Jak już powyżej Kuna wspomniała, łąki okazały się terenem prywatnym, ogrodzonym drutem kolczastym a zza położonej ciut dalej kępy drzew słychać było odgłosy cięcia drewna i wystawał kawałek domu (choć kto go tam wie czy aby na pewno tam był?). Cofnęliśmy się więc do lasu i dalej poszliśmy drogą zwózkową, która doprowadziła nas do asfaltowej szosy tuż przed mostkiem na początku Cisnej.
Tu chciałem zabłysnąć i mówię do Kuny:
- Jeszcze rzut beretem i będziemy pić laną Perłę w knajpie „Pod Kudłatym Aniołem”
- Kurcze, to ty wiesz, w której knajpie jakie piwo leją?
- No BA!
(tydzień temu tu byłem to jeszcze pamiętałem)
No i wchodzimy uciorani i zmoknięci do Kudłatego, wcześniej zdjąwszy onuce zewnętrzne zwane stuptutami. A tam w środku podłoga jak na wybiegu, wyścielona dywanami a wokół rewia mody outdoorowej. Wszyscy tacy świeżutcy, czyściutcy, suchutcy i pachnący a my sunąc środkiem zostawiamy po sobie ślady jak det wracający ze zrywki i wali od nas dymem jak z wypału!
Wiedziałem na co mamy ochotę więc pruję prosto do bufetu, żeby było szybciej:
- Dzień dobry, dwie lane Perły proszę!
- Dzień dobry, nie ma, lana Perła się skończyła…
Zakładki