W tym wątku powstanie relacja z małego tête-à-tête z Piszkonią w czworokącie, czyli trzy na jednego a ty sobie Bazyl radź - tylko ochłonę po przejściach na przejściu i odeśpię te harce niesłychane :mrgreen:
Wersja do druku
W tym wątku powstanie relacja z małego tête-à-tête z Piszkonią w czworokącie, czyli trzy na jednego a ty sobie Bazyl radź - tylko ochłonę po przejściach na przejściu i odeśpię te harce niesłychane :mrgreen:
Tete-a-tete......w wolnym głosowaniu wybrano cię KIEROWNIKIEM wyprawy i doskonale sprostałeś temu wyzwaniu. Oj tam, troszkę na przejściu granicznym było harcowania.... ale ciiii cichutko. Piszkonia piękna połonina, dużego chaszczingu nie było, ale radości i śmiechu nadto.
Nie było chaszczingu? wszak tam czeka w pewnym miejscu morze kosówki by pochłonąć turystę:mrgreen:
Załącznik 40639
Hahaha padłam po przeczytaniu wpisu Bazyla ;D
Panie kierowniku... daleko jeszcze?!
Hahaha Iza - Jasnowiec kochany :D Widzieliśmy to, widzieliśmy i wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski :)
Mięczaki
Podczas poprzedniej wyprawy w ukraińskie Karpaty, podziwialiśmy z kuną bieszczadzką ze Strimby i z Połoniny Krasnej kusząco-nęcące kształty leżącej nieopodal Piszkoni:
Załącznik 40640 Załącznik 40641
No i mnie wzięło! Ale żeby tylko mnie. Kunę też wzięło! Zaczęliśmy więc planować schadzkę z Piszkonią w pierwszym wolnym terminie. Na horyzoncie rysował się ostatni długi weekend maja. Podczas comiesięcznego spotkania klubu rzeszowskiego rzuciłem pytanie czy ktoś z obecnych nie chce do nas dołączyć i poharcować z Piszkonią? Wszyscy oprócz jednej osoby mieli już ustalone plany działań w tym okresie i nie dali się namówić na ich zmianę. Zgłosiła się Jimi, która zapamiętała z wcześniejszych rozmów z waderą, że Piszkonia przy bliższym kontakcie nie tylko powoduje szybsze tętno i wzmożone pocenie się, ale potrafi też ostro wysmagać kosodrzewinowymi witkami
Wcześniej nikt z nas bliżej się z nią nie zapoznał, więc tak wyklarowany skład grupy drżał z emocji w oczekiwaniu wyjazdu i pierwszego z Oną kontaktu. Wyjazd miał nastąpić późnym popołudniem w środę 25 maja, lecz z powodu różnych komplikacji zawodowych, upragnione zbliżenie wisiało na włosku. Na szczęście wieczorem w poniedziałek, dwie doby przed datą wyjazdu nadszedł sygnał, że jednak hurrra i wiwat, zielone światło i droga wolna!
Kilkadziesiąt następnych godzin minęło błyskawicznie – sprawunki, pakowanie, zbiórka i już pędzimy ku granicy!
Połoninę Piszkonię z Negrowcem wspominam bardzo dobrze, fajna górka. Zazdroszczę wyjazdu...
Właśnie mięczaki, ja już byłam w tej kosodrzewinie, tak mi się spodobało ostatnie kosówkowe przejście ze Strimby. Czułam "smak, aromat" tej kosodrzewiny lecz Kierownik wyprawy wydał mi nakaz powrotu i poturlaliśmy się trawersikiem......ale wszystko po kolei, zbliżamy się do przejścia granicznego, ku mojej uciesze Jimi jedzie z nami. Sir Bazyl z nutą obawy bo w samochodzie ma dwie niewiasty a i Piszkonia żeńskiego rodzaju. A na granicy zonk!
