Proszę bardzo!
Dzień 5
Piękny dzień. Słońce grzeje od samego rana. Takiego dnia nie wypada zmarnować. Można leżeć, można pływać, można chodzić, ale zmarnować nie można. Szybko szykuję śniadanie, które równie szybko zjadamy, pakuję jakieś picie, coś do zjedzenia i wyjeżdżamy z Komańczy. Jedziemy drogą w dół, ale na północ. W pewnym momencie skręcam bardziej tak na zachód. Zatrzymujemy się przy drodze, żeby sfotografować olbrzymi koper, który tam rósł. Jeżeli taki wielki koper tam rośnie, to strach pomyśleć, jakie wielkie ogórki muszą tam z tym koprem kisić…Chwila zastanowienia, czy nie skręcić w polną drogę w prawo na cmentarz, ale zostawiam go na bliżej nieokreślone później. Jadę do miejscowości, której nazwa nie wiedzieć, dlaczego kojarzy mi się ze Śląskiem. Tam spoglądamy tym razem z dołu na stok góry, który oglądaliśmy drugiego dnia z góry. /Myślę, ze się połapiecie w tym językowym łamańcu/. Podjeżdżam jeszcze kawałek i zostawiam auto w cieniu drzew i pod opieka staruszki, która w ich cieniu odpoczywała sobie. Dalej pieszo. Spokojnie najpierw szutrowa droga, a potem polna prowadzi nas do miejsca, gdzie kiedyś była wieś. To pierwszy cel naszej wędrówki. Wieś - nazwijmy ją Wędrowców - jest pięknie położona w dolinie, a nawet dwóch dolinach pośród malowniczych wzgórz. Po drodze mijamy pasiekę. Pasieka ta jest współczesna. Na rozstaju dróg skręcamy w lewo, przez potok. Za chwile widzimy postument od przydrożnego krzyża, który kiedyś tu stał. Dalej po lewej stronie jest miejsce po cerkwi i stary cmentarz. Nagrobków na nim niewiele jest, ale przy jednym z nich stoją znicze. Znaczy się ktoś tu przychodzi. Kiedy ja chaszczuję Renatka chowa się przed słońcem w cieniu pobliskich drzew. Ja podchodzę trochę wyżej i z łąki obserwuję cel naszej dzisiejszej wycieczki. Prezentuje się okazale. Żeby się tam dostać musimy wrócić w stronę samochodu. Wracamy, więc tą samą drogą, którą tu przyszliśmy. W pewnym momencie dochodzimy do szlaku. Teraz znakowanym szlakiem pójdziemy pod górę....
/Jeżeli Was razi przekręcanie/zmienianie przeze mnie nazw geograficznych, to proszę o uwagi. może przestanę to robić?/
bertrand236
O.K. Chyba nie razi...
Paskudne zimno w Poznaniu jest, więc może troszkę Was rozgrzeję.
Naszym celem jest szczyt – nazwijmy go Ślusarnia. Szlak poprzez łąki wiedzie nas pod górę. W pewnym momencie gubię znaki, ale się tym nie martwimy, bo i tak trzeba cały czas iść do góry. Martwi nas zupełnie coś innego. Przede wszystkim martwi nas całkowity brak kondycji. Co kilka kroków przystajemy i sapiemy. Wydaje nam się, ze nasze sapanie słychać w całej okolicy. Oprócz tego zmartwienia jest jeszcze jeden mały problem, o który chyba jeszcze nikt na tym forum nie pisał w swojej relacji. Tym małym problemem są małe owady, które chyba z całego Beskidu Niskiego się do nas zleciały. Są naprawdę wkurzające… Sapiące postoje są okazją do popatrzenia za siebie, a wierzcie mi, że jest, na co popatrzeć. Im wyżej tym ładniej. W końcu dochodzimy do granicy lasu i tutaj bez trudu znajdujemy pąsowe znaki. Pośród drzew jest jeszcze bardziej gorąco i duszno niż na łąkach, ale nie ma owadów. Nie wiadomo, co jest lepsze? Przechodząc pod zwalonymi drzewami i omijając inne w końcu wychodzimy na grzbiet Ślusarni. Tutaj już łagodnie droga to wznosi się to opada. W końcu dochodzimy do miejsca, gdzie na szczycie Ślusarni, jacyś ślusarze postawili dosyć wysoka konstrukcję metalową. Pod samą konstrukcją usiedliśmy na trawie i podziwialiśmy przepiękny widok. Później znudziło nam się siedzenie, to się położyliśmy. Na górze trochę wiało i nie było tych paskudnych owadów. Stamtąd zadzwoniłem do Lucyny, z którą umówiłem się na bliżej nieokreślony dzień na spotkanie. Do spotkania nie doszło, za co przepraszam Cię Lucyno. Po solidnym wypoczynku zebraliśmy się w sobie i postanowiliśmy wracać do samochodu. Drogi powrotnej nie będę opisywał. Powiem tylko, ze nie musieliśmy się oglądać za siebie żeby mieć cudowne widoki przed oczami…
bertrand236
Przyjemnie spędzić czas w zieleniach czując zapach łąki kiedy na parapecie tyle śniegu a na ulicach zaspy!
WUKA
www.wukowiersze.pl
Dlatego nie zapraszałem Was do ogniska zaraz po powrocie z Bieszczadu.
Pozdrawiam
bertrand236
W tym przypadku premedytacja godna pochwały. Ciasto też najlepiej smakuje jak się już kończy!
WUKA
www.wukowiersze.pl
Moje ciasto skończy się chyba na Wielkanoc...
Pozdrawiam
bertrand236
W każdej dobrej "Ślusarni" jest "Tokarnia"
Tak żeby przypomnieć ,że mamy piękna zimę i trochę "ochłodzić", pozwolę sobie dla kontrastu zamieścić fot (Machoneya- te lepszei moje) -
"Ślusarnia" ta sama zimą.
PS.Bertrandzie bardzo podoba mi się Twoje pisanie,czytam nie raz po 3 razy..... żeby "iść" z Tobą i do tego wiedzieć gdzie :) super.
Zamieszczone zimowe zdjęcia były zrobione pół roku (inwersja)przed Waszym przybyciem tam.
Ostatnio edytowane przez joorg ; 22-01-2010 o 13:07
"dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
Pozdrawiam Janusz
Brrrr. Zimno...
Dziękuję za uzupełnienie relacji o zdjęcia z całkiem innej pory roku.
Pozdrawiam
bertrand236
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki