Matragona , Hyrlata …
Nigdy nie zapomnę atmosfery związanej z TYMI miejscami , z przejazdami na wagonikach z drewnem-dłużycą , ciągniętych przez sapiącą i dymiącą ciuchcię. Wjeżdżało się pod Hyrlatą i dalej pod Matragonę niczym na "indiańskie" tereny. Miało się wrażenie, że za każdego drzewa ktoś cię obserwuje i czyha , a ciuchcia zwalniała i „sapała” pod każdą górkę, i z wielkim trudem, pomalutku wjeżdżała…… Jechała wtedy tak wolno , a często zatrzymywała się i cofała ,że wyskakując z pierwszego, drugiego wagonika można było się wysikać (i nie tylko)

i jeszcze wskoczyć na ostatni wagonik.
Zakładki