heh wypas to może i nie jest, ale dwa duże pompowane koła mawiem, że łatwiej byłoby pojechać z malizną do Zakopca
ale na samą myśl jakoś mi się źle robi. W końcu w Cisnej chyba też rodzą się dzieci i chyba matki je gdzieć ciągają na spacery :)
heh wypas to może i nie jest, ale dwa duże pompowane koła mawiem, że łatwiej byłoby pojechać z malizną do Zakopca
ale na samą myśl jakoś mi się źle robi. W końcu w Cisnej chyba też rodzą się dzieci i chyba matki je gdzieć ciągają na spacery :)
Dzizas, przyznam się że nieco przeraziłem się czytając niektóre posty. Odniosłem tu wrażenie, że góry są dozwolone od lat "_ _".
Wg mej skromnej opini chyba jeno Buba nie straciła głowy. A gdy przeczytałem o "dobru dziecka" lub "podmiotowym a nie przedmiotowym traktowaniu" to poczułem się jak w gabinecie psychoterapety albo na sali sądowej:[
Ludzie... to Bieszczady, kraina ludzi wolnych, a nie zniewolonych konwenansem "jak to należy z dzieckiem, czego nie wolno, a co można dziecku.." :( Podpowiadajmy sobie jakie są możliwości.
Sam ze swoją 0,5roczną córką startowałem w zawodach na orientację, a gdy miała 1roczek to już w zimowych nocnych zawodach nO. Gdy miała 2,5roku pokazałem jej Bieszczady (i żałuję że nie wcześniej). Za kilka dni będę z nią (7latka) mógł być w Bieszczadach z powrotem, niestety na dość krótko:(
Nie ma żadnych przeszkód aby gdzieś z dzieckiem nie dotrzeć, nawet z "miastowym" wózkiem. Problemem zazwyczaj nie jest pojazd, ale kierowca który nim kieruje: czy potrafi to umiejętnie robić.
Jedyną przeszkodą jest przygotowanie rodziców! (mentalne - samozaparcie i fizyczne - choć minimalne wyrobienie fizyczne)
Ja zanim z moją najukochańszą pojawiłem się w Bieszczadach to spacerując robiłem wstępne testowanie (podobnie jak autor wątku korzystam z uroków 3-city i jego wcale stromych wzgórz dookoła). Przetestowałam jak to jest z wózkiem ("miejskim" - !) na leśnych szlakach o dużych pochyłościach, przetestowałem jak to jest z dzieckiem na wielogodzinnej wyprawie z dala od domu (na rowerze po 50km z 2 latką).
Ostatecznie wybrałem wariant bez wózka, bez nosidełka. Wędrowała siedząc na moim plecaku. Tak było dla dziecka najwygodniej bo o wiele mniej krępuje ruchy niż nosidełko. I tak było też dla mnie najswobodniej - mogłem dobrać tempo mi najwygodniejsze, bez męczenia nóg dziecka. Dla każdego dziecka da się znaleźć najlepszy sposób.
W tym roku pokażę jej jak staramy się dbać o zabytki (renowacja kirkutu). A najprawdopodobniej w następną niedzielę zrobimy trasę Łopienka - Czartów Młyn - Łopienka, trasa z walorami zabytkowymi-przyrodniczymi-widokowymi-i trochę na przełaj.
Sam nie wiem jak się uda taka trasa, ale jeśli są chętni..zapraszam na wspólną trasę z dziećmi w wieku dowolnym, wózki jak trzeba będzie wszędzie doniesiemy..nawet te miastowe:] (kontakt ze mną pod avatarem)
pozdrawiam
malo :wink:
Ludzie... to Bieszczady, kraina ludzi wolnych, a nie zniewolonych konwenansem "jak to należy z dzieckiem, czego nie wolno, a co można dziecku.."Ja również starałem się by od małego moje dzieci spędzały czas na wolnym powietrzu, również w górach.Sam ze swoją 0,5roczną córką startowałem w zawodach na orientację, a gdy miała 1roczek to już w zimowych nocnych zawodach
Ale ... kiedyś w te pędy odstawiałem osobę dorosła po ukąszeniu osy, wcześniej nie wiedziała o groźnym dla życia uczuleniu na jad. gdyby nie to, że byliśmy w pobliżu auta dojechaliśmy na czas.
Nikt nie wie, czy dziecko nie zareaguje równie wrażliwie.
Pędziłem kiedyś do Leska, gdy nie mogliśmy powstrzymać wymiotów, a innym razem nagłej gorączki.
Nikt nie wie jak groźne mogą być skutki dla 6-miesięcznego dziecka...bo kilkuletnie już są silniejsze.
Zdarzało mi się, również z "dobytkiem" przed burzą spieprzać i kompletnie przemoczeni i zziębnięci wracaliśmy przez ponad 2 godziny do auta.
Nikt nie wie, czy dla 6-miesięcznego dziecka takie termiczne ekstremum nie skutkowało by chorobą.
Dlatego sugerowałem, by idąc na spacer na łono natury być mimo wszystko
"w zasięgu" cywilizacji, gdyby z nagłej interwencji lekarza potrzeba było skorzystać.
Dlaczego lepiej na zimne dmuchać ojcu tłumaczyć chyba nie muszę.
A dlaczego bez problemu mogłem zrezygnować z własnych "ciągotek" na rzecz większego bezpieczeństwa dziecka...chyba też nie muszę tłumaczyć?
Spędzajmy z dziećmi dużo czasu na powietrzu, ale to nie oznacza by w imię własnych planów (6-miesięcznego, czy 2-3letniego dziecka nie rajcują kilkugodzinne spacery, nawet w nosidełku) podejmować ryzyko choćby tylko poważnego dyskomfortu 6-miesięcznego malca.
A pytanie dotyczyło "szlaków ze szczytowaniem", a to w przypadku "bagażu" może oznaczać nawet kilka godzin marszu...z dala od możliwości schronienia się, czy uzyskania pomocy...no chyba, że lot helikopterem planujemy.
Dlatego nadal będę sugerował, by nie uszczęśliwiać dzieci na siłę - ich rajcuje nawet 5-godzin zabawy w krzakach, lesie, placu zabaw, nad strumykiem...ale nie kilka godzin marszu, jazdy na plecach ojca, czy w nosidełku.
Nie ma sensu wyruszać na tak długi marsz.
A dbanie o bezpieczeństwo głupim pomysłem nie jest.
Dlatego Malo zwróć uwagę, że nikt tu nie pisze o tym, by z wyjazdu w Bieszczady z dzieckiem zrezygnować albo po przyjeździe kwatery nie opuszczać, tylko, by rozsądnie spacer zaplanować.
Zresztą sam sugerujesz takie a nie inne opcje nie bez powodu chyba?
Pozdrawiam:)
Wiesz, dawniej telefonów komórkowych nie było a zapewne niejeden rodzic i tak miewał odwagę pójść ze swą pociechą w góry.. I czy nazwiesz to nieodpowiedzialnością jeśli w sytacji wypadku do najbliższego lekarza miał wiele godzin drogi?
Tak, sugeruję rozważenie różnych opcji po to by pójść w góry, a nie po to by zostać w dolinach. Każdy ma swoje własne rozumienie poczucia bezpieczeństwa i z tym polemizować nie ma sensu. Jednak przyznam że współczesny świat wariuje na punkcie poczucia bezpieczeństwa, w stopniu nie znanym jeszcze 20 lat temu. Chuchać na zimne to dla mnie Nie Znaczy: trzymać się blisko cywilizacji, Lecz: nauczyć sobie radzić właśnie nieco dalej od cywilizacji.
Gdyby kierować się tym, że dziecko rajcuje tylko zabawa w piaskownicy to niczego byś dziecka nie nauczył, a zostawił na wychowanie w tej piaskownicy. Zaś uczulenie na jad równie dobrze może mieć dorosły i wiek (tu: dziecko) nie czyni szczególniejszej różnicy. Zresztą co do odporności dziecka to opinie są różne (arabowie zaszczepiają na jad skorpiona dzieci, bo w późniejszym wieku człowiekowi trudniej wyrobić odporność, ja sam widziałem po swojej córce jak potrafi znieść warunki atmosferyczne o wiele lepiej niż ja staruch zepsuty cywilizacją, której komfort odbiera mi część odporności). Tak właściwie to dziecka się nie hartuje, lecz wychowując w zbliżeniu z naturą pozwala mu zachować naturalnie posiadane umiejętności.
Moja osobista opinia jest taka, że dziecko i tak jest "skazane" na swoich rodziców, a im bardziej ma ich zwariowanych tym ciekawszymi rzeczami nasączy na przyszłość.
Możesz rozumieć dbanie o bezpieczeństwo jako unikanie niebezpieczeństw.
Ja jednak preferuję dbanie o bezpieczeństwo jako przygotowanie się na niebezpieczeństwa, umiejętność myślenia w każdej sytuacji.
Wtedy żaden szlak nawet ze szczytowaniem nie będzie straszny.. nawet z "miastowym" wózkiem.
Jeśli jest wola rodzica, to jest sens wyruszać na długi marsz, jedynie z niewielkimi modyfikacjami, np: być przygotowanym na skrócenie trasy, dłuższe odpoczynki niż w przypadku tylko dorosłych osób, konieczność poniesienia dziecka które zaczęło iść jeszcze na własnych nogach (dotyczy ok.5latki, bo młodsze i tak powinny na grzbiecie rodzica, a starsze powinny dać radę przejść), itp. Nie traktujmy dziecka jak stwora z innej planety, którego z założenia trzeba prowadzić z wyposażeniem szpitalnym.
Ostatnio edytowane przez malo ; 05-07-2009 o 20:12 Powód: uzupełnienie
pozdrawiam
malo :wink:
Malo, gdybyśmy rozmawiali o 2-3 latku, to moja opinia była nieco inna.
Jakie Ty atrakcje w kilkugodzinnym marszu dla 6-miesięcznego dziecka widzisz?
Gdybyś uważnie czytał dyskusję, to byś zauważył, że doradzałem w sumie to samo, co Ty tu:
Jako alternatywę dla kilkugodzinnego marszu bez możliwości szybkiego dotarcia do węzłów komunikacyjnych, czy miejscowości.Jeśli jest wola rodzica, to jest sens wyruszać na długi marsz, jedynie z niewielkimi modyfikacjami, np: być przygotowanym na skrócenie trasy
Co do kwestii niebezpieczeństw, to nie trzymam swoich dzieci pod kloszem "od małego" chodzą ze mną po górach.
Niebezpieczeństw ewentualnych jesteś świadom, więc tłumaczyć chyba nie muszę, to , że są dużo poważniejsze dla półrocznego dziecka niż dla kilkulatka chyba też nie zaprzeczysz.
Z obserwacji wiem, że kilkulatek łatwiej zniesie trudy wędrówki, czy niedogodności wynikające ze złych warunków atmosferycznych.
Tak więc wolałem zapewnić dobrą zabawę z ojcem i matką szkrabom podczas wypadu do ogrodu, lasu, na łąkę nad strumyk, w baseniku, piaskownicy, potrafiąc zrezygnować z kilkugodzinnego marszu w 35 stopniowym upale, bo tak ja lubię, chcę udowodnić jaki to ze mnie chojrak albo jakie te moje dzieci twarde i cool są.
Dzieci nie są z innej planety, daleko mi do takich poglądów, by pół szpitala zabierać, napisałem to wyraźnie.
Po prostu uważam, że dzieciom doświadczenia należy stopniować. A 6-miesięczne dziecko nie musi koniecznie dorównywać wytrzymałością starszym o kilka lat.
Pozdrawiam:)
Łomatko, Malo, a jakież to "zniewolenie konwenansem" Ty w powyższych postach widzisz?!Zamieszczone przez malo
Ja dostrzegam tam raczej troskę o bezpieczeństwo, a nie o jakieś pozory.
Ja to widzę tak: ludzie chcą jechać w Bieszczady, ale nie mają doświadczenia, więc pytają o różne rzeczy na forum. Podkreślam: NIE MAJĄ DOŚWIADCZENIA, więc doradzanie w takich przypadkach to spora odpowiedzialność. Ci, co mają doświadczenie (albo ułańską fantazję), nie zapytają, bo już wiedzą. Albo myślą, że wiedzą.
Jasne, każdy wózek i każde dziecko można wnieść wszędzie. To fizycznie wykonalne. Ale - ponawiam pytanie - po co?!
Z ciekawości - co znaczy "startowałem z półroczną córką"? W jaki sposób ją transportowałeś? Pozdrawiam.Zamieszczone przez malo
Zapomniałem zapytać, więc się za Marcowym w kolejkę ustawię.
Po co startowałeś w takich zawodach z 6-miesięczna córką, a gdy podrosła o kolejne 6 w zimowych nocnych?
Czy to było dla jej zabawy?...czy raczej sobie coś chciałeś udowodnić?
Sam ją chciałeś zabrać, ona prosiła, czy akurat taka konkurencja istnieje?
Kim są w Twoim mniemaniu osoby, które nie widzą ani krzty sensu w zabieraniu tak małych dzieci na takie imprezy?
Browar... według mnie tak!
Jeśli z pełnym przemyśleniem zdecydowałem się na dziecko to jest ono dla mnie najwyższym dobrem. Dla najwyższego dobra zrezygnuję wtedy z wielu rzeczy, imprez i swoich przyjemności. Według mnie to tylko wychodzi na dobre dziecku. Moim celem jest bym dbał o jego zdrowie, o jego psychikę, o częsty z nim kontakt, ostrzegał go i uczył widzieć dobro i zło, poświęcę wszystko na jego edukację i na spędzenie z nim tyle czasu kiedy tylko będzie chciał. Kiedy to zrobię, to z czystym sumieniem mogę powiedzieć "zrobiłem wszystko co mogłem" i dalej to robię ale i obserwuję efekty. A efekty mają przyjść choćby i w miłości jego partnera do mnie i miłości do mnie jego dzieci. Dla wielu to zapewne wariactwo, ale efekty widzę i nie żałuję. To moje spojrzenie na sprawę i przez taki pryzmat wcześniej na ten temat wypowiadałem się. VM2301 bardziej to rozwinął. Bo kiedy mamy odpowiedź, że dobrze się zrobiło, że opłaciło się, że nie popełniło się na tyle istotnych błędów (bo wszyscy jakieś popełniamy), które znacząco wpłynęły na dalszy los dziecka i jego rozwój? No właśnie... kiedy?. Można wybrać łatwiejszą i wygodniejszą drogę, ale czy o to w tym wszystkim chodzi?
Stosując metodę, że dziecko nie jest najwyższym dobrem, z mety spychamy go podrzędnej roli. To czasami już widać zanim się urodzi!
A kto napisał, że wszystko?
Ja pisałem tylko o jednym jedynym przypadku.
Czy machnął bys ręką na wygodę, czy bezpieczeństwo własnego dziecka, tylko dlatego , że masz jakieś ambicje, czy plany?
Zabrałbyś 6-miesięczne dziecko na całodzienną wyrypę w 35 stopniowym upale, bo nie masz z kim zostawić? Nie potrafiłbyś zrezygnować dla własnego dziecka?
Sądzisz, że Malo zabrał roczne dziecko na zimowe nocne biegi na orientacje, bo biedakowi opiekunka uciekła?
A wiadomo, z biegów nie warto dla dziecięcia rezygnować, bo przecież wszystko ma być mu/jej podporządkowane?
Na popijawę mam nie iść, bo babcia zastrajkowała? Weźmiemy ze sobą, niechaj leży obok stolika w knajpie, krzywda się nie stanie, bo co? Ze wszystkiego mam rezygnować?
Mam całe swoje życie jakiemuś dziecku podporządkowywać?
Browar, zadajesz takie pytania i w taki sposób, że mam ogromną nadzieję, że sam dzieci nie posiadasz, a jak wpadniesz na takie pomysł, to przemyśl dwa razy i se kup psa.
Ja pierd*lę, mam nadzieję Browar, że nie pisałeś na trzeźwo.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki