Cd… 22 lipiec 2009, środa.
Ciągnę Konik, ciężko dziś, ale ciągnę w górę
Na Krzemieńcu chyba z 50 turystów z trzech narodów, wszak to punkt styku trzech granic. Siadam i cieszę się z odpoczynku, jem, piję i kombinuję jak tutaj dobrać się do odkopania „skarbu Wojtka 1121”. Skarb znajduje się w punkcie centralnym dla całej „widowni” złożonej z turystów, którzy się porozsiadali naprzeciwko. Nie ma co kombinować tylko trzeba się brać za odkopywanie. Napisałem w moim wątku w dniu 22 lipca 2009 „Patrzyli więc widzowie, cóż tak zaczynam grzebać w ziemi w miejscu przez Ciebie wskazanym, najpierw odwaliłem kamienie, później ziemię i... i... jest folia, a w niej whiski River Queen. Widzę, że Bieszczadnicy gustują w whiski, bo to już któraś z rzędu Tak więc miejsce jest spalone! No nie dało się bez widowni tego odkopać, bo gawiedzi różnych nacji było chyba z 50.” Wojtek… dzięki!
Ruszam w stronę Rawek o 12.15 i po zejściu z Krzemieńca w dołek i podejściu pod Wielką Rawkę zaczynam mieć kryzys formy, zatyka mnie z upału i zmęczenia. Upał jest istnym żarem. Od strony północnej szlak niebieski jest osłonięty lasem i zatrzymuje wiatr. Często się zatrzymuję, całkowite zmęczenie materiału nastąpiło.
O 13.00 docieram na szczyt Wielkiej Rawki, tutaj mocno wieje, aż muszę założyć kurtkę. Zatrzymuję się tylko dla zrobienia kilku zdjęć. O 13.35 jestem na szczycie Małej Rawki. Dziesięć minut dalej, już w lesie robię 10 minutowy odpoczynek. Teraz już czeka mnie ostre schodzenie w dół, inne też zespoły mięśniowe zaczynają pracować, aż się chce wyprostować nogi by były pod katem 90˚ w stosunku do ziemi.
Do schroniska „Pod Małą Rawką” wchodzę o 14.30, zdejmuję buty, zamawiam bigosik, później kawę z mleczkiem, by mi trochę witalności napłynęło. Punkt 15 ruszam do przystanku, by go za 15 minut osiągnąć. Nie czekam może 10 minut i mam autobus do Wetliny. Jeszcze 10 minutowa wspinaczka na Manhattan i wreszcie mogę wziąć prysznic i wypić zimne piwo z lodówki.
Dziś ponad 6 godzinne podchodzenie, potworny upał i wczorajsza 10 godzinna wędrówka dała mi w kość.
Na Rawkach byłem dziś czwarty raz, ale po raz pierwszy miałem piękną pogodę na tyle, że mogłem popatrzeć na całą bliższą i dalszą okolicę. Dotychczas albo potworna mgła, albo rzęsisty deszcz z bardzo małą widocznością, albo kapuśniak z też małą widocznością mi nie pozwoliły oka nacieszyć.
Oregona przez dwa dni używałem tylko częściowo, na terenie Polski (mapa mi się kończyła dokładnie na granicy), więc nie podaję kilometrów ale myślę, że było sporo.
Jutro robię zaległy dzień odpoczynku. Wyprzedzam harmonogram, ha… niektórzy życzyli mi 20% realizacji. Więc jutro robię wszystko by zbliżyć się do 100%. Został mi jeszcze, no właśnie został mi jeszcze… ale nie zapeszam. Poczekajmy na jutro, jeśli jutro się nie uda to musi w piątek, a jak też nie to pozostaje jeszcze sobota do południa. Będzie dobrze bo w to wierzę.
Linki: http://www.rawki.pl/strony.html
Cdn…
Zakładki