Skoro różne pogaduszki słychać w galerii, a kustosz człek otwarty, to ja powieszę obrazek razem z opowiastką o spotkaniu w bazie bieszczadzkiej, o czarno-białym nastroju;-)
Sączyłam coś tam z wysokiej szklanki, a z drugiego kąta szelmowsko uśmiechało się oblicze ciemne i pobrużdżone...otoczone na wierzchołku czerwonym futerkiem niczym aureolą. W pewnym momencie oblicze podjęło decyzję i pożeglowało w moim kierunku.
- Witam, jestem ostatni Bieszczadzki Anioł, ale nawet zapałek nie chcą mi tu sprzedać, bo jestem dość krzykliwy i nerwowy – brzmiało jakoś tak, a potem Anioł krótko związał swoją postać z historią owego, znanego przybytku. Po czym powędrował w kierunku grającej szafy i za chwilę snuła się krakowska melodia z dedykacją dla mnie. I byłoby całkiem miło, gdyby Anioł nie zażyczył sobie rewanżu...i nic w tym złego, tyle, że nie umiałam obsługiwać tego ustrojstwa...Anioł wrzucił monety, ale twierdził, że słabo widzi i nie może wcelować we właściwą muzę. Okazało się natomiast, że repertuar mebla znał na pamięć, a wybrał sobie Grzegorza Turnaua. To w górę to w dół przelatywały różne utwory, gdy po kolei naciskałam guziki, ale nie trafiałam w to co trzeba;-) Proponowałam w zastępstwie coś innego, ale Anioł krzywił się niemiłosiernie i wydawał gniewne okrzyki.To i ja się zirytowałam i huknęłam „żeby nie ważył się głosu podnosić!” hihihi cisza nastała w przyrodzie, pełna ciekawości, co będzie dalej...A Anioł jakoś spotulniał, zgrzeczniał, zaczął przepraszać... Wreszcie, dzięki Bogu;-) znalazłam to właściwe, popłynęły dźwięki - wtedy zakapiorskie, ciemne, pobrużdżone oblicze rozjaśnił anielski uśmiech...



Odpowiedz z cytatem
Zakładki