Kochani! Myślę sobie, że sam fakt istnienia małego ruchu granicznego jest świadectwem tego, że granice Schengen to nie jakiś "płot śmierci" i istnieje możność tworzenia w nim furtek. Mały ruch graniczny zaistniał, bo istniało zapotrzebowanie na taką formę komunikacji. Od nas, góroczłapów, zależy czy damy znać, że taka potrzeba jest czy tez nie. Format małego ruchu jest dla nas całkowicie nieprzydatny, ale wyobraźcie sobie taką najprostszą opcję; idę na szlak, planuję przejść kawałek drogi po ukraińskiej stronie( myślę, że większość z nas PLANUJE swoje spacery), zgłaszam to SG w jakiejkolwiek ich placówce, których w Bieszczadach niemało i po powrocie melduję swój powrót. Jak by to wyglądało od strony technicznej można się zastanawiać do woli, czy robić to telefonicznie, osobiście czy jakkolwiek tam ktoś mądry wymyśli. A co do uszczelniania granic, to zgadzam się, że taka jest polityka UE OGÓLNIE, ale granica polsko-ukraińska jest granicą SZCZEGÓLNĄ w kontekście zbliżających się ME 2012. Jestem prawie pewien,że w związku z tą imprezą będą czynione jakieś ułatwienia w przekraczaniu granicy, co może samo w sobie nic dla nas nie znaczyć, ale w szerszym sensie stwarza dla tego pomysłu przyjazny klimat. Można też odwołać się do potrzeby scalenia w jedno zjawisko turystyczne całego rezerwatu MAB "Karpaty Wschodnie"... Zapytajcie się samych siebie, czy niemiła jest Wam taka wizja? Zapomnijcie na moment, że to mało prawdopodobne. Jakich użylibyście argumentów, żeby przekonać polityków do takiego pomysłu?