Do Khertwisi dojezdzamy stopem. Z daleka widac juz ogromna twierdze górujaca nad wioską.
Poczatkowo planujemy spac gdzies na dziedzincu (spodobalo nam sie w Gori spanie w twierdzach). Niestety jednak Khertwisi jest na trasie wszystkich zorganizowanych wycieczek jadacych na jeden dzien do Wardzi.. Chyba by nas zadeptali- co chwile bowiem pojawia sie tłumek, ktory w szalenczym pędzie przegalopowuje przez zamek..
Namiocik stawiamy nad rzeka, za fajna kładka.
Mamy widok na zamek a jest tu cicho i spokojnie. Nocą twierdza jest podswietlona (wiec pewnie tez lataja nietoperze ze swiecacymi brzuszkami!!).
We wsi trudno kupic domowe wino. Zagadywani ludzie mowia, ze maja tylko czacze, a wogole w ich oczach widac, ze maja powyzej dziurek w nosie wszelakich kontaktow z turystami.. To juz nie Gory Samsarskie, to nie Achalkalaki... gdzie kazdy miejscowy sie cieszyl widokiem nieznajomego, usciskiwal łapke i zyczyl szczescia..
W koncu w sklepie zakupujemy domowe wino w butelce po coli.. Degustacja jednak konczy sie po pierwszym łyku.. Mnie ow napoj przypominal troche barszcz..Toperz mowil cos o zielonej plesniPożeramy zatem ser i warzywa zakupione jeszcze w Achalkalaki a "Marusia" pelgajac płomieniem konkuruje z podswietlonym zamkniem.
Rano zimno , wiatr i leje.. W potokach deszczu wypelzamy na droge aby cos złapac w strone Wardzi. Tu nam idzie znacznie gorzej ze stopem niz na bocznych drogach. Mijaja nas glownie autokary pelne turystow albo auta na rosyjskich blachach. Smiga tez jakas wielka terenowka i za chwile wraca. Wyglada, ze odbyla sie jakas narada rodzinna, przemysleli sprawe i jednak nas zabiora! Miejsca maja bardzo malo i duzo bagazu. Wszyscy musza wyjsc z samochodu i ulozyc sie powtornie z torbami, walizkami i plecakami na kolanach. Nam rozkladaja jakies male foteliki w bagazniku, dostajemy na kolana i głowy kolejne bagaze. Caly zaladunek odbywa sie w ulewnym deszczu. Jedziemy "na glonojada", woda z mokrych plecakow ścieka po szybach i po naszych pyskach- ale jedziemy! Bardzo jestesmy wdzieczni tej gruzinskiej rodzince, ze zdecydowala sie nas zabrac!
Skalne miasto w Wardzi usytuowane jest na zboczu góry Eruszeli. Jego początek istnienia datuje się na XI wiek, służyło jako schronienie podczas najazdów mongolskich, mogło pomieścić nawet do 60 tys osób.
Pod wzgledem architektonicznym i krajobrazowym jest rzeczywiscie bardzo ciekawe.
Ale mamy poczucie, ze spoznilismy sie tu z 5 lat.. Zupelnie inaczej wygladalo to na zdjeciach znajomych. Wszedzie porobili nowe barierki, poręcze, wybetonowane schodki i przewala sie tłum prawie jak w sloneczną niedziele w Karkonoszach. Co ciekawe dziki tłum wystepuje tylko i wyłacznie w skalnym miescie. Cała miejscowosc u podnóża, okoliczne knajpy, wąwozy i inne skalne miasta wygladaja o niebo lepiej. Tłum wystepuje glownie na trasie parking z autokarem- skalne miasto Wardzia.
Zakładki