Dzień 1 - jadę do Wetliny przez dwie Kalnice

Mieszkam nad Sanem. Jakbym nie jechał w Bieszczady, znad Sanu wyruszam i zawsze gdzieś tam po drodze się z Sanem spotykam. Po kilkudniowych deszczach wody było więcej niż zazwyczaj, ale rzeka nie wyglądała na okropną i zabójczą. Tylko deszcz trochę po obiektywie kropił. Tak było w Krasiczynie.


Jak niektórzy czytelnicy wiedzą, poruszam się zazwyczaj rowerem. Dawniej wyruszałem rowerem z domu. Teraz stosuję sztuczne wspomaganie i kawałek podjeżdżam samochodem a na rower przesiadam się gdzieś u podnóża Bieszczadów. Tym razem owym podnóżem był Zagórz. I w Zagórzu właśnie przestało padać.

Droga z Zagórza do Komańczy jest poważnie remontowana. Co chwilę są zwężenia z ruchem sterowanym światłami. Jadąc rowerem trudno jest stosować się do tej sygnalizacji, bo w czasie zielonego światła samochody przejadą w swoim kierunku, a rower nie zawsze zdąży. Tak więc jechałem sobie nie zważając na światła i w trudnych chwilach zjeżdżałem na pobocze. Zresztą długo to nie trwało, bo w Tarnawie Dolnej (nie mylić z Niżną) skręciłem w lewo i opuszczając dolinę Osławy wjechałem w dolinę Kalniczki.


Zatrzymuję się przy wszystkich napotkanych cerkwiach. Tutaj zastanawiam się, jak zrobić zdjęcie, aby cerkwi nie przesłaniał przystanek autobusowy a nieba nie szpeciły przewody elektryczne. Trzeba będzie przy okazji spytać jakiegoś dobrego fotografa;-)


Cerkiew w Łukowem ma obecnie mało cerkiewny wygląd.


Kolejna cerkiew w Serednim Wielkim już nie istnieje. A stała tutaj.


Nie wiadomo, jak długo postoją jeszcze budynki dawnego PGR-u.


Polskie krowy występują nie tylko na opakowaniach z masła. Jest ich tutaj sporo.


W pierwszej Kalnicy zaczął lać deszcz. Zadaszony dąb to dobre miejsce do schowania się.


Romantyczny, bieszczadzki, nieczynny sklep w Kalnicy. A może to była zlewnia mleka?


Po deszczu wyjrzało słońce, na starym kominie upolowałem bociana.


Bocian nie chciał być fotografowany i zaraz uciekł.


Na przełączy między Gawganią a Gabrów Wierchem.


Cerkwisko i cmentarz w Kiełczawie.


A w Baligrodzie znów deszcz.


Stężnica, Natura Park Bieszczady. Muszę tu kiedyś przyjechać na dłużej. Pojadę sobie quadem na kręgielnię, potem skuterem śnieżnym do parku liniowego a wieczorem zrobię zapasy sumo z mega piłkarzykami. Nie wiem, co to jest zorbing i triaperiada, wiec nie będę ryzykował. Z rejsu łodzią też nie skorzystam, bo nie widziałem tam rzeki. I wreszcie poznam, co to prawdziwe Bieszczady.


Ktoś kiedyś pisał na forum, że droga z Baligrodu do Górzanki traci już swoją romantyczność, bo likwidują brody i budują mosty. Wiadomości te należy uznać za nieco przesadzone. Wszystkie trzy brody są. Przez wszystkie udało mi się szczęśliwie przejechać, nie mocząc się (wyżej, niż do kolan).


Myślałem, że w zalewie będzie więcej wody. A tu nie było.


Z Wołkowyi do Polanek pojechałem nie przez Terkę, ale dla odmiany przez Bukowiec. Zaczęło lać. Schronienie przed deszczem znalazłem w starym tartaku.


Potem była droga leśna po stokach Korbani. A na niej takie ciekawe oznakowanie. Nieważne, dokąd dojdziesz, ważne, jakim kolorem szlaku.


Kapliczka szczęśliwego powrotu, dobry pretekst, żeby sobie zrobić postój.


Sine Wiry


Ciekawe proporcje między informacją merytoryczną, przekazywaną przez tę tablicę i niejawną informacją, ile to musiało kosztować. Słów merytorycznych jest cztery, razy dwa języki, więc osiem. Słów dodatkowych naliczyłem około 60. Może zacytuję początkowy fragment: Dofinansowano ze środków Programu „Działaj Lokalnie VII” Polsko-Amerykanskiej fundacji Wolności realizowanego przez Akademie Rozwoju Filantropii w Polsce oraz z Funduszu …
Dawniej filantropia polegała na bezinteresownym udzielaniu pomocy potrzebującym. Teraz wszystko się zmienia i dzięki filantropii mnóstwo ludzi, firm, organizacji udzieliło sobie pomocy finansowej (a przy okazji trzeba było postawić taką tabliczkę przy drodze).


Wetlina zajmuje dzisiaj całe swoje koryto ale nie wybiera się dalej (czyli szerzej).


A potem był Łuh, Jaworzec i druga Kalnica. Na starym torowisku w Starym Siole pasły się dwie sarenki (a może to nie sarenki?) Nie spodobał im się fotograf i pobiegły gdzieś sobie.


I tak dojechałem do Wetliny.