Bartolomeo nie chce się pewnie chwalić, ale wpierw musieliśmy pokonać strażnika
lupa7.jpg
jedynej w tej okolicy kładki, śmiało rozpostartej pomiędzy urwistymi brzegami Black river
lupa8.jpg
Wystarczyło błysnąć mu fleszem po oczach i Ursus arctos zastygł w bezruchu a my korzystając z jego chwilowej niemocy śmignęliśmy na drugi brzeg rzeki. Przeprawa górą zarezerwowana jest dla ras humanoidalnych, w tym niewypierzonych leśnych wędrowców, dołem gnały kopytoidalne:
lupa9.jpg
Te dzikie stada pędzących bizonów na szczęście nas nie stratowały i już po kilku chwilach zawitaliśmy do wioski Indian
lupa10.jpg
i kuźni* światowego hazardu:
lupa11.jpg
Na nic zdało się bieganie po obejściu przed wodzem tutejszej wioski na czworaka i tupanie, i grzebanie kończynami w ziemi z towarzyszącymi okrzykami tatanka!, tatanka! i wskazaniem kierunku gdzie szukać wsadu na gulaszową! Nie pojął chyba o co chodzi, wymamrotał jedynie: O Manitou , chroń mój wigwam od dzikich bladych twarzy
Z braku wołowiny blade twarze napełniły swe jeszcze bledsze brzuchy kiełbaskami wiedeńskimi prosto z...Lidla
*budynek, w którym nocowaliśmy został zbudowany na wzór przedwojennej bieszczadzkiej kuźni:
lupa12.jpg
Zakładki