Nocleg po tym dniu był dużo ładniejszy niż w skansenie
A nie będzie na wesoło?tylko takie suche fakty?buuuu, a zaczynało się tak miło-nawet fotki uczestników w pełni oddają ich charaktery
![]()
Nocleg po tym dniu był dużo ładniejszy niż w skansenie
A nie będzie na wesoło?tylko takie suche fakty?buuuu, a zaczynało się tak miło-nawet fotki uczestników w pełni oddają ich charaktery
![]()
Ostatnio edytowane przez Krysia ; 26-10-2009 o 08:31
"...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
Nikt nie zabroni nam śnić..."
Bogdan Loebl
"...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
Nikt nie zabroni nam śnić..."
Bogdan Loebl
Mkniemy dalej. Przy jednej z cerkiewek Irek dyskretnie fotografuje babcię cerującą pończochy. Stajemy na stacji by zatankować samochód, a Krysia ochoczo bierze się za mycie szyb. W Barsanie zakradam się na teren klasztoru by zrobić zdjęcie zakonnicom, które niosą kosz z chlebem. Przy jednej z ostatnich cerkwii przy drodze do Borszy napełniamy prysznice biwakowe i wpłaciwszy po piątce lei wchodzimy do wnętrza. Ciężkie niebo chce spaść na ziemię, ale nie może bo oparło się o szczyty Gór Rodniańskich i Marmaroskich. Odgłos świerszczy powoli staje się drażniący. Wjeżdżamy do Borszy...
Marcin
O Marcyś się też obudził ze snu zimowego z relacją;-)
super!
Hmm, ja też chyba napiszę swoją w takim razie skoro Rumunia taka modna, a co
Przeszkadzały Ci świerszcze???nic nie mówiłeś wtedy
"...Lecz ja wrócę tu, będę w twoim śnie.
Nikt nie zabroni nam śnić..."
Bogdan Loebl
Rozdział III Wreszcie góry
Mijamy gwarną i zatłoczoną Borszę, wszędzie pełno aut, traktorków i ludzi z wózkami wiozących drewno pod różnymi postaciami. Serpentynami wspinamy się na Przełęcz Przysłup. Wieczorna burza wisi w powietrzu. Znurzenie jazdą poszarza widoki, a może to tylko znów kurz osiadł na umytych przez Krysię szybach. Po górskich polanach zbijają się ciasno stada owiec. Wreszcie jesteśmy na przełęczy. Po prawej piętrzą się w chmurach ośnieżone północne stoki i szczyty Alp Rodniańskich. Widziane po lewej południowe zbocza Marmaroszy kuszą młodą zielonością by pobotanizować. Chmury coraz gęstsze i czarniejsze nad nami. W półmroku prawie wjeżdżamy polną drogą w Góry Marmaroskie. Kwitną jaślinki węgierskie, a spod topniejącego płatu śniegu wychodzą szafrany Heufela. Zatrzymujemy się przy niewielkim wypłaszczeniu z okresowym stawkiem. W pobliżu jest trochę suchego drewna, które pośpiesznie zbieramy. Rozpalamy ognisko i tylko gdy się zaczęło przyzwoicie palić lunął deszcz. Przeczekujemy chwilę w aucie. Przestało. Rozbijamy nasze namioty. W potoczku myjemy dwa kilo ziemniaków i zasiadamy wokół ogniska. Nad górami siada gęsta mgła i powoli zapada zmrok. Dopijamy dwulitrową butelkę rumuńskiego piwa i kładziemy się spać.
Przebudziłem się gdy tylko zaczęło się robić jasno. W nocy coś jeszcze pokropiło, gęste chmurzyska nie zachęcały do pośpiesznego wyjścia na zewnątrz. Ale noc była ciepła, więc zmęczony już porannym wylegiwaniem mimo wilgoci i chmur wytaszczyłem się z namiotu, by szerzej rozpoznać teren. Kwiatów niewiele. Niby kwitną jakieś rzeżuchy i gęsiówki, ale to nic ciekawego. Idę w stronę wyleżyska śniegowego, gdzie dzień wcześniej widziałem krokusy. Po drodze znajduję kilka urdzików. Liście przywrotników mienią się wielkimi kroplami rosy na końcach nerwów. Gdybym był alchemikiem to pewnie kilka bym zebrał do jakiejś magicznej fiolki, ale ani szkła nie mam, ani alchemik ze mnie żaden. Przez chmury przebija się słońce oświetlając pobliską osadę pasterską - jeszcze pustą czekającą na wędrujące w góry stada z dolin. Po jakiejś godzinie, może półtorej wracam w miejsce biwaku i dobudzam towarzystwo. Szybkie śniadanie, herbatka miętowa i jesteśmy gotowi do dalszej drogi.
Marcin
Rozdział IV Cercănel
Przed wyjazdem zgłębiam jeszcze tajemnice, które kryje w sobie oczko wodne, obok którego zabiwakowaliśmy. Pełno w nim traszek. Dominuje traszka karpacka, ale są też pojedyńcze okazy traszki górskiej. Powoli we mgłach ruszamy samochodem pod górę na północ. Biegnąca połoninami droga jest dość solidnie podbudowana kamieniem ułożonym na kształt kostki. Wiatr rozwiewa chmury i po lewej stronie pojawia się wielka plama krokusów. Dobre pół godziny poświęcamy na zabawę w fotografowanie. Podjeżdżamy jeszcze jakieś 2 km i na szerokim grzbietowym wypłaszczeniu pozostawiamy samochód na skraju drogi. Każdy zabiera aparat. Ja wrzucam do plecaka suchary bieszczadzkie, sok pomarańczowy i termosik z herbatą. Irek w łapsko bierze piwo. Ruszamy na zachód w stronę szczytu Cercănel. Chmury prawie całkiem się rozwiały, jedynie nad Alpami Rodniańskimi z dolinnych mgieł zaczęły się rozbudowywać olbrzymie cumulusy...
Marcin
... Z wolna trawersujemy wzniesienie Vf. Cornul Nedeii. W dolinie na północ widać spore wylesienia. Spotykamy się na szerokiej przełęczy. Zaglądam na pobliskie wapienno-dolomitowe skałki. W szczelinach znajduję zanokcicę zieloną i skalnicę gronkową. U podnóża na wapiennym rumoszu rośnie jakaś smagliczka oraz gęsiówka. Jeszcze po łyku piwa i zaczynamy się kierować ścieżką na grzbiet Dealul Negru. Ścieżka niknie w gęstej kosówce. Gdy trzeba przyjąć pozycję czteronożną towarzystwo ginie w tyle i daje za wygraną. Ja twardo wchodzę na zakosodrzewiony wierzchołek. Na szczycie są niewielkie polanki. Po pięćdziesięciu metrach przeciskania się w dół przez kosówkę znów pojawia się ścieżka. Pomiędzy borowczyskami i traworoślami odnajduję pojedyńcze kwiaty, a w zasadzie pąki różaneczników wschodniokarpackich. Już po grechocie docieram na wierzchołek Cercănel. Rozsiadam się wygodnie pod niewielkim drewnianym krzyżem, by przegryźć suchara i łyknąć herbaty. Gnejsowe skaly żółcą się od porostów. Widoki wspaniałe. Na północnym zachodzie idealnie widać pasmo Czarnohory od Howerli po Szuryn. Bielą się radary na ukraińskiej Bukowinie. Z marmaroskich szczytów dobrze widać Torojagę. Jakieś dwa i pół kilometra na zachód dostrzegam idealną miejscówkę na biwak lub nawet dłuższe zabiwakowanie - Vf. Podul Cearcănului. Paczka sucharów niknie w mych wnętrznościach. Wykręcam do sucha termos. Łączę się z wracającym z KIMB-u pewnym Poznaniakiem. Łyk soku pomarańczowego i pora wracać. Przede mną znów zarośla kosówki, ale szczerze przyznam, że nie rozumiem, czemu to piękne zbiorowisko roślinne jest tak niekochane przez turystów. Wędrówka przez kosowkę, pomimo swojej uciążliwości nie robi na mnie większego wrażenia. Nawet to lubię. Gdy dochodzę do polanki w kosówce dostrzegam, że towarzystwo jest już przy aucie...
Ostatnio edytowane przez marcins ; 21-12-2009 o 22:13
Marcin
... Wychodzę z kosówki w borówczyska z pojedyńczymi pastwiskowymi trochę pożółkłymi świerkami. Powietrze staje się coraz bardziej przejrzyste. W drodze powrotnej zahaczam o wierzchołek Vf. Cornul Nedeii. Towarzystwo się wyleguje przy samochodzie grzejąc się w promieniach słońca. Przy ziemi najcieplej, ale już pół metra nad ziemią wiaterek sprawia, że jest raczej chłodno. Woda w workach cieplutka, więc pośpiesznie dokonuję ablucji. I znów jesteśmy w drodze. Zjeżdżamy spowrotem w kierunku przełęczy Przysłup. Nikną chmury nad Górami Rodniańskimi. Zatrzymujemy się jeszcze przy oczku wodnym obok biwaku by popatrzeć na traszki. Przed samą przełęczą małe botanizowanie w kępie jaślinków węgierskich. Nad młaką z kwitnącą kniecią zatrzymujemy się by popatrzeć na Cercănel, jeszcze z Gór Marmaroskich, bo za chwilę będziemy już w Górach Rodniańskich.
Marcin
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki