danym miejscem potrzebuje wstępu jakim jest wędrówka. Tak pisałam o Huczwicach, gdy byłam w tym roku wczesną wiosną -by docenić piękno Huczwic potrzebowałam wcześniej wyrypy. Wcześniej dojazd doń samochodem zupełnie nie oddał mi tego stanu (choćby podwózka do Rabe).
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
DUCHPRZESZŁOŚCI
Toż to wstrętne musi być. Fuj, aż mnie odrzuca. :evil:
Znaczy się trzeba chaszczować, inaczej nima wyrpy!
:-D
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
Jimi
Nie chodzi o widoki itp. Adrenalinkę można też mieć oczywiście na szlaku, np gdy jest śnieg czy zamieć, tropy niedźwiedzia, słabe oznakowanie
Dołożę jeszcze jedną atrakcję wyzwalającą adrenalinę. Hulający wiatr w konarach drzew. Tak się ciekawie złożyło, że właśnie chaszczując na wspomnianą Hyrlatą, oprócz śladów bytowania niedźwiedzia, na okres kilkunastu minut dopadła mnie potężna wichura. Połamane konary drzew co chwilę spadały na ziemię, a ja byłem skłonny uwierzyć, że miejsce opanowane jest przez jakieś złe moce. Nawet bieszczadzkie legendy, coś na ten temat wspominają:-).
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
Cytat:
Zamieszczone przez
zbyszek1509
z polanki poprzedzającej szczyt na którym znajduje się mini wieża triangulacyjna,
Krzyż stoi kilka metrów (na północ...??) od wieży triangulacyjnej
-
Odp: Polemika o wędrówce w pojedynkę
"dopadła mnie potężna wichura. Połamane konary drzew co chwilę spadały na ziemię"
-wow, to ja bym się na pewno bała. Jak drzewa skrzypią to już mam obawy. Raz chodziłam w potężnych wiatrach po górach (Beskid Mały), 2 lata temu, gdy w Polsce min. w niedalekim Zakopanem były poważne tornada ale jednak nic nie spadało chyba w obawie, że dostane w głowę.