Szlismy kiedys przez Piszkonie i Negrowiec, z doliny Ozerjanki i schodzilismy do Koloczawy. Rozne atrakcje byly- ale zadnej kosowki nie pamietam.. Kurcze- przegapilismy? czy szlismy jakas zla trasa? a moze zasadzili od tego czasu? ;)
Tak, tak, GRANICA PAŃSTWA i Jewrosojuza z Ukrainą. Przed wjazdem w strefę graniczną na prawym pasie kolejka tirów, na środkowym sznur samochodów osobowych a lewy pas przeznaczony oficjalnie dla autobusów a nieoficjalnie dla nie wiadomo kogo. Podczas oczekiwania na środkowym pasie obserwowaliśmy jak co chwilę śmigał jakiś osobowy samochód pasem przeznaczonym dla autobusów. Wysłany zwiad na czoło peletonu, powrócił z informacją udzieloną przez człowieka z karabinem zajmującego się pilnowaniem sygnalizacji świetlnej, że tym pasem absolutnie zwykły podróżny nie może wjechać swoim autem na granicę a te osobówki, które są przepuszczane to są pracownicy przejścia granicznego. Przejechało ich tam mnóstwo, samochody nieraz z rejestracjami wskazującymi na znaczną odległość od rejonów Polski wschodniej a były też takie, w których siedziały rodziny z dziećmi. Byliśmy niezwykle oburzeni, że młodzież w wieku szkolnym musi ciężko tyrać na nocnej zmianie na przejściu granicznym!!! Generalnie liczba samochodów wpuszczanych poza kolejką, czyli „pracowników” znacznie przekraczała ilość samochodów oczekujących na wjazd i jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wjeżdżający pasem uprzywilejowanym powodowali zator na granicy bo kolejka prawie się nie poruszała. Byli też tak roztargnieni „pracownicy” co stali w kolejce i nagle po 45 minutach przypominali sobie, że przecież pracują na granicy i mogą jechać pasem, którym zwykłym podróżnym absolutnie wjeżdżać nie wolno i dawaj na lewy pas i myk do żołnierza, który po odbytej na osobności rozmowie dochodził pewnie do przekonania, że na pewno są pracownikami ewentualnie zatrudniał ich w trybie natychmiastowym. Jednym słowem burdel jak na granicy. Ale tragicznie nie było i już po dwóch godzinach wyrwaliśmy się z tej osobliwej strefy i pojechaliśmy dalej w kierunku Lwowa a następnie Stryja. W środku nocy dotarliśmy do Stryja, gdzie po prawej stronie przy wjeździe do miasta znajduje się całodobowa jadłodajnia oraz hotel. Ceny noclegów całkiem znośne, pokoje czyste, schludne z pełnym węzłem sanitarnym, płatności dokonuje się za pokój w zależności od ilości osób: jedna osoba 185 hrywien, dwie osoby 235 hrywien, trzy osoby 285 hrywien (obecny kurs 1 hrywna = 0,17 zł). Zdjęcie hotelu zrobione następnego dnia rano:
Załącznik 40648
Rankiem, po wypiciu kawy zakąszanej drożdżówką ruszyliśmy dalej na Niżne Worota, Wołowiec, Miżgiriję i po trzech godzinach dotarliśmy do docelowej miejscowości czyli Kołoczawy.
Teraz wyjaśnię dlaczego akurat postanowiliśmy zostawić samochód tu a nie gdzie indziej. Jeszcze w domu rozmyślałem jakby tu dobrać się do Piszkoni? Czy ją wziąć z przodu, z boku, czy od tyłu? Zapytałem też dziewczyn jakby chciały, ale to co usłyszałem nie nadaje się do upublicznienia :mrgreen:
Ponieważ na poprzedniej wyprawie widzieliśmy ją z przodu i z boku więc nurtowało jak prezentuje się od tyłu i ta opcja zwyciężyła! Postanowiliśmy więc pozostawić samochód w Kołoczawie, do której mieliśmy dojść po trzech dniach, wspinając się na połoninę od strony drogi prowadzącej z Synewiru w kierunku Synewirskiej Polany.
Najpierw poszukałem podwórka, na którym mogłem pozostawić auto. Znalazłem odpowiednie miejsce z bardzo miłym gospodarzem – pszczelarzem, który stwierdził, że swojej maszyny nie będzie wyciągał z garażu do niedzieli i można zaparkować przed drzwiami za ogrodzeniem. Spojrzał jeszcze na niewielkie dziewczyny zarzucające na siebie wielkie plecaki i dał im pojemniczek z propolisową maścią na ból łydek i stóp. Objuczeni plecakami ruszyliśmy ochoczo…do magazynu na piwo :-D
Po uzupełnieniu płynów udało się załatwić transport do Synewiru i po kilkudziesięciu minutach siedzieliśmy już na schodach synewirskiego magazynu z kolejnym chmielowym napojem w dłoni.
Nauczony doświadczeniem, zakupiłem chleb jeszcze w Polsce ale drzewa do lasu ciągnął nie będę, pozostało więc jeszcze uzupełnić zbiorniki wysokooktanowym paliwem:
Załącznik 40649
W końcu ruszyliśmy asfaltem
Załącznik 40647
wzdłuż rzeki Tereblia w poszukiwaniu ścieżki prowadzącej na połoninę. Po drodze minęliśmy bunkry linii mołotowa
Załącznik 40646 Załącznik 40645
i po kilku chwilach dotarliśmy do tabliczki wskazującej drogę ku połoninie z informacją, że to tylko 3 h. Później, gdzieś tak w połowie podejścia, w miejscu odejścia niebieskiego szlaku w kierunku wsi Bukowinka wisiała następna tabliczka, z której dowiedzieliśmy się, że do szczytu Piszkoni jest…3 h. Wyszło na to, że stoimy w miejscu! Co ciekawe, następna tabliczka znajdująca się już na szczycie Piszkoni informowała, że w dół jest 3,5 godziny więc jest to taki nietypowy szlak, którym krócej idzie się do góry niż w dół :grin:
Tuż poniżej pierwszego szczytu rozpościerają się widokowe łąki, w sam raz na biwak:
Załącznik 40643 Załącznik 40644
Drewno było na miejscu, woda też była na miejscu ale tylko na mapie, gdyż w rzeczywistości należało wrócić się kilkanaście minut do przepływającego przez drogę strumyka.
Po kilku chwilach ognisko już płonęło i można było uzupełnić stracone na podejściu kalorie
Załącznik 40642
> Po drodze minęliśmy bunkry linii mołotowa
Mam przeczucie, że w tych okolicach ten Mołotow to był Arpad;-)
A bandy, co tam grasują, to nie napadły was już pierwszego dnia???
Hi, hi, Wojtek czujny jak zwykle, przepraszam - pisałem na szybko, oczywiście że Arpad z tego Mołotowa jak się patrzy :)
Czytałem na forum bieszczadzkim, że bandy krążą między Mukaczewem a Wielkim Bereznym od ubiegłego roku, pojawiają się to tu, to tam, są otaczane z ziemi i powietrza, ale nam udało się zmylić trop i ujść cało!
Bartku to fotomontaż. Sir Bazyl, do namiotu spać! Czekam na zdjęcia górskich widoczków, a było na co popatrzeć.
- - - Updated - - -
Do dokumentacji technicznej Załącznik 40650Załącznik 40651
W zasadzie patrząc na te znaczki to są jeszcze bardziej zabawne niż myślałam - z dołu do Negrowca "jest" 3 godziny. Przy czym ze szczytu Piszkonia (druga tabliczka na zdj kuny) (który jest z 45 minut przed Negrowcem) do dołu jest 3,5 godziny :)
Załujcie,że nie byliście po drugiej stronie mocy(kosówki)
Załącznik 40652
dolina między Strimbą a Piszkonią
Załącznik 40653
Strimba na wyciągniącie ręki
Załącznik 40655Załącznik 40656
Załącznik 40657Załącznik 40658Załącznik 40659
Hmmm...a gdzie jest napisane, że nie byliśmy? Koleżanka zachowa spokój...bez nerwacji :wink:, wdech i wydech, wdech i wydech, to dopiero gra wstępna a nie finisz :mrgreen: Na razie wstaje ranek dnia drugiego, śniadanko, pakowanie maneli i ruszamy przed siebie czyli zakosem w bok :-D
Rankiem bryknęliśmy delikatnym trawersem na pierwszą wypukłość Piszkoni i podziwialiśmy kolejne jej krągłości:
Załącznik 40661
Śmiało wędrowaliśmy wzrokiem wzdłuż i w poprzek
Załącznik 40662 Załącznik 40663
jej uroczych kształtów oraz po bliższym i dalszym jej otoczeniu
Załącznik 40664 Załącznik 40665 Załącznik 40666
Załącznik 40667 Załącznik 40668
Przemieszczając się
Załącznik 40669
z miejsca na miejsce zdobywaliśmy kolejne punkty szczytowania aż do osiągnięcia kulminacji
Załącznik 40670
Oprócz śnieżnych jęzorów spływały w doliny fale kosodrzewiny
Załącznik 40671
owcze plenie
Załącznik 40672 Załącznik 40673
i potoki z gorganu
Załącznik 40674
Po tych nadzwyczaj intensywnych doznaniach wypadało troszkę uspokoić rozszalałe serca i zaczerpnąć głębszego oddechu. Leżąc w objęciach Negrowca :shock::roll: nie widzieliśmy co się ku nam skrada by popsuć ten sielankowy nastrój. Nagle ktoś uniósł głowę i odwrócił ją w kierunku za się i krzyknął:
-Patrzcie co na nas idzie!:
Załącznik 40675
W ruch poszły różne pokrowce przywdziewane na rozmaite części ciała. Ja ubrałem mój nowy habit zaklinacza deszczu
Załącznik 40676
i smerfowałem chorały pod nosem. Okazało się, że ta sunąca na nas kurtyna to grad i habit na niewiele się zdał, gdyż po kilku chwilach medytacji wstrząsały mną dreszcze, bynajmniej nie z pożądania i podniecenia a z zimna cholernego. Jak już zgodnym, gregoriańskim chórem szczękaliśmy zębami, postanowiliśmy coś z tym zrobić i jakoś się rozgrzać. W tym celu zastosowaliśmy prosty patent: marsz z plecakami na najbliższy szczyt. Wystarczyło tylko podnieść się i ruszyć a gradowa chmura się zniechęciła i postanowiła odejść precz. I bardzo dobrze, bo znów mogliśmy podziwiać okolicę
Załącznik 40677 Załącznik 40678
[QUOTE=Jimi
Hahaha Iza - Jasnowiec kochany :D Widzieliśmy to, widzieliśmy i wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski :)[/QUOTE]
hmm źle zrozumiałam Jimi
:-o:oops:
Na przełęczy za Negrowcem (1709) opuściliśmy czerwony szlak i wspięliśmy się na następny szczyt – Horb (1687). W tym czasie przestało padać i góra, z której przepędził nas grad, wdzięczyła się w promieniach słońca
Załącznik 40693
Ona tam się wdzięczyła a my musieliśmy odwrócić się do niej plecami, gdyż szliśmy w kierunku przeciwnym, wprost na sunący ze wschodu potrójny prysznic
Załącznik 40694
Od strony południowej też było ciekawie
Załącznik 40695 Załącznik 40696
Pora była już obiadowa, pędziliśmy więc
Załącznik 40697
grzbietem ciągnącym się w kierunku Jasnowca (1600)
Załącznik 40698
w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na popas.
Rozglądając się po okolicy, można było dostrzec m.in. Gorgany
Załącznik 40699
i Świdowiec
Załącznik 40700
ale czasem trzeba było patrzeć też pod nogi i zasłaniać oczy przed kosówkowymi badylami
Załącznik 40701
Bardzo nieśmiało podnoszę rękę ,gdybyście się znów wybierali na taką wyprawę to ja jestem bardzo chętny,niosę się sam na butach, nie narzekam jak nie mam bólu głowy,wytrwale dążę do celu ,byłem w Bieszczadach oraz na KIMB-ie :grin:.Tylko małomówny jestem dlatego tak mało mnie na forum.Gotowość do takiej wyprawy mogę zgłosić w ciągu 3 h od otrzymania zawiadomienia.
Gdy dotarliśmy do w miarę płaskiego i osłoniętego terenu, postanowiliśmy zatrzymać się na obiad. Ponieważ jedna z obserwowanych chmur uparcie wędrowała w naszą stronę, szybko rozstawiliśmy schron
Załącznik 40725
i już spokojnie zajęliśmy się przygotowaniem jadła. No z tym spokojem to może przesadziłem, bo nagle usłyszeliśmy lecącą eskadrę myśliwców F-16!!! Wiadomo: obławy w górach przy granicy z Polską a ludzie już widzieli bandy rebeliantów przemieszczające się wzdłuż słupków granicznych koło Lutowisk (to wiadomości co prawda sprzed roku ale mocne i sprawdzone!) więc pewnie gdybyśmy mieli interneta to byśmy mogli wyciągnąć równie ciekawe wnioski kto, kogo i gdzie chce atakować z powietrza. Niestety nie mieliśmy i musieliśmy sami jakoś sobie z tym poradzić i zinterpretować ten huk w zaistniałej sytuacji. A huk jakby dobiegał nie z nieba a z ziemi! Okazało się, że to nie wojna, tylko Jimi odpaliła swoją kuchenkę.
Dziewczyny, stojąc dwa metry od siebie, próbowały przekrzyczeć to ustrojstwo:
- Jimi, CO TO ZA PALNIK?!
Jimi usłyszała, że kuna pyta, więc odkrzykuje:
- MAKARON Z SOSEM! :mrgreen:
Konstrukcja tego urządzenia znana, palnik wolnostojący na rozcapierzonych nóżkach, połączony giętką rurką przykręcaną do kartusza. Ponieważ w pewnym momencie płomieni było znacznie więcej wokół palnika niż wydobywało się z jego głowicy, Jimi zerwała się wywijając świetlistą kulą (trzymając kartusz ze zwisającym na rurce płonącym palnikiem) i tupiąc ściółkę. Był to naprawdę pełen dramaturgii taniec ognia! Hi, hi, co tu ukrywać, trochę mnie to bawiło ale ... do czasu. Zaczęło padać i palnik wylądował w przedsionku mojego namiociku ulubionego!!! Oczyma wyobraźni już widziałem w tym miejscu zamiast namiotu smętnie stojący osmolony stelaż ze zwisającymi strzępami niedopalonego materiału!
Na szczęście mój fiord nansen przetrwał w stanie nienaruszonym tą inwazję :wink:
Teraz przejdźmy do menu:
Jimi pichciła sobie jakieś tajemne mieszanki, dosypując do ustawionej na palniku menażki rozmaite składniki wydobywane z szeregu toreb i torebek. Czy powstał z tego makaron z sosem czy kluski z makaronem, ja tam nie wiem, bo nie będę nikomu do talerza zaglądał. Ale do swojego to i owszem. Na moim talerzu pojawiły się sznycle, ziemniaczki w mundurkach i witaminki :-D
Załącznik 40726
Palce lizać! Jeszcze raz bardzo dziękuję za te frykasy!
Aha czyli podczas tego obiadu miałam już ją zepsutą? Właśnie zastanawiałam się w którym momencie uległa zniszczeniu bo rano jeszcze działała normalnie. Ale wczoraj została naprawiona i już działa normalnie :) Główka palnika się po prostu poluzowała przez co kuchenka bardzo huczała.
A ta akcja z palącą się trawą to była następnego dnia rano -a nie podczas deszczu. Wy schodzwaliście sie w namiocie a ja gotowąłam na deszczu, więc jak mogliście mnie widzieć :> Wtedy, gdy zaczęło mocniej padać, uniosłam palnik wyłączony (a więc nie palący się) za rurkę bo był za ciepły by wziąć go do ręki zaraz po wyłączneniu. Wydaje mi się że to właśnie w tym momencie kuchenka dopiero uległa zniszczeniu. Więc nie opisujcie głupawo scen :P Następnego dnia rano faktycznie paliłam na trawie i się lekko zajęła ale bez paniki -zapaliły się z 5 źdźbełek trawy co jest normalne przy takiej konstrukcji kuchenki. Nienormalne było że nie wiedziałam w którą stronę ją się zakręca a w którą odkręca dlatego nie umiałam jej wyłączyć ;p Zanim gaz przepłynie przez rurkę jest kilka sekund rezerwy do samego wyłączenia i to jest właśnie minus tej kuchenki - że nie wyłącza się od razu po przekręcenmiu ale zanim cały gaz wyleci czyli za 2-3 sekundy.
I jeszcze jednbo sprostowanie - mój obiad nie był z proszku. Był to normalny makaron z normalnym serem :> Jedynym proszkiem była sól a przyprawą oregano.
Dlaczego piszecie do mnie przez Wy? Nie będę się licytował gdzie, kto i ile razy używał kuchenki. Widzę, że nastały takie czasy, że bez umieszczania co dwa słowa emotikonów można być niezrozumianym. Miało być zabawnie i nie wyszło. Przepraszam, choć nie mogę obiecać, że już nie będzie głupawych opisów - tak już mam niestety :( . Więcej luzu proponuję.
Nigdzie nie pisałem o proszku tylko o składnikach.
Przelotny deszcz szybko minął i wyszliśmy z namiotu spojrzeć na świat. Góry i doliny oddawały niebu nadmiar wilgoci:
Załącznik 40727 Załącznik 40728
Ponieważ nigdzie nam się nie spieszyło, a niebo coś tam sobie pomrukiwało delikatnie, zdecydowaliśmy, że obozowisko założymy na nieodległej już przełęczy pod Jasnowcem. Już po kilkudziesięciu minutach rozstawialiśmy tam namioty z widokiem w jedną stronę na Horb:
Załącznik 40729
a w drugą na Jasnowiec:
Załącznik 40730
Wałkoniąc się na karimatach obserwowaliśmy wędrujące po stokach Horbu promienie słońca
Załącznik 40732
i porośniętą kosodrzewiną, rozświetloną czapę Jasnowca
Załącznik 40733
Po uwieńczonym sukcesem poszukiwaniu źródła
Załącznik 40731
poznosiliśmy z okolicy drewno i na wieczór zapłonęło kolejne ognisko
Załącznik 40734
Polecam się na przyszłość.
- - - Updated - - -
Bartku, puree ziemniaczane jakoś ostatnio mi w buzi rośnie. Fakt jest taki, że trzeba było się podzielić ciężarem, Bazyl niesie namiot to ja zaopatrzenie.
- - - Updated - - -
Jimi, przepraszam ale nie mogę przestać się śmiać, przypomniałam sobie tą scenę. Chociaż wówczas troszkę panikowałam. a Bazyl ma rację, gotowanie dokończyłaś w namiocie i jedno ździebełko się zapaliło. Lenistwo was ogarnęło po tych sowitych posiłkach i ni jak nie można było was zmusić do dalszej drogi, upieraliście się, że burza nadciąga i trzeba poczekać
- - - Updated - - -
Niedobrze, niedobrze, hii a szkoda, szkoda, myślałam że już jakieś wsparcie będę mieć bo już Bazyl obiecał kupić mi przywieszkę do plecaka.....Smerfa Marudy
- - - Updated - - -
Do tej pory mam ślady tego źródełka, paskudne meszki zjadły mnie w całości.