Wilku - tak trochę obok tematu - Buba to kobieta! Bez dwóch zdań! :)
jasiel tez nie ale blisko
a jesli chodzi o historie z czarnobyla opowiedziana przez znajomego:
bedac w opuszczonym miescie prypec wybrali sie w czterech zwiedzic najwiekszy blok na osiedlu, taki ogromny , chyba dwudziestopietrowy, wiezowiec gorujacy nad okolica. Po chwili chodzenia po pustych pokojach i korytarzach wsrod rozrzuconych resztek mebli zauwazyli ze jest ich czterech a rzucaja 5 cieni.. widzieli to wszyscy czterej.. ponoc odechcialo im sie troche zwiedzania.. jeden z nich , chyba najbardziej realnie patrzacy na swiat , stwierdzil ze on w duchy nie wierzy i ze to pewnie kwestia oswietlenia i musza to sprawdzic. Kolejno wszyscy wchodzili pojedynczo do pokoju i obserwowali swoje cienie przy jednakowym oswietleniu.. tylko jeden z nich, moj kolega, rzucal 2 cienie... po takiej probie zgodnie zdecydowali ze obiekt nalezy natychmiast opuscic. Biegiem puscili sie ku wyjsciu a za nimi 5 cienijuz przy samym wyjsciu moj kolega zauwazyl ze jak drapie sie w ucho to tylko jeden z dwoch cieni podnosi reke do gory... po wybiegnieciu z bloku, na betonowym osiedlowym placu znow byli w ósemke- oni i ich 4 cienie...
to byl ostatni obiekt architektoniczny ktory zwiedzali w prypeci
a znacie o metysowce w gorcach?? i odwiedzinach metysa ktory juz nie zyje?? zaslyszane na ognisku na podmostowicy, nie znam osobiscie osoby ktora to przyzyla ale opowiesc tez zacna![]()
Ostatnio edytowane przez buba ; 09-10-2008 o 19:30
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Dawaj
To teraz ja>
Kiedyś dawno temu, kiedy chatka w Lachowicach była jeszcze chatką wydz. Mat.-Fiz Pol.Śl. a ja na tym wydziale studiowałam organizowałam w tej chatce swoją imprezę imieninową. Był początek grudnia.
Zaprosiłam kolegów z SKPB W-wa a oni mieli dojechać w sobotę wcześnie rano no i trzeba im było otworzyć chatkę. Ja z kolei miałam w piątek zajęcia na studiach do 19.30 w Gliwicach. Nikt z innych znajomych też nie mógł akurat pojechać.
Ostatecznie pojechałam sama jakoś tak ok 21 z Katowic i w Kurowie Suskim byłam około 1.30 w nocy (wtedy do chatki się chodziło z Kurowa).
Spadł akurat pierwszy śnieg, szłam sama przez taki absolutnie cichy i zaśnieżony las, tylko słyszałam jak śnieg pada z drzew.
Doszłam do chatki, otworzylam ją, zaczęłam palić w piecu i nagle w środku nocy usłyszłam jak wyraźnie ktoś głosnym miarowym krokiem chodzi po strychu (na którym wtedy była rupieciarnia).
Wyraźnie było słychac takie spokojne miarowe kroki.
Nie miałam nawet dokąd uciec, bo w promieniu chyba 5 km nie było zupełnie nikogo. (Sąsiednia chata była wtedy niezamieszkała)
Wtedy zaczęłam głosno śpiewać, m. in. również różne pobożne pieśni.
I to "coś" się wystraszyło i już nie tupało.
Poszłam spać w kuchni obok pieca i nawet całkiem spokojnie zasnęłam.
Do dziś nie mam pojecia co to było, ale obecnie często bywam w chatce i nie straszy tam.
Pozdrowienia
Basia
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki