Napisz, jestem bardzo ciekawa, jak to wygląda gdzie indziej.
Co do "szarej strefy".
Nie wiem czy to miał być przytyk do mnie, ale ja w niej nie pracuję.
Jeśli prowadzę wycieczkę podpisuję umowę o dzieło, lub umowę zlecenie (nie mam własnej działalności gospodarczej). Od mojego wynagrodzenia odprowadzany jest podatek, na koniec roku dostaję PIT-a.
Tak mi się bardziej opłaca, gdyż moja działalność jest wybitnie sezonowa i nie opłaca mi się płacić ZUS przez cały rok.
Nie współpracuję z konkretnym biurem, jestem "wolnym strzelcem" a na prowadzenie wycieczek i obozów poświęcam swój urlop wypoczynkowy z firmy, gdzie pracuję na stałe (z zawodu jestem informatykiem).
Natomiast współpracuję z kilkoma biurami z którymi po prostu dobrze mi się ta współpraca układa. Mam ten luksus, że mogę wybierać wycieczki, dlatego biorę nie każdą grupę, a tylko takie, które rzeczywiście chcą iść w góry, lub mają szczególnie ciekawy program. Staram się przy okazji każdej wycieczki sama nauczyć czegoś nowego, lub przejść przynajmniej kawałek nowego szlaku.
Prowadzę dość sporo zajęć i wyjazdów na naszym kołowym kursie przewodnickim (jestem instruktorem przewodnictwa) i często biorę udział w naszych wewnętrznych egzaminach (to taki zwyczaj specyficzny dla studenckich kół przewodnickich).
Za to rzecz jasna żadnej kasy nie pobieram, a to sprawia mi największą satysfakcję.
W związku z tym wszystkim w ciągu całego roku prowadzę różne grupy przez około 30 dni wycieczkowych (większość urlopu + weekendy). Poświęcam na to urlop, bo po prostu lubię to robić.
W naszym kole (SKPG "Harnasie") jest około 10 osób, którzy prowadzą tego typu działalność. Całkowicie legalną, ale " z doskoku".
Zdaję sobie sprawę, że przez przewodników "zawodowych" jesteśmy bardzo nielubiani, gdyż uważają oni, że "odbieramy im chleb".
Sama spotkałam się raz z bardzo niemiłym potraktowaniem w Zakopanym, gdzie tego typu zapędy są najsilniejsze.
Z moich rozmów z przewodnikami studenckimi, którzy robią uprawnienia na Beskidy Wschodnie wynika że komisja "państwowa" w Rzeszowie również bardzo nie lubi "studentów". Ostatnie kilka egzaminów oblali wszyscy przewodnicy z kół SKPB.
Uważają ich za konkurencję, czy co ?
IMHO - to nie jest żadna konkurencja, bo po prostu grupy są inne.
Ja na szczęście swoje uprawnienia na Beskidy Wschodnie robiłam jeszcze przed rokiem 1997 przed bardzo mi życzliwą komisją PTTK.
Ale tak nie jest wszędzie - bo np. komisja w woj. Śląskim (Beskidy Zachodnie) jest dla "studentów" bardzo życzliwa, zresztą swoim poziomem merytorycznym odstają oni wybitnie na plus od reszty zdających.
Piszę to na podstawie relacji z egzaminów w woj. Śląskim w ciągu ostatnich 2 lat.
Tak się szczęśliwie złożyło, ze przez 40 lat istnienia naszego koła (w październiku obchodzimy "lecie") na egzaminie państwowym nie oblała nigdy ani jedna osoba, która ukończyła nasz kurs i zdecydowała się podchodzić do "państwowego".
Nie wiem, czy to szczęście, czy dobre przygotowanie.
Osoby, które zdały egzaminy wewnętrzne i ukończyły nasz kurs w ciągu ostatnich dwóch lat (2006 i 2007) obecnie już wszystkie mają uprawnienia państwowe. Bardzo mnie to cieszy, bo wcześniej bywało różnie, ale teraz udało się wytworzyć pozytywną motywację.
Pozdrowienia
Basia
Zakładki