Byłem parę lat temu w maju w Bieszczadzie,lało jak to w górach ostro gdzieś z 10 dni pod rząd,zdegustowani z moją przyjaciółką postanowiliśmy razem pojeżdzić autem ,i pokazać jej mieszkającej stale w Niemczech,cerkwie zabytki itd...wybrałem Kulaszne kupiliśmy w sklepiku znicze i oczywiscie drogę na Jędrkowy cmentarz,cała drogę z Polańczyka lało jak jasna.....wysiedliśmy z auta pod parasolami ,wyciągłem znicza i.... w tym momencie chmury się rozstąpiły wyjrzało słońce,deszcz ucichł i zrobiła się całkiem miła pogoda,niewiarygodne ale może Jędruś docenił to że przyjechałem do Niego 700 km...jeszcze tylko modlitwa, łyk z piersiówki, krótkie foto nad Jędrusiową kwaterą i powrót do samochodu gdzie w momencie zamknięcia drzwi znowu zagrzmiało i i potoki popłynełyz góry,tak to chyba być musiało zapisane w górze że mając do wyboru na stałe kawior w Bawari i Jasia Wędrowniczka,wybrałem ciągłe powroty w nasze połoniny, po bieszczadzką kaszankę i żołądkową gorzką deluxa .....
Zakładki