A potem nie chce mu się już do dawnego stylu życia wracać, i zostaje tylko konsumentem. I upowszechnia się coraz bardziej pogląd, że dorosły człowiek musi taki być. Czyli turystyka kwalifikowana to dziecinada.
Gwarantuję Ci, że mój znajomy, który nosił córeczkę, gdy była niemowlęciem na wędrówkach w koszyczku, wcale nie był nieodpowiedzialny. I zmienił styl życia - w odróżnieniu od większości współczesnych konsumpcjonistycznych rodziców, którzy starają żyć jak kawalerowie, choć uważają za obciach nocowanie nie tylko pod namiotem, ale nawet w schronisku młodzieżowym. Tyle tylko, że ten mój znajomy i jego żona mieli na wędrówkach dodatkowy problem, bo utrzymanie dziecka w tych warunkach w czystości nie jest wcale łatwe.
Ja uważam, że jak ktoś nie może uprawiać turystyki kwalifikowanej, to powinien zrezygnować z uprawiania turystyki w ogóle. Jeśli mieszka w dużym mieście i nie ma w pobliżu zieleni, to może sobie wyjeżdżać do znajomych, rodziny, na pikniki, na spacery do pobliskiego lasu, ewentualnie najwyżej na wczasy - które należy ściśle odróżniać od turystyki. Rodzina to z zasady życie osiadłe, a turystyka się nikomu nie należy. Zresztą - co jest pozytywnego w zmienianiu miejsca zamieszkania dla samego zmieniania? I po co komu takie protezy, jak uczestnictwo w przemyśle pseudoturystycznym? Przecież każdy powinien czuć, że to już nie jest to samo. Jeśli będziemy starali się żyć tak, żeby było nam wygodniej, i starali się łączyć to, co we wszystkich stylach życia jest łatwe przyjemne, a odrzucać to, co mniej przyjemne, to daleko nie zajedziemy. Życie to nie hipermarket, w którym możesz kupić, co chcesz - byleś miał za co.
Z uporem maniaka powtarzasz, że wszystkie formy turystyki są tak samo wartościowe. Więc ja Ci z uporem maniaka powtórzę, że jeśli "turystyka", która tym się różni od zwykłego życia w domu, że co innego masz za oknem i co jakiś czas możesz sobie wyjść w góry, nie jest gorsza niż turystyka, która polega na stawianiu sobie wymagań - to uprawianie tej drugiej nie ma po prostu sensu. Wysiłek, wkładany w coś, tylko wtedy ma sens, gdy ceniony jest bardziej, niż jego brak.Na inny, wcale nie mniej wartościowy.
Dziwactwo to niezwykłość nieoswojona przez kulturę, niezrozumiała. Ale nie martw się - ja takich błędów nie zrobię, bo ja przestudiowałem kulturę społeczną Polski w takim stopniu, że wiem, jak się w takich wypadkach zachowywać. A za niezwykłość zawsze płaci się wysoką cenę. Zwykli ludzie unikają tego, bo idą w życiu na łatwiznę. Ale są też tacy, którzy tak nie potrafią.
Byle zarabiał uczciwie. To znaczy, żeby jego praca też była służbą, a nie tylko zarobkiem.A jeszcze niektórzy nieźle zarobili, pisząc o "Niezwykłych". Nawet na "niezwykłości" daje się zarobić. Być może za kilka lat ktoś zarobi na Samotnym Włóczykiju?
Myślałem, że zacznę na jesieni tego roku, ale kończenie spraw w Warszawie mi się przedłuża.Daj znać kiedy zaczynasz.




Odpowiedz z cytatem
Zakładki