Poranny plan przewidywał podejście na Bukowinkę (lub Łypów i Demków Hrunek dla zwolenników W. Krukara) a przed Kiczerą zejście na Łuh. Kiedyś już tamtędy szedłem w przeciwnym kierunku i zejście na Sine Wiry dało mi trochę w kość. Więc teraz, chyba trochę podświadomie, tak szukałem dogodnego wejścia na Bukowinkę, że... nie znalazłemNie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, na Sinych Wirach nie byłem znacznie dłużej niż na Bukowince!
Jak tylko pojawiła się okazja
zszedłem nad Wetlinkę, a raczej nad to co z niej pozostało.
Środkiem płynęło jeszcze trochę wody, buty jednak miałem już przemoczone więc nic mnie nie mogło powstrzymać przed zaglądnięciem tu i ówdzie.
Kilkaset metrów od asfaltu spotykałem jeszcze innych turystów, ale nad wodą było o dziwo zupełnie pusto. Wyglądało to tak, jakby wszyscy podchodzili tylko pod niegdysiejsze Szmaragdowe Jeziorko i zaraz wracali do swoich samochodów.







Odpowiedz z cytatem
Zakładki