Mijanych wiosek i rożnych rzeczy w nich widzianych było oczywiście dużo więcej, niż tu opisuję. By mi starczyło zapału do skończenia relacji a czytelnikowi cierpliwości do jej przeczytania, muszę się streszczać. Ten fragment trasy, począwszy od podjazdu pod przełęcz ciekawie opisał jadący tędy na rowerze Petefijalkowski: http://forum.bieszczady.info.pl/showthread.php/6894

Zjeżdżamy z przełęczy. W dole wieś Ruska, w tle Góry Czywczyńskie.



Tuż przed wsią zamknięty szlaban, przy nim posterunek straży granicznej. Na posterunku dwóch żołnierzy i jeden pies. Siedzibą posterunku jest barakowóz lub zdemontowane nadwozie samochodu. Żołnierze witają się, sprawdzają dokumenty. Pies przymila się do nas. Żołnierz starszy pyta o nasze plany wędrówki. No, Ruska, Selatyn, zastanawiam się, co dalej powiedzieć. A potem wracacie – bardziej twierdząco, niż pytająco mówi żołnierz. Jest takie mądre powiedzenie: Jeśli nie wiesz, co powiedzieć, powiedz prawdę. Nie, nie wracamy. Potem Szepit, Sarata, Perkalab, Szybene, Burkut, Rachów. Czyli tereny lekko bezdrożne i przy samej granicy. Żołnierz pyta o pozwolenie na poruszanie się w strefie przygranicznej. Pies domaga się głaskania i drapania. Pokazujemy kopię zgłoszenia, które w naszym imieniu wysłał do dowództwa straży granicznej w Czerniowcach i Mukaczewie Taras ze Lwowa. Zgłoszenie jest poprawne, jednak przydałaby się na nim jakaś pieczątka. Żołnierz telefonuje do przełożonych. Po dwóch minutach dostaje odpowiedź. Jedziemy dalej. Pies nie jest zadowolony.



Kawałek niżej skrzyżowanie. W lewo do nieczynnego przejścia granicznego z Rumunią. W prawo do Selatyna i Szepitu.



Odtąd jedziemy doliną rzeki Suczawy. Po lewej stronie, raz bliżej, raz dalej od drogi biegnie granica z Rumunią.



Selatyn. Jeszcze nie zdążyłem po powrocie wynaleźć informacji, w jakim celu zbudowano ten obiekt.



Za Selatynem dolina się zwęża a przygraniczne druty kolczaste mamy teraz tuż przy drodze. Zaczyna padać deszcz